Frustratka sprokurowała przewyborny tekst na swoim blogasku,
reportaż z centralnego starcia z rocznikiem osiem osiem o imponujących walorach
ciała (niemożliwe, żeby one były pełnoletnie, noworodki z okolic
dziewięćdziesiątego! no, jak to?). A ja, jako że zapadłam w tym tygodniu na niemożność
wydania z siebie choćby zdania, zalinkowałam ów diament na fejsie. W celach
protetycznych. Terapeutycznych. W ogóle, dla rozluźnienia mięśni i przewentylowania.
I się wywiązała ciekawa dyskusja – o przewinach młodości i że to nie grzech dzierlatek,
że są takie ładne. A z drugiej strony - o nabieraniu dystansu do siebie z
upływem lat. W sensie, że roczniki siedemdziesiąte generalnie satysfakcjonuje
brak objawów podagry. Oraz kiedy w krzyżach nie łamie nad ranem.
Tego.
Khekh.
Lubię ten temat, bo mam przecież na pieńku z czasem. Regularnie się wręcz karmię konceptem, że być może on, czas, biegnie nie w przód, ale jakoś wspak. Albo na ukos, ścina zakosami.
Nie łamie mnie w krzyżach, chociaż raczej z trudem wstaję. Głowa siłą mi przywiera do poduszki, co rano toczę z nią walkę. Z głową, z poduszką. Przeorały mnie liczne porody, starłam spod cudzych nosów całe tony smarków.
I nie mam za to orderów, ale siatkę zmarszczek.
O krzywdzący losie, o buacha cha cha.
I nie, nie łypię zawistnie na apetyczne młódki i nie zraszam jadem, że was jeszcze los przeczołga, że się same przekonacie.
To jest czysta, wydestylowana konstatacja – wiem o czasie znacznie więcej, niż nieprzeterminowane dzierlatki, ale to one, a nie ja mają rację. One rządzą i ich napięta skóra ramion. Ich białe ząbeczki i tak dalej. Ich energia, młodość mają zawsze rację. Jakie smutne przemijanie, że w nagrodę za zaliczony poziom w grze, za odhaczoną dekadę się dostaje postrzał w barku albo cyc przegrany w walce z grawitacją.
I w tym miejscu wyskakuje zza kulis jakaś Ciotka Dobra Rada i skrzeczącym głosem ujada, że chyba nie masz, wszeteczna dziewko, poważniejszych problemów, że się nad takimi duperalami zastanawiasz i czy ci nie wstyd, niewiasto. Weź się do prania. Sprzątnij miotłą garaż, zetrzyj szmatą sieć farfocli zza kanapy. Ugotuj jakieś cośtam a nie przypal garnków.
Ojtam.
Lubię moje małe fiksacje i niewinne manie. Uporczywe skupienie na realiach nie zawsze popłaca. Listopad to niebezpieczna pora dla Polaków. Przy naszym profilu demograficznym przynajmniej jeden nielat jest chory każdego dnia listopada. To się, zdaje się, nazywa rachunek prawdopodobieństwa. Średnia z całki. W listopadzie mam farmaceutyczny abonament, a mój samochód sam pomyka do pediatry. Szuka sobie drogi w mroku i we mgle, tropi ślad.
Ciemno, zimno mi.
To jak to szło z apetycznymi dziewojami?
Że nie mam żadnych szans wobec takich danych?
;))))))))))))))))
Tego.
Khekh.
Lubię ten temat, bo mam przecież na pieńku z czasem. Regularnie się wręcz karmię konceptem, że być może on, czas, biegnie nie w przód, ale jakoś wspak. Albo na ukos, ścina zakosami.
Nie łamie mnie w krzyżach, chociaż raczej z trudem wstaję. Głowa siłą mi przywiera do poduszki, co rano toczę z nią walkę. Z głową, z poduszką. Przeorały mnie liczne porody, starłam spod cudzych nosów całe tony smarków.
I nie mam za to orderów, ale siatkę zmarszczek.
O krzywdzący losie, o buacha cha cha.
I nie, nie łypię zawistnie na apetyczne młódki i nie zraszam jadem, że was jeszcze los przeczołga, że się same przekonacie.
