Najwyższy czas, myślę, przewietrzyć po ostatniej notce.
I wyciągnąć wtyczkę.
[źródło: bliżej
nieokreślone internety]
Podążamy zatem piechotą (żeby sprawa się
odbyła w 100% analogowo) do najbliższego kiosku z prasą i nabywamy – za gotówkę
- „Tygodnik Powszechny”. Papierowy.
Wąchamy druk, macamy fakturę papieru,
zaglądamy do środka.
Tematem tygodnia jest „Wobec przemocy”. Na
trzeciej stronie - esej Stefana Chwina „Inteligent jako człowiek bezbronny".
Niestety, na piątej stronie Szanowna
Redakcja łaskawa była drastycznie odmłodzić literata, w notce biograficznej
autora napisano „ur. 1964”, szybko pohulałam po Wikipedii i, owszem, autor ma
obecnie 64 lata (urodził się w 1949), więc co prawda liczby się zgadzają,
trochę tylko nawalił kontekst, złośliwe licho chichoce we mnie szpetnie. Ech.
Ta drobna wpadka redaktorów szczęśliwie
nie rzutuje na sens.
Tym niemniej oczywiście utwierdza w
poczuciu, że należy być przytomnym i nie wierzyć bezwarunkowo każdej
wydrukowanej literze.
Wracając wszakże do meritum - Chwin pisze o
postawach, do jakich przygotowuje edukacja.
Kultura polska dwudziestolecia
międzywojennego to, pisze Chwin, „wychowywanie Baczyńskich” – o katastrofalnych
skutkach zresztą.
„Wychowywanie
Polaków na Baczyńskich krytykował też wielokrotnie Miłosz. Było to według niego
wychowanie całkowicie oderwane od rzeczywistości, dlatego szkodliwe”.
„W
latach 1944 – 1989 edukacja polskiej młodzieży była prowojenna. (…) Chodziło o
to, by polonistka wychowała polskiego chłopca w taki sposób, żeby w stosownej
chwili odebrał kartę mobilizacyjną.”
„Po
1989 r. sytuacja się zmieniła. Chcemy wierzyć, że to my sami poprzez pokojowe,
a więc nie-wojenne zachowania obaliliśmy komunizm. (…) Ideałem obecnej edukacji
jest więc polski inteligent jako człowiek bezbronny.”
[wszystkie
cytaty z: Stefan Chwin, „Inteligent jako człowiek bezbronny”,
Tygodnik
Powszechny z 20 października 2013, Nr 42]
Dalszym ciągiem eseju jest wywiad radiowy autora
w Radiu RDC, można odsłuchać go w TYM miejscu.
Od minuty 10:50 Chwin mówi o lekturach.
„Program
nauczania w dużym stopniu unika tekstów, które by mówiły o rzeczywistych
konfliktach społecznych czy międzyosobowych czy międzygrupowych, które mają
miejsce w społeczeństwie.”
„Podręczniki
do języka polskiego są wygaszające bardziej energiczne postawy wobec życia.”
Osią zarówno wywiadu, jak i eseju jest przemoc.
Ja, pisząc o lekturach nie miałam jej na myśli, ale i tak nie mogę się pozbyć
wrażenia, że coś wisi w powietrzu. Nie dostałam cynka z TP, że Stefan Chwin
będzie mówił w najnowszym numerze o kanonie lektur. I to w taki sposób, jak
pokazałam wyżej, z prostoduszną wiarą inteligenta w siłę sprawczą słowa
pisanego. Więcej nawet – w siłę sprawczą lektur, którymi się pacholę nasyci w
placówce edukacyjnej.
Zatem – coś wisi w powietrzu. Rewolucja w
kanonie :))))
Myślę (w niczym sobie nie pochlebiając,
oczywiście), że to jednak w jakiś sposób naiwne wierzyć jak Chwin (no i jak ja
trochę też), że słowo pisane, książki, literatura, że ten cały piśmienniczy
kram ma moc. Że słowo staje się ciałem (… tu pojechałam). Że dobór lektur
szkolnych wymaga refleksji, a nie sekwencji Ctrl+C, Ctrl+V, wygodnickiego
kopiowania tego samego katalogu przez dziesięciolecia.
Zastanawiam się, kogo wychowują obecne
lektury dla podstawówki.
Po lekturze tekstu Chwina (i dwóch albo
trzech własnych przemyśleniach) nie znajduję w sobie tyle optymizmu, żeby twierdzić,
że jest jakaś głębsza myśl w ich doborze. Bo zapewne tej myśli nie ma. Kanon
lektur (albo lista lektur sugerowanych) jest sentymentalno-patriotyczną
litanią, w niczym w sumie nie potępiając ani sentymentalizmu, ani tego
drugiego.
Moc sprawcza kanonu – nieznana.
Wyjąwszy może chwinowską „bezradność
intelektualisty”.
… i to byłoby na tyle póki co na tym blogu
o książeczkach dla dzieci.
No, może jeszcze drobny epilog.
Nowy Człowiek jest właśnie na etapie przerabiania „Tajemniczego ogrodu”, potężnego
gniota, i to zarówno pod względem języka (sękate, nieociosane drewno), jak i
meritum. Z góry uprzedzam, że nie zamierzam przepraszać za moją ocenę
ewentualnych fanów Frances Hodgson Burnett.
Zatem – Nowy Człowiek odłożył, co tam
właśnie czytał (a czytał zapewne komiks z przygodami Asteriksa) i niechętnie
brnie przez stronnice.
Nagle – biegnie. Włos rozwiany, pąs na
licach.
- Mamo, mamo – krzyczy – ależ ta książka
promuje rasizm, powinna być zakazana dla dzieci!
(albo coś w te słowa, padło wszakże „promowanie
rasizmu” i postulat natychmiastowego odsunięcia lektury od nieletnich).
Łypię, patrzę i co widzę:
- Hm,
ja zaraz spostrzegłam, że tam musi być całkiem inaczej – odrzekła (Marta)
szczerze. – A ja myślę, że to wszystko przez to, że tam tyle czarnych zamiast
prawdziwych, białych ludzi. Jakem słyszała, że panienka przyjeżdża z Indii, tom
myślała, że i panienka jest czarna.
[Frances Hodgson Burnett, Tajemniczy ogród,
tłum. Jadwiga Włodarkiewicz, Wydawnictwo
GREG, Kraków 2012]
Kiedy byłam w wieku Nowego Człowieka nie
miałam tego rodzaju świadomości POLITYCZNEJ.
Świat się drastycznie zmienił, kanon pozostał kanoniczny.
Świat się drastycznie zmienił, kanon pozostał kanoniczny.