wtorek, 15 marca 2011

1.969



- Mama, a djaczego
– pyta Erna. – kaczki chodzą gęsiego? Pływają jaczej?
Myślę, że niewykluczone, że tak im po prostu wygodnie, mówię. Jest mniejszy opór wody na kolejne kaczki. Pierwsza bierze opór na klatę.
Erna się głowi.
- Chyba chcą udawać ciuchcie. – zastanawia się na głos.
Silny się przetacza nieopodal na skuterze napędzanym siłą mięśni nóg, energicznie szusuje trzewikami.
- A ja rzadko się widuję z kaczkami … - głośno analizuje Erna.
To co, zaprosimy kilka na podwieczorek? Albo na śniadanie? Bo na obiad kategorycznie nie, odmawiam.
- Mama, a kiedy pojedziemy do nawsi? – drąży Erna.
Hm.
W ogóle, myślę, moglibyśmy pojechać dokądś. Do nawsi albo do nawakacje.
- Tam, gdzie są konie … - ciągnie Erna. – i tam, gdzie są … gdzie są … gdzie są … no, wiesz co …
Oprogramowanie nagle zawisa, Erna macha rękami.
Podpowiadam:
- KACZKI???


***

A na koniec historia obrazkowa.
Zatytułowaliśmy ją z Nowym Człowiekiem „Obława” [Główny Zainteresowany wyraził zgodę na wykorzystanie wizerunku, więc rzecz jest absolutnie legalna].

Nawet bez feministycznego wychylenia nie sposób nie zauważyć dziewczyńskiej dominacji w rocznikach dwutysięcznych. To się może nieźle dyskontować za jakieś dwadzieścia lat.
O czym z piszę z potężną kobiecą satysfakcją i z takimż macierzyńskim strachem.








Moje ulubione ujęcia to pościg à la matrix ze zdjęcia 2 i pensjonarski balet ze zdjęcia 3.








niedziela, 13 marca 2011

1.968

Motylek.
Krokusik (żółty).
Silny dosiadł traktora z przyczepą.
- Trrr [coś tam/coś tam]! – mówi.
Ciągnę za sznurek, traktor się toczy, koła traktora turli-turli-turli po bruku. Tur. Plastik bez opon turkocze donośnie, piach zgrzyta, sznurek się wrzyna (w dłoń), Silny chichoce żywiołowym śmiechem. Apogeum radości.


- Mama, - Erna się pochyla nad dołkiem w ziemi. Dłubie suchą gałązką. - a Pan Bóg stworzył wszystkie jobaje?Jest smutna i poważna, nawet trochę refleksyjna więc:
- Uhu. – mówię.
- A djaczego nie stworzył tyje tych dobjych?
Biedroneczka (wpół śnięta) pomyka po grudach. Tup-tup-tup. Nur. Jednak wiosna.

Ziuuu!

- Mama, jak jade szybciej, to mi lepiej ujeździć –nawołuje Erna, warkocze rozwiane przez pęd rowerowy podrygują wokół jej głowy. – te wszystkie dziuji!
Dziury w ścieżce, błoto w niektórych. Chlup-chlup-plumsk.
- W czas dojechałam? – pyta Erna, śmigając przed traktorem.
- W czas. – mówię.
- Cała naprzód! – zarządza Erna, nadal na czterech kółkach.
Po południu pojedzie na dwóch.



A kiedy w wąskim, błotnistym miejscu Nowy Człowiek chce przepuścić Ernę przodem, a ta niezbyt ma ochotę torować drogę, więc Nowy Człowiek przekonuje, że dziewczynom przysługuje pierwszeństwo – bo to stały argument Erny, kiedy chodzi o dostęp do słodyczy, do czułości albo do pilota, Erna wydyma usta:
- Aje tylko wtedy, kiedy same tak chcą. – rzecze.
Jaśnie/oświecona.











