Trwa tryumfalny przemarsz Pomarańczowej
Ramki przez internety, Ramka gwiazdorzy właśnie na demotywatorach [cel: gimbaza osiągnięty], ja, jej bezimienna matka-Frankenstein mogę się tylko
cieszyć. Piję za powodzenie Ramki herbatę z cytryną.
Moja Pomarańczowa Ramko! Dżenderko ty moja! Karierko!
[źródło: http://demotywatory.pl/4280726/Gender
]
To ten kolejny raz w życiu, kiedy czuję,
że sława, uroda i fortuna są doprawdy w zasięgu ręki.
A później dzwoni budzik ---
i trzeba się zwlec z pościeli ;)))
Sny o potędze, któż z nas ich nie śni.
***
Tymczasem, parafrazując Mirona z „Tajnego
dziennika” [a nie, że to tylko prozaiczne dziabdzianie o macierzyńskich
udrękach]: fabuła współuczestnicząca.
Od
dwóch tygodni ciągle dwoje jest chorych, permanentna infekcja.
Dzień
w dzień, minuta w minutę któreś jęczy, inne ma gila.
Przebalowuję
fortunę w aptece bez spektakularnych efektów.
Korporacje
farmaceutyczne rosną w siłę przyssane do mojej portmonetki, gdybyż jeszcze mi od tego zdrowieli,
przełknęłabym.
A
tu kicha. Charczący kaszel i liczne wydzieliny.
Mojej narracji ja! ja! ja! nie ma.
Jest hot news, ile dawek mukofluidu
wstrzyknęłam średnio na godzinę przez ostatnich czternaście dni do różnych
nosów.
Wiele.
A ja! ja! ja!, w tych okolicznościach
jednocześnie i ornitolog, i ptak z zaciekawieniem obserwuję atrofię własnego ja!
ja! ja! w wielomacierzyństwie. To ciekawe. Serio.
Robię zapiski na mankietach.
***
Czytałam wczoraj notatkę z dyskusji w
radiowej „Dwójce” - "O Matce Polce w ponowoczesnym kapitalizmie" (Bauman górą, też
twierdzę, że zewnętrzne realia są coraz płynniejsze i znikąd już oparcia ani
autorytetów).
Ale do rzeczy.
Kilkukrotnie wracałam do tego kawałka:
- Myślę, że te dwie figury łączy jedna rzecz - ciągnęła dr Elżbieta Korolczuk. - To nakaz poświęcenia i założenie, że owo poświęcenie jest altruistyczne, że wynika ono z głębokiej potrzeby serca. Dla wielu kobiet to rzeczywiście taka potrzeba. W założeniu jednak miały one otrzymywać w zamian pewien rodzaj szacunku, prestiż, symboliczne rozpoznanie ich roli. Praca macierzyńska i w ogóle praca domowa to jest przecież wielkie zadanie niezbędne dla funkcjonowania społeczeństwa. Wiele wskazuje jednak, że mimo tych poświęceń matka nie spotyka się z szacunkiem społecznym, nie przekłada się to także na jej emeryturę. Niestety żyjemy w systemie neoliberalnym, w którym jesteśmy oceniani na podstawie naszego sukcesu finansowego, a nie na podstawie sukcesu rozumianego np. jako dobre wychowanie dzieci albo dobre relacje rodzinne - dodała.
[źródło: http://www.polskieradio.pl/8/3044/Artykul/966236,Matka-Polka-w-ponowoczesnym-kapitalizmie
]
Czego oczekuję w zamian za fizyczną
reprodukcję narodu?
Czego Wy oczekujecie?
Nigdy nie miałam złudzeń co do „prestiżu”
bycia matką. Szacunek manifestujący się przepuszczaniem w drzwiach do windy mi
niepotrzebny. Łapię się więc co najwyżej na „symboliczne rozpoznanie mojej roli”.
Tak, zdecydowanie kręci mnie „symboliczne rozpoznanie roli”.
Supermatka zdechła, jest przemęczona
dziergaczka dnia za dniem.
Biorąc pod uwagę okoliczności faktyczne zimowego
sezonu przeziębień symbolicznym rozpoznaniem roli byłoby powiązanie Matki Polki
w stałe związki frazeologiczne z takimi przymiotnikami jak skonana, utrudzona,
bez siły.
Matkowanie męczy.
Rodzicielstwo męczy [bo u nas na chacie
działają dżendery] i ta konstatacja nie jest czczym biadoleniem, ale stwierdzeniem
faktów, o których uszanowanie upraszałabym.
O, jakże mnie irytują ciotki dobre radki wskazujące
długim tipsem na tę albo na ową, która tak
sobie dobrze radzi, a ma znacznie gorzej od ciebie, więc na co ty narzekasz, no
ja nie wiem.
Nie chcę narzekać. Chcę za to w prywatnych
rozmowach i w dyskursie publicznym przyzwolenia na rodzicielskie zmęczenie. Na
prawo do bycia steranym obsługą nieletnich.
Rozmawiałam niedawno z koleżanką o
wspólnej dalekiej znajomej, która dwa czy trzy miesiące temu powiła.
- I co? – pytam - I jak?
Nasza kuma była najszczęśliwszą ciężarną,
całą w uśmiechach i radosnym oczekiwaniu na upragnione niemowlę.
- Przerażona, że to tyle roboty – mówi koleżanka.
– Przytłoczona i depresyjna.
Macierzyńska sielanka ma nadal doskonały
PR.
To mi się wszystko wiąże w jakąś makiaweliczną
całość z kultem młodości, witalności, ogólnie – ze współczesnym nakazem bycia zadowolonym,
uśmiechniętym, fit i maksymalnie w wieku 20+.
A jeżeli sobie nie radzisz, to łyknij
tabletkę.
Dzieci?
Och,
spędzamy kreatywnie czas w weekendy. A co wieczór mamy quality time.
Poza
tym się dzielimy obowiązkami po równo z ojcem dzieci. Dwa razy w tygodniu
chodzę na jogę, trzy razy biegam.
Kurdebalans, my z Ojcem dzieciom się nie
dzielimy, każde orze to, co jest do zrobienia bez zastanowienia, a i tak
kończymy dzień domowej roboty dzień w dzień po dwudziestej drugiej.
Nieżywi.
I tak wygląda życie, warto by to „symbolicznie
rozpoznać” myślę.