wtorek, 1 października 2013

2.205 [O fizyce]


- Miałeś się uczyć hiszpańskiego - zrzędzę.
- Uczę się fizyki – rzecze Nowy Człowiek i się szeroko śmieje.
Buja się z Silnym w dużym fotelu, Bracia Idealni Od Przeszło Dziewięciu Minut, siedzą noga w nogę obok siebie, a na kolanach mają tablet. Grają w Bad Piggies.

Oblicz moment sił odśrodkowych łopat śmigła.
Oblicz siłę ładunku cocacolowego na podstawie prędkości rozchodzenia się fali uderzeniowej po Świńskiej Dolince.
Oblicz siłę wyporu czterech czerwonych baloników. Wykorzystaj prawo Pascala. Nie ściemniaj.
(tymczasem mnożenie liczb dwucyfrowych leży. tudzież działanie do potęgi.
ortografia
przyroda
historia
i inne takie tam, od których pęka tornister)


Jeżeli kiedykolwiek miałam wątpliwości co do tego, czy RZECZYWIŚCIE nastąpi różnica między nauczaniem wczesnoszkolnym a szkolnym, to ona naprawdę JEST. Przejście z systemu ocen opisowych do ocen-cyfr sieje spustoszenie w młodej duszy (a ja tak, a kolega śmak, a dlaczego ja tylko tyle, a on/ona/ono znacznie ode mnie mniej/więcej?, a czy mi to pogarsza średnią?). Jeżeli natomiast chodzi o objętości do zakucia (brrr …), to mój osobisty delikwent z pozoru epatuje luuuzem, ale od czasu do czasu – co najmniej, nie wstydźmy się tego, raz dziennie - nawet on musi przysiedzieć. Szkoła, choćby była najlepsza, i tak ostatecznie wyegzekwuje od niego obkucie na pamięć owej już u nas anegdotycznej różnicy między mniejszością narodową a etniczną.

A jako że jestem masochistką, to nie mogę się nie katować wizją eksperymentu z czwartą klasą z udziałem pewnej dobrze mi znanej panienki, która się zmierzy z tematem mając rok mniej, niż Nowy Człowiek teraz. Po miesiącu czwartej klasy mój pogląd na strumień korzyści płynący z pierwszej klasy dla sześciolatków się nie zmienia, ugruntowuje się wręcz.

Oczyma duszy widzę te wyrównane szanse. Dziewięcioletnie dzieci z zaniedbanych środowisk wyrównujące swoje szanse edukacyjne mnożeniem siedemdziesięciu dwóch przez czterdzieści siedem albo nagabujące:
- Mamooo, a czym się różni narodowy od etnicznego????
Jasne, 72x47 tak czy inaczej dopadnie wszystkie dzieci, ja jednak niezmiennie uważam, że rok w rozwoju czyni różnicę.

Albo takie choćby banalne tempo pisania. Umiejętność zrobienia szybkiej notatki. Przeczytanie w dobrym tempie dużej partii tekstu.



… a Nowy Człowiek i Silny w tym czasie ziuuu, odpalili świński pojazd przy użyciu silnika od frani, parasola i butelki pepsi.
- Maaa-maaa, - krzyczą - znowu nam się rozwaliło!!!





34 komentarze:

  1. Nie mam wątpliwości, że sześciolatki będą miały trudniej, zwłaszcza jeśli są w klasie, gdzie przeważają dzieci starsze. Jako że mam dziecko grudniowe, czytałam gdzieś kiedyś, że różnice między dziećmi z początku i końca roku mogą być widoczne aż do trzeciej klasy (a to mimo wszystko jest ten sam rocznik). I rzeczywiście, moja Julka w pierwszej klasie zupełnie się nie wyróżniała, dopiero uczyła się czytać. Nagroda przyszła później, tzn. czwarta klasa nas jakoś nie powaliła (ale ja reprezentuję tych rodziców "zdrowo zaniedbujących";) - polecam artykuł: http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1554563,3,ciezkie-zycie-utalentowanych-uczniow.read
    U nas w szkole jest klasa samych sześciolatków (obecnie druga), co ciekawe: same dziewczynki, swoją drogą ciekawa jestem, jak one wypadną np. na koniec podstawówki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poczekam z komentarzem do czasu gdy Pani "oczko w głowie" będzie miało 15 lat.
    Wtedy dopiero będzie wesoło, czytając skargi na wrednego bachora....
    (no w kogo się to wrodziło...? )

    OdpowiedzUsuń
  3. @Michał Jaworski - z tego co widzę, to upierdliwy nastolatek jest swoistą normą. narzeka się na bunt dwulatka, gadatliwą pięciolatkę, więc i ponarzeka się na nastolatka. co robić, takie życie. moment, w którym człowiek sobie uświadomi, że tak ma być, to najlepszy moment życia. zyskuje się swoiste zen, przynajmniej na pięć minut.

