I strząsnęła z siebie tornister.
Po czym strząsnęła z siebie kurtkę, czapkę i szalik. Oraz buty. Lewy i prawy.
Ojej. Jakoś nie przyszło mi to do głowy, córko, żeby cię trzymać na bieżąco z celtyckimi rytuałami.
- Erno, - wrzasnęłam. – Erno, wracaj i posprzątaj, co tu narozra …
- Ale mama! – jęknął zblazowany głosik ze sporej oddali.
Fazę na Halloween mam tylko na blogasku.
W prawdziwym życiu jest mi to równie obojętne, jak zaokienna aura.
A sama wolę postać w te dni na zatłoczonym cmentarzu. Choćby w kaloszach i w deszczu, jak dziś. I nie mam poczucia, że to czcze i udawane.
Odstanie godziny albo dwóch przy grobach i obecność przy tych, których znałam dawno temu albo wcale się wpisuje w coroczny rytuał jesiennego umierania, opadających liści i krótkiego dnia.
Śmierć, która jest częścią życia.
I jakoś mnie nie rażą futra wytrzepane z naftaliny pierwszy raz w sezonie i białe kołnierzyki i krawaty spinające nienawykłe, czerwone gardła.
Defilada – my jeszcze żyjemy i się świetnie mamy jest oczywista. Naturalna.
Też podkręcam przed wyjściem niebyłe rumieńce pędzlem i stosownymi kosmetykami.
I oczywiście mi żal, że cmentarz już nie wonieje stearyną, od kiedy otwarte znicze w glinianych czarkach poległy w starciu z plastikową produkcją made in China. Żal, bo miałam zawodowstwo z moczenia palców w gorącym wosku i niezauważenie strącałam świeczkowe odlewy tak, żeby się to nie rzucało w oczy ciotkom, zagrabiającym ziemię wokół grobów w dywanik.
Wtedy byłam nieśmiertelna. Z upływem lat jestem coraz mniej.
˚˚˚˚˚
A właściwie to tak.
Być znowu nieśmiertelną. Wymyślmy lepszą wersję mnie. Na kawie w słoneczny dzień z przyjaciółkami. Mogę być tą nieśmiałą brunetą bez grzywki, bo fe, grzywki są takie passé. Szpilki na takich stopach, których już nigdy nie będę miała. Dreaming jest za free.
Więc fruu w szmaragdową wodę w jedwabnej kiecce.
Mieć wszystko jeszcze przed i prawie nic za.
Ha.
Czasami się budzę i między snem a skokiem w dzień świstaka miewam wrażenie, że to realne.
A czasem w fazie REM mi się objawia surowa fizjonomia Perfekcyjnej Pani Domu. Twarz się wykrzywia i z obrzydzeniem cedzi, bezczelnie wlepiając we mnie gały:
- Paskudnie wyglądasz nieumalowana.
Buaaa. Wyskakuję z pościeli w przytomność niemal pionowo, jak wampir.
kiedy meiszkalam w Polsce "te dni" byly dla mnie bardzo wazne i piekne. tez stalam na cmentarzu. i moczylam paluchy w wosku.
OdpowiedzUsuńdla moich dzieci bedzie wazne trick or treat.
moje dziecko chwile temu podeszlo do kompa i pyta: czy tam bylo napisane "zimno"?
OdpowiedzUsuńa twierdzi, ze nie czyta po polsku :D
=> ingrid: ojej! nauczyłam Twoje dziecko czytać!
Usuń(... a swojego nie potrafię ... ;))) )
A ja wczoraj z radością odkryłam, że wracają powoli, nieśmiało te zapamiętane sprzed lat odkryte znicze-knot zatopiony w glinianej miseczce pełnej wosku? stearyny? ...widziałam kilkanaście(sic!)liczyłam...na Górczynie i Junikowie...
Usuńtez tak mialam
OdpowiedzUsuńznicze, paluchy, patyki do podpalania
ogolna dzieciaca radosc
i bluszcz a grobie pra pra babki w Szamotulach
=> Aniaha: jest moc w tym wspomnieniu, prawda? prawie czuję ciepły wosk na palcach :))
Usuń:) Ja robiłam z kuzynostwem konkursy na największą palcową kulkę z wosku. Najlepiej jak była rożnokolorowa. W czasach braku kulek duńskich woskowa kulka z otworkiem na palucha była wielkim skarbem.