To jest czysta, wydestylowana konstatacja – wiem o czasie znacznie więcej, niż nieprzeterminowane dzierlatki, ale to one, a nie ja mają rację. One rządzą i ich napięta skóra ramion. Ich białe ząbeczki i tak dalej. Ich energia, młodość mają zawsze rację. Jakie smutne przemijanie, że w nagrodę za zaliczony poziom w grze, za odhaczoną dekadę się dostaje postrzał w barku albo cyc przegrany w walce z grawitacją.
I w tym miejscu wyskakuje zza kulis jakaś Ciotka Dobra Rada i skrzeczącym głosem ujada, że chyba nie masz, wszeteczna dziewko, poważniejszych problemów, że się nad takimi duperalami zastanawiasz i czy ci nie wstyd, niewiasto. Weź się do prania. Sprzątnij miotłą garaż, zetrzyj szmatą sieć farfocli zza kanapy. Ugotuj jakieś cośtam a nie przypal garnków.
Ojtam.
Lubię moje małe fiksacje i niewinne manie. Uporczywe skupienie na realiach nie zawsze popłaca. Listopad to niebezpieczna pora dla Polaków. Przy naszym profilu demograficznym przynajmniej jeden nielat jest chory każdego dnia listopada. To się, zdaje się, nazywa rachunek prawdopodobieństwa. Średnia z całki. W listopadzie mam farmaceutyczny abonament, a mój samochód sam pomyka do pediatry. Szuka sobie drogi w mroku i we mgle, tropi ślad.
Ciemno, zimno mi.
To jak to szło z apetycznymi dziewojami?
Że nie mam żadnych szans wobec takich danych?
;))))))))))))))))
Wiesz Zimno, ja jestem osiem dziewięć, a chwilowo toczy mnie najgorszy robal istnienia, jaki tylko może istnieć. O wszystko.
OdpowiedzUsuńpocieszyłaś!
Usuń:)
farfocle zza kanapy najlepiej odkurzaczem. przy szmacie mogłoby co strzyknąć w krzyżu, nieprawdaż. mam taką fajną, długą rurę i używam jej z wdziękiem '76 :D
OdpowiedzUsuńa ja jestem siedem dwa i za tydzien czeka mnie strzyk w kregoslup. podobno przestanie bolec. moze sie cofne, albo raczej przyblize, to tych z osiemdziesiatych?
OdpowiedzUsuńja bym sie chciała cofnąc do 2005, ale wtedy chuda byłam!
Usuń=> Aniaha: botox kręgosłupa sterydem?
Usuńniedawno na fejsie znalazlam takie zdanie:
OdpowiedzUsuń"Nie zaluj, ze sie starzejesz...To przywilej nie wszystkim dostepny."
staram sie traktowac swoje 40 lat, zmarszczki, zwisy, faldy, stany premenopauzalne jako przywilej.
jednoczesnie do minimum ograniczylam odwiedziny u Meza na kampusie uniwersyteckim, po ktorym kraza sliczne, dlugonogie, naprezone oraz uwydatnione gdzie trzeba i jak trzeba, skapo odziane (u nas ciagle 22-25C) przedstawicielki pokolenia pozne 80te/wczesne90te.
=> ingrid: STANY PREMENOPAUZALNE? no ja naprawdę przepraszam! halo, JAKIE STANY????
Usuń=> zimno: niestety istnieja. moze to sie jakos inaczej po polsku nazywa. ale bez wzgledu na nazwe, wierz mi, nie jest wesolo. wiem, ze jedne tak maja jak ja, inne nie. jesli Ty nie masz, to sie ciesz i dziekuj matce naturze/genom/Bogu.
Usuńoraz mam pytanie natury prywatnej, na ktore jesli znajdziesz chwile i chec, to odpowiedz moze na ingrid0@gazeta.pl, bo po co absorbowac tym czytaczy blogowych. pytanie brzmi: co czyta Twoj starszy chlopiec? po polsku? szukam ciekawych ksiazek po polsku dla swojego prawie 7miolatka, ktory czyta plynnie i chetnie po angielsku tzw. chapter books. po polsku nie chce czytac, chociaz potrafi, wiec szukam czegos co bedzie MUSIAL przeczytac, bo go wciagnie, zainteresuje. zamowilam mu pod choinke przygody Mikolajka, ale otwarta jestem na wiecej pomyslow.