    OdpowiedzUsuń
  4. Znacznie lepsze efekty niż "obkucie" w różnicy między mniejszością narodową a etniczną przyniesie pomoc w zrozumieniu tejże. Udaje się to nawet w przypadku byłych sześciolatków-pierwszoklasistów, obecnie zmagających się z klasą IV, sprawdzone :)

    Blog bardzo ciekawy, aczkolwiek ideowo - w sprawie sześciolatków - się nie zgadzam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham takie rady w kontekście szkoły: "zamiast obkuć - zrozumieć". Szkole nie zależy na zrozumieniu, ale na tym, by uczeń sprawnie odtworzył to, co się w główkach uroiło autorom podręczników. Właśnie walczę z podręcznikową wersją różnicy między mniejszością narodową a etniczną. Dlaczego ja - dorosła kobieta, która zdobyła pewne wyższe wykształcenie, a nie mój czwartoklasista? Bo w wersji podręcznikowej tego się nie da "zrozumieć", ponieważ z każdym zdaniem należałoby dyskutować. Np. zdaniem podręcznika patriotyzm polega na tym, że szanuje się wszystkich osobników przynależnych do narodu (szacun dla patriotycznych kiboli!). Patriota to też ten, co podtrzymuje wszystkie tradycje przodków - no to pijmy na umór i niech żyje liberum veto! "Mała ojczyzna" to miejsce gdzie ktoś się urodził (a co z tymi, którzy urodzili się w miejscu, którego nigdy potem w życiu nie widzieli?). Pojęcie obywatela jest wymiennie stosowane z członkiem narodu. Szkoła ogłupia, a ponieważ nie potrafi uczyć w sposób mądry o świecie, w jakim żyjemy, zajmuje się weryfikowaniem "wiedzy", która jest bezsensowna, ale klarowna. Czekam na propozycje różnic (wielu) jakie istnieją między listem tradycyjnym a mailem. Od razu powiem, że tak banalna informacja, jak to, że różnią się sposobem przesyłania nie jest wiedzą wystarczającą.
      joa

      Usuń
    2. => joa: mam wrażenie, że mówimy o tym samym podręczniku do historii ;)

      rozwijając Twoją myśl (z którą się w całości zgadzam) i w kontekście tego, co sugeruje => MamaM.: „pomóc zrozumieć” można mechanizm mnożenia liczb dwucyfrowych albo zasady ortograficzne; różnicy między „etniczny” a „narodowy” nie da się „zrozumieć”, bo w definiowaniu abstrakcyjnych pojęć nie ma żadnego mechanizmu, żadnego klucza, który raz ogarnięty da się zastosować w licznych lokalizacjach.

      podział na mniejszość „narodową” (książka twierdzi, że są to przedstawiciele innych narodowości – tadam, należy więc uprzednio ogarnąć czym jest, według książki, NARODOWOŚĆ) a etniczną (książka rzecze, że to „społeczność o odrębnej kulturze, która nie tworzy osobnego narodu”) jest moim ulubionym przykładem na to czym nas zaskakuje IV klasa podstawówki, bo większość spontanicznie testowanych przeze mnie absolwentów wyższych uczelni na okoliczność etniczny/narodowy raczej się wije, próbując udzielić odpowiedzi.

      bystry dziesięciolatek, zanim wykuł że do etnicznych wchodzą Romowie, Tatarzy, Łemkowie i Karaimi (i nikt poza tym!) spontanicznie wyrzucił z siebie, że mniejszością etniczną muszą być Kaszubi i Ślązacy. coś ogarnia z naszych wycieczek po kraju, jak cudownie, nieprawdaż.
      niestety, zonk, Kaszubi to grupa etniczna, a nie mniejszość.

      konkludując, sugestia => MamyM., żeby TŁUMACZYĆ jest, pozwolę sobie zauważyć, nieco kulą w płot

      Usuń
    3. Bo mówimy o tym samym podręczniku... :(
      Właśnie się zastanawiałam, po co im takie "definiowanie", czy nie prościej byłoby po prostu zwrócić uwagę, że na terenie Polski mieszkają ludzie, którzy mówią w domu różnymi językami, czasem przyjechali tu z innych krain, czasem wędrujące granice sprawiły, że znaleźli się w tym a nie innym państwie, mają różne obyczaje, wierzą w różnych (choć czasem spokrewnionych ;)) bogów, ale wszyscy są OBYWATELAMI Polski i z tej racji mają równe prawa. Przesunięcie akcentu z członka narodu na obywatela może trochę wydobyło by szkolny patriotyzm z XIX (patrioci szli walczyć o ojczyznę) i umieściło go choć w wieku XX (patriota dba o to, by ludzie zamieszkujący konkretny kraj żyli w tzw. "dobrostanie").
      Doszłam wreszcie to tego, co odróżnia (dla autora podręcznika, sądząc po podanych przykładach) naród od ethnos - ten ethnos, który dochrapał się własnego państwa automatycznie staje się narodem... Ale to bardzo współcześnie polskie polityczne myślenie, które wynika z tego, że mniejszości narodowe mają swoje przywileje czy prawa (reprezentant w sejmie, nauka w szkołach w języku narodowym). Dlatego Ślązacy czy Kaszubi chcą by uznać ich za naród. I dlatego "określone siły" tak bardzo nie chcą pozwolić uznać ich za narody, bo zaraz pewnie chciałyby odrębnego państwa.
      I teraz proszę spróbować to wyjaśnić dziesięciolatkowi. Próbujemy to robić w domu, ale jaki będzie efekt klasówki to się okaże...
      joa - potomek polskich Tatarów
      (hi, hi - był nim też Sienkiewicz - wykreślmy "Trylogię" z polskiej kultury i oddajmy ją Tatarom)

      Usuń
    4. Stanowczo nie zgadzam się, by oddawać mniejszościom (etnicznym czy narodowym) tworzone przez ich przedstawicieli skarby literatury polskiej, bo nie wiem, co by nam zostało! :-)

      Usuń
    5. Ps. A że wizja Piotrusia w czwartej klasie doprowadza mnie na skraj histerii, więc wypieram, wypieram, to jeszcze tyyyyle czasu!...

