Am.
Silny odpala wtedy petardę i gna po przekątnej, po najdłuższej prostej - przed siebie.
- Nieee!!! Mama!!!
Jakby go odzierali.
Starsze nielaty już po prostu biorą lekarstwa – uff – kiedy to wymagane. A Silny czmycha. Bierze nogi za pas. Znika. Ulatnia się.
- Pierożku na kopytkach, - słodzę. – bączusiu, chodź no tu do mamy! Mikołaj patrzy!
Próżny trud.
Niech sobie patrzy, kto chce, Mikołaj, armia Mikołajów ze wszystkimi reniferami Finlandii.
- Tego nie! – odkrzykuje Silny z dalekiego kąta. - O-HI-DA!
Kiedy starsze nielaty były małe skutkowała – bywało - przemoc i ramię jak imadło, które przytrzymywało delikwenta a drugie ramię aplikowało lekarstwo.
A Silny nie.
Silny na przemoc - rzyg i wrzask.
- Kró-licz-ku, - zagajam – antybiotyk czeka. Kici kici.
Hau hau.
Silny w końcu podchodzi z ociąganiem. Niemal nie otwiera buzi.
Tsssyt.
Łyk.
Pa.
Za 12 godzin kolejny akt.
Znowu odbieram zdrapki dla stałej klientki u pediatry.
(tudzież mentalne zadrapania)
***
Bez skrobania marchwi nie ma u nas 5 grudnia, pamiętacie?
pamiętam, pamiętam! czekałam na ten wpis :)))
OdpowiedzUsuń=> Olga: zauważyłaś, jak koszmarnie kurczą mi się meble i obniża blat? jak w Alicji z Krainy Czarów :)
Usuńa to nie przeprowadzasz się cały czas? ;)
Usuńserio, gdyby nie pojawiło się tu zdjęcie ze skrobania marchewki, Mikołajki zostałyby odwołane!
pamiętamy - z Twojego bloga, choć u mnie w domu nigdy się tego nie robiło:-( trzymam kciuki za łapanki Silnego!
OdpowiedzUsuń=> Melchiza: byle do końca opakowania lekarstwa :)
UsuńPrzeczytałam pochrupując ślicznie oskrobaną marchewkę.
OdpowiedzUsuńz pozdrowieniami. renifer ;))
=> drobneprzyjemnosci: o! lecę chrupać moje
Usuńsześć moich :)
i pakować prezenty
Mikołajka :)
Ach, przynajmniej w kraju antybiotykowej anarchii masz opcje raz na dwanascie godzin. Ilez bym dala... :-) Gdyz u nas na sam widok rzyg zmyslnie sterowany, a wszelkie proby przemycenia lekow w produktach spozywczych koncza sie calkowita utrata zaufania i konsumpcja produktow otworzonych w obecnosci konsumenta :-)
OdpowiedzUsuńNo ja już zagryzłam piernika, mleko wlałam z powrotem do kartonu, na deser czekają oskrobane-jeszcze nie obeschnięte marchewki. No i jeszcze trzeba pozawijać w te sreberka :-)
OdpowiedzUsuńSilnego zdrowia dla Silnego!:-)
No ja już zagryzłam piernika, mleko wlałam z powrotem do kartonu, na deser czekają oskrobane-jeszcze nie obeschnięte marchewki. No i jeszcze trzeba pozawijać w te sreberka :-)
OdpowiedzUsuńSilnego zdrowia dla Silnego!:-)
oczywiście, że pamiętamy, też tak robimy:) zdrówka dla Silnego:)
OdpowiedzUsuńKurka, ja zapomniałam zapakować i dopiero przed chwilą, na szybko. (najnowszy Grzędowicz, Katarzyna Wielka, Nesbo - dla dzieci!)
OdpowiedzUsuńU nas zawsze z lekarstwami były historie. Z 15 lat temu były syropy pałerrendżersowe, im gorszy, tym dla lepszego wojownika. Ostatnio stosowałam metodę na strażaka (nasz sąsiad): Synku, pan Andrzej codziennie rano pije ten niedobry syrop, bo on daje siłę do gaszenia pożarów! O widzę jak się w domu swoim przeciąga i woła: żono, podaj mi mój niedobry syrop, bo dziecko sąsiadów chyba też go właśnie pije... A gorzkiego Eurespalu, to nigdy nie daję do końca, bo jest taki wstrętny, że błe. Trzy dni góra. Inna sprawa, że po nim wszystkie inne syropy smakują.
No jest jazda:) Ale niektórzy muszą takie podchody uskuteczniać w temacie jedzenia (widziałam na własne oczy!). I to dopiero jest walka:)
OdpowiedzUsuńKiedy Młoda poszła do przedszkola, obkleiła całą ścianę nad łóżkiem naklejkami, takim była "dzielnym pacjentem"..
Dużo zdrówka dla Silnego i reszty Rodzinki:)
No to ja mam w domu parkę lekomanów: o, hulaaa, sylopek! Najpaskudniejsze antybiotyki, takie, że podającemu od zapachu sztucznej truskawki robi się niedobrze, łykają jak gęś gałki - czasem się tylko lekko krzywiąc. Mutanty.
OdpowiedzUsuńMoże by im łososia (z nieznanych mi powodów znienawidzonego) podawać jako lekarstwo?
taką samą miałam refleksję - "mam małą lekomankę" - 16 miesięcy życia, radość w oczach na widok rozkruszonego antybiotyku z wodą na łyżeczce ( bez cukru ;-)), pulneo ohydne, że hej, łyżeczka na 2 razy rączki rozłożone i "ni ma", nie mówiąc już o płaczu z powodu odmowy podania dodatkowej dawki nurofenu... :-) ciekawe, czy to mija.. :-) paula.
UsuńZazwyczaj, czytając Twoje wpisy, tęsknię z nostalgią za szczeniackim wiekiem mojego potomstwa. Dzisiaj odwrotnie - cieszę się, że już nie rzygają na sam widok lekarstwa.
OdpowiedzUsuńSuperowatego dnia Mikolajkowego :)
Na Juniora nie działały prośby, groźby ani perspektywa zastrzyków. Nie było rady i trzeba było prosić zaprzyjaźnioną panią pielęgniarkę o przybycie wraz z atrybutami jej profesji czyli przenośnym autoklawem i strzykawkami, które nawet na dorosłych robiły wrażenie. Junior trzymał się dzielnie do momentu dzwonka u drzwi. Wtedy wykorzystując chwilę naszej nieuwagi zapadł się pod ziemię. Znalazł się w trzydrzwiowej szafie moich rodziców między karakułami po babci i paltem dziadka. Wywabiła go stamtąd pani pielęgniarka która w nie jednym domu dawała dzieciom zastrzyki i miała zawsze przy sobie czekoladowe cukierki na otarcie łez lub skłonienie do obnażenia pupy.
OdpowiedzUsuńtrudna sprawa podawanie leków.... pocieszające jest, że w koncu wyrośnie...
OdpowiedzUsuńJa też mam lekomanów ;)
OdpowiedzUsuńMłodsza nawet symuluje kaszel żeby po sprawiedliwości razem z bratem lekarstwo przyjąć.
Nawet o tran walczą...
Jak by go odzierali z czego? Bardzo to mnie zaciekawiło.
OdpowiedzUsuńNiesczęście, bo chorował. Na sczęście skutkowało, gdy mówiłam malutkiemu: Słuchaj, będzie bardzo niedobre, bardzo, ale szybko mozna przełknąć, a potem ..... będziesz zdrowszy.
OdpowiedzUsuńPołykał. Dzielny był.
Wy też chorujecie? Zdrowia dla całej gromadki!
Z moich dzieci zrobiłam lekomanów, dając im coś na zagryzkę po wypiciu syropu,czasem kawałek bułki, a czasem pół kostki czekolady. Może ta metoda zadziała i Was.
OdpowiedzUsuńJa też miałam lekomankę (teraz 23-letnią).
OdpowiedzUsuńUwielbiała np. rozkruszona Polopirynę S zmieszaną
z wodą na łyżce i sama prosiła :
"mama, daj mi polopirynkę na łyżeczce".