Wracaliśmy z Nowym Człowiekiem do domu dość późnym wieczorem. Nowy
Człowiek pokolebał się trochę w prawo i w lewo na przednim siedzeniu, miauknął,
że chciałby szybciej, szybciej, mama!, bo w telewizji leci Indiana Jones, mlasnął,
mruknął, powiercił się jeszcze i - usnął. Na peryferyjnej, czteropasmowej
miejskiej ulicy utknęliśmy ni stąd, ni zowąd w korku, słuchałam Marillion, wyprzedziło
nas kilka dużych wozów straży pożarnej i karetka pogotowia. Ktoś sterował
ruchem i kierował przejeżdżających na chodniki i pobocze. Toczyłam się
wolno w zatorze, więc kiedy mijałam ślady hamowania na jezdni oświetlone błyskami
kogutów, zobaczyłam je wyraźnie, szerokie, mokre pręgi na asfalcie, splątane,
jak kłąb czarnych wstążek i samochód osobowy kołami do góry, wbity po tylne drzwi w
betonowy płot. Było ciemno, droga co prawda czteropasmowa, ale wąska, niebiesko
migające koguty służb, śpij, dziecko, śpij, nie patrz.
Nie patrz, śpij.
Myślę dziś wieczorem o pewnej dzielnej, bliskiej wielu z Was i mi również
bliskiej Osobie.
Wolałabym odwrócić głowę i zasnąć, a nie mogę.
Bo taka noc czuwania chyba dzisiaj :(.
OdpowiedzUsuńwiele osób myśli
OdpowiedzUsuńkażdy podziwia
nikt nie chciałby być na jej miejscu..
mnóstwo osób tak walczy
wiele się poddaje
kruchość życia
od kilku dni się nie odzywa, martwię się... nie wiem co dziś...
OdpowiedzUsuńkruchość
:(
Usuń...
OdpowiedzUsuńtak, noc czuwania
OdpowiedzUsuńjak przed podroza
bo przed podroza
Też czuwam i martwię się... Ech...
OdpowiedzUsuńKażdego z nas dławi w gardle w obliczu śmierci.
OdpowiedzUsuńMnie dławiło już dwa razy w tym tygodniu...
Z czym nie mogę się pogodzić - to że śmierć jest tematem tabu. Że nie nazywamy jej po imieniu, mówimy (sama mówię) o odchodzeniu, o przejściu...
Gdzieś tam kiedyś czytałam, że w jakiejś kulturze ludzie płaczą z okazji narodzin dziecka. Dlaczego? Bo to dziecko będzie musiało kiedyś umrzeć...
Mam w domu dorastającego, niegroźnego hipochondryka. Słyszę czasami, wypowiadane z uśmiechem, "ja chyba umrę" - zawsze odpowiadam, że kiedyś na pewno ;) To niby straszne, ale prawdziwe.
Chustka miała dobre życie, ma wspaniałą rodzinę, przygotowała siebie i ich do śmierci jak mogła najlepiej. Cieszmy się z tego. Ja wiem, że boli, ale są wokół niej specjaliści od tego aby bolało jak najmniej. To jest przecież jej wybór, aby walczyć do końca. Wspaniale, że miała możliwość decydować. Niektórzy nie mogą. Dwa dni temu przed szkołą moich dzieci zginął 15 letni chłopiec. Potrącony przez samochód.
Mam pewnie inne spojrzenie niż większość. Zawód.
Cieszmy się każdym dniem, bo każdy może być ostani. Ale nie bójmy się. Strach zabija radość życia.
Zgadzam się z Tobą w pełni..
UsuńMyślę, że Chustka uczy nas radości
potężniejszej niż ból i cierpienie
niż brak nadziei
radości z tej chwili, która mamy
bo nikt z nas nie "posiada" przyszłości
wszystko co mamy, to tu i teraz
reszta jest tylko projekcją umysłu...
ech...
OdpowiedzUsuńżycie jest bardzo kruche, ale zdajemy sobie z tego sprawę gdy jest za późno.
OdpowiedzUsuńcały czas myślę o chustce, na prawdę nie mogę się oderwać od tej myśli, żeby wszystko było dobrze, ale co to znaczy "dobrze" w obliczu tego co niesie JEJ przyszłosć... nasza zresztą też. ja akurat strasznie boję się śmierci najbliższych i swojej. boję się chorób i ten strach od kiedy mam dziecko, coraz bardziej zabiera mi właśnie tą radosć życia. walczę z tym ale to nie łatwe.
OdpowiedzUsuńI ja myślę o Niej, właściwie bez przerwy.
OdpowiedzUsuńDziś piekłam z dziećmi ciasto i myślałam o Jej synku.
Przytulałam moje do snu i myślałam, jak długo mam TĘ możliwość, jak długo będzie mi TO dane.
ewa