O tym, że to już tyle lat, a ja nadal
improwizuję pomyślałam w niedzielę wieczorem przed szóstymi urodzinami Silnego.
Pakowałam prezenty dla jubilata, każdą małą paczkę osobno, każdy klocek w
indywidualne pudełko i w kolorowy papierek. To raczej monotonne zajęcie, medytacyjne
wręcz i wtedy przemknęła mi myśl, że jeszcze pewnie z dwadzieścia albo trzydzieści
lat i już będę TAKĄ matką.
TYM rodzajem matki.
Coś w rodzaju, że chwilowo nadal się nie
poczuwam do that kind of mother,
subtelnie tu parafrazując Lenę D.
Więc potrzebuję jeszcze trochę czasu,
jeszcze jedno albo jeszcze chociaż z pół życia i już zdobędę te szlify.
Będę NIĄ.
Tą, która MA niezawodny przepis na
naleśniki w pamięci operacyjnej, że wychodzą jej równo opieczone, miękkie i
cienkie (moje nigdy takie nie są). Matką, która UMIE właściwie zdiagnozować
pediatryczne infekcje w odpowiedniej chwili i o każdej porze dnia i nocy wie
jak co leczyć. Matką, która JEST PRZEKONANA czego ma wymagać od szkoły w
zakresie edukacji młodych ludzi w klasie zero i egzekwuje to z uporem i
konsekwencją. Matką żywo zaangażowaną w budowanie relacji z dzieckiem, we
wzmacnianie poczucia, we wspieranie i w te inne bestsellerowe czasowniki z dziedziny nauk
psychologicznych, z których się trochę śmieję.
Matką pewną tego, co robi.
Matką, której dzieci jedzą zbilansowane
posiłki i nie za dużo słodyczy.
Matką dzieci stymulowanych kreatywnie
(chusta klanza, warsztaty z biomechaniki …).
Za dwadzieścia, góra trzydzieści lat
wszystkie moje macierzyńskie grzechy się wynicują w zalety, jestem tego pewna.
Opatentuję szereg innowacji z zakresu
wychowania, jak ten, że jest łatwo obejść niechęć dziecka do smarowania twarzy
kremem, smarując je nim po zaśnięciu (serio, robię to, praktykuję łóżkowe
nacieranie nieletnich gąb i rąk mazidłem; clou sprowadza się do prawidłowego
wyczucia fazy snu i wstrzelenia się w fazę snu wolnofalowego, z obniżoną
świadomością bodźców, bo nic bardziej przerażającego od konfrontacji z
małoletnim wrzaskunem w środku nocy, kiedy się trzyma słoik pomady w ręku).
Wymyślę takich sztuczek jeszcze tysiąc.
I zawsze będę wiedziała, co robić. Nie
będę szukać po omacku.
Będę pewna.
Bo póki co improwizuję.
[A niedoścignionym
ideałem jest mama Basi, Janka i Franka z książek Zofii Staneckiej i Marianny Oklejak.
W dni niesłodyczowe nie ulega małolatom i rzuca im co najwyżej garść
rodzynek. W sklepie spożywczym nigdy nie wychodzi poza listę zakupów, chociaż potomstwo
robi dzikie sceny. Zawsze daje odpór konsumpcjonizmowi (telefon!) i ma w tym
posłuch u dzieci.
Skąd Autorki ją wzięły?]
I tak oto z okazji szóstych urodzin
Silnego, z okazji szóstych urodzin mojej wielodzietności uczciłam osobną myślą
myśl, że ją dziergam amatorsko, ową wielodzietność. Bez żadnej ideowej podpinki.
Nadrabiam miną. Zagarniam liczne potomstwo jak rozpierzchające się kulki rtęci.
I ten właśnie obrazek, myślę, mi zostanie z obecnego czasu na przyszłość –
zagarnianie licznych dzieci ciągle w ruchu. Ty-się-z-nim-nią-nimi-nie-bij. Ty-usiądź.
Ty-tu-a-ty-tam. Zostaw-go-ją-zostaw-chodź-tu-idziemy.
Idziemy, fluktuujemy, zajmujemy szerokość
chodnika. Malownicza grupa, a wszyscy moi! moi! moi! I pod moją kuratelą.
--------------------------------------------------
Więc Ojciec dzieciom dmuchał balony – w
sensie literalnym nadymał pięćdziesiąt kolorowych banieczek do ozdobienia
dużego pokoju z okazji rocznicy najmłodszego, a do mnie namacalnie dotarło, jak
bardzo to, co robię jest klecone naprędce.
I bardzo mi to odpowiada.
Pasuje mi tak w stu procentach.
PS. Bo oczywiście to wszystko, co tu
napisałam wyżej to bzdura.
Dlatego że jestem TAKĄ matką, dokładnie
TAKĄ, moje własne wielomacierzyńskie wydanie pierwsze, niepoprawione, jedyne.
Jakiś czas temu na fejsbukowym fanpejdżu
bloga roku pojawiła się ta oto grafika:
Posiadam otóż najdłużej prowadzonego bloga
roku, a Jarosław Kuźniar łypie obok posępnie. Ha!
Dość niejasno przeczuwam, że w tym
jest jakiś potencjał, że utalentowana marketingowczyni wycisnęłaby złoto ze
statusu matuzalemki internetów.
Tymczasem ja pamiętam jedynie, że w 2002 i
w 2003 pisałam coś o ocalaniu siebie w kontekście macierzyńskim, a w 2015 wiem już, że nie
dotrzymałam obietnicy. Nie ocaliłam, jestem całkiem od nowa, ale gdyby nie
macierzyństwo tamtej mnie też by teraz nie było.
Zdrowie sześciolatka Silnego!
Zdrowie sześciolatka Silnego!