sobota, 12 marca 2011

1.967

Nic.
A zaraz potem cały kadr wypełnia rumiana buzia, dwa rzędy bielusieńkich zębów.
- Mama! – radośnie oznajmia buzia.
Szybko zamykam oczy.
Nic.
Znów miła ciemność. Gonię za snem.
Łups!
Rumiana buzia i dwie pulchne ręce w mięciusiej piżamce wprost spod puchowej kołderki przytargały i wertują książeczkę.
- Bum! Bum! – mówi buzia. Książka jest o waleniu w bęben. - Bum! Bum! Mama! – cieszy się Silny.
Prask!
Silny ciska we mnie woluminem.
To znaczy - zdecydowanym gestem mi podsuwa lekturę pod zaspany nos. Sztywna kartonowa oprawa parkuje między moim łukiem brwiowym a policzkiem. Jest szósta pięćdziesiąt siedem.
Sobota.
Czytać!
.
.
.
- Mama, złe wieści – po lewej i nieco na południowy wschód łóżka śpi, jak się okazuje, Erna. Teraz się nerwowo mości pod strzępem nakrycia. – Mama, złe wieści, - jęczy. – Piki się tutaj zmieścił!Silny odważnie trawersuje posłanie to w prawo, to w lewo, nie zważając na czeluście i parowy licznych kończyn i korpusów pod nakryciem.
- Piki mi tutaj wszedł i mnie budzi! Mama! – skarży się Erna. – Mama, weź go!
- Maaa-maaa! – radośnie nawołuje Silny.
Komuna. Tumult od świtu. Anarchia poduszek, jaśków i kocyków. Dziecinnych skarpetek. Szklanek i butelek z piciem. Nogi, ręce, żądania, eskalacja jęków. Natychmiast się zerwać! W tej chwili pobiec do życia!

Miłego, spokojnego weekendu!


------------------------------------------------------------------------------


- Mama, - zainteresowała się Erna. Od góry jest już kompletnie ubrana, za to od dołu niezbyt. – a jak stjasz poziajna popsika wodą policjanta, to będzie miała kaje?Ciekawe, że Ernę interesują niemal te same absurdalnie niemożliwe tematy, które zajmowały jej starszego brata w analogicznym wieku.
Chrząkam i pomrukuję, wsuwam Silnego w spodenki. Proszę Ernę o doprecyzowanie stanu faktycznego.
- No jak na przykład by sie paliło i zapomniałoby sie wyłączyć i policjant by przyszedł
Na szczęście zjawisko „mama, a ja mam masę ciekawych pytań do ciebie” jest u nas mocno dynamiczne. Nie da się wyczerpać tematu bo ---
- MAAA-MAAA! – wrzeszczy Erna. – a Din rzuca moim kotečkiem!!!
Problem wygląda poważnie, a Silny chce już pójść jeść. Pluszaki śmigają w powietrzu a nielaty przypuszczają - raz jedno, raz drugie - ofensywę.
- A ty rzucałaś jego? – pytam.
- Tak, - bez namysłu odparowuje Erna. – aje to Din zaczął!
Nowy Człowiek się czai gdzieś między drzwiami łazienki a balustradą pierwszego piętra, dynamicznie obstawia Święty Szaniec Dina.


A później Erna odmawia rajstop.
- Aje dja mnie józiowy jest OHYDNY! – się krzywi.
- Ale dlaczego? – pytam.
Dotąd różowy był w miarę ok, bez szaleństwa, ale i bez sprzeciwów.
- Bo jest dja małych dzidzi, - prycha Erna. – a ja nie jestem już małą dzidzią!
- A jaki kolor jest dobry? – pytam.
- Niebieski! – odpowiada Erna. –
Aje jasno.
- Dlaczego?

- Bo mam niebieskie oczy … - rozmarza, rozczula się Erna.


Nowy Człowiek ma swoje pięć minut przy obiedzie - pięć minut czy wręcz całe trzydzieści. Najpierw nie daje się przekonać do moich placków ziemniaczanych. Później dźga je niechętnie, jakby się ze strony dania spodziewał aktów agresji. Wreszcie z ociąganiem degustuje. Zjada jednego, drugiego …
- Dobre? – pytam.
- Nie są najgorsze. – odpowiada Nowy Człowiek, żując wystygłe naleśniki. Patrzy we mnie jasnym, szczerym wzrokiem Bardzo Uprzejmego Dziecka. -
Ale ja już jadłem lepsze w moim życiu.


