Weszła do sklepu tak hałaśliwie, że nie sposób było pominąć jej wejścia [stałam
przy niewielkim kontuarze i odtwarzałam listę zakupów z nieistniejącego
świstka].
Jednocześnie rozległ się zgrzyt energicznie otwieranych drzwi [czyżby zawadiackie kopnięcie?], turkot kół dziecięcego rowerka i sekwencja dyscyplinujących komend wypowiedzianych zdecydowanym tonem „nieruszaj/niedotykaj/niepuszczajkierownicy/niezsiadajzroweru!”.
Oczywiście od razu ją poznałam [… i jeszcze dziesięć jajek …], bo mimo upływu lat w ogóle się nie zmienia [… natkę pietruszki i jeden duży seler …], była nadal tak samo promienna, jak jakiś czas temu, kiedy przez chwilę pracowałyśmy razem [… a jest ten włoski makaron w brązowej torebce?]. Jedną ręką upychałam zakupy, drugą szukałam portfela, wymieniałyśmy z Moniką zdawkowe uprzejmości, jak to bywa po długim niewidzeniu, a osobista superniania syczała mi od wewnątrz „no patrz, patrz, popatrz sama, jakie ona ma niesforne to dziecko!”.
Śliczny blondynek w wieku Silnego nic sobie nie robił z wychowawczych pouczeń Moniki i z lubością zanurzał ręce po łokcie w skrzynkach z brzoskwiniami, z winogronem, z fasolą i resztą asortymentu owocowo-warzywnego. Ugryzł coś. Wypluł. Wykrzyknął.
- Zaczekam - dałam znać Monice ruchem ust i na migi – przed sklepem.
Wyszła po chwili, bez ustanku przemawiając do synka, bez odzewu.
Rozmawiałyśmy o banałach, choć życzliwie, odtwarzałyśmy w neutralnych zdaniach ostatnie trzy lata, widziałyśmy się poprzednio w ciążach, ja z Silnym, Monika z Szymkiem.
Cherubinek zamaszyście okrążał nas na rowerku.
W końcu zapytała, czy u mnie wszystko w porządku. Potwierdziłam.
- Szymek ma autyzm. – powiedziała Monika.
Tego nie widać. Choroba nie stygmatyzuje rysów, nie wykrzywia twarzy w żaden budzący litość grymas. Niby wiem, a przecież zareagowałam typowo „co za niegrzeczne dziecko!”.
Niegrzeczne, nie słucha, niewychowane, bo nie reaguje na polecenia rodziców, głuche na pouczenia. Zamknięte w swoim świecie, odporne na wskazówki i polecenia. Czasami destrukcyjne. Bywa, że agresywne. Cała diagnoza w pospolitych sądach, po części prawdziwych [bo opisujących rzeczywistość], ale skrajnie krzywdzących – i dla dziecka, i dla jego rodziców.
Ten śliczny mały chłopiec nie będzie miał łatwego życia, świat wokół niego ma kolce i póki co jest nadal dość wrogą przestrzenią.
Ten śliczny mały chłopiec miał jednak szczęście trafić na Monikę i jej męża, zdeterminowanych, żeby walczyć o jego samodzielność. Są pełni optymizmu – mimo wszystko i uśmiechnięci, chociaż skrajnie zmęczeni.
Jestem przekonana, że warto im pomóc.
Jeżeli nie rozliczyliście jeszcze 1%, weźcie, proszę, pod uwagę rehabilitację Cherubinka.
Dzięki.
Jednocześnie rozległ się zgrzyt energicznie otwieranych drzwi [czyżby zawadiackie kopnięcie?], turkot kół dziecięcego rowerka i sekwencja dyscyplinujących komend wypowiedzianych zdecydowanym tonem „nieruszaj/niedotykaj/niepuszczajkierownicy/niezsiadajzroweru!”.
Oczywiście od razu ją poznałam [… i jeszcze dziesięć jajek …], bo mimo upływu lat w ogóle się nie zmienia [… natkę pietruszki i jeden duży seler …], była nadal tak samo promienna, jak jakiś czas temu, kiedy przez chwilę pracowałyśmy razem [… a jest ten włoski makaron w brązowej torebce?]. Jedną ręką upychałam zakupy, drugą szukałam portfela, wymieniałyśmy z Moniką zdawkowe uprzejmości, jak to bywa po długim niewidzeniu, a osobista superniania syczała mi od wewnątrz „no patrz, patrz, popatrz sama, jakie ona ma niesforne to dziecko!”.
