Drzwi hotelowego pokoju
powinny były złowróżbnie zazgrzytać, po czym się ponuro zatrzasnąć,
bezpowrotnie odcinając mnie od torby, telefonu i walizki. Powinnam była
bezgłośnie jęknąć, uwięziona w odrażającym pomieszczeniu, albo wydać zdławiony okrzyk
przerażenia, gdy tymczasem ciche szuranie na korytarzu, niskie, nerwowe szepty
i oddalający się turkot kółek walizy oznaczałyby bez wątpienia, że już nie mam
(na zawsze!) tamtych czarnych szpilek bez połysku ani (na zawsze!) różowej, pikowanej
kosmetyczki.
Ani telefonu.
Ani portfela.
A!
Ach, to byłby początek godny Alfreda Hitchcocka, na początek trzęsienie ziemi, a później napięcie stopniowo rośnie, aż po finał.
Niestety, drzwi hotelowego pokoju otworzyły się z miękkim trzaskiem elektromagnesu, światło uruchomiłam bez problemu, wsuwając kartę w szczelinę wyłącznika, ekran telewizora przywitał mnie uprzejmą formułą i anglojęzyczną wariacją na temat mojego imienia i oto znalazłam się w bezczasie do końca wieczoru.
Starannie zamknęłam drzwi, przekręcając gałkę mechanizmu.
Kiedy wyjeżdżam bez nieletnich i nie mam żadnych nosów do obtarcia, żadnych ran do opatrzenia, żadnych egzystencjalnych problemów „mama, a on/ona/ono/oni/ktokolwiek mnie bije!” i żadnego prania w czterdziestu stopniach do zrobienia, wtedy wpadam – natychmiast – w błogą przestrzeń pomiędzy, w deficyt odniesień do czasu i miejsca, w ogóle, w antytezę „tu i teraz”.
Fajne to jest.
[na krótką metę]
Ekran telewizora przewinęłam z „mamy nadzieję, że będziecie zadowoleni z pobytu u nas” na losowo wybrany kanał, różny od mini-mini, na którym podekscytowany spiker donosił o zaskakującym mordzie na amerykańskim snajperze, który dopiero co wydał (w Polsce – w pewnej propagującej wartości oficynie) książkę o strzelaniu do ludzi w Iraku i właśnie szykował następną.
O Chisie Kyle pisałam na blogu w połowie grudnia, ojoj, jakie to metafizyczne, wszystkie drogi mnie prowadzą do bloga, do hotelu z wymądrzającym się telewizorem też poniekąd zaprowadził mnie blog zimno.
W nocy śniły mi się wszystkie wyrodne matki świata, włączając - medialnie aktywne morderczynie.
To nie była dobra noc, chociaż z widokiem na kolorowo oświetlone stołeczne budynki.
Rano powlokłam się na śniadanie, a kiedy wróciłam do numeru i było tuż po ósmej, uruchomiłam TVN.
Przy szorowaniu zębów dopadła mnie zajawka porannego pasma. Miły głos informował, że zaraz, już, za chwilę poleci materiał o „matkach, które nie lubią, kiedy dzieci mówią do nich mamusiu”.
Przemknęło mi przez głowę, że jest chyba raczej źle.
Ło matko, ależ ja uwielbiam lepkie dziecięce łapska i całusy z gilem (oby tylko pochodziły z mojej linii produkcyjnej!).
I co ma „mamusia” w ogóle wspólnego z 384 stronami, które popełniłam.
Zaleciało Hitchcockiem. Mordercy, strzygi i wampiry.
W tym miejscu przewijamy bieg narratorki z walizką ulicą Hożą oraz jazdę windą.
Fast-forward ---
… i opadamy wraz z autorką narracji na miękki fotel charakteryzatorni TVN. Jest miło, jest grubo podkładu oraz innych mikstur, fałdy, zawirowania skóry i zagięcia ekspresowo znikają pod wprawnymi ruchami licznych pędzli i gąbeczek.
Jesteśmy akurat z makijażystką przy lewej powiece i profesjonalnych maźnięciach w prawo i lewo cieniem, kiedy jeden z męskich uczestników porannego nagrania nachyla się nade mną w kierunku makijażystki i wydymając wargi w karpika prosi o krem. Nawilżający. Tu – pyk palcem - w rybkę. Makijażystka przechyla się przez mój korpus i nakłada wazelinę na uczestnika pędzelkiem. Uczestnik fachowo ociera górną wargę o dolną.