Miłego, rozkosznego weekendu!
I dużo odpoczynku!





poniedziałek, 7 marca 2011

1.966

Erna stoi w postawie wieszcza na krześle naprzeciw mnie – wzrok błędny, włos rozwiany.


[Nie przeczę, że kilka rzeczy mi się podoba, niezależnie od codziennych irytacji.]



- Mama! – żąda Erna. – Zapisuj to, mama! Zapisujesz to? Djaczego jeszcze nie zapisujesz, MAAA-MAAA?Kiwam głową. Nowy Człowiek dłubie nieopodal w tomiku z łamigłówkami.
- Mama, zapisałaś? – stęka Erna.
Silny podbiegł do stołu i gęstymi onomatopejami wyjaśnia mi pewien krwawy wypadek, prawdopodobnie - swój upadek z krzesła dziś rano. Jest dużo „bummm!” i „tam” i „MAMA!”. Jest też dobitna gestykulacja i metoda Stanisławskiego w wymownym ruchu gałek.

[Podoba mi się, że mój, khekh, debiut okładkowy przypadł na pierwszy europejski Dzień Równości Wynagrodzeń. Nie wątpię, że to musi być znak, choć jeszcze nie wiem jaki.]


- Piszesz, mama? – pyta Erna.
Widzi, że nie piszę. Bawię się pisakiem z różową nakładką. Odsuwam i przysuwam do siebie kartkę.
- Zapisuj to, mama! – niecierpliwi się Erna. Unosi ramię.
Piszę.
- Josną kwiatki w góję
tam, gdzie nieba blask.
Josną josną josną
tam tam tam tam tam.

Erna śpiewa a linia melodyczna odchodzi w nicość z każdą wyśpiewaną frazą, albowiem – cóż za strata! - nie umiem zapisywać dźwięków, chociaż fristajl Erny pasuje do każdego umpa-umpa, więc istotność ósemek i półnut jest po prawdzie minimalna.

- Są wysokie już – Erna się kiwa i łypie na mnie w zapamiętaniu.
tak wysokie, jak mak
są są są pachnące, jak kwiat
la la la la la



[Dziękuję za wszystkie miłe reakcje. Z niejakim sado-maso myślę o sobie leżącej u niektórych z Was na stołach albo pod szafą. Albo w kuble na odpadki (to jest ten wątek maso).]


- Zawsze na polankę pełną kwiatków idę … – zawodzi Erna.Zakładam kujteczke ze kwiatkiem.
Idę pobiegać tam, gdzie polanki smak
na na na na na.


Nowy Człowiek podnosi głowę znad krzyżówki z detektywami. Nadchodzi moment, w którym powinien zażądać kanonicznego:
- A powiedz, Ernjułeczko „jedzie rak na jaku”.
Pozbawiona „er” Erna wysypałaby się rzecz jasna na dwóch jakach, ku dzikiej uciesze …
Ale nie, nie tym razem, tym razem jest inaczej.
- I dlatego nie lubię kobiet! – syka Nowy Człowiek.
Unoszę brwi.
- Widzisz, że kobieta to jest rabuś? – gorliwie tłumaczy Nowy Człowiek.
Jest, w rzeczy samej.
Później nachyla się nad Erną. Erna wyśpiewała bukolikę i cała energia z niej spadła.
-
Tylko mi nie mów, Erna, że nie wiesz, co to jest rabuś!Erna kiwa głową na ukos, między przeczeniem a przyznaniem się.



Wesołego dnia kobiet wszystkim paniom! ;))))





piątek, 4 marca 2011

1.965

Być może to skutek przedłużającej się epoki lodowcowej, powodem może być piąty miesiąc ujemnych temperatur i powoli – szczęśliwie – już ustępującej ciemności. Tak czy inaczej - rozjuszają mnie najbanalniejsze okoliczności, w czwartek – tłusty - rozsierdza mnie hegemonia lukrowanych pączków na regałach cukierni (ciastko z jabłkiem, wróć!) a od poniedziałku do piątku irytuje mnie reforma szkolna.