=> ingrid: w pierwszej kwestii - ALE TO CHYBA PO PIĘĆDZIESIĄTCE DOPIERO? ;)))))))
Usuńw drugiej - uwielbiam monologować o książkach.
czy Twoje dziecko zna ten cykl? o ten:
http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,2389,Magiczne-drzewo-Czerwone-krzeslo
właśnie wyszła czwarta część, NC czytał nawet w samochodzie, w drodze do szkoły i pod kołdrą o 23.
to jest napisane żywym, współczesnym językiem, no i akcja jest :)
poza tym, od kiedy NC sam czyta uwolniłam się od rozkoszy czytania na głos trylogii Tolkiena.
tylko dla wytrwałych dziewięcioletnich fanatyków.
i jeszcze Fiedlera dziecko czyta. ostatnio leci "Mały Bizon".
nie zna! ale zrobie absolutnie wszystko, zeby poznal! dziekuje :)))
Usuńniestety nie wszystko po piecdziesiatce. od mniej wiecej roku pierwsze dwa dni okresu jestem absolutnie, nieprzytomnie, smiertelnie zmeczona. tak bardzo, ze robie niezbedne minimum, a czasem nawet i tego nie. jesli moge (weekend i Maz w domu) poprostu padam i spie. i wstaje zmeczona. i nic mnie nie boli, tylko to wszechogarniajace zmeczenie. niestety nie jest to jedyna przypadlosc, ale ta najbardziej mi dokucza. moj doc ogolny i gin zgodnie twierdza: kwestia wieku, hormony itp. itd. oni to nazywaja wstep do menopauzy.
wiesz, kazdy ma swoj czas na wszystko. wiekszosc kolegow Starszego albo nie ma juz mleczakow i swieci szczerbami, albo swieci nowkami stalymi. Starszy nosi komplecik mleczakow.
... każde pokolenie na własny czas ... kombi, tak?
OdpowiedzUsuńnie czujecie się jak wino? w znaczeniu im starsze, tym lepsze ? ja - na razie - tak. a że czasem strzyknie tu i tam ? ojtam, ojtam ;-)
i nie wyobrażam sobie męża z rocznikiem 88. w znaczeniu przed i po (???) naprawdę nie.
=> Kate: to jest tytuł dla książki "Tożsamość wina. Kronika przemijania." ;))))
UsuńJeśli chodzi o przemijanie, to najbardziej lubię ten cytat z Gabrysi Borejko "Ja się nic nie zmieniłam, tylko mi się ten kostium marszczy pod oczami." Właśnie też tak mam, kostium się marszczy i zwisa, ale jakoś mnie to nie dołuje na codzień ani nie powoduje frustracji. Może tylko na razie, może później nadejdą, ale generalnie... cieszę się, że mnie to nie rusza. Za bardzo :)
OdpowiedzUsuń=> Tores: mnie też przecież nie ZA BARDZO, ale jednak tak.
UsuńA jam sześć siedem:)
OdpowiedzUsuńMoje dziecki przecudne są osiem dziewięć i dziewięć dwa.
I sądzę, że czas to pętelki robi niewielkie i większe nieco, bąbelki takie wypuszcza i jeszcze boczne odnogi. Te lubię najbardziej:)
=> Ania M.: boczne odnogi?
UsuńMasz coś przeciwko bocznym odnogom? :)
Usuńdoprecyzuj, niechże się nimi zafascynuję :)
UsuńTak trochę jak w niektórych opowiadaniach opowiadaniach Schulza. Przez szczelinę w czasie liniowym, do czasu mitycznego;)
UsuńAle głównie chodzi mi o tak głębokie zaangażowanie się w coś, że nie istnieje nic wokół, co by o czasie przypominało. Bezproduktywne zanurzenie - biorąc pod uwagę względy pragmatyczne. Jeśli sześćdziesiąt pięć razy fotografuję jabłko, żeby złapać odbijające się światełko, to siedzę właśnie w takim bąbelku.
Niestety wiem, że przy małych dzieciach to odpada:)
W nagrodę za zaliczony poziom jest jeszcze, jak los łaskawy, kilka całkiem osobnych bytów. Cyc kuziemny i postrzał to z tej perspektywy pikuś.