Śliczny blondynek w wieku Silnego nic sobie nie robił z wychowawczych pouczeń Moniki i z lubością zanurzał ręce po łokcie w skrzynkach z brzoskwiniami, z winogronem, z fasolą i resztą asortymentu owocowo-warzywnego. Ugryzł coś. Wypluł. Wykrzyknął.
- Zaczekam - dałam znać Monice ruchem ust i na migi – przed sklepem.
Wyszła po chwili, bez ustanku przemawiając do synka, bez odzewu.
Rozmawiałyśmy o banałach, choć życzliwie, odtwarzałyśmy w neutralnych zdaniach ostatnie trzy lata, widziałyśmy się poprzednio w ciążach, ja z Silnym, Monika z Szymkiem.
Cherubinek zamaszyście okrążał nas na rowerku.
W końcu zapytała, czy u mnie wszystko w porządku. Potwierdziłam.
- Szymek ma autyzm. – powiedziała Monika.
Tego nie widać. Choroba nie stygmatyzuje rysów, nie wykrzywia twarzy w żaden budzący litość grymas. Niby wiem, a przecież zareagowałam typowo „co za niegrzeczne dziecko!”.
Niegrzeczne, nie słucha, niewychowane, bo nie reaguje na polecenia rodziców, głuche na pouczenia. Zamknięte w swoim świecie, odporne na wskazówki i polecenia. Czasami destrukcyjne. Bywa, że agresywne. Cała diagnoza w pospolitych sądach, po części prawdziwych [bo opisujących rzeczywistość], ale skrajnie krzywdzących – i dla dziecka, i dla jego rodziców.
Ten śliczny mały chłopiec nie będzie miał łatwego życia, świat wokół niego ma kolce i póki co jest nadal dość wrogą przestrzenią.
Ten śliczny mały chłopiec miał jednak szczęście trafić na Monikę i jej męża, zdeterminowanych, żeby walczyć o jego samodzielność. Są pełni optymizmu – mimo wszystko i uśmiechnięci, chociaż skrajnie zmęczeni.
Jestem przekonana, że warto im pomóc.
Jeżeli nie rozliczyliście jeszcze 1%, weźcie, proszę, pod uwagę rehabilitację Cherubinka.
Dzięki.
klik
To niech odpuści upominanie, sporo autystów ma zaburzenia SI i źle reaguje na taki ton głosu/wieczny szum. A w głośnych miejscach można się ratować słuchawkami wyciszającymi (takimi jak mają robotnicy), dla mnie to zbawienie.
OdpowiedzUsuń1% już rozliczony.
Pewnie im nie trzeba "toniechów". Podejrzewam, że są pod opieką niejednego specjalisty SI, psychologa, dietetyka, rozmawiają, szukają najlepszych rozwiązań.
Usuńwinogrona chyba?
OdpowiedzUsuńDzięki Zimno za ten wpis. Czytam Cię prawie od początku. Moja córa jest w wieku Erny, ma autyzm (a dokładnie zespół Aspergera). I właśnie potrzebuje zdecydowanego tonu głosu i jednoznacznych poleceń. Autyzm to nie wyrok - pozdrowienia dla koleżanki. I jeszcze jedno - dla mnie jako matki dziecka "z kłopotami" (pracującej zawodowo)Twój blog to takie źródło normalności - bardzo Ci dziękuję, że nie narzekasz na dzieci (na swoje zmęczenie tak, na dzieci - nigdy). Bardzo Ci dziękuję, ze doceniasz codzienność. I jeszcze jedno - dziecko z autyzmem to też tylko dziecko. Troszkę inne - ale można dzięki niemu zyskać całkiem inną perspektywę. Całkiem fajnie jest być mamą 6 latki, która nie chce być baletnicą - ponieważ wie, ze zostanie sejsmologiem. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńautyzm nie jest wyrokiem - krzepiące to, co piszesz, ale bywa trudno, tym bardziej, że tak fizyczny, jak i finansowy ciężar rehabilitacji muszą w praktyce nieść rodzice. stąd zresztą mój apel.
Usuńno i jeszcze odbiór społeczny choroby. "niegrzeczne dzieci" w miejscach publicznych nie mają łatwo. a właściwie - nie mają łatwo ich rodzice. permanentnie ktoś "życzliwie" doradza.
albo nie waha się rzucić cierpkiej uwagi.
pozdrowienia dla sesjmolożki!
Joanna: Doradzanie rodzicom autysty, bez znajomosci dziecka, jest nieco malo profesjonalne. Autyzm przebiega bardzo indywidualnie. To, co u Twojego dziecka bedzie zbawieniem, u innego moze wywolac agresje.
OdpowiedzUsuńmonika