O dziwo, nie żąda błyszczyka.
A później się pojawia Anja Rubik ze świtą.
Na dużych monitorach dokazuje zajawka o matkach, które nie lubią „mamusi”. Nerwowo ściskam moją książkę w spoconych rękach.
Anja Rubik jest piękna i smutna.
Chuda, piękna i smutna. Siedzi na oparciu kanapy i sprawia wrażenie wylogowanej z otoczenia. Fryzjer dłubie jej w głowie, makijażysta grzebie jej przy policzkach. Jest taka posępna, że nawet bardziej mi jej żal, niż zajawki z niemowlęciem.
Kiedy dochodzi dziesiąta, nastaje czas, żeby stawić czoła "mamusi”.
Stawiam, a w tle wątłe słońce się wspina nad stolicą.
Ani telefonu.
Ani portfela.
A!
Ach, to byłby początek godny Alfreda Hitchcocka, na początek trzęsienie ziemi, a później napięcie stopniowo rośnie, aż po finał.
Niestety, drzwi hotelowego pokoju otworzyły się z miękkim trzaskiem elektromagnesu, światło uruchomiłam bez problemu, wsuwając kartę w szczelinę wyłącznika, ekran telewizora przywitał mnie uprzejmą formułą i anglojęzyczną wariacją na temat mojego imienia i oto znalazłam się w bezczasie do końca wieczoru.
Starannie zamknęłam drzwi, przekręcając gałkę mechanizmu.
Kiedy wyjeżdżam bez nieletnich i nie mam żadnych nosów do obtarcia, żadnych ran do opatrzenia, żadnych egzystencjalnych problemów „mama, a on/ona/ono/oni/ktokolwiek mnie bije!” i żadnego prania w czterdziestu stopniach do zrobienia, wtedy wpadam – natychmiast – w błogą przestrzeń pomiędzy, w deficyt odniesień do czasu i miejsca, w ogóle, w antytezę „tu i teraz”.
Fajne to jest.
[na krótką metę]
Ekran telewizora przewinęłam z „mamy nadzieję, że będziecie zadowoleni z pobytu u nas” na losowo wybrany kanał, różny od mini-mini, na którym podekscytowany spiker donosił o zaskakującym mordzie na amerykańskim snajperze, który dopiero co wydał (w Polsce – w pewnej propagującej wartości oficynie) książkę o strzelaniu do ludzi w Iraku i właśnie szykował następną.
O Chisie Kyle pisałam na blogu w połowie grudnia, ojoj, jakie to metafizyczne, wszystkie drogi mnie prowadzą do bloga, do hotelu z wymądrzającym się telewizorem też poniekąd zaprowadził mnie blog zimno.
W nocy śniły mi się wszystkie wyrodne matki świata, włączając - medialnie aktywne morderczynie.
To nie była dobra noc, chociaż z widokiem na kolorowo oświetlone stołeczne budynki.
Rano powlokłam się na śniadanie, a kiedy wróciłam do numeru i było tuż po ósmej, uruchomiłam TVN.
Przy szorowaniu zębów dopadła mnie zajawka porannego pasma. Miły głos informował, że zaraz, już, za chwilę poleci materiał o „matkach, które nie lubią, kiedy dzieci mówią do nich mamusiu”.
Przemknęło mi przez głowę, że jest chyba raczej źle.
Ło matko, ależ ja uwielbiam lepkie dziecięce łapska i całusy z gilem (oby tylko pochodziły z mojej linii produkcyjnej!).
I co ma „mamusia” w ogóle wspólnego z 384 stronami, które popełniłam.
Zaleciało Hitchcockiem. Mordercy, strzygi i wampiry.
W tym miejscu przewijamy bieg narratorki z walizką ulicą Hożą oraz jazdę windą.
Fast-forward ---
… i opadamy wraz z autorką narracji na miękki fotel charakteryzatorni TVN. Jest miło, jest grubo podkładu oraz innych mikstur, fałdy, zawirowania skóry i zagięcia ekspresowo znikają pod wprawnymi ruchami licznych pędzli i gąbeczek.