      Usuń
  5. No to gratulacje - mój czterolatek ma lepsze wyniki od starszego brata w grze. A Bad Piggies to co innego niż Angry Birds?
    Ideowo jestem za.
    A jak w Twoim przedszkolu? Też wyrównuje szanse za złotówkę? (czy może prywatne jest)
    To dopiero jest cud pedagogiczno-ekonomiczny, HA!

    OdpowiedzUsuń
  6. Waga tornistra, to też problem. Dla mnie to był szok. Dziecko niecałe 30 kg a plecak ponad 7.
    Magosias

    OdpowiedzUsuń
  7. @ zimno, z całym szacunkiem. Mniejszością narodową są grupy, które - mówiąc językiem zrozumiałym dla ucznia klasy IV - czują przynależność do narodu, mającego swoje państwo (inne niż Pl). Mniejszością etniczną są grupy bezpaństwowe.

    Ślązacy i Kaszubi aspirują do bycia mniejszością etniczną. Z tego co wiem, w IV klasie nie wymaga się od dzieci uzasadnienia, dlaczego, a do tego, żeby ogarnąć różnicę między mniejszością etniczną a narodową wystarczy dziecku dać klucz jak wyżej. Jeśli szkoła wymaga nauczenia się mniejszości uznawanych w Pl na pamięć, to polecam pojeżdżenie z dzieckiem palcem po mapie (poza Czechami wszyscy sąsiedzi mają uznane mniejszości narodowe) i dorzucić dwie historyczne - Ormian i Żydów. A uznane etniczne są cztery, do ogarnięcia (moim zdaniem). Kluczowe, jak podkreślam, jest zrozumienie klucza.

    Oczywiście, to rozróżnienie jest jednym z możliwych, jest wiele klasyfikacji mniejszości. Ale to dopiero na znacznie późniejszych stopniach edukacji jest istotne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MamoM, z całym szacunkiem, ale jeśli sprzedajemy dzieciom taki obraz, produkujemy dla nich dziwny świat, co będzie miało (i miało) swoje konsekwencje. To, co podałaś, to czysta definicja OBCEGO AGENTA, który nie identyfikuje się z Pl bo "czuje przynależność do narodu mającego swoje państwo (inne niż Pl)". Nic tylko przynosi zagrożenie. Efekt: Żydzi do Izraela!
      A co w takim razie z mieszkającymi na stałe w Polsce: Francuzami, Belgami (Walonami bądź Flamandami), obywatelami Zjednoczonego Królestwa (Szkotami, Walijczykami, Irlandczykami), Włochami, Hindusami ich też uznamy za mniejszość narodową? Ja osobiście czuję przynależność (powinowactwo z wyboru ;)) do narodu francuskiego. Czy to czyni mnie "francuską mniejszością" w Polsce? (Choć tak właśnie się "czuję" ;)) Czy skoro obywatele Belgii sami twierdzą, że Belgami jest tylko rodzina królewska, a poza tym istnieją tylko Walonowie i Flamandowie, czy możliwa jest belgijska mniejszość narodowa?
      I kluczowe zdanie Twojej wypowiedzi "w IV klasie nie wymaga się od dzieci uzasadniania (...) wystarczy dziecku dać klucz jak wyżej". Kiedy można uzasadniać? Kiedy się ROZUMIE, bez rozumienia nie da się uzasadnić (znaleźć argumentów na poparcie swojego zdania). Działać według klucza da się mechanicznie (ma państwo/ nie ma państwa) ale czy nie doprowadzi to do paradoksów w myśleniu? Dlaczego w takim razie Włosi (mieszkają w Polsce, czują przynależność do narodu mającego swoje państwo) nie mają reprezentacji w sejmie? Czy ja - nie czując przynależności do narodu (jednego z...) kraju w którym mieszkam, od razu , na podstawie moich odczuć, mogę przestać być członkiem tegoż narodu?
      Sama przyznajesz, że to rozróżnienie jest "jednym z możliwych", starałam się wykazać jego braki i niedoskonałości. Dlaczego więc ma stać się elementem wiedzy pewnej dla dziesięciolatka? A na "późniejszych etapach edukacji" będzie się odkręcać tę jego wiedzę jako fałszywą? Tylko po co?
      joa

      Usuń
    2. oj dajcie spokój, od czegoś trzeba zacząć dziecku świat wyjasniać, z czasem dziecko same wyrobi sobie pogląd na wiele spraw, własne zdanie, ale nie da się od razu wyjaśnić wszystkiego, podać jednego właściwego sposobu myslenia. Najpierw trzeba poznać definicję, by potem próbowac to zrozumieć, a z czasem życie, coraz to nowe doświadczenia, samo to w jakiś sposób zweryfikuje ... Przecież i w bajkach czytanych dzieciom świat zazwyczaj jest czarno-biały, w relacji dobro-zło zwycięża dobro, a niekoniecznie tak jest w rzeczywistości.
      Nie da się małolatowi wyjaśnić pewnych rzeczy tak, jak rozumiemy to my, dorośli.

      ola

      Usuń
    3. @ joa - czują przynależność do narodu, posiadającego własne państwo. Nie napisałam, że identyfikują się z innym państwem, a czują przynależność do narodu. To raz.

