niedziela, 28 października 2012

2.126

Mnich buddyjski w długiej, bordowej szacie, w bordowej puchowej kurtce, z trekkingowym plecakiem (plecak ma bordowe okucia i obszycia zamków) i z bordowym neseserem na kółkach, w podróży życia, a co najmniej w podróży jesieni 2012, przystaje i się rozgląda z zainteresowaniem.
Miga mi przed oczami modowa zajawka, którą drobiazgowo – choć nerwowo – studiowałam niedawno w poczekalni u ortodonty. Bordo to nowy czarny tej jesieni, do bordowych cygaretek załóż bordowe kozaki.
Mężczyzna po pięćdziesiątce w dopasowanych blue dżinsach i w welurowej marynarce o dwa numery za ciasnej. Idzie sprężystym krokiem, tubylczy Silvio Berlusconi - choć hojniej ufryzowany, gna i mimo października łyska opalonymi licami, wygolonymi na gładko.
Młody biznesmen albo nie-daj-Boże prawnik, w formalnym garniturze i z tekturową torbą z drogiego sklepu z biżuterią ostrożnie ujętą w dwa palce.
Trzyosobowa rodzina, para zakochanych małolatów przed trzydziestką, Romeo i Julia peronu trzeciego i ich synek, mniej więcej dwulatek. Kiedy kobieta zwraca się do dziecka, mówi słodkim, afektowanym tonem. Kiedy się wychyla, żeby coś szepnąć mężczyźnie na ucho, aura wokół nich gęstnieje, w ich mikroświecie defaultowo obowiązuje sypialnia. A później kobieta przerzuca przez ramię spory, skórzany worek, chwyta kabłąk walizy na kółkach, mężczyzna unosi dziecko, drugą walizkę, torbę i złożony wózek spacerowy. Dziecko płacze. Silvio Berlusconi przyspiesza i zmienia kierunek marszu. Mnich buddyjski rozgląda się bezradnie. Pociąg wjeżdża na stację, wagony oznaczone numerami osiem, siedem i sześć zatrzymują się w sektorze czwartym.

Wtedy ją widzę po raz pierwszy, kobietę o twarzy jak pośmiertna maska.
Tak, ma twarz jak pośmiertna maska Fryderyka Chopina z muzeum w Valldemossie, jest piękna, jest fascynująca, chuda, wysoka i na wskroś nie z tego świata.
Kiedy pociąg rusza, siada naprzeciw mnie.
Orli nos, zapadnięte oczy, lekko rozchylone usta, majestatyczna i koszmarna.
Odbiera telefon i rozmawia z kimś o zjeździe absolwentów, z którego wraca.
- Nie, - rzecze. – prawie nikogo nie było, wszyscy umarli.
… Leon nie zorganizuje pięćdziesięciolecia doktoratu, a już wszystkich pozapraszał
Oczy łzawią.
Kobieta zanurza długie, kościste palce w swoim bagażu.
I wyjmuje szeleszczącą torebkę.
A z niej – bez żenady – płaską butelkę wódki. I pociąga kilka razy.


Rejestruję ich. Kradnę ich. Ich wizerunki, ich pomarszczone policzki, rozbiegany wzrok, ich zniszczone obuwie. Spodnie wytarte na kolanach. Splecione buty, łydki, stawy skokowe tych dwóch pań, które siedzą pod oknem przedziału i są ze sobą, chociaż by się z tym nie afiszowały. Tytułu lektur. Kanapki w przetłuszczonych opakowaniach.
Zabieram ich sobie bez sensu i bez celu, ograbiam ich z tego, czego im nie ubędzie, zapisuję ich.


Kiedy wysiadamy, stara, chuda kobieta staje w drzwiach wagonu. I stoi. Bezbronna wobec trzech stopni zawieszonych w próżni. Stoi i się chwieje, jak przed skokiem na bungee. Szybciej, szybciej, mży i mgła, szanowni państwo, pociąg nadjechał z dwudziestominutowym opóźnieniem, proszę o sprawdzenie, czy w przedziałach nie pozostał bagaż …
… taksówkę na kod MD-612.
Wyciągam rękę. Chude, kościste palce wczepiają się w nią, jak palce mojego trzylatka.
Mówię do widzenia, ale kobieta nie odpowiada.





