poniedziałek, 12 września 2011

Wyprawa na plac zabaw.


- Kiki! Kiki! Chodź się bawić!
Żyrafka Wika przybiegła pod rozłożystą akację, w której mieszka jej przyjaciółka Kiki z mamą-żyrafą i z żyrafią babcią. Teraz wspina się na palce i próbuje zajrzeć do wewnątrz.
- Kiii-kiii! – Wika się niecierpliwi. – Kiii-kiii! Wiem, że tam jesteś! Chodź się bawić!
Drewniane okiennice otwierają się z głuchym trzaskiem.
Zaspana żyrafia twarz pojawia się w obramowaniu kuchennego okna.
- Co to za wrzask? – pyta Kiki, ziewa, przeciąga się, przeciera oczy i poprawia nierówno zapleciony warkocz.
- No, nareszcie. – wzdycha Wika. – Dalej, zakładaj buty, idziemy na plac zabaw!
Kiki ziewa jeszcze raz.
- Nie mogę. – mówi cicho. – Mama mi nie pozwala …
- Ej, bez strachu, mama nawet nie zauważy. – Wika niedbale macha ręką. – Pognamy pędem na plac, pohuśtamy się i zaraz wracamy. Pospiesz się!
- Nie mogę, mama zaraz wróci z pracy … a babcia …
- No właśnie, - Wika wtrąca się w pół zdania. – co robi twoja babcia?
- Zasnęła ze mną po obiedzie na kanapie … - tłumaczy Kiki i zakręca pasmo włosów na palcu. - Zjadłyśmy deser ze słoniowej trawy, czytała mi i usnęłyśmy razem … Mnie obudziły twoje wrzaski a ona … ona śpi nadal ... Słyszysz, jak chrapie?
- Doskonale! – Wika aż klaszcze z uciechy. – Więc powinnaś ze mną pójść tym bardziej!
Kiki nie jest przekonana. Nerwowo przestępuje z nogi na nogę. Mama zabroniła jej chodzić bez opieki na plac zabaw. Żeby się tam dostać trzeba przejść przez ruchliwą trasę migracji gnu. Antylopy biegają bardzo szybko, całymi stadami a w takim pędzie niemożliwe jest hamowanie.
- To niebezpieczne przejście – mówi mama. – dla małej żyrafy.
Kiki obiecała, że nigdy nie pójdzie sama na plac zabaw.
Ale czy z Wiką to też znaczy „sama”?
Kiki nie wie. Kiki nie jest pewna. Chciałaby zapytać mamę, ale mama nie wróciła jeszcze z pracy.
Chciałaby też pójść, och, naprawdę by chciała na nowy plac zabaw. Słyszała dziś rano od lwa Jana i od hipopotama Q i od Felinki, siostry Felka też słyszała, że na żyrafim placu są fantastyczne huśtawki.
Kiki myśli.
- Jeżeli pójdę z Wiką, - rozważa. – to przecież nie złamię obietnicy danej mamie, bo nie idę tam sama ...
Kiki jeszcze przez chwilę się zastanawia, czy wyprawa z przyjaciółką to to samo, co pójście na plac zabaw „pod opieką”, ale niecierpliwe prychnięcia Wiki zniechęcają ją do dalszego dociekania.
- Mogłabym właściwie – przebiega jej jeszcze przez myśl. – obudzić i zapytać babcię … ale … ona tak smacznie śpi … tak ciężko dzisiaj pracowała … ugotowała obiad i zrobiła pranie … niech sobie odpoczywa … Poczekaj, - zwraca się do Wiki. – założę tylko czapkę i już …
- A po co ci czapka? – Wika wybucha szyderczym śmiechem. – Jesteś niemowlakiem?
- Mama mówi … - Kiki czerwienieje ze wstydu na twarzy. – że słońce może porazić …
- Nie bądź głupia! – Wika wydyma wargi. – Czy ja mam na głowie czapkę? Dalej, chodź już.
Kiki wychodzi z domu na palcach.
Niesie buty przerzucone przez ramię, nie chce robić hałasu.
Nie czuje się pewnie. Wydaje się jej, że mama by nie pochwalała tej wyprawy. Jest tego prawie pewna. Czuje niemiły ucisk w brzuchu, w tym miejscu, w którym się zapina pasek. I na dodatek nie założyła czapki a słońce tak mocno praży.
- No dalej, - Wika trąca Kiki. – uśmiech na twarz! I gnamy!
Kiki podbiega kilka kroków. Bolesny ucisk w brzuchu z każdym krokiem narasta.
- Mogłabym wrócić … - myśli Kiki.
- Hej, uważaj, mała! – cwałująca antylopa gnu niemal ociera się o bok żyrafki.
- Kiki! – Wika śmieje się donośnie. Stoi już po drugiej stronie szosy. – Gdzie ty masz oczy? To przecież trakt migracji antylop, trzeba uważać!
Kiki drży. Teraz jest już zupełnie pewna, że złamała zakaz mamy. Czuje gorzki smak w gardle. Mama będzie na nią zła.
- Biegnij! – Wika macha do niej z przeciwnej strony traktu.
Kiki zamyka oczy.
- Trudno. – myśli. – Nie jestem już w końcu taka mała!
Z zamkniętymi oczami, na oślep przebiega przez trakt.
I już jest tuż obok Wiki! Udało się! Przyjaciółka poklepuje ją w ramię.
- A teraz na huśtawki! – woła ze swadą. – Gnamy, Kiki, gnamy!