      Dwa, nie każda grupa narodowa mieszkająca zamieszkująca w danym kraju, ma status mniejszości. I tutaj też kłania się zrozumienie. Sorry wielkie, taki urok nauk społecznych i humanistycznych w ogólności. Mniejszością narodową/etniczną są grupy, przez wiele dziesiątek lat (raczej setek) zamieszkujące dane tereny, posiadające obywatelstwo danego kraju. Tym mniejszości różnią się od imigrantów. Nie znam zbyt wielu Włochów, mieszkających w Pl, ale wiem że tacy są. Jest jednak inna duża grupa narodowa, na której przykładzie można dziecku wyjaśnić różnicę między mniejszością narodową a imigrantami. To Wietnamczycy. Jest ich dużo, czują przynależność do narodu, mającego własne państwo, nawet tworzą zwartą zbiorowość - ale mniejszością nie są, bo 1. żyją w Pl stosunkowo krótko, 2. nie posiadają obywatelstwa.

      Trzy. Klucz, jaki podałam, pomaga zrozumieć rozróżnienie mniejszości narodowych i etnicznych, które to rozróżnienie jest wymagane przez szkołę. Brak konieczności uzasadnienia odnosił się do grup etnicznych (które z tego co wiem - a mam siostrzeńca w IV klasie, z którym jestem na gorącej linii w tej kwestii), nie są w ogóle poruszane. Trudno od 9-10 latka wymagać, by wiedział dlaczego grupa etniczna Kaszubów nie jest uznana za mniejszość etniczną, choć kaszubski jest dopuszczony do programu szkolnego.

      Cztery. Napisałam, że to rozróżnienie (podane w poprzednim wpisie) jest jednym z możliwych. Nie napisałam, że jest uproszczone/błędne. Wręcz przeciwnie - wszystkie inne są rozszerzające, to jest fundamentalne. Nie ma potrzeby "odkręcania" czegokolwiek, jak byłaś łaskawa napisać. Nie jest to rozróżnienie fałszywe, tylko najprostsze. Na późniejszych etapach edukacji dochodzą kolejne.

      Polemizując warto odnosić się do tego, co zostało napisane, a nie do tego, co sobie wyobrażasz, że autor miał na myśli. Oczywiście błędnie i fałszywie.

      Usuń
    4. Do MamaM - co do raz, między czuć przynależność a identyfikować się jest różnica, zgoda. Ale Ciebie zacytowałam w całości, identyfikacja była moim dopowiedzeniem wynikającym z aktywnej obserwacji życia (ostatnio jakiś z amerykańskich polityków publicznie oświadczył, że amerykańscy Żydzi muszą się zdecydować, którego państwa interesy wspierają. Czy tak subiektywny czynnik jak "czucie przynależności" (które może różnie kształtować się u członków mechanicznej wspólnoty, jaką jest naród czy też mniejszość narodowa) jest dobrym punkiem wyjścia do tworzenia kategoryzacji?
      Ale co do dwa już zgody nie ma. Sorry wielkie, ale urok nauk społecznych i humanistycznych polega również na tym, żeby pytać i dociekać jak kategoryzowanie (to jest mniejszością narodową a to etniczną, to jest grupą etniczną) wpływa na świat, w jakim żyją poszczególni ludzie przypisani do takich kategorii. W ramach wzbogacania wiedzy z nauk społecznych polecam klasyczne już dzieło Foucaulta "Nadzorować i karać", które świetnie pokazuje czemu służy budowanie kategorii. Kategoryzacje służą porządkowi władzy, który nie jest porządkiem poznania. Przyznanie statusu mniejszości narodowej jest narzędziem sprawowania władzy - dlatego odmawia się przyznania statusu mniejszości narodowej np. Ślązakom ("naukowe argumenty" są najczęściej pragmatycznie stosowaną legitymizacją decyzji władzy). Do tego szanowna oponentka nie była się łaskawa odnieść. Jeszcze raz przywołam przykład Żydów mieszkających w Polsce od setek lat - czy przeszli automatycznie do kategorii mniejszości narodowej wraz z pojawieniem się państwa Izrael? A czy jeśli poszczególni ludzie nie "czuli przynależności" do tego państwa to przechodzili do kategorii "mniejszość etniczna"? Kurdowie uważani są za mniejszość narodową w Turcji, a państwo Kurdystan nie istnieje... Urok nauk społecznych polega na tym, żeby umieć patrzeć na rozmaite zjawiska społeczne z różnych stron i umieć przewidywać, jakie skutki będzie miała dana odpowiedź. Czy Polacy w czasie zaborów byli mniejszościami narodowymi w państwach poszczególnych zaborców, czy skoro nie istniało państwo automatycznie stawali się mniejszością etniczną? Co do Wietnamczyków - czy ci z nich, którzy posiadają obywatelstwo polskie (a tacy są), czują przynależność do Wietnamu, ale mieszkają w Polsce krótko są czy nie są wedle Twojego rozpoznania mniejszością narodową? Czy w Polsce, która ma problemy z akceptacją ludzi o innym pochodzeniu naprawdę trzeba koniecznie uczyć dzieci tego, że są rozmaite kategorie obywateli? Kłaniasz mi się zrozumieniem, gdybym koniecznie chciała próbować Cię obrazić mogłabym odpłacić się tym samym.
      "Trudno (...) wymagać, by wiedział dlaczego grupa etniczna Kaszubów nie jest uznana za mniejszość etniczną." Hotline z siostrzeńcem cenna sprawa, ale to Ty wprowadziłaś kategorię grupy etnicznej, nie istniejącej w podręczniku, o którym pisała Zimno. Poza tym, co będzie jak dziecko zapyta: a dlaczego?
      Twierdzisz, że Twoje rozróżnienie jest fundamentalne. A ja pytam: dlaczego? Kto tak twierdzi i jakie ma do tego podstawy - to też urok nauk społecznych i humanistycznych. To ja napisałam, że jest to zbyt duże uproszczenie, więc proszę miej na uwadze, że "polemizując warto odnosić się do tego, co zostało napisane, a nie do tego, co sobie wyobrażasz, że autor miał na myśli."
      joa

      Usuń
    5. To, co piszesz to w dużej części dywagacje naukowe. Tak się składa, żem politolog i socjolog z wykształcenia i z pasji, z zawodu wykonywanego poniekąd też, więc mogłabym analizować w nieskończoność.

      Po pierwsze, w każdej części świata inaczej definiuje się samą narodowość. Naród amerykański, chiński, turecki według europejskich standardów nie istnieją. Inne drogi tworzenia się narodów, inne definicje mniejszości narodowych. My mówimy o programie dla IV klasy szkoły podstawowej w Pl, Europa. Dla uczniów stosuje się więc kryteria europejskie. Przykład z Kurdami - nietrafiony.

      Nie, Polacy pod zaborami nie byli mniejszością narodową, bo to pojęcie w XVIII i XIX wieku nie istniało. Państwa były wielonarodowe, a same narody dopiero były w procesie wykształcania się. Polacy pod zaborami byli po prostu Polakami.

      Być może wiesz, że jednym z kryteriów definiujących mniejszość narodową jest posiadanie przez jej członków obywatelstwa polskiego. I choćby to przesądza, że Wietnamczycy nie są mniejszością narodową, choć mieszka ich w Polsce niemało. Są imigrantami.

      Nie rozumiem, dlaczego nazwanie czegoś po imieniu - i wyjaśnienie dziecku różnic - utożsamiasz z dzieleniem ludzi na różne kategorie. Białorusini, Ukraińcy, Litwini, Niemcy - mieszkają w Pl od wieków, są u siebie, jednocześnie mają swój język, odrębność narodową, kulturę, religię - mogą to wszystko kultywować będąc jednocześnie obywatelami Polski. Polska była kiedyś państwem wielonarodowym, w którym mieszkało wielu Żydów (przed wojną byli oni przede wszystkim mniejszością religijną) i Ormian, i z powodów głównie historycznych te małe liczebnie grupy mają status mniejszości narodowych i dziś.

      To jest narracja odpowiednia dla ucznia klasy IV, który styka się pierwszy raz z pojęciem mniejszości.

      Dlaczego to kryterium (posiadanie państwa) rozróżniające mniejszość etniczną i narodową jest fundamentalne? Bo jest najprostsze i najbardziej zrozumiałe. Oczywiście, można dziecko od razu zarzucić swoją pełną wiedzą, wątpliwościami, dedukcjami i analizowaniem - nie jestem zwolennikiem tej metody.

      Na każde pytanie dziecka "dlaczego?" odpowiadam stosownie do jego wieku. Jeśli 9-latek ma się nauczyć mniejszości narodowych i etnicznych, to nie wprowadzę mu sryliona kryteriów, które zrobią mu z mózgu wodę. Pokażę, jak się nauczyć nie na pamięć, tylko ze zrozumieniem. Powiem, że są jeszcze inne grupy, które nie są uznane ani jako mniejszości narodowe ani etniczne. Podam przykłady i postaram się zrozumiale wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje, oczywiście zakładając, że nie zrobi tego w szkole nauczyciel. U mojego siostrzeńca akurat zrobił. Nie będę się wdawać w szczegóły, jak to było przed II wojną światową - inne realia, inna wiedza potrzebna (to odnośnie Twoich dywagacji o Żydach i pojawieniu się państwa Izrael) Skupię się na tym co tu i teraz, żeby ta wiedza miała jakiekolwiek znaczenie użytkowe. Np. dlaczego mniejszość niemiecka ma przedstawiciela w Sejmie, a inne nie. Albo - w jakich krajach Polacy mają status mniejszości narodowych, a w jakich są imigrantami. Dlaczego Polacy w USA to Polonia, a ci we Lwowie - to po prostu Polacy i protestują, jak nazwać ich Polonią. Tak rozumiem potrzebę wprowadzenia w ogóle tego tematu w IV klasie SP.

      Usuń
    6. Pewnie mogłybyśmy tak bez końca, ale nie ma to sensu. Mogłybyśmy tak sobie "przysrywać" - "być może wiesz"... (a ja pisałam o Wietnamczykach mających obywatelstwo polskie). Można by wyszukiwać niespójności w myśleniu (z zawodu wykonywanego wcale nie poniekąd jestem "badaczem" w naukach społecznych), ale najistotniejsza jest tu różnica w podejściu. Moim zdaniem pokazywanie dziecku tego, że świat można opisywać i postrzegać w więcej niż jednaj perspektywie nie jest robieniem mu z mózgu wody. Jest bardzo przydatnym ćwiczeniem w myśleniu. Jak dotąd, na własnym dziecku, a nie na siostrzeńcu, taka praktyka mi się sprawdza. Dziecko jest inteligentne, posiada zdolność krytycznego myślenia (na poziomie dziesięciolatka) i ma też dobre stopnie w szkole.
      joa

      Usuń
    7. Pokazywanie dziecku różnych perspektyw nie jest robieniem z mózgu wody, ale ich mnożenie - może być. Nie zarzucę mojego sześciolatka swoją pełną wiedzą na temat tego, skąd się biorą dzieci - skąd się mogą brać: z gwałtów i in vitro, z matek-surogatek czy nawet "wpadek". Z tego wszystkiego też się biorą dzieci, a jednak wyjaśnienie najprostsze - że kobieta i mężczyzna (lub w wersji bardziej liberalnej - dwoje ludzi) są ze sobą tak blisko, że dzięki tej bliskości (która nazywa się seks) powstaje nowe życie - ani nie jest fałszywe, ani nie jest przesadnym uproszczeniem. Wszystko inne to są owe "różne perspektywy", które będą wprowadzane jako wyjaśnienie znacznie później. No wielkie sorry, że ośmielam się jako matka 6-latka zabierać głos w dyskusji dotyczącej IV klasy, ale akurat posiadanie IV-klasisty (9-latka), który mimo dużego obciążenia zadaniami ogarnia szkołę bez problemu, jest ciekawą dodatkową perspektywą, która pokazuje - że wcale nie taki diabeł straszny. Choć, podkreślam - rzeczywiście IV klasa to duży przeskok dla ucznia, nawet tego który sobie dobrze radzi.

      Usuń
  8. Nieustająco, Bronka, grudniowa, z klasy sześciolatków, obecnie w IV klasie i dają radę. Dają radę z potęgowaniem, notowaniem, uczeniem się o budowie narządów płciowych, odrabianiem lekcji itd. I nie mają taryfy ulgowej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapewniam Was, że te sześcioletnie dają se doskonale radę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo ciekawa ta dyskusja, zwlaszcza ze nie mam pojecia jak funkcjonuje obecny system nauczania w szkolach podstawowych w Polsce... jesli nadal chodzi o wkuwanie, tak jak za moich czasow, to wspolczuje dzieciom w kazdym wieku.

    Co do wieku zaczynania edukacji szkolnej, w Irlandii gdzie mieszkam dzieci moga isc do szkoly w wieku 4 lat! moje dziecko mialo 4,5 gdy poszlo do szkoly i mysle ze to bylo za wczesnie, choc teraz radzi sobie doskonale i jest jednym z najlepszych uczniow... Za wczesnie z powodow emocjinalnych nie intelektualnych.
    W tej chwili w irlandii panstwo doplaca - w ramach wyrownywania szans - za rok w przedszkolu dla... trzylatkow.
    Aha, dwie pierwsze klasy w szkole podstawowej to klasy wstepne aczkolwiek dzieci ucza sie pisania, czytania, liczenia itd.
    Mysle, ze moze w ogole system nauczania w Irlandii jest inny, bo nie spotkalam sie z tym by dzieci byly zestresowane sama forma zajec czy zadan domowych. I tak jak wczesniej pisalam, dzieci rzeczywiscie ucza sie tu myslenia, pracy zespolowej, robienia projektow, prezentacji.
    Owszem ucza sie tez na pamiec: tabliczki mnozenia, ortografii, takze irlandzkiej... ale maja duzo cwiczen w samej szkole i mam wrazenie, ze glownie chodzi w tym systemie nauczania o rozwijanie ciekawosci swiata w dzieciach, samodzielnego przygotowywania ciekawych tematow itd.
    dlaczego nie moznaby wprowadzic tego w Polsce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gosianna - jak nie moznaby wprowadzić? przecież nikt nikomu nie broni rozwijac u swojego dziecka pasji, ciekawości świata itd. można. Ale jakies podstawy muszą być wprowadzane, nie można bazowac tylko na "naturalnej" ciekawości świata dziecka i rozwijac tylko jego naturalnych talentów, bo niewiele by się nauczyło w ten sposób. Jesli założy się, że dziecko ma być orłem w każdej dziedzinie, to potem owszem, jest to powodem stresu, bo nie da sie byc najlepszym ze wszystkiego (szkolę podstawową przeszlam z czerwonym paskiem na każdym świadectwie od zawsze nie cierpiałam historii i zawsze mialam z niej naciąganą 4. 6 z przedmiotów ścisłych ratowały sytuację i pasek na świadectwie ;) w szkole średniej już sobie pasek odpuściłam, natomiast nie schodziłam poniżej średniej 4,5).
      No i ci trzeba bylo wkuć, to wkuwałam, jak wszyscy, ktorym trochę zależało na ocenach i wcale z tego powodu nie czuję się głupsza albo jakoś szczególnie poszkodowana.

      moja córka ma 5 lat, za rok idzie do szkoły (choć jest z lipca 2008). Z własnych doświadczeń czuję, że lepiej ciągnąć ją w górę, niż pozostawiac jeszcze na rok w przedszkolu z dziećmi młodszymi. Póki co zaszczepiam w niej chęć pójscia do szkoły, przemycam naukę ślaczków (litery zna), próbuję uczyć czytać...I oczywiście mam nadzieję, że będzie sobie radziła w szkole, chciałabym, by radziła sobie bez większych problemów, no ale jak będzie - czas pokaże. Jak będzie uczyła się przeciętnie to i tak będzie dobrze, grunt, żeby nie odstawała w tyle za resztą.

      ola

      Usuń
    2. Olu, niestety kiedy dziecko pójdzie do szkoły może się okazać, że rozwijanie pasji nie jest już tak proste i że rodzice czasem muszą uprawiać "równoległą edukację". szkoła niestety potrafi zabijać pasję poznawania a wtedy pozostaje już tylko wkuwanie.

