W samochodzie jest faza.
Wszystkie moje przedszkolaki miały (i mają) motoryzacyjną fazę, poranny terkot
silnika jest (i był od zawsze) dla nich, jak dla rapera kilka hip-hopowych taktów.
Wyzwanie!
Trzaska sprzączka pasów fotelika, włączam wsteczny w kierunku bramy i ---
- A ja umiem gjać w szachy! – rzecze Silny.
- No coś takiego? Naprawdę?
Silny się zarzeka, że słowo honoru malucha, nie kłamie. Już opanował szachy i gra
jak Kasparow.
- Trzeba kogoś zabić! – zdradza podstawową zasadę.
Nie sądzę, doprawdy nie sądzę, żeby o to chodziło w szachach.
- A nie chodzi przypadkiem o to, żeby zbić pionki przeciwnika?
Silny tak mocno macha głową na lewo i prawo, że ta mu się niemal odhacza.
- Aje jak ja kogoś zabijam, - emocjonuje się. - to otrzymuję puchaj! Mama,
kupisz mi kindejbłeno?
… bo zaparkowałam pod sklepem, w którym robimy zakupy co rano.
A później ni stąd, ni zowąd płaczliwym tonem wyznaje, że niepomiernie cierpiał wczoraj
w przedszkolu w czasie obiadu.
- A dlaczego?
Bo był makajon.
- Przecież ty lubisz, synku, makaron.
- Aje ja nie lubie makaronu z czymś, tylko sam makajon! – dramatycznie wyznaje
Silny.
Głos mu więźnie w krtani, a łzy w kącikach oczu. Pojął tajniki patetycznej artykulacji.
- To może poprosimy ciocie, - proponuję. – żeby następnym razem dały ci na
obiad sam makaron? Bez sosu?
- Nie! – Silny znowu odrywa sobie głowę energicznym wymachiwaniem. – To jest
moja tajemnica! Z makajonów! – dodaje.
- Tajemnica z makaronów?
Mhm.
Jest faza.
- A może być puchaj z makajonów? – pyta Silny.
- Ten za grę w szachy? Może.
- A chamochód z makajonów?
Ehe.
- A śfinki? Tjawa? I kjowa? I konie?
Z MAKAJONÓW?
Jasne.
I im bardziej jedziemy przed siebie, tym bardziej świat ewoluuje w potężny garniec
pasty. Drzewa są z makaronów, a opadłe makaronowe liście wirują w makaronowym lodowatym
wietrze, składając się w przestrzeni w malownicze makaronowe szlaczki, z bilbordów straszą reklamy makaronów i jedzie makaronowy tramwaj, jakieś
dziecko niesie makaronowy plecaczek, dziecko samo też jest z makaronu, rzecz
jasna.
Wreszcie wchodzimy do makaronowej przedszkolnej szatni i siadamy na makaronowej
ławce. Z półki zdejmuję makaronowe klapki …
- A mogę dzisiaj puakać? – pyta Silny. – Mamo?
.
.
.
.
.
Po południu w tej samej szatni Silny mi wręcza jeża własnoręcznie przyrządzonego
z ziemniaka. Jeż - wyczesany.
- Tu ma nosek, - objaśnia Silny. – tu ma oćka. A tu takie ukujaćki. Chcesz go?
Pytanie.
co to są ukujaćki?
OdpowiedzUsuń=> epenteza: no przecież ukujaćki ukujają!
Usuńkolce to znaczy :)
ja bardzo lubię makaron :D ;)
OdpowiedzUsuń=> Duśka: i ja!
Usuńno i przyszła kolej na Silnego ... )) po Erninych cudnych wykwitach ekh
OdpowiedzUsuń=> teatralna: matkoświenta, czas leci! przed chwilą to dziecko w ogóle nie gadało!
Usuńza chwil kilka będziesz z rozrzewnieniem wspominała te chwile gdy nic gadało :-)
Usuńa z dziecięcych neologizmów nie do pobicia dla mnie wciąż jest opisana przez Wańkowicza "siądźka" czyli pupa jego dzieci
ach, piekne! "siądźka", musze posmakować brzmienia ;-)
UsuńMuszę przyznać, że Silny jest moim faworytem..
OdpowiedzUsuń=> Korallina: ma gość frazę
Usuńkiedy ma fazę.
moja młoda do dziś kluseczką jest zwana...
OdpowiedzUsuńUkujaćki - :***
OdpowiedzUsuńI korale mogą być z makaronu. Zrobione w przedszkolu. I też je bardzo chciałam i nawet założyłam je do pracy. To dawna historia i w dodatku prawdziwa.
OdpowiedzUsuńw naszym przedszkolu faza na makaronowe korale zaczęła się w okolicach Dnia Babci...po czym, makaron w różnych kształtach zalegał w szafie kilka tygodni :p
Usuńmakaron rządzi! a dziś właśnie, z myślą o makaronie, kupiłam suszone pomidory :o)
O! I to jest myśl na dziś:)
UsuńRytuały są do dzisiaj (17 i 15 lat). Kiedy Starszy wsiada do samochodu i się nie odzywa, to znaczy że cholernie trudny dzień miał, i że ten dzień mu nie wyszedł (bo zazwyczaj gada dużo), kiedy Młodsza wsiada i zaczyna płakać, to znaczy że boi się, że ja się wkurwię....(bo zazwyczaj gada radośnie i to bardzo, bardzo dużo). Lata praktyki nauczyły mnie jak się zachowywać w odpowiednich momentach...
OdpowiedzUsuńMoje dziecko też bardzo lubi spagetti, tylko że bez sosu. Ale nie robi z tego specjalnej tajemnicy.
OdpowiedzUsuńUkujacki bardzo bardzo. A czy Silny aby nie chce puakać już tylko z przyzwyczajenia? Taka tradycja?
uśmiecham się do Silnego:D
OdpowiedzUsuńDawno mnie tu nie było....
OdpowiedzUsuńNo, ale Twoje posty cały czas są rewelacyjne:)
:) Moje wciąż chcą makaron bez sosu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy :)
(D. vel mimo wszystko)
Makaron rządzi. i zupy. i tak. też jesteśmy w fazie" zabiję tego potfola!!!!", "jestem lycezem!!!", "ha! gdzie mój miec?" - co jest o tyle niespodziankowe, że jesteśmy rodziną pacyfistyczną i raczej nie skłaniającą się do używania przemocy:) nie mamy też tv, więc bajki są dozowane- i takie akcje wprowadzają mnie w stan lekkiej konsternacji.....
OdpowiedzUsuńłolka