UsuńA pamiętacie kwatery grobów dzieciecych? Jakoś wtedy nie bolały. Były malutkie i ciche.
tia..a ja swój wyjściowy sztywny kożuch w wosku upaprałam... oj problem był:)
Usuńa ja go nie lubiłam, bo sztywna nigdy nie byłam.
>zorka..niestety nadal są.. i nadal ich przybywa.teraz krzyczą.
Usuńja nie mogłam pojąć jak to małe dziecko może umrzeć, przecież się nie zestarzało.
tez dzisiaj myslałam o tych dobrych starach zniczach w kolorowych szkiełkach, z prawdziwym woskiem i maczaniu opuszków
OdpowiedzUsuńno i pachniało tym woskiem inaczej jakoś....
tak bardzo wszystko się zmienia- wciąż mnie to zaskakuje
=> zmylanka: zmienia się oczywiście w ZŁĄ stronę ;)
Usuń(ekologiczne, gliniane znicze były poza wszystkim zwyczajnie ładniejsze, niż plastikowe tuby)
Moje dzieciaki uczestniczyły w Swięcie Wszystkich Świętych tylko raz ale i tak uważają, że to najwspanialsze polskie święto!
OdpowiedzUsuńA co do nieśmiertelności...też mi się kiedyś tak zdawało ;)
Ja oprócz maczania paluchów w stearynie uwielbiałam też chorągiewki i wianki z mchu...czy ktoś pamięta?
=> Ania: wianki z mchu - jasne. ale chorągiewki - zupełnie nie. co to?
UsuńZimno, u nas w domu też był foch dyniowy - że nie mamy, że nie organizujemy imprezki.
OdpowiedzUsuń=> zorka: i jak się wytłumaczyłaś?
Usuńbardzo ładnie napisałaś, znowu mam myśl, że to mógłby być mój wpis...
OdpowiedzUsuńU nas jeszcze zawsze po kolacji była nocna wyprawa na cmentarz jak na pasterkę.
Może trzeba pokazać dzieciom, jak maczać paluchy w wosku? ;))
=> drobneprzyjemnosci: przy obecnych zniczach próba utopienia w nich palca grozi utratą ręki ;)
UsuńNasza dynia leży i czeka na kuchenne podboje. Może wtedy zrobię z niej artystyczny lampion, ale nie straszny. Nie podoba mi się zastępowanie pięknej polskiej tradycji inną kulturą. Plus dla naszego przedszkola za brak jakichkolwiek aluzji do Haloween.
OdpowiedzUsuń=> Jagoda: myślę, że nadal daleko do zastąpienia znicza dynią.
Usuńna szczęście.
te dni to dla mnie "seeezamki nagrobkowe, seeezamki" . w moich czasach po cmentarzu, wówczas jedynym z bliskimi, teraz mam już kilka do odwiedzenia, chodzili sprzedawcy sezamek, chorągiewek nagrobkowych wbijanych w ziemne, "odornowane" groby, oraz sprzedawcy żółtego piasku do wysypywania przestrzeni między grobami. została mi z tego właśnie zbitka "sezamki nagrobkowe" i chyba już tak zostanie
OdpowiedzUsuń=> Adam: nie znam sezamków, ani zwyczaju sypania piaskiem, ani chorągiewek.
Usuńintrygujące!
Cudnie ujęte - też mam takie chwilę, kiedy chcę być znowu na samym początku drogi...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
=> Barbapapa: :))))
Usuńtak, ja też dokładnie pamiętam woskowe pazury:))
OdpowiedzUsuńcmentarna zabawa naszego pokolenia;)
i wierzę w to, że jeszcze wiele przed nami:))
nie bać się ryzyka, nie myśleć o konsekwencjach,
nie studzić emocji chłodnym umysłem...:)
też czasem szukam w sobie siebie z tamtych lat:))
=> Alcydło Kr.: lubię to sformułowanie "cmentarne zabawy naszego pokolenia". normalnie wstęp do noweli ;)
UsuńJa też miałam mistrzostwo w moczeniu palców w gorącym wosku ... i na zawsze już prawdziwe znicze to te właśnie w glinianych miseczkach. Jakoś nie wczuwam się w te wielgaśne z pozytywkami ...