Jesteśmy akurat z makijażystką przy lewej powiece i profesjonalnych maźnięciach w prawo i lewo cieniem, kiedy jeden z męskich uczestników porannego nagrania nachyla się nade mną w kierunku makijażystki i wydymając wargi w karpika prosi o krem. Nawilżający. Tu – pyk palcem - w rybkę. Makijażystka przechyla się przez mój korpus i nakłada wazelinę na uczestnika pędzelkiem. Uczestnik fachowo ociera górną wargę o dolną.
O dziwo, nie żąda błyszczyka.
A później się pojawia Anja Rubik ze świtą.
Na dużych monitorach dokazuje zajawka o matkach, które nie lubią „mamusi”. Nerwowo ściskam moją książkę w spoconych rękach.
Anja Rubik jest piękna i smutna.
Chuda, piękna i smutna. Siedzi na oparciu kanapy i sprawia wrażenie wylogowanej z otoczenia. Fryzjer dłubie jej w głowie, makijażysta grzebie jej przy policzkach. Jest taka posępna, że nawet bardziej mi jej żal, niż zajawki z niemowlęciem.
Kiedy dochodzi dziesiąta, nastaje czas, żeby stawić czoła "mamusi”.
Stawiam, a w tle wątłe słońce się wspina nad stolicą.
klik
Przed wieżowcem na rogu Hożej i Marszałkowskiej jest gęsto od paparazzi czatujących na depresyjną Anję, z którą się właśnie zmierzyłam (ja czy ona wyższa?) przy stanowisku dopinania kabelków.
Jeden pan od mikrofonów gmerał przed momentem przy jej, drugi – przy moich plecach.
Nadal co prawda nie wiem, która z nas jest wyższa, wiem za to, która chudsza … i która smutniejsza …
Później pognałam do radia.
Jest się z prowincji, więc się odbębnia maksimum przy okazji jednej wizyty w stolycy.
klik
W centralnym punkcie monologu do dużego żółtego mikrofonu zdałam sobie sprawę, że – pal licho walizkę, ale … - zostawiłam w hallu torebkę.
O, gamoniu, będzie Hitchcock.
Dalej, dalej, prędzej, prędzej, kończmy już szybciej tę mękę.
Na koniec, przez dziury i korki popędziłam taksówką do Agory.
Tu linka nie będzie, a przynajmniej – nie w tej chwili.
***
A co było dalej – to najlepiej wiedzą Sztuczne Fiołki.
Powrót do realiów, do tu i teraz, do „mama, a on/ona/ono/oni/ktokolwiek mnie bije!”.
Dobranoc, pamiętniczku.
matkobosko, muszę zapytać (wybacz śmiałość), ale ile masz wzrostu? sama mam 183 cm i wydaję mi się, że przewyższam 7/8 populacji kobiecej w tym kraju ;) pozdrawiam serdecznie! (dla formalności, czytuję od zawsze, jeszcze długo przed splendorem sławy :))) Emilia
OdpowiedzUsuń=> Emilia: jesteś więc ZNACZNIE wyższa od Anji ;))))
Usuń(no, chyba, że akurat się BARDZO garbiła)
Ja mam 180 i podobnie jak komentatorka wyżej mam wrażenie, że wszystkich przewyższam i jestem chodzącą Statuą Wolności :| Szczególnie bycie wyższą od facetów zawsze mnie drażniło. Mój partner jest ode mnie nieznacznie wyższy więc jak mam płaskie buty to OK, natomiast o ulubionych szpilkach mogę tylko przy nim pomarzyć... ;)
Usuń=> Myśli Nieoswojone: ja na szczęście jestem prawdziwie DUŻA dopiero w szpilkach :))))
UsuńWitajcie w klubie 180+ :)
UsuńDo tego, co o Tobie wiem - dołączył tembr głosu i mrugające powieki.
OdpowiedzUsuńTyle piękniejszego mogłaś powiedzieć niż monolog o wyrzucaniu przez okno, ale do tego trzeba mieć partnera, ech...
Najlepszego, Małgorzato.
Viki vel arancia
=> viki: cóż, też mam wrażenie, że moja książka niekoniecznie jest o wyrzucaniu przez okno, ale kiedy pytają w telewizorze, to jakoś nie wypada nagle zamilknąć.
Usuńalbo zrobić bu.
Eh Zimno, jakie Ty ciepło jesteś:))) Czytałam, oglądałam i słuchałam. Fajnie, że padło pytanie, które sama chciałam Ci zadać - jak to zrobić: być mamą, pracować zawodowo i jeszcze napisać książkę? Nie spać, powiadasz? No to się wdrażam;)
OdpowiedzUsuńPS. Szefa też chce się czasem wyrzucić przez okno, prawdaż?
=> monika: :)
Usuńdieta bezsenna to jednak na Twoją wyłączną odpowiedzialność :))))))))))
dzięki za miłe słowa.
Zirytował mnie wstęp "Są relacje o różowych piętkach i są relacje martyrologiczne" - ile razy można tak samo zaczynać, drogi TVNie...:) Też mam poczucie, że z miejsca szufladka, napisana przez niedospanego reserchera. Ciekawiej, głębiej i inaczej jest w książce. Podoba mi się w niej dystans, podbity czułością.
OdpowiedzUsuńA, "to książka, którą łatwo zacząć ale trudno skończyć" - parsknęłam śmiechem na tę recenzję. Na szczęście to nieprawda.
=> Ola: musi być szuflada.
Usuńszuflada porządkuje skomplikowany świat.
i niezbyt się czuję jako wiodąca, wyrodna, wielodzietna matka interneta.
ale cóż.
wydawalo mi sie, ze albo kariera, albo dzieci.
OdpowiedzUsuńa jak juz sie uda pogodzic kariere z dziecmi to sie wyglada wlasna matka (albo babka).
a Ty prosze: dzieci, kariera, blog+ksiazka i do tego wygladasz olsniewajaco.
zaczyna mnie zzerac zawisc :)
=> ingrid: ale weź jednak poprawkę na bardzo grubą warstwę pudru, którą mnie obłożono!
UsuńO, to dobra wypowiedź pani Doroty: "polecam książkę, jak się ją zacznie, to trudno skończyć". Nono. Dyskusyjne polecenie. :D
OdpowiedzUsuńDobre też było o wyrzucaniu przez okno partnera (jakiś chudy musiałby być) i dzieci oraz o codziennym zmaganiu się z codziennością co rano.
Przeczytałam właśnie "prodżekt". Oj pozytywnie jestem zaskoczona, pozytywnie...
OdpowiedzUsuń=> surrealistka: naprawdę?
Usuńa jak bardzo?
cóż, moje rozdęte ego łaknie recenzji i komentarzy ...
Telewizja jest zlem:)Gdybym nie czytala bloga i nie miala "pelnego" obrazu zimno, to nie kupilabym ksiazki po tym tvnowskim pokazie: pan totalnie znudzony i majacy temat generalnie w nosie.pani niby przygotowana, ale katem oka liczyla mijajace sekundy cennego antenowego czasu. Wkurzylam sie, ze cie tak szybko odprawili.i jeszcze to okno:)
OdpowiedzUsuńHej Zimno,
OdpowiedzUsuńszkoda że ten wywiad w ddtvn, był taki ..nie o sednie sprawy. Troszkę zawiodłam się na Prokopie i Welmann. Miałam nadzieję, że przygotują się godnie...
Ale szczęście , że nie trafiłaś na P.Pieńkowską- to byłby prawdziwy dramat-może nawet zebrałabyś ochrzan ;-)
W każdym razie wypadłaś doskonale, mimo słabych rozmówców...szkoda że nie skojarzyłam (o zgrozo"niektóre matki...") tytułu z książką, bo pobiegłabym na Hożą po autograf ;-)
wiesz, ja w pierwszej chwili też nie skojarzyłam, że moja książka jest o nielubieniu określenia "mamusia" :)
UsuńObejrzałam w internecie i miałam wrażenie, że to o całkiem innej książce niż ta, którą ja czytałam. I że co innego było w niej najważniejsze. Ale co ja tam wiem; ja to dopiero z głębokiej prowincji jestem...
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy w naszych czasach promowanie książki zawsze musi łączyć się z jej maksymalnym spłycaniem, połączonym ze spłycaniem jej autora. Nie masz wrażenia, że na siłę próbują Cię wrzucić do złej szufladki?
Ale o tym wszystkim nie da się powiedzieć w ciągu trzech minut. Bu.
=> momarta: tłumaczę sobie, że specyfiką mediów jest pójście w uproszczenia. bez uproszczeń nie byłby chyba możliwy żaden strawny przekaz.
Usuńmiałam wrażenie, że Cię podglądam, ze wręcz niestosownie i ciekawsko dowiaduje się jakim tonem głosu mówisz :) bardzo dziwne wrażenie oderwane od treści wypowiedzi. Gratuluje książki i opanowania płytkiego oddechu przed kamerą na żywo. i tego, że udało Ci sensownie zareagować na pytania o poziomie śniadaniowym.
OdpowiedzUsuń=> baszka: ooo, nie było lekko ;)
UsuńPrzeczytałam Twoja książkę jednym tchem i zdecydowanie nie jest o wyrzucaniu przez okno!
OdpowiedzUsuńPodniosła mnie na duchu,dała powód do zmartwień i kilka innych przemyśleń.
Gratulacje Zimno :)) i fajniejszych wywiadów życzę!
=> Eljotynka: cieszę się! (z Twoich wrażeń po lekturze)
Usuńi martwię się, że dzieli mnie cienka granica od wyrzucających - literalnie - przez okno.
przynajmniej w oglądzie mediów mnie dzieli.
No prowadzacy sie nie piescili z ksiazka i nie doszukiwali synestezji, hiperboli i alegorii, bo widocznie nie one wyszly na plan pierwszy.
OdpowiedzUsuńWrzucili do wora "matka pisze" bo... moze po prostu tak odbieraja te 300 iles stron?
monika
czytam nareszcie czytam))))od przedwczoraj, czytam pomiędzy życiem swoim))))
OdpowiedzUsuńa po wywiadach mam konstatację taką oto - Zimno przemieniła się w Ciepło))
ciepły głos, spokój wewnętrzny i pewność siebie))))
gratulacje
= teatralna: czytasz i - ok, czy raczej czytasz i - kicha?
Usuńej paniusiu ))) co to za pytanie w ogóle)) nie czytam i przede wszystkim nie czekam na książki, które czytam. Ja nie mam czasu na czytanie chłamu)) dlatego tak dopytywałam o Wałęsową upierdliwie))
Usuńco Ci będę słodzić hehehe
-"Moja bohaterka ma trochę ze mną wspólnego" - błagam, litooości!
OdpowiedzUsuńPrzecież w radiu cały czas mówisz o narratorze "ja".
- Projekt jako figura stylistyczna? - hmmm.
- "Różnica filozoficzna" pomiędzy macierzyństwem a dziećmi? :-)
Mam wrażenie, że do końca sama nie wiesz, czym jest ta książka i dlatego w każdym zdaniu jest ona u ciebie jest czymś innym. Raz projektem, raz opowieścią, a raz pamiętniczkiem.
monika
Zimno- ważne że nazwiska nie przekręcili ;) Ja miałam niewymowną przyjemność zobaczyć Cię au face a nie tylko, jak do tej pory, od strony dłuuuugo padającego cienia na fotkach ;)
OdpowiedzUsuńI pytanie mam, czy będzie można w Empiku kupić Niepowieść w formacie papierowym? Z tego co widzę obecnie mają tylko wersję przegadaną i elektroniczną.
=> EB: i wydawnictwo (w trakcie zmian kapitałowych) i ja mamy nadzieję, że jeszcze chwileczka, jeszcze momencik i dystrybucja wersji papierowej ruszy pełną parą.
Usuń(i tak, zgadza się, ważne, że nie przekręcili ;))) )
Duże rozczarowanie. Projekt matka po obejrzeniu TVN to książka o chęci wyrzucenia dziecka przez okno.
OdpowiedzUsuńtak właśnie sobie Ciebie wyobrażałam:))
OdpowiedzUsuń=> Alcydło Kr.: :)))))
UsuńChoć szacun mam wielki do tego duetu telewizyjnego, to jednak i wrażenie ... że pospłycali temat ... miałam niedosyt;)
OdpowiedzUsuńA dla Ciebie szacun ogromny za pełen profesjonalizm!:)
Pozdrawiam i raz kolejny gratuluję:)!!
=> Obiektywnie: to jest jednak hurtownia, nie zakładam, że priorytetem prowadzących jest angażowanie się w każdy temat.
Usuńale tę torebkę - znalazłaś? oddali Ci? A ile wrażeń! Gratuluję!
OdpowiedzUsuń=> chud sza: leżała spokojnie, przez nikogo nie niepokojona tam, gdzie ją porzuciłam.