      Usuń
    3. Olu, chodzi mi o to, aby szkola dawala dzieciom szanse na nauke myslenia, rozwiazywania problemow, szukania i przygotowywania oraz przekazywania informacji innym plus szanse na radosc z nauki i zabawe. tak, zabawe, radosc i przyjemnosc z nauki, a nie meke wkuwania...
      tez bylam prymuska i mialam np z fizyki piatke, choc nic z tej fizyki nie rozumialam - nauczyciel wymagal uczenia sie definicji na pomiec a pamiec mailam akurat b. dobra. tylko ze do tej pory nie rozumiem zjawisk fizycznych.
      moje dziecko natomiast robi ciekawe eksperymenty w szkole i z przejeciem mi o nich opowiada :) plus tlumaczy mi wiele rzeczy! I ma pasje poznawania :)
      A w jego szkole takze dostaje sie punkty za wysilek i starania nie tylko za wyniki.
      Dzieci poza tym w tej samej klasie pracuja w roznych grupach w zaleznosci od talentow i umiejetnosci. Slabsi maja wiec szanse na wykazanie sie w grupie latwiejszej a ci mocniejsi w grupie zaawansowanej. Nikt ocxywiscie tak tych grup nie nazywa i nie ma dzieci slabszych i mocniejszych tylko rozne grupy.
      mnie sie akurat ten system podoba :)

      Usuń
    4. No ale czy przy tym sposobie nauki nie jest tak, że dzieci mają problem z podstawami przedmiotów? Doświadczenia doświadczeniami, wiadomo, ze są atrakcyjne, efektowne i dzieci je lubią. Jakie jest natomiast podejście do teorii przedmiotu?
      A poza tym nie każdy przedmiot da się w tak zabawny i praktyczny sposób wyłozyć, przekazać dzieciom.
      Fakt, że w Polsce tej nauki jest dużo, dużo się od dzieci wymaga, ale mam wrażenie, że nie dzieje się to z krzywdą dla nich. I bardziej od nawału nauki nie podobają mi się wszelkie "testy", a już szczególnie testy wyboru - zamiast sprawdzianów i klasówek, jakie znam z czasów szkolnych. To dopiero zabija w dziecku umiejętność samodzielnego myślenia i rozumowania...
      ola

      Usuń
  11. oczywiscie dzieci sie ucza takze podstaw wszystkich przedmiotow i nie tylko podstaw :). Ale robi sie to uzywajac roznych metod: kreatywnych, zabawowych, komputerowych itd. Poza tym nauczyciel nie jest wykladowca ani nie dyktuje dzieciom, to co maja sie nauczyc tylko wspomaga ich nauke wciagajac je do niej przy pomocy roznych zachet :) i pochwal. malym dzieciom np nie pisze uwag typu zle, niestrannie itp. tylko Wiem, ze stac cie na wiecej, widze, ze sie starales itp.
    poza tym szkola takze wspiera dobre zachowanie nie rozkazami a tym, ze dzieci dyskutuja o przyjazni, zdobywaja zielone flagi dla szkoly, karmia kury szkolne :), ukladaja wiersze czy piosenki o tym, ze kazdy zaslugije na szacunek itp.
    Ogolnie chodzi mi o to, zeby szkola wspierala i nagradzala zachowania proaktywne i pozytywne zamiast skupiac sie na rezultatach testow czy nakazach. I zeby dzieci czuly, ze to szkola jest dla nich a nie one dla szkoly. I ze nauczyciele sa ich przyjaciolmi nie wrogami w procesie uczenia sie i dorastania.
    Zeby szkola przygotowywala do zycia w spoleczenstwie myslace i czujace jednostki i zespoly a nie chodzace sztwyne encyklopedie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to, to... Bo to wszystko jest w polskiej szkole, ale głównie w deklaracjach. Wielu speców od edukacji powtarza, że nie wiadomo dla jakiego świata szkoła ma uczyć, bo świat tak szybko się zmienia. Więc wartością powinno być nie tyle przekazanie podstaw różnych przedmiotów, ale tego jak się zdobywa wiedzę i że wiedza może być fajna (nie potrafię pomyśleć o żadnym przedmiocie, którego nie dałoby się zaprezentować w ciekawy sposób). Moje dziecko np. we Francji na przedmiocie Science robiło galaretkę, co było połączeniem chemii, fizyki i pewnie czegoś jeszcze.
      joa

