I cóż, napisałam to tak, jakby to było śmieszne. Zabawne i lekkie. A chyba jednak nie jest takie.
[wychodzę z kuchni, zasiadam za biurkiem]
Jako że media mi ostatnio dorobiły gębę indywiduum, któremu (której?) macierzyństwo zdefiniowało wszystko (łącznie pewnie z rozmiarem buta), poczuwam się, żeby do kości wejść w rolę i przy piątkowym wieczorze dokonać wnikliwej egzegezy adekwatnych zagadnień na podstawie dostępnych źródeł.
[pióro ze złotą stalówką intrygująco skrzypi, ślizgając się po arkuszach bibuły]
W środowej „Polityce” - artykuł Joanny Cieśli „Cisza nad łóżeczkiem”.
Już sama zajawka tekstu zainicjowała fejsbukową dyskusję.
„Nie kocham swojego dziecka” jako „jedno z najsilniejszych tabu”.
Czytam i w pierwszym odruchu myślę, że są różne dysfunkcje, Hannibal Lecter, Bruce Wayne i Jack Napier, znowu schodzę na asocjacje raczej swawolne.
A sprawa jest poważna.
I o dziwo ma związek z figurą kobiety-lalki i z archetypem Matki Polki.
[przy pisaniu kompulsywnie piję czarną kawę, na kubek - cztery łyżeczki cukru i przypalam papierosa od papierosa. ekstramocne]
Joanna Cieśla pisze, że „miłość do dzieci łatwiej przychodzi kobietom, które mają spójny obraz własnej matki”. Spójny – a więc taki na przykład, że matka wspierała dziecko, chociaż bywała nieznośna. „Matka Polka”, która nie ma wad nie jest wiarygodnym punktem odniesienia dla własnych macierzyńskich odczuć.
Cóż, przeczuwałam, że w „Matce Polce” czai się zuo.
I podoba mi się koncept, że chorobliwe wczuwanie się w „Matkę Polkę” skazuje na szarpanie się między absolutnym poświęceniem dla rodziny a pomysłem, żeby to wszystko (wy)rzucić (przez okno, jeżeli się trzymać pomysłu, jaki mają na mnie pasma telewizji śniadaniowej).
[zanoszę się suchym kaszlem nad w części zapisaną bibułą, zgrabiałymi palcami przegarniam włosy posiwiałe na skroniach]
A Joanna Cieśla w „Polityce” konkluduje, że na rozwój więzi z dzieckiem - poza stanem psychicznym matki - ma wpływ „społeczny klimat, temperatura otoczenia”.
Popieram. Interesujące!
Prawda sprzed wieków, że do wychowania dziecka jest potrzebna cała wioska okazuje się mieć szereg solidnych podstaw.
Matka skazana wyłącznie na siebie (i dziecko), jedyna dorosła we własnych czterech ścianach musi zwariować.
Tzn. ok, nie musi. Ale może jej być zwyczajnie trudno. Bardzo trudno, nie do udźwignięcia.
I tu się pojawia fenomenalne spoiwo między Barbie a Matką Polką.
„Kobieca samotność zaczyna się jednak jeszcze przed przyjściem dziecka na świat, jeszcze zanim dziewczynka stanie się kobietą – zauważa Monika Płatek. – Co te młode dziewczyny wiedzą o sobie? Jak kształtuje się ich poczucie własnej wartości? «Musisz być coraz szczuplejsza, coraz ładniej wyglądać » (…) słyszą. (..) Młode kobiety wciąż wzrastają w atmosferze restrykcji, wymagań i w emocjonalnym chłodzie”.
[źródło: Polityka Nr 7 (2895) z 13 lutego 2013]
Co należało dowieść.
Tak, ten tekst to wygłup.
Ale jedynie w połowie.
Zgadnijcie, w której.
W tej mniejszej ;)
OdpowiedzUsuń=> Ania M. : :))))))))))))))))
UsuńWiecie kiedy kobieta jest najbardziej samotna? Gdy opuści samą siebie [zasłyszane, daj szluga, dawno nie paliłam extramocnych].
OdpowiedzUsuńa nierzadko, kurka, opuszcza.
Usuń[i się częstuj. bez filtra, siostro ;))) ]
A nierzadko, się zdarza [ale się nie zaciągam, dzięki].
Usuńi która z nas jest bez winy?
Usuńktóra się nie zdradziła, sama siebie?
(ekstramocne mnie nastrajają refleksyjnie, uha uha)
to i ja zapalę kurczę. Barbie z Polski. Cholera.
Usuńo!o!