Nowy żyrafi plac zabaw, wzniesiony dzięki staraniom Mandryla Rudolfa, wygląda naprawdę okazale. Kolorowa piaskownica jest pełna żółtego piasku. Na lewo od piaskownicy idzie się na zjeżdżalnię a na wprost … Na wprost postawiono huśtawki! Ślicznie, w trzech różnych rozmiarach – te najmniejsze dla żyrafich bobasów, te średnie – dla żyrafich dzieciaków i te największe - dla starszaków o wzroście powyżej trzech metrów. Duże tablice ostrzegają: z największych huśtawek mogą korzystać wyłącznie żyrafy o wzroście powyżej trzech metrów. Największe huśtawki są niebezpieczne dla małych!
- Dalej, Kiki, na te! – Wika dziarskim ruchem głowy wskazuje Kiki największe huśtawki. – Ale będzie radość!
Kiki powoli literuje ostrzeżenie wypisane na jednej z wielkich tablic.
- Wika! – mówi. – Ale my ledwo przekroczyłyśmy dwa metry trzydzieści wzrostu!
Kilka dni wcześniej Pielęgniarka Okapi zmierzyła wszystkie żyrafy w czasie okresowego badania.
- Eee … - Wika już się wspina na siedzisko największej huśtawki. –  a co się może stać?
- No właśnie, - myśli Kiki. – co się może stać na huśtawce?
Huśtawka jest przecież do zabawy.
Kiki czuje, że ogarnia ją radość. Już nie żałuje, że złamała zakaz mamy. Jest szczęśliwa! Jaki piękny jest ten plac!


Iii raz!
Iii dwa!
Przyjaciółki na wyścigi próbują jak najwyżej rozbujać huśtawki.
Iii raz!
Ciepły, pachnący sawanną wiatr omiata im twarze.
Niebo jest niebieskie-niebieskie. Kiki myśli, że jeszcze nigdy nie było aż takie.
Iii raz!
Iii dwa!
Kiki jest teraz najszczęśliwszą żyrafką świata.
Wika miała rację!
Iii raz!
Długi warkocz Kiki przecina powietrze, jak bat.
Iii dwa!
Ach!
Warkocz Kiki wplątał się w łożysko huśtawki!
Kiki próbuje go szarpnąć …
Zamyka oczy.
Czuje, że spada.
Boi się.
W panice macha nogami …
Boi się. Boi się. Boi się.
- Mamo! – krzyczy Kiki. – MAAA-MOOO!!!
Głuche plaśnięcie wyrywa Wiki z miarowego „iii raz, iii dwa” na sąsiedniej huśtawce.
Kiki spadła i leży na trawie.
Wika widzi cienką strużkę krwi sączącą się z ust koleżanki. Zeskakuje z huśtawki.
- Hej, mała! – trąca Kiki. – Nie wygłupiaj się, wstawaj!
Ale Kiki nie wstaje.
- Dalej! Dalej! - ponagla ją Wika. - Dalej!
Bezskutecznie. Kiki leży bez ruchu na trawie z zamkniętymi oczami.
- AAA! – krzyczy Wika. – A-A-A! – ze strachu i z przerażenia uginają się pod nią nogi i chce się jej płakać. - AAA! Kiki, nie rób sobie żartów! Natychmiast zbierz się i wstawaj!
Ale Kiki nie wstaje.
Leży bez ruchu.
Wika rozgląda się po placu zabaw. Są tu same. Jeszcze raz trąca Wiki a że ta nadal nie odpowiada, rzuca się biegiem do wyjścia.
Biegnie, biegnie, biegnie i nie ogląda się za siebie. Głośno płacze.


W tym samym czasie mama Kiki wróciła z pracy do domu w akacji.
- Kiki! – woła od drzwi. – Jestem! Dziś wróciłam wcześniej, pójdziemy razem na nowy plac zabaw!
Odpowiada jej tylko donośne chrapanie żyrafiej babci.
- Kiki! – mama nawołuje przez otwarte drzwi na taras.
Cisza.
Mama Kiki wychodzi przed dom. Ścieżką wzdłuż płotu kłusuje Wika. Mama macha do niej i daje znaki, żeby Wika się zatrzymała.
- Widziałaś może Kiki? – pyta.
- Skąd – pospiesznie odpowiada Wika nie patrząc mamie przyjaciółki w twarz. – Nie, nie, na pewno nie widziałam – zapewnia żarliwie. - Do widzenia pani!
- Jaka uprzejma żyrafia panna. – myśli mama Kiki. – Kiki, Kiki! – pokrzykuje, chodząc wzdłuż ogrodzenia domu. – Córeczko, gdzie się schowałaś?


W tym samym czasie na żyrafi plac zabaw wpada Q, hipopotam, zaniepokojony dzikim wrzaskiem, panicznym krzykiem Wiki, który dotarł do niego, kiedy pluskał się nieopodal w hipopotamim stawie. Rozgląda się. Widzi w trawie jakieś kolorowe szmatki. Podchodzi bliżej. To Kiki!
Q myśli szybko, błyskawicznie kojarzy.
- Felku! – woła do słonia, który się właśnie wspina na drabinki za płotem, na słoniowym placu zabaw. – Chodź tu i popilnuj tej małej. Ja pobiegnę po pomoc do szpitala, do Doktora Geparda.
Felek przysiada przy Kiki.
- Oj, mamo, mamo. – biada. – A co się tu stało? …
- Nie płacz. Pilnuj! – instruuje go Q. – W razie czego pomagaj. I nie ruszajcie się stąd. Zaraz wracam.


Pomoc zjawia się po kwadransie. Doktor Gepard osobiście kieruje ambulansem.
- Zastrzyki, zastrzyki … - mruczy pod nosem lekarz, parkując pojazd przy żyrafich huśtawkach. – uwielbiam zastrzyki … kroplówki i badanie tomografem …
A później zwraca się do Q:
- Świetnie się, bracie, spisałeś.
Hipopotam Q czerwienieje z zażenowania.
- Normalna sprawa. – bąka.
A Doktor Gepard już klęka przy omdlałej żyrafce. Bada puls. Unosi powiekę pacjentki.
- Panowie, – zwraca się do dwóch pielęgniarzy-jaguarów. – trzeba ją natychmiast przewieźć do szpitala.
Pielęgniarze delikatnie umieszczają bezwładne ciało Kiki na noszach, te wsuwają na szyny wewnątrz ambulansu. Doktor Gepard okrywa Kiki kocem.
- Chłopcy, - patrzy poważnym wzrokiem na hipopotama Q i na słonia Felka. – biegnijcie do żyrafiej mamy. Przekażcie jej, że znajdzie Kiki w szpitalu.
- Jasne! – chórem odpowiadają Felek i Q. – Zaraz!
- Tylko uważajcie – woła za nimi Doktor Gepard. – przechodząc przez trakt migracji! 



Godzinę później żyrafia mama nerwowo zagryza kostki palców. Chodzi w jedną i w drugą stronę szpitalnym korytarzem. Unosi i opuszcza głowę. Nasłuchuje. Krok w krok za nią podążają Felek i Q.
Kiki jest operowana.
Punktualnie o siedemnastej Doktor Gepard staje w drzwiach szpitalnej poczekalni.
- Proszę się już nie denerwować. – zwraca się do żyrafiej mamy. – Nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Co prawda wszystkie nogi były połamane, ale kręgosłup jest cały.
Mama Kiki oddycha z ulgą. Felek i Q radośnie skaczą.
- Możemy z nią porozmawiać? – pytają.
- Jasne. – opowiada Doktor Gepard. – Ale krótko, bo Kiki jest osłabiona operacją.


- Doktorze, jakie rokowania? – pyta żyrafia mama, kiedy szybkim krokiem idą w czwórkę w kierunku sali pooperacyjnej. – Kiedy Kiki wyjdzie ze szpitala?
- Za jakiś tydzień, najpóźniej za dziesięć dni. – odpowiada Doktor Gepard. – Ale czeka ją jeszcze sześć tygodni w gipsie. No i półroczna rehabilitacja.
- Sześć tygodni w gipsie? – słabym głosem pyta Kiki.
Próbuje unieść się na posłaniu, ale z czterema nogami w gipsie nie jest to takie łatwe.
- Tak, moja mała. – Doktor Gepard surowym wzrokiem patrzy na żyrafkę. – A i tak miałaś sporo szczęścia. No i musisz podziękować tym dzielnym chłopakom. To oni cię uratowali.
Felek i Q skromnie spuszczają wzrok.
- Eee, normalna sprawa. – bąkają.
- Ja wam dziękuję. – mama Kiki nachyla się nad słoniem i hipopotamem. – Dziękuję wam z całego serca! Zachowaliście się, jak bohaterowie. Dziękuję bardzo!
- …A ja przepraszam … - cicho bąka Kiki. - … Wszystko ci, mamo, później wytłumaczę … Przepraszam cię … naprawdę …
- Już dobrze. – mama Kiki przysiada na brzegu szpitalnego łóżka. – Później porozmawiamy.
- Przepraszam … przepraszam, mamo … - szepce Kiki. – Wszystko przez to, że cię nie posłuchałam …
- Zastrzyki, zastrzyki … - mruczy pod nosem Doktor Gepard. - uwielbiam zastrzyki, kroplówki i badanie tomografem …

Hipopotam Q i słoń Felek cichcem wymykają się ze szpitala.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz