Lata lecą.
Przyszedł październik.
Dziecko idzie na uniwersytet.
Przyszedł październik.
Dziecko idzie na uniwersytet.
- Ja też skończyłam tę szkołę. – szepcę na ucho Ernie, która się przemyciła na UAM ze studentem-bratem. – I babcia.
- Łomatko! – demonstracyjnie dziwi się Erna. – TO ONA JEST TAKA STARA?
Nie babcia, uczelnia, ale psssyt, Erno, psssyt! Cicho, ciszej mów, rektor przemawia.
- A nie wygląda na starą, - Erna kończy myśl. - mamo ...
Nie babcia, uczelnia, ale psssyt, Erno, psssyt! Cicho, ciszej mów, rektor przemawia.
- A nie wygląda na starą, - Erna kończy myśl. - mamo ...
Inauguracja, immatrykulacja, indeks, iluminacja.
Lubię tam wracać.
Ujmuje mnie, że Alma Mater rekrutuje wśród dziewięciolatków :)
ja mam to już w dorosłym wydaniu :P
OdpowiedzUsuńAle super:)
OdpowiedzUsuńMojej się w tym roku nie udało zapisać, pójdzie w przyszłym. Ale nie na UAM, na UMK;)
Też chodzi moja córa, na Dziecięcy w Warszawie. Rewelacja. Udanych zajęć :)
OdpowiedzUsuńUjmuje? Mnie to raczej odpycha.
OdpowiedzUsuńImitacja "dorosłego, poważnego" świata w wersji mini. Fu.
j/w
OdpowiedzUsuńUAM? Aha. Czyli jak jutro w przerwie między zajęciami coś małego-dziewięcioletniego przebiegnie mi pod nosem to mam się nie zdziwić? :)
OdpowiedzUsuńto coś takiego u nas jest? pierwsze słyszę, szkoda że moje potomstwo nie pała chęcią do nauki.
OdpowiedzUsuńUjmują cię działania marketingowe i łapanie studenta od przedszkola? Hyhy.
OdpowiedzUsuńbardzo lubie zimno blog, ale mnie tez to przeraza.mieszkam za granica, i moje dzieci wyrosna na maltolow, w porownaniu z polskimi dziecmi, nie beda mialy szans w swiecie... z reszta jakich sazans???Moje dzieci maja dziecinstwo,zero stresu w szkole, zero zadan domowych, ksiazek ponad maly kregoslup. uwielbiam patrzec na ich usmiechnite buzie, jak ida do szkoly.a tu uniwersytety, cuda na kiju. i wiem ze najmniej w tym winy rodzicow, winy kogokolwiek. takie jest nowe spoleczenstwo, i jak sie nie dostosujesz - twoje dziecko przepada. ale doslownie Chiny sie zrobily.
OdpowiedzUsuńNa wszystko jest w zyciu czas.
na uniwersytet lub nie-uniwersytet - tez.
To nie chodzi o Chiny, bo tu nikt nie powiesi eNCe na drabince gimnastycznej, żeby w wieku dziesięciu lat zdobywał laury na olimpiadach. Mówiąc wprost, niczego nie nauczy. Tu chodzi o to, żeby eNCe mając w wieku lat osiemnastu do wyboru Oxford (powiedzmy) i inne renomowane uniwersytety, wybrał ten poznański, bo był tam w dziecięctwie z mamusią i siostrusią, dostał indeks małolata i to było, ochoch, takie ujmujące.
UsuńUniwersytety dziecięce zostały wymyślone w Niemczech, a dzisiaj są obecne we wszystkich krajach Europy.
UsuńA ja stary i głupi myślałem, że chodzi o to aby młody człowiek, po komunii, miał okazję zobaczyć co to takiego Uniwersytet. Wysłuchał specjalnie dla niego przygotowanych wykładów, odwiedził niemal wszystkie wydziały i coś z tego zapamiętał na przyszłość lub odkrył dziedziny o których do tej pory nie miał pojęcia. Wielkie sukcesy, odkrycia lub wynalazki często biorą się z dziecięcych zachwytów, fascynacji lub zdumień. I dopiero Anonimowy mi otworzył (otworzyła ?) oczy, że to czystej wody marketing, zaspokojenie snobistycznych potrzeb mamuś i tatusiów i sposobność do zaprezentowania fryzury pensjonarki. Wreszcie jasność, jasność widzę.
OdpowiedzUsuńMoże i masz rację - młody człowiek na pewno się zachwyci przemową pana Rektora, a Lipton dodaje kubeczek gratis do herbaty, bo nas kocha.
UsuńAnonimowy: Wiem, że nie przekonam Cię do idei kolorowego uniwersytetu, podobnie jak ślubna nie przekona mnie do wakacji nad Bałtykiem. Ona widzi tylko romantyczne spacery przy zachodzącym słońcu a ja lodowatą wodę, smród smażalni i piasek w d...
UsuńMnie również średnio ujmuje widok dzieci w mundurkach, (dziewczynki obowiązkowo w spódniczkach, rzecz jasna), tudzież w t-shirtach z reklamą...
OdpowiedzUsuńmonika
Dziwią mnie komentarze niektórych poprzedników - Anonimów.
OdpowiedzUsuńByć może należę do mniejszości, ale uważam, że w zainteresowaniu dzieci w wieku szkolnym nauką poza obowiązkowym programem nauczania nie ma nic złego. Co więcej (wstyd i hańba!) mój 8-letni Syn też został w tym roku żakiem.
Przepraszam, że tak się ośmieliłam pod (dzisiejszy) prąd. ;-)
Jeśli chodzi o marketing - wolę uczelniany niż ten, dzięki któremu ulega się konieczności kupienia kolejnej rzeczy, która jest obecnie trendy (czy to sobie czy dziecku). O, przepraszam, Państwo na pewno nie ulegają niczemu w tym śmierdzącym kapitalizmie.
:-D
no dopsz... komentuję: moja nielatka na tej samej inauguracji była, koszulki, jak nazwa uniwersytetu wskazuje, były w RÓŻNYCH kolorach, (och Zimno, ze tak niefortunnie w kadrze żółte uchwyciłaś...) Apeluję o powściąganie swoich podejrzliwości na temat intencji organizatorów.
OdpowiedzUsuńp.s. do Pani Zagranico - moje dziecię - ułożona dziewczyneczka z warkoczykami - ku mojej radości - wynudziła się jak mops podczas półtoragodzinnej inauguracji i ze skruchą przyznała że po koniec trochę skakali po krzesłach (zdjęłam buty Mamusiu)
hm... gdyby nie to, że mieszkam na totalnym zadupiu, oraz nie to, że Nielatowi bliżej już do tego "dorosłego" bywania w murach uczelnianych to też zapewne rozważałabym możliwość zapisania go na takie zajęcia. chociażby jako formę życiowej mobilizacji, bo nie oszukujmy się drogie powyższe Anonimy... nawet gdyby Nielat był geniuszem, to... na Oxford nie byłoby nas stać, a jak wiadomo - geniusz potrzebuje pielęgnacji, a nie zapierdalania w celu opłacenia akademika...
OdpowiedzUsuńwięc cóż, ogólnie idea fajna, owszem - jak zawsze dla wybranych (w sensie, że kurcze najbliżej położone miasto uniwersyteckie to 20 km od nas), jak zawsze znajdą się czepialscy dla zasady, i jak zawsze - najgłośniej drą japę te, które w życiu się nie przyznają, że nie wpadły na taki pomysł z własnymi pociechami, lub mieszkają gdzieś gdzie diabeł mówi dobranoc, ale wstydzą się do tego przyznać...
Ciekawy wpis. Lata lecą, a nasze pociechy śmigają na "kolorowe uniwersytety" :) A za chwilę ich dzieci być może też będą tam chodziły :) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń