niedziela, 10 lutego 2013

2.160

Silny uchylił zaspane oko:
- A dzisiaj ja idem nie do pedśkoja? – spytał.
Uwielbiam tę składnię.
Dzisiaj nie.
Nie?
Nie. Dzisiaj nie. Dziś jest niedziela.
Uff. Ulga. Ukojenie.


-------------------------------------------


Na fejsbukowym profilu Wysokich Obcasów podlinkowano przedwczoraj list „Matki w okowach”.

Przestałam być sobą.
Nikt nie pyta o moje potrzeby.
Dlaczego nie mogę wychowywać mojego dziecka bez wysłuchiwania miliona dobrych rad.
Nie ma przecież jednego wzoru na dobre zajmowanie się dzieckiem
.


Jak na treści, które tu magluję od dziesięciu lat to raczej nic nowego.
Innowacyjnie natomiast pomyślałam o wątku „nie chcę wysłuchiwać miliona dobrych rad”. O motywie „dajcie mi wszyscy spokój, bo sama wiem najlepiej”.

Już jakiś czas temu mnie oświeciło, że ten kij ma dwa końce.
Na jednym wiszą – uczepione jak rzepy - koszmarne mamuśki z gatunku „ja!ja!ja! wiem lepiej!”, te wszystkie słodko-upierdliwe kumpelki, ciotki, matki, teściowe obdarzone monopolem na jedyną świętą rację w każdej kwestii. Dopajaj herbatką, nie dopajaj herbatką, dokąd idziesz, zajmij się dzieckiem, twoje jeszcze nie siusia na nocnik, moje siusiały, kiedy miały osiem miesięcy.
Brr.
Damskie piekło samozwańczych prymusek.
Nie, nie lubię tego.

Ale jest i druga strona. Rady, wskazówki i sugestie postrzegane przez pryzmat kobiecej opowieści i dzielenia się kobiecym doświadczeniem. Wspólne darcie opierza, mądrość przeszłych pokoleń i te rzeczy.
Pamiętam pierwszy raz. Wróciłam do domu z porodówki, miniaturowy Nowy Człowiek kwilił w samochodowym foteliku, a ja nie mogłam się pozbyć wrażenia, że nie jestem u siebie, a w jakimś budzącym grozę matriksie. Obolałe ciało, płaczące dziecko, niewyspanie, kumulujące się zmęczenie i narastająca bezsilność. I wtedy przez szczęśliwy przypadek przyszła do mnie położna, która dobrze wybrała sobie profesję. Nie rozczulała się, była rzeczowa. Kiedy chciałam odpuścić karmienie piersią - opowiedziała o swoim karmieniu. Nauczyła mnie nie bać się noworodka, odłamania mu tej czy tamtej kończyny. Wiarygodnie mówiła o swoim macierzyństwie, uwierzyłam jej.

Nie będzie rzecz jasna puenty jak z amerykańskiego poradnika, bo ta jedna opowieść nie „ukształtowała mojego macierzyństwa” (czymkolwiek takie „kształtowanie” mogłoby być), ale z całą pewnością miałam szczęście trafić na wiele mądrych kobiet, którym masę zawdzięczam.

I nadal pytam. I słucham. Lubię to.


A wracając do „Matki w okowach” – współczuję zagubienia.
Ale trochę się dziwię, że rzeczona jest pewna, że wszystko wie najlepiej. W jakimś sensie oczywiście „wie najlepiej” (bo na przykład jej ciało wie), ale chyba jednak mogłaby się jeszcze tego i owego jeszcze dowiedzieć.
Może by wtedy nieco odpuściła.




… siedzę w kątku kanapy i piszę to na kolanie, sowa przemądrzała, balansuję komputerem i siłą woli w hałasie zgarniam myśli, a nielaty twórczo przerzucają kanały mielące papkę z kreskówek i marketingu.
- A więc oni jedzą magnes? – pyta Erna w przerwie na reklamę farmaceutyków.
Ehe.
- Ja bym nigdy nie zjadła magnesu! – Erna analizuje i naraz spogląda na mnie z zaciekawieniem. – Ale z jakim obrazkiem?

ABOJAWIEM?


-------------------------------------------




A z prowokującego cyklu „gdzie znowu o mojej książce w mediach” – dzisiaj (a właściwie w piątek) Anna Dziewit w „Dzień Dobry TVN”.

[guglu, guglu, "Projekt: Matka. Niepowieść" to tu]

Podoba mi się ta recenzja – i pal licho wariacje na temat imienia – bo jest o formie i o zabawie językiem. Git.


klik




6 komentarzy:

  1. wiele mi pomogly opowiesci innych kobiet. lubie sluchac innych. czasem cos mi sie z tego zaslyszanego przydaje. bardzo duzo daje mi sluchanie mojej przyjaciolki, ktora ma trzech synow i wszyscy sa starsi od moich dwoch. czasem pytam, czy miala podobne sytuacje ze swoimi i jesli tak, to co robila, co jej/im pomoglo.
    problem pojawia sie, gdy trafiam na osobe, ktora chce mi udowodnic, ze ja robie zle, a ona robi doskonale, albo gdy jest to ktos kto uwielbia wspolzawodnictwo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuje Silnemu, i serdecznie Go pozdrawiam. B

    OdpowiedzUsuń
  3. jak ingrid, wiele mi pomogly inne kobiety, ale te z mojego pokolenia, rady mam byly czesto do kitu a zawsze z wiadomoscia - co ty mozesz wiedziec o macierzynstwie!!

    OdpowiedzUsuń
  4. a ja poniekąd rozumiem.(uwielbiam słowo poniekąd:)). co innego opowieść i dzielenie się swoją historią, a co innego nachalne: wiem lepiej od ciebie. bo ja...bo za moich czasów....to może być wkurzające.
    nie wiem, nie mam takiego doświadczenie. ja robiłam swoje- czasem metodą prób i błędów- ale otrzymywałam wyłącznie wsparcie i dobre słowo. ale gdyby mi ktoś zasunął gadką: "KARMISZ BUTELKĄ? JAK TO?NIE PIERSIĄ?", to pewnie bym butelką przywaliła.
    łolka

    OdpowiedzUsuń
  5. melduję, że dostałam "Projekt Matka" od męża na walentynki:D Mrrrau!

    OdpowiedzUsuń