OdpowiedzUsuń=> zapałka: w wielgaśnych nie da się utopić palców.
UsuńZimno)) fajnie jest czytać wpisy o cmentarnych zabawach naszego pokolenia;-)jak to ujęło Alcydło. Cmentarze jako dziecko lubiłam i nocne wyprawy w listopadowe święto, kiedy to zapach i widok zapierał dech... dziś już nie lubię.
OdpowiedzUsuń=> teatralna: im bardziej ten dzień jest osobisty i im bardziej dotyczy bliskich, tym mniej go można lubić, mam wrażenie.
Usuńteż wczoraj z przyjaciółmi rozmawialiśmy o starych zniczach - tych bez pokrywek. zauważyłaś, że teraz nie ma już łuny nad cmentarzami? owszem są pięknie rozświetlone na czerwono (lubię patrzeć w te dni na nasz wiejski cmentarz, który jako memento mori mam na sąsiedniej górce), ale nie ma łuny. a dawniej była :)
OdpowiedzUsuńwosk oczywiście też zbieraliśmy - obok rękawiczek robiliśmy jeszcze woskowe kule - rzecz jasna w tajemnicy przed dorosłymi.
=> bojulia: tak, nie ma łuny. acz z drugiej strony te plastiki dłużej się palą :)
Usuńpropedeutyka użycia znicza. semestr pierwszy.
Podczytuję czasem, bo lubię :)
OdpowiedzUsuńchyba wszystko, co przypomina dzieciństwo jest piękne :))
OdpowiedzUsuńJa nie lubię tłumów w chwili, kiedy potrzebuję spokoju i zadumy. I nie lubię robić niczego na hura, dlatego że wszyscy i taki zwyczaj, niezależnie od tego, czy mam na to ochotę, czy nie. Dlatego wszelkie takie zbiorowki mnie odstręczają.
=> Ewa: a moc płynąca ze wspólnych, gromadnych przeżyć? nic a nic?
UsuńZimno, przeczytałam Szopkę. Jestem pod wrażeniem, jak autorka zmienia skórę. Jak łatwo prześlizguje się po ludzkich głowach za nic mając też czas. Znam takiego Maciusia, na szczęście nie u siebie, bo czasami mam wrażenie, że ja jestem tą krzyczącą. Fascynujące jest dla mnie to, że nie mogę sobie w głowie ułożyć obrazu autorki przez to jej zmienianie skóry w książce. I że w każdej czuje się świetnie, choć męskie postacie chyba mają wyraźniejsze charaktery, nawet, a może szczególnie pan Dulski.
OdpowiedzUsuńDziś biorę się za Masłowską. Wojnę polsko - ruską pamiętam tylko z filmu. Kocham w nim rolę Szyca. Bardzo podobała mi się Sonia Bohosiewicz a Andżela zupełnie jak lalki Zazie.
=> tilula: cieszę się!
Usuń(no i uff, ulga, że nie tylko ja mam taki hurra-optymistyczny odbiór "Szopki")
z dzieciństwa kojarzą mi się przede wszystkim zaduszki, wizyta na Powązkach i grób Jana Brzechwy ... zapach zniczy bezcennny
OdpowiedzUsuń=> Autumn: dopiero w czasie pisania notki uzmysłowiłam sobie, jakie ciepłe są moje cmentarne wspomnienia z dzieciństwa.
UsuńJEJ! Pojęcia nie mam jak tu dziś do Ciebie i do tego konkretnego wpisu trafiłam ALE to co napisałaś o zaduszkach ze "starych czasów" to jakby z moich wspomnień wyjęte tylko ja tego tak ciekawie w słowa ułożyć nie umiałam! palce w wosku... jej, tyle wspomnień!
OdpowiedzUsuń