OdpowiedzUsuńPs. Kiedy kawa, zimno, bo grudzień to ja kiepsko widzę. ;)
=> zorka: priv :) priv :) priv :))))
UsuńTekst Frustratki jak zwykle świetny. Ale ja jestem zahartowana - uczę głównie na I roku studiów, oni są coraz młodsi, a obecnie to jest rocznik '92. Znaczy zobaczyli świat, kiedy ja w świat wyfrunęłam (czyli na moim pierwszym roku). I dobrze pamiętam, jaka byłam głupiutka, i kilogramów miałam więcej i w ogóle... Nie dam się zwariować, w przyszłym roku kończę czterdziestkę i na razie dobrze mi z tym!
OdpowiedzUsuń=> MW: nie powiem, lubię to "na razie" :))))
UsuńOglądamy z córką w telewizji śniadaniowej jakąś panią po kompleksie zabiegów, rzekomo odmłodniałą. Wtem odzywa się moja Nastolata tymi słowy: "wygląda jakby pożarła małą dziewczynką i przebrała się w jej ciało". Intuicja i trafność metafor po mamusi.
OdpowiedzUsuńMnie też się kostium marszczy, nie tylko pod oczami, ale do krawca nie idę, nie przebieram się, nie pożeram. Już pisałam - to se ne wrati, Pani Hawranek ani żadnej innej pani. Cóż mi pozostało (rocznik 73)? Poczucie humoru - nigdy wcześniej nie byłam tak wyluzowana, napięte ciało cholernie spina pośladki!
=> monika: ładne! i to o pożartej dziewczynce, i to o pośladkach!
Usuń"Nie żałuj, ze się starzejesz...To przywilej nie wszystkim dostępny."
OdpowiedzUsuńBardzo mądre zdanie, muszę sobie to zapamiętać i często powtarzać, zwłaszcza kiedy patrzę w lustro. To na prawdę pociesza i zmienia perspektywę patrzenia :))
A "apetyczne młódki" zawsze były, są i będą. I może to dobrze, bo przykro byłoby patrzeć wciąż na brzydotę.
Zimno, świetny tekst :)
=> Ewa: w kontekście "pięknych młódek" przychodzi mi na myśl twarz Tej Pani:
Usuńhttp://www.google.pl/imgres?start=334&hl=pl&sa=X&biw=1517&bih=741&tbm=isch&prmd=imvnso&tbnid=MWxCzlaKxpvisM:&imgrefurl=http://www.rp.pl/galeria/806043.html&docid=lUl9nGOoRqvM1M&imgurl=http://grafik.rp.pl/grafika2/806043,603085,16.jpg&w=600&h=410&ei=fRGoULmaJcLVtAbGroCADw&zoom=1&iact=rc&dur=504&sig=116017326016007376712&page=11&tbnh=147&tbnw=206&ndsp=34&ved=1t:429,r:67,s:300,i:205&tx=127&ty=90
Bardzo Niemłoda a Wyjątkowo Piękna.
żeby być pięknym jak Ona, trzeba na to pracować całe życie :))) twarz ujawnia charakter :))
UsuńA ja jestem w ósmym miesiącu ciąży.
OdpowiedzUsuńI nie tylko z tego powodu czuję się cztery razy grubsza, spodagrała i zastrzykana w krzyżu rozmawiając z dziewczyną mojego syna.
Rocznik 92.
Wciagam brzuch, sciskam posladki, ale brak wstydu, pewna samoswiadomosc warte sa tej ceny!
OdpowiedzUsuńjestem pięć siedem. i na te młode piękne od jakiegoś czasu patrzę jak na dzieła sztuki albo cuda natury ;)
OdpowiedzUsuńMnie trzasnęło, kiedy się zorientowałąm, iż nasze nowe narodowe sportowe bożyszcze Jerzy Janowicz urodził się w roku 1990, gdy ja zaczynałąm naukę w liceum. Patrzyłam na jego zdjęcia na szkolnej gazetce i nie dowierzałam, bo chłopak nomalnie zarost ma! Jakim cudem? :-)
OdpowiedzUsuń