Owszem, Erna idzie we wrześniu do szkoły, tak, Erna ma pięć lat.
I pecha, że się urodziła w 2006, w roku eksperymentalnym, za rok jej rówieśnicy, wszyscy, bez względu na poziom rozwoju pomaszerują do pierwszej klasy. Mówię temu – fuj.

Co prawda bazuję wyłącznie na pojedynczym doświadczeniu Nowego Człowieka (wzmocnionym cudzym doświadczeniem, o którym wiem z rozmów), ale z całą mocą twierdzę, że zerówka nie jest do niczego, zerówka może być jak rytuał przejścia, jak miękkie wśliźnięcie się w erę szkoły.

Słabo widzę pierwszą klasę, tornistry, ławki, dzwonek co 45 minut i zadania domowe w wykonaniu ludzi, którzy dopiero co przyczłapali z przedszkola. Chcę dla Erny taryfy ulgowej, dywanika na końcu sali, szafy z zabawkami, nie mam zamiaru symulować, że Erna marzy o lekcjach kaligrafii i o systemowej nauce czytania teraz/zaraz i już.

Dlatego Erna idzie do zerówki.
Bo mnie irytuje reforma szkolna.
Minął tłusty czwartek, ciastka z jabłkami na powrót pojawiły się w obrocie. Nie widać niestety kresu reformom.


---------------------------------------------------------------------------------------------------

- Mama, - pyta Erna. –
a jaką pjacę ty mi pjoponujesz?Lubię jej niezłomną świadomość i wiarę, że jest stworzona do wszystkiego, a nie na przykład wyłącznie do miłego dla oka wyglądu.
- Sama wybierzesz, - mówię. – kiedy dorośniesz.
Później pytam, kim by chciała być.
- Kombojką, - bez zastanowienia odpowiada Erna. –
któja podjóżuje po całym świecie, ajbo podjóżnikiem.
- Fajnie.
– mówię.
- Bo bym chciała napisać, - wzdycha Erna, z pasją gestykuluje. – książkę o zwierzętach, jak już wszystko wypodjóżuje …

… lubię też jej poczucie, że można wszystko i że gdzieś jest kres i pełnia, że można wszystko zwiedzić, wszystko przeczytać/napisać i wszystko zrozumieć.



Skrupulatnie notuję na karteluszku jej słowa. Słowa są istotne a nie trwają długo. Łapię efemeryczne sytuacje na dostępnych kawałku papieru.
- Mama! – Erna wbija we mnie oskarżycielski paluszek. –
Ja widziałam, jak ty piszesz na moich pjacach z pszedszkoja!Hm. Tak. Owszem.
- Widziałam, jak pisałaś! – ciągnie Erna. Mars pomiął jej rysy, zmarszczył czoło.
Nowy Człowiek podnosi głowę.
- No i co z tego? – pyta.
Erna opuszcza i unosi ręce, desperacko uderza się w uda, przewraca parą zdesperowanych oczu. Jęczy:
- Aje to są moje pamiątki!
Gdybyśmy przechowywali wszystkie, za pół roku musiałabym wynająć halę wielkopowierzchniową i tam zorganizować magazyn.
- Zrobisz sobie nowe. – rzeczowo radzi Nowy Człowiek.
- Ale ja później już nie bende tak umieć!!! – wyje Erna.
Więc może jednak ma świadomość, że omnipotencja właściwa dzieciństwu jest przejściowa?
;)

- Mama! – na swojej długości fali nadaje Silny. – MAAA-MAAA!
Prawdopodobnie utknął na trójkołowcu, umie tylko do przodu.
- Mama, - Erna mnie ciągnie za poły. – Piki woła cię! Podobno ma jakieś spjawy …

Cóż, gnam je rozwiązać.