18 komentarzy:

  1. nie.
    ja uciekam
    przed starością
    przed śmiercią...młodością
    nie.
    to nie tak

    OdpowiedzUsuń
  2. fascynujace

    umiesz ukryc swoj wzrok obserwujacy? wszystkowidzacy?
    W PL ludzie nie obserwuja, takie moje spostrzezenie. Dlatego pytam, jak to robisz.
    Bo ja ciagle dostaje kuksanca - nie gap sie tak (mama, corka, siostra)

    OdpowiedzUsuń
  3. piękny wpis, droga Zimno. dreszcz i łzy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasem, jadąc metrem, patrzę oczami Luciena Freuda. Rysy siedzących naprzeciwko wyostrzają się, jak obrysowane ciemnym konturem. Są wtedy tacy piękni, a ja żałuję, że nie mam w oczach aparatu fotograficznego. Bo ten prawdziwy mam, w torebce, ale on nie odda tego, co chciałabym zapamiętać. Jak zabrać to piękno, co pojawia się na chwilę - nie wiem. Oni, całkiem trzeźwi, wszyscy w końcu odchodzą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kradnę ich, ich stawy, opisuję ich śmierci, ich butelki, kradnę i opisuję, buduję pomnik ze spiżu, z butelek, oczy łzawią. Tej kobiety oczy, tego internetu oczy łzawią od mojego pomnika. Ze stawów, ze śmierci, z maski Chopina na klawiaturę łzy jak nieodpowiedziane do widzenia. Jak i dreszcz.

    Jaki patos i kicz. :D

    PS. Objaśnienie dla blogorosłych psycholożek - oczywiście napisałam to z zazdrości, że ja sama nie potrafią zmieścić tyle patosu na jednym ekranie. Może dlatego, że mam za małą butelkę w szeleszczących torebkach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Niczym film...

    Zobaczyłam to, co napisałaś.
    Rzadko tak mam.

    Od pewnego czasu też obserwuję.
    Warto.

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię. I tekst i czynność. Witam w Towarzystwie Złodziei Twarzy (piękny tytuł na powieść fantastyczną) ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. "ograbiam ich z tego, czego im nie ubędzie" - zgrabnie to ujęłaś bardzo:)
    ja również staram się towarzyszyć nienachalnie, patrzę
    wszyscy jesteśmy tym samym, tylko forma różni nas od siebie tysiącem odmian
    i nieustannie zadziwia
    i to jest piękne
    wszak:
    "Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka
    gdyby wszyscy byli silni jak konie
    gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości
    gdyby każdy miał to samo
    nikt nikomu nie byłby potrzebny"

    OdpowiedzUsuń
  9. o, tak, ja też jestem w Towarzystwie Złodziei Twarzy (bebeluszek: :)).
    dzięki, Zimno, za ten film:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękny tekst, zgadzam się.
    I aż się boję zapytać: jaki jest cel tej podróży?
    W sensie zupełnie dosłownym.

    Pozdrawiam ciepło,Zimno.
    ewa

    OdpowiedzUsuń
  11. I, tak naprawdę, nie czekając na odpowiedź, bo to byłoby zbyt zuchwałe. I nie na miejscu.

    ewa

    OdpowiedzUsuń
  12. literatka z Ciebie wychodzi jesienią :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Obserwuję i zastanawiam się, czy jestem obserwowana? Jako kobieta tuż przed 40-tką sądzę, że jestem półprzezroczysta, niewidzialna wręcz. Ale może się mylę. Słyszałam gwizd pociągu i widziałam panią z pośmiertną maską twarzy. Piszesz tak plastycznie.

    OdpowiedzUsuń
  14. trochę mi tu powiało patosem i jesienną rzewnością a la coelho..

    monika

    OdpowiedzUsuń
  15. ...pociąg jest doskonałym miejscem dla takich drobnych kradzieży.
    Pociąg do ... poznania.

    OdpowiedzUsuń
  16. Eeetam, ten mnich buddyjski w bordo (jak ta nasza polska krowa w kropki co gryzła kręcąc) totalnie z reklamy wycięty jest.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ostatnio tak rzadko jeżdżę pociągami, ale gdy jeździłam sporo - nastrajały mnie te podróże podobnie jak Twój wpis. I poczułam, że tęsknię za tą senną, dworcową melancholią, mdłym światłem jarzeniówek i twarzami ludzi, które w tym świetle stają się jeszcze bledsze.

    Pozdrawiam.
    red_adelka

    OdpowiedzUsuń