OdpowiedzUsuńa pamiętacie jak kaśka nosowska śpiewała :'największa w świecie zbrodnia to na samym sobie gwałt'
dlatego też, romantycznie, acz zgodnie z tym co mi wizja dyktuje, odpowiadam na pięcioletnie zapytania o sedno życia - 'równowaga wewnetrzna'
i z niemal histeryczną nadgorliwością życzę wszelkim przyszłym matkom by słuchały siebie.
z tym, ze mam wrażenie, nieliczne w ogóle rozumieją co mam na mysli...
czyli ze macierzyństwo wychodzi na dobre 'niegrzecznym dziewczynkom' (bardzo szerokie uogólnienie, ale macie obraz, tak?)
=> the light princess: tak i tak i tak.
Usuńto jest w ogóle nie nowatorska myśl, że najpierw trzeba zadbać o siebie, żeby móc zadbać o dziecko, ale dla niektórych nadal obrazoburcza.
z pożytkiem dla frustracji i depresji, niestety.
jezusmaria jakieś skomplikowane to wszystko, zaczynam się bać...samej siebie normalnie
OdpowiedzUsuńoraz zimno eXtramocne??!!no Pani walę czułkiem o glebę z podziwu))))
=> teatralna: dzisiaj już mam w normie.
Usuńzgasiłam papierosa :)
No bo to nie jest takie łatwe, "słuchać siebie", jak się przez całe życie było ćwiczonym w słuchaniu innych i ignorowaniu siebie.
OdpowiedzUsuń=> Tores: dlatego musimy, i to jest dość poważny postulat, inaczej wychować nasze córki.
UsuńMatka Polka Polska Siłaczka Żer(mamom)*ski
OdpowiedzUsuń=> Ewelina Molenda-Trębicka: coś w tym guście.
UsuńOrzeszkowa.
Czytając "Matka skazana wyłącznie na siebie (i dziecko), jedyna dorosła we własnych czterech ścianach musi zwariować.
OdpowiedzUsuńTzn. ok, nie musi. Ale może jej być zwyczajnie trudno. Bardzo trudno, nie do udźwignięcia. "
poryczałam się.
Czy już zwariowałam..?
A siedzę dopiero(?) czwarty tydzień, z trzylatkiem i siedmiotygodniowcem, choroby nas przeczołgały.
=> lucjaa: no widzisz, to jest tak, że piszę, bo wiem. wiem, bo sama też wyłam i wyszłam z tego.
Usuńdlatego ciągle trąbię o wadze kobiecej opowieści. bo lubię słyszeć - w odniesieniu do moich aktualnych powodów do wycia - nie łam się, wyjdziesz z tego.
więc nie łam się, wyjdziesz z tego.
idzie wiosna, wyjdziecie na powietrze ...
ja ostatnio znalazlam na pobliskim metalowym plocie tekst : pierdol barbie az sie zgarbim
OdpowiedzUsuńniech zyje redaktorstwo tutejsze!
UsuńWitam serdecznie. Jakoś nie miałam okazji zerkać wcześniej na Pani bloga i dopiero po książce tu trafiłam Jestem świeżo po lekturze "Projektu matka". Sama jestem mamą dwójki. Czterolatki i dwulatka. Czytając "Projekt..." w większości miałam wrażenie, że czytam o sobie. Wszystko się zgadza: ciąża, staranie o dziecko (w moim przypadku o drugie), wychowywanie pierwszego, potem dwójki. Praca, godzenie wszystkich obowiązków. Trzeciego dziecka nie mam, więc w tej części się nie identyfikowałam ;) Na razie zbieram myśli, co dokładnie o Pani książce napiszę, ale wiem jedno, to będzie jedna z bliższych mi lektur, które przyszło mi do tej pory czytać. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń=> Sardegna: miło mi bardzo :)
Usuńdaj mi, proszę, znać, kiedy napiszesz recenzję.
Proszę: http://ksiazki-sardegny.blogspot.com/2013/02/projekt-matka-magorzata-ukowiak.html
Usuńto bardziej moja opinia niż recenzja :) tak już mam :) pozdrawiam serdecznie i będę zaglądać
Pocieszę wszystkie wyjące - wyłam przy trójce maluchów, potem powoli, przeszlismy wspólnie róznego rodzaju ospy, szkarlatyny, połamane kończyny, wakacyjne wariactwa, niepostrzezenie wszystko zaczęło się układac, w jakąś logiczna całośc. Błogosc, marzenie o cudownym świecie. Aż tu nagle okazało się, że mamy w domu nastolatki. Wróciłam do wycia. I mimo naprawdę cudownego meza, wiem jak straszna jest kobieca samotnośc.
OdpowiedzUsuńI w ogóle z perspektywy swojego dojrzałego (???!!!) macierzyństwa stwierdzam, ze bycie matką to jest nadzwyczaj karkołomne zadanie do wykonania, którego nie tłumaczy żaden podręcznik, psycholog, etc etc. Co przekazalismy swoim dzieciom (ja akurat swoim trzem córkom) to wyjdzie w paraniu i w ich dorosłym, dojrzałym zyciu.
A mnie grobie kiedys napiszą "tu leży matka" i to bedzie na tyle. :)