      Usuń
  12. No to ja podam inny przyklad: moje dziecko robilo od dwoch dni preznetacje ilustrowana o islamie :). Nauczycielka dala takie zadanie dzieciom - w ramach tzw nurtu etycznego - w kalsie 6-j czylu wiek 11-12 lat. Nic im o islamie nie mowila, dzieci same szukaly informacji w internecie. Rozmawialismy wiec w domu o islamie, przy okazji sama sie duzo nauczylam :). A dziecko sie nie tylko samo dowiedzialo nowych rzeczy ale takze zadawalo mi pytania - szukalismy razem odpowiedzi - samo fomulowalo wnioski, samo znajdywalo ilustracje i filmy na Youtube itd. Po czym napisalo 4 bloki informacji dodajac do nich zdjecia i obrazki, po czym wydrukowalo to i nakleilo na duzej karcie papieru - z duma i zadowoleniem, choc dlugo to zajelo.
    Zapytalam go tez o to, czy maja testy z matematyki. A on na to: A po co? No to ja mowie, zeby pani mogla sprawdzic, czy umiecie to i tamto. A on na to; "Przeciez jestesmy wystarczajco duzi bysmy pania sami poprosili o pomoc, gdy czegos nie umielismy/umiemy zrobic". Wiec okazuje, sie, ze dzieci, ktore nie daly sobie rady z zadaniem w domu, moga spokojnie i bez obaw pania rano poprosic o pomoc. Nie ma tu zadnego: A bo ja wczoraj mowilam, a Ty nic nie umiesz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bezstresowe nauczanie... rozumiem ideę,dziecko ma się uczyć samodzielności itd, ale wydaje mi się, że nie do końca można zaufac, że każde dziecko o tę pomoc poprosi, bo co mniej ambitne, bardziej leniwe czy nieśmiałe - po prostu zaczną mieć braki. Ja to widzę jako puszczenie dzieci samopas, a czy to w domu, czy w szkole dzieci powinny mieć pewne zasady i być kontrolowane,niekoniecznie wisząc nad nimi z batem w ręku. Może lepsze byłoby tu slowo "piecza". Sprawdzenie umiejętności w formach kartkówek, sprawdzianów, testów to jedno, inna kwestia to żeby nie robić dramatu, gdy okaże się, że dziecko tematu nie zna, nie radzi sobie z czymś, a po prostu mu pomóc. To tyle z teorii, ciekawa jestem jakie będą moje reakcje na pały w zeszycie za parę lat...;)

      Dla mnie taka szkoła o jakiej piszesz jest tak inna od tego, co pamiętam, że aż trudna do wyobrażenia i do uwierzenia, ze taki system nauczania da pozytywne efekty. No ale to temat możliwy do sprawdzenia za kilkanaście lat, gdy dzieciaki dorosną.

      ola

      Usuń
    2. Przekonaliśmy się, że szkoła, o jakiej pisze gosianna jest możliwa i działa. Dlatego tak boli mnie polska szkoła.
      joa

      Usuń
  13. Zimno, ze zdumieniem czytam Twoje ostatnie notki i rozne komentarze. I sie upewniam u dwojki moich dzieci (lat 10.5 i 9-mloda skonczy za kilka dni), ze tez sa w 4 klasie. Ja uwielbiam ich 4 klase, a moje dzieci sa zachwycone.

    Powiem jedno: podziwiam Was dziewczyny, ze Wam sie chce!!!! I mowie to szczerze, bez ironii. Ze Wam sie chce studiowac te ksiazki, sleczec z dziecmi nad zadaniami domowymi, byc na biezaco z programem, wiedziec kiedy potegowanie a kiedy anatomia...
    Jeszcze (moze) zrozumiem przy jedynaku, ale przy wiekszej liczbie dzieci?????
    To kiedy Wy zyjecie??? Bo ja w czasie kiedy dzieci robia lekcje, to czytam ksiazke. Albo pije kawe. Niestety obiad tez kiedys trzeba zrobic... Gonie ich do tych lekcji oczywiscie, pytam sto razy czy na pewno zrobili. Ale zeby az tak?

    Przeciez pobiezne przejrzenie polskich podrecznikow (szczegolnie historia i polski) pokazuje, ze nie ma tym wiele sensownych tresci. I ze trzeba do szkoly podejsc tak jak mnie tlumaczyl moj dziadek, jak biadolilam jakich debilizmow sie musze uczyc - potraktuj to jak cwiczenie pamieci. Gibka pamiec sie zawsze przyda. Oczywiscie lepiej sie uczyc sensownych rzeczy niz malo sensownych, ale kon jaki jest kazdy widzi.

    Moi poswiecaja na lekcje max 30 min dziennie, sa w publicznej szkole. Wiadomo, czasem cos zapomna, czasem kompletnie nie rozumieja o co chodzi - moja corka artystka 9latka na bank nie ma bladego pojecia ani co to mniejszosc ani etniczna, ani w ogole nie zarejestrowala, ze to robili (ja tez nie oczywiscie)! I CO Z TEGO? Nic. I ma prawie same piatki. A nie jest naprawde jakims einsteinem.
    Reszte czasu spedzaja na czytaniu ksiazek i stamtad maja wiekszosc wiedzy. Kto co lubi. Jedna czyta o pieskach, drugi czyta o astronomii. Na zmiane z zyciorysami pilkarzy. I jego ulubionym pilkarzem jest tierry henri, ciemnoskory z francji, kt gral w londynie. I to jest jego rozumienie mniejszosci narodowo-etnicznych, zupelnie wystarczajace na jego wiek :-)

    Mowie Wam - wezcie w cholere zostawcie te zadania domowe, czlowiek sie tylko stresuje, na dzieci krzyczy, klasowkami przejmuje. My juz szkole skonczylysmy, nie? To chyba mamy prawo poczytac w spokoju wysokie obcasy (lub cokolwiek innego) w nagrode? :-)
    pozdrawiam!
    dosk

    OdpowiedzUsuń
  14. dosk, Twoje dzieci mają naprawdę luz w tej szkole. Mojemu (4-a klasa) pół godziny, jeśli nie więcej, zajmuje sama matma (2-4 str. zadań), do tego analiza wiersza z polskiego (tak, tak, ma ambiną polonistkę), ćwiczenia z historii, przyrody, angielskiego. Jeszcze lekturę trzeba przeczytać, wiersza nauczyć się na pamięć, zapamiętać to i owo z pozostałych przedmiotów, bo nauczyciele pytają. I tak do wieczora zleci. Aż mi go żal. Joanna

    OdpowiedzUsuń