UsuńWłaśnie przeczytałam projekt i to była przyjemność. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńFajnie było Cię zobaczyć w telewizorze. Od lat czytam bloga, nigdy nie komentuję, ale śledzę na bieżąco. Podziwiam i zazdroszczę talentu :-) Nie wiem czy wiesz, ale dziś p.Prokop w trakcie jednego z wywiadów powoływał się na Twoją wypowiedź dot. prywatności. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńhttp://dziendobry.tvn.pl/video/czy-gwiazdy-zaluja-szczerosci-w-mediach,107,newest,75550.html
A czy prowadzący DD TVN muszą być zaaferowani do granic absolutnie każdym tematem, na temat którego prowadzą rozmowę? Zwłaszcza rozmowie tak krótkiej? Błagam.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie ten fakt,że każdy blogger, który otrzyma jakąś tam nagrodę od razu pisze książkę.A potem leży ona sobie na półce z przecenami, albo w sklepach z tanimi książkami w cenie za pięć złociszy. Twoją też tam widziałem, ledwo ukazała się drukiem i już przeceniona.
OdpowiedzUsuńOhjej, właśnie do mnie dotarło, że życie nie jest czarno-białe i że tak ciężko uprawiać skomplikowaną logistykę, żeby ułożyć harmonogram i zdążyć do sklepu. Bo, jak wiadomo, sklepy otwarte są w określonych godzinach. Dziękuję ci, zimno, chyba te mądrości wywieszę sobie na lodówce. Albo może partner mi wywiesi, bo bez niego nie dałabym sobie rady. Ohjej. Macierzyństwo się nie kończy na karmieniu piersią. W życiu bym na to nie wpadła, trzeba mi było obejrzeć śniadanie na ekranie. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńDobrze, że napisałaś o tym książkę. To takie potrzebne kobietom. Mniej rozgarniętym w logistyce rozwożenia. :D
ja tylko tyle, że czas dla Ciebie, Zimno, jest bardzo łaskawy - no i ja też chciałabym świecić takim uzębieniem, gdy się wreszcie oddrutuję:) prowadzący wywiad w tvn trochę żenua jednak.
OdpowiedzUsuńmommy
=> mommy: cha! Ty pierwsza doceniłaś półtora roku w drutach! :)
Usuńprzyznaję, że szczerzę teraz zębiska bez wstydu.
masakra...prowadzacy dno, a pani ,,pisarka''taka yntelygentna,elokwetna ah i oh, parcie na szklo,i po co to wszystko?kto kupi ksiazke? matka jakas? przeciez ma to na co dzien, jeszcze nie matka?hm,watpliwe.wkolko gadanie o bohaterkach ktore wstaja rano rozworza dzieci i jada do pracy, pleaseeee...nie ona pierwsza i nie ostatnia wiec o co takie halo pytam??? chyba zwyczajnie tvn brak tematow do tej porannej szmiry a pani pisarka cos chce udowodnic, tylko co?ehh
OdpowiedzUsuńpani pisarka opowiada o tym, że napisała książkę. pewnie ktoś ją do tego programu zaprosił, bo sama tam nie wlazła. a jak się zostanie bohaterką, która co rano rozwozi dzieci i napisze się o tym (i nie tylko) książkę, to może i zawistną/ego anonima zaproszą do telewizji? kto wie.
Usuńcałusy, zimno:) wymiatasz
łolka
=> łolka: dzięki!
Usuń(nie zmoderowałam i zostawiłam hejterstwo na równowagi z zalewem sympatycznych reakcji wyżej)
Zimno, Ty o Pulitzera się starasz, że tak solą w oku co niektórym Twoja książka jest?:-)
OdpowiedzUsuńFajna książka, przeczytałam z przyjemnością.
Gratuluję, że udało Ci się spełnić co zamierzałaś i do tego w dobrym stylu:-)
Btw, wyglądasz pięknie!
Ejże, czy ja dobrze widzę, że nie widzę drutów?!
OdpowiedzUsuńPiękna z pani kobieta, pani Małgorzato. Klasa w każdym calu. Gratuluję wydania książki (elegancka okładka) udanych dzieci, satysfakcjonującej pracy. Szczęściara z pani :-))
OdpowiedzUsuńfidyrytko