Platforma dziewięć i trzy czwarte (tylko ja jakaś inna).
Zimno. Jest przejmująco mroźno. I wieje lodowaty wiatr na przestrzał tunelu.
I znowu idzie elegancki facet z dwiema torebkami lilaróż z „Pandory”. Niesie je z namaszczeniem, z wyrazem twarzy ech, te fidrygałki,
faramuszki,
z pieszczotą trzyma jedwabne wstążki uchwytów w opuszkach, jakby się bał (albo się krępował). Nerwowa dziewczyna o szczupłych palcach przeczesuje rzadkie włosy. Raz za razem, raz za razem, błyskawicznie, metodycznie. Wreszcie się przestaje drapać i się tapirować, teraz zapina i rozpina klamrę na czubku głowy. Dwóch zakochanych chłopaków, młoda miłość taka piękna, jeden ma torbę najk i buty adadas, takie, taaakie na wszystkim wielkie loga. Drugi nosi bardzo wąskie spodnie, ekstremalne skinny (jak on się w nie wbił? czy ten pierwszy aby mu w tym pomógł?).
Wciskam się w brudny pylon, w zapluty granitowy blok z budowy w latach siedemdziesiątych, mroźny wiatr hula w podziemiach, narkoman – niezmiennie ten sam, z kwartału na kwartał stargany życiem coraz mocniej – zbiera wśród podróżnych na bilet powrotny, jak mniemam – z powrotem w cug.
Pospieszny stąd do lepszości.
Ten obrazek się nie składa w żaden morał.
Starsza pani ciągnie wózek na kółkach jak z dziecinnego wózka. Turli turli tur. Wśród walizek Samsonite – w sezonie obowiązują barwy zgniłej jesieni i plastikowy look – jej wózek się wyróżnia prążkiem oraz kolorem.
Oczojebnym.
Turli turli białe plastikowe kółka, starsza pani raz w lewo, w sektor drugi, raz w prawo z wyrazem pomieszania w oczach.
Jak świątecznie. Oraz noworocznie.
Jak miło.
W telefonie mam terminarz jasełek. Harmonogram dostarczania przebrań do przedszkola i do szkoły. Obsługuję w tym roku dwie konwersje chłopców w pastuszków, jednego w rozmiarze 104, drugiego – 152 (tu zdroworozsądkowy postulat – ze wszech miar nie pomylić strojów). Dwóch pastuszków, nie licząc jednego króla i jednej biało odzianej dziewoi z prawą górną jedynką na wylocie.
Wszystko mam w telefonie. Zdalnie ogarniętą rozwiniętą logistykę. Z pewnym zakłopotaniem nie odnajduję się ostatnio w lustrach. Nie bywam w nich. Spotykam siebie wyłącznie w głowie. W przeciągu rozbieganych myśli.
Tak jak kobieta z miejsca obok mnie w przedziale. Dzwoni.
- Kochanie, dzieci ciągle tak przeziębione, jak rano?
Kochanie potwierdza zapewne z całą mocą.
- Daj im po cztery mililitry tego, co stoi w tym kartonie na parapecie w kuchni …
Moja sąsiadka wraca z trzydniowego szkolenia. Jest zmęczona.
W Kutnie dosiada się facet, który ma bilet na miejsce, na które kupiłam miejscówkę u konduktora (w Kutnie nikt się nie dosiądzie, oznajmiłam godzinę wcześniej tonem wróżki).
- Osiemdziesiąt sześć. – recytuje pasażer z centralnej Polski i nie zajmuje pierwszego wolnego miejsca bliżej drzwi, bo tamto nie jest, widać, feng shui, stoi za to nade mną i wachluje miejscówką.
Więc zbieram kurtkę, torbę, komputer, dwie książki, gazetę i tygodnik.
A później, kiedy dojeżdżamy do stacji dla mnie docelowej ze zdrowym zainteresowaniem obserwuje, jak wyciągnięta między jego kolanami próbuję dosięgnąć walizy z wysokiej półki. Co prawda nie jestem krasnalem, ale waliza mogłaby nieprzypadkowo wyśliznąć mi się rąk.
Nie wyślizguje.
Gnam na parking, dzwoni telefon, mży, wieje, ciemno, plucha, grudzień.
Czy jest wszystko na obiad, jakie przebrania na jutro i dla kogo.
Mam pewną trudność, żeby się zlokalizować, gps tu nie pomoże.
A tymczasem na publio.pl sprzedają wypasione e-booki.
Świeżo sformatowane, pachnące pikselem, szeleszczące megabajtami.
Donoszą mi, że tekstu jest na 640 e-stron.
Nie powiem „bierzcie i kupujcie”, ale to tylko przez skromność ;)
Zimno. Jest przejmująco mroźno. I wieje lodowaty wiatr na przestrzał tunelu.
I znowu idzie elegancki facet z dwiema torebkami lilaróż z „Pandory”. Niesie je z namaszczeniem, z wyrazem twarzy ech, te fidrygałki,
faramuszki,
z pieszczotą trzyma jedwabne wstążki uchwytów w opuszkach, jakby się bał (albo się krępował). Nerwowa dziewczyna o szczupłych palcach przeczesuje rzadkie włosy. Raz za razem, raz za razem, błyskawicznie, metodycznie. Wreszcie się przestaje drapać i się tapirować, teraz zapina i rozpina klamrę na czubku głowy. Dwóch zakochanych chłopaków, młoda miłość taka piękna, jeden ma torbę najk i buty adadas, takie, taaakie na wszystkim wielkie loga. Drugi nosi bardzo wąskie spodnie, ekstremalne skinny (jak on się w nie wbił? czy ten pierwszy aby mu w tym pomógł?).
Wciskam się w brudny pylon, w zapluty granitowy blok z budowy w latach siedemdziesiątych, mroźny wiatr hula w podziemiach, narkoman – niezmiennie ten sam, z kwartału na kwartał stargany życiem coraz mocniej – zbiera wśród podróżnych na bilet powrotny, jak mniemam – z powrotem w cug.
Pospieszny stąd do lepszości.
Ten obrazek się nie składa w żaden morał.
Starsza pani ciągnie wózek na kółkach jak z dziecinnego wózka. Turli turli tur. Wśród walizek Samsonite – w sezonie obowiązują barwy zgniłej jesieni i plastikowy look – jej wózek się wyróżnia prążkiem oraz kolorem.
Oczojebnym.
Turli turli białe plastikowe kółka, starsza pani raz w lewo, w sektor drugi, raz w prawo z wyrazem pomieszania w oczach.
Jak świątecznie. Oraz noworocznie.
Jak miło.
W telefonie mam terminarz jasełek. Harmonogram dostarczania przebrań do przedszkola i do szkoły. Obsługuję w tym roku dwie konwersje chłopców w pastuszków, jednego w rozmiarze 104, drugiego – 152 (tu zdroworozsądkowy postulat – ze wszech miar nie pomylić strojów). Dwóch pastuszków, nie licząc jednego króla i jednej biało odzianej dziewoi z prawą górną jedynką na wylocie.
Wszystko mam w telefonie. Zdalnie ogarniętą rozwiniętą logistykę. Z pewnym zakłopotaniem nie odnajduję się ostatnio w lustrach. Nie bywam w nich. Spotykam siebie wyłącznie w głowie. W przeciągu rozbieganych myśli.
Tak jak kobieta z miejsca obok mnie w przedziale. Dzwoni.
- Kochanie, dzieci ciągle tak przeziębione, jak rano?
Kochanie potwierdza zapewne z całą mocą.
- Daj im po cztery mililitry tego, co stoi w tym kartonie na parapecie w kuchni …
Moja sąsiadka wraca z trzydniowego szkolenia. Jest zmęczona.
W Kutnie dosiada się facet, który ma bilet na miejsce, na które kupiłam miejscówkę u konduktora (w Kutnie nikt się nie dosiądzie, oznajmiłam godzinę wcześniej tonem wróżki).
- Osiemdziesiąt sześć. – recytuje pasażer z centralnej Polski i nie zajmuje pierwszego wolnego miejsca bliżej drzwi, bo tamto nie jest, widać, feng shui, stoi za to nade mną i wachluje miejscówką.
Więc zbieram kurtkę, torbę, komputer, dwie książki, gazetę i tygodnik.
A później, kiedy dojeżdżamy do stacji dla mnie docelowej ze zdrowym zainteresowaniem obserwuje, jak wyciągnięta między jego kolanami próbuję dosięgnąć walizy z wysokiej półki. Co prawda nie jestem krasnalem, ale waliza mogłaby nieprzypadkowo wyśliznąć mi się rąk.
Nie wyślizguje.
Gnam na parking, dzwoni telefon, mży, wieje, ciemno, plucha, grudzień.
Czy jest wszystko na obiad, jakie przebrania na jutro i dla kogo.
Mam pewną trudność, żeby się zlokalizować, gps tu nie pomoże.
***
A tymczasem na publio.pl sprzedają wypasione e-booki.
Świeżo sformatowane, pachnące pikselem, szeleszczące megabajtami.
Donoszą mi, że tekstu jest na 640 e-stron.
Nie powiem „bierzcie i kupujcie”, ale to tylko przez skromność ;)
Co by było, gdyby się jednak wyślizgnęła?
OdpowiedzUsuńAlternatywna ścieżka scenariusza...
mnie też podoba sie pomysł na wyślizgnięcie hehehe dupek...
OdpowiedzUsuńteatralna
chcialaby zobaczyc jego mine. po wyslizgnieciu :)))
OdpowiedzUsuń"z pieszczotą trzyma jedwabne wstążki uchwytów w opuszkach" - jeżeli w e-booku jest więcej takich wymyślonych (pot wysiłku kapie na klawiaturę pomiędzy jedwabiami opuszków a pieszczota patrzy co trzyma) zdań, to może się skuszę na wyprzedaż hurtową w Weltbildzie. Za rok, może dwa.
OdpowiedzUsuńgrudzień jest przereklamowany. zdecydowanie. co to za miesiąc, w którym przychodzi się do pracy nocą i nocą z niej wychodzi?! i jeszcze syberia.
OdpowiedzUsuńDzięki, będę miała co czytać w 18-godzinnej drodze do PL na Święta.
OdpowiedzUsuńciekawe, ja tez bym troszke malo chrzescijansko chciala, zeby jednak sie wyslizgnela :)))
OdpowiedzUsuńGrudzien i czerwiec, dwa najbardziej zakrecone miesiace roku.
Zimno, pzeczytałam dzisiaj w prasie taką informację; http://wyborcza.biz/biznes/1,101558,13082115,Weltbild__czwarte_wydawnictwo_w_Polsce_znika_z_kraju_.html#MT
OdpowiedzUsuńI co będzie teraz z Twoim Dziełem?
Jeśli ebooki nadal będą takie drogie w porównaniu z książką tradycyjną, to nie mają szans na mnie.
OdpowiedzUsuń"Niemiecka sieć Verlagsgruppe Weltbild wycofuje się z Polski" - zimno, popsułaś Weltbilda? :D
OdpowiedzUsuńTylko, ze wydawnictwo twojej ksiazki ostatnio nie tegez.
OdpowiedzUsuńhttp://wyborcza.biz/biznes/1,101558,13082115,Weltbild__czwarte_wydawnictwo_w_Polsce_znika_z_kraju_.html#MT
monika
Anonimowy -> i po co jad? Zimno pisze najlepiej ze wszystkich blogerów, którym jestem wierna. Te małe impresje z dworców i hoteli należą do moich ulubionych. Nie są wydumane, Po prostu Zimno dysponuje wiekszym zasobem słownictwa niż przeciętny człowiek i posługuje się nim znakomicie :-)
OdpowiedzUsuńOraz kupiłam.
->pi
UsuńO tak, z pewnością. Mniszkówna też miała zasób słów większy niż przeciętny, ale nie pomogło jej tfu(nomen omen)rczości.
Przyznam, że impresje też należą do moich ulubionych kawałków. Rozrywkowych, bo uwielbiam jak zimno siedzi z pieszczotą w krześle, pije kawę kącikiem ust i liczy całkę z różniczki. Cóż chcesz - jeden klęka wtedy, drugi się zachłystuje herbatą. To nie kwestia jadu, to kwestia gustu. I poczucia humoru.
Rowniez odnosze wrazenie, ze slowo pisane podlega krytyce (poz/neg). Tym bardziej, jesli teraz juz wydane, jesli mamy do czynienia z autorka tudziez literatka, krytyka jest poniekad demokratycznym obowiazkiem..
Usuńpi: Jesli tobie sie podoba, to bomba, to tez opinia. Monopolu na wydawanie opinii jednak nie masz.
monika
Z pieszczotą trzyma... Jeden dla żony, drugi dla kochanki. Oby tak nie było. ;-)
OdpowiedzUsuńbeee, zimno powiedz w publio.pl zeby umozliwili zagranicy zakup ksiazki...paypal nie dziala a ja nie mam kredytowej...a juz sie napalilam, ze wieczorem poczytam:)Basia
OdpowiedzUsuńJa kupię na bank papierowa wersję. Co do cen ebooków - fakt, za tą cenę przegrywają z papierem w przedbiegach.
OdpowiedzUsuńwidzę ten dworzec a już na pewno czuję chłód wiatru.
OdpowiedzUsuńoprócz bloga zachęcam do pisania bajek.
Czytałam ten wpis i coś nie dawało mi spokoju. Niby to twoje pióro a jednak jakieś takie inne... I ten zwrot "oczojebne".No obce totalnie.
OdpowiedzUsuńŚWIĄT PIĘKNYCH, MAGICZNYCH I RODZINNYCH
OdpowiedzUsuńABY ŻYCZENIA SIĘ SPEŁNIAŁY
I ZDROWIA
WAM WSZYSTKIM
W prezencie dostalam e-booka, coz za trafiony prezent!Zakupiona :)Dluuuga noc przede mna ....wierna czytelniczka, Olga
OdpowiedzUsuńp.s. U mnie wyskoczylo 295 stron, cos nie tak?
Pobrałam fragment darmowy "wypasionego" ebooka. To niezły patent na książkę - bierzesz dziesięcioletni pamiętniczek z neta. I zaczynasz. Miałam sen. O, tak właśnie napisałam w pamiętniczku dziesięć lat temu - tu wklejasz stosowny cytat - "Dzisiaj miałam sen". Po czym wciskasz CAPS LOCK, żeby treść nabrała DONIOSŁOŚCI. Treść nabiera, tymczasem ty piszesz dalej. Nie miałam chęci. O, tak napisałam w necie - tu cytat - "Nie mam chęci". Mało bystrego czytelnika informujesz, że znowu zaglądasz do notatek, bo bez notatek trudno odtworzyć. Po czym wciskasz DZIWNY SZYK, żeby treść nabrała oryginalności. I piszesz - "Bo jak pasjansa stawiam sobie tezy". Dla odmiany następne zdanie zaczynasz od "Chociaż", a kolejne od "Bo". Po czym od "Ech". Bo żeby tekst nabrał światowości zwroty wrzucasz obco brzmiące. Też BEZ umiaru. Zna się te języki, to się używa. Suit. Baby. Look. About. A co. Przepraszam. A CO.
OdpowiedzUsuńPo czym wrzucasz głęboką myśl, że dziecko, przepraszam, że BABY powoduje genetyczne dziecinnienie przedmiotów. I TAKA lodówa nie jest już normalna - jest - OCH, OCH - jest LODÓWKĄ! Symptomatyczne, prawda? I całkiem inne treści.
I powstaje nam bardzo wiarygodny PROJEKT. I jak bardzo widać, że jest pisany między kuchnią a hormonem. Mamy tu pozdrowienia (nie, przepraszam, mamy mesydż oczywiście) od jajników w kolorze rdzawym i czarownym czerwonym oraz też muskanie małżowiny. Co mamy dalej, nie wiem i nie będę wiedzieć, bo ku swojej nieopisanej uldze, nie muszę tego sprawdzać.
Podrozny z Polski centralnej chcial byc moze uniknac przeganiania go z miejsca w Koninie czy na kolejnej stacji, przeganianie przyjemne nie jest, o czym przekonala sie Szanowna Autorka.
OdpowiedzUsuńA o pomoc w zdejmowaniu bagazu mozna przeciez poprosic..
Zimno, poświątecznie Cię pozdrawiam... bo czekałam na jakiś wpis jednak.
OdpowiedzUsuńu progu nowego roku życzę Tobie sukcesów literackich, zdrowia całej rodzinie i spełnienia)))
=> teatralna: :))))
Usuńdzięki!
i wzajemnie!
Czekam na wersję drukowaną :)
OdpowiedzUsuńA faceta z przedziału oblałabym przypadkowo czymkolwiek.
=> Mamiczka: niestety, nie miałam żadnych płynów na podorędziu ;)
Usuń