czwartek, 15 września 2011

2.012



- Sklejone! Sklejone! Wszystko twajde i sklejone! – Erna z niechęcią grzebie w kopczyku makaronu ugotowanego, powiedzmy, al dente.
Okręca długie nitki wokół zębów widelca.
- To najpyszniejsza kolacja, – wzdycha - jaką kiedykolwiek jedliśmy.
Bo być niewolnikiem logiki jest, jak widać, passé.
Silny z wprawą operuje strzęp kuraka nożem i widelcem. Mantruje:
- Ma pó. Ja sam … ma pó. JA SAM! Maaa
Zawsze kroi na pół, niezależnie od liczby części.
Nowy Człowiek nic nie mówi, smętnie wchłania kolejne kęsy. Strata czasu! strata czasu! pograłbym w coś! - donosi nowoczłowieczy body language.
- Ale zjedz jeszcze chociaż te grzybki! – chwytam Ernę w połowie ucieczkowego zeskoku z krzesła.
- Grzybki, grzybki – Erna unosi ręce. – co mi dadzą grzybki? Czy szczęście?
- Czy pecha …
- ożywia się Nowy Człowiek.
- Tak! – cieszy się Erna. – Pecha mi dadzą! – zsuwa się z krzesła. – To nie jem!


Ależ szybciej, szybciej – chciałoby się jęknąć - jedz szybciej! Jeszcze arytmetyka z Nowym Człowiekiem (Krysia ma siedem pocztówek, a Zosia ma o cztery pocztówki więcej, ile pocztówek ma Zosia?), jeszcze pakowanie worka na wf. Jeszcze doprowadzić dwa szkolne zestawy ubraniowe do użytku.
Erna miała zadanie domowe ale go nie odnotowała w łaskawej pamięci. Dyskretny mail od Pani Wychowawczyni ratuje Ernę przed jutrzejszą wpadką (Erno, Erno, czym ty się zajmujesz na lekcjach? Czyżby bitwą na bakugany z kolesiem z sąsiedniego stolika?)
- Zero be wszystko wie! – odpowiada na to ze swadą Erna.
Popołudniowy czas jest gęsty.
A do podstawówki nielatów chodzi w istocie cała rodzina.


No i toczymy – wszyscy – nierówną walkę z wrześniem. Eksmituję rozkoszne kurczaczki z pościeli o siódmej dziesięć. Brutalna pora, środek nocy, Erna się wyciąga sztywno pod kołdrą w niemym proteście. Po chwili się wzdraga, pobieżnie budzi i z niemego protestu płynnie przechodzi w nie-niemy.
Nowy Człowiek, już ubrany ale dość po łebkach zapięty miota się w panice między swoim pokojem a dominium Erny.
- Pospiesz się, - zaklina. – spóźnię się przez ciebie! Pospiesz się! Spóźnimy się! To szkoła a nie jakieś żarty!
Rano jest raczej nerwowo i nie widzę recepty.


Kiedy przychodzę po nich po południu siedzą zrelaksowani, ramię w ramię w świetlicy, braciszek i siostrzyczka z karty pocztowej, reklama wielokrotnego rodzicielstwa albo się uganiają razem po boisku. Przygodny obserwator mógłby powziąć zgoła fałszywe podejrzenie co do natury ich relacji siostrzano-braterskiej.
W szkole trzymają TAKĄ sztamę.
Lubięto.
Nie ukrywam.


A Erna, przypomnijmy – Erna-lat-pięć, na fali identyfikacji z Nowym Człowiekiem poczłapała za bratem na próbne zajęcia z robotyki (Zbiórka pod dużym drzewem o piętnastej! – zarządził Nowy Człowiek. Erna co prawda dość powierzchownie kuma godziny, ale ostatecznie się znaleźli i poszli na warsztaty stylem ręka w rękę).
Zajęcia się przeciągnęły i zamiast w świetlicy albo na zjeżdżalni zlokalizowałam nielaty o 16:30 w ferworze sterowania robotami do przenoszenia, dźwigania i jeżdżenia. Erna, wkomponowana w zespół dryblasów z trzeciej albo z czwartej odmówiła opuszczenia stanowiska przy sterownikach robota do wyłuskiwania cukierków z miski.
Nie, nie i nie. Kobieta jest zajęta.
Korzystając z chwili zagadnęłam prowadzącego zajęcia pytaniem o sens zapisywania na warsztaty Takiej Małej Dziewczynki.
Miałam wrażenie, że akcentuję MAŁĄ. W każdym razie chodziło mi o aktualny rozmiar Erny a nie o jej płeć.
- Jest! – radośnie zakrzyknął nauczyciel. – Dziewczynki mile widziane!
A później mi opowiedział o swoich doświadczeniach z innych szkół. Że dziewczynki się wstydzą. Dziewczynki nie są zainteresowane. Nie ma ich.
A oto i długofalowy skutek kompulsywnego obdarowywania dziewczynek lalami z wąską talią i nogami od pach do ziemi. Przykre.


Nie wiem, czy Erna ma handicapy, bo jako siostra braci żyje wśród klocków, potworów i walk na miecze.
Czy to może jednak skutek tego, że nikt nigdy w odniesieniu do niczego jej nie poinstruował, że „to nie dla ciebie” (w domyśle – „bo jesteś dziewczynką”)?

Na tym etapie rozwojowym nie wierzę w płciowe PREDYSPOZYCJE do matematyki albo do zajęć technicznych. Wierzę za to w PREFERENCJE. A te się kształtuje. Chyba.


A szkoła? Z naszej się nie da wyjść. Bo jeszcze to i ten tego i jeszcze na boisko a później zobaczyć, jaki film puszczają w 0 c. Byłoby irracjonalnie pięknie, gdyby nielaty zachowały aktualny entuzjazm dla placówki przez pozostałe lata tak zwanego obowiązku edukacyjnego.




I amen, powinnam rzec.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz