niedziela, 9 grudnia 2012

2.143

Moja dobra znajoma ma syna w gimnazjum.
Kiedy spotkałyśmy się ostatnim razem schwyciła mnie za przedramię i niemal pchnęła na kanapę [dobra, w rzeczywistości okoliczności naszej rozmowy były całkiem inne, ale mam imperatyw zatarcia w anegdocie śladów realiów].
Zatem dla potrzeb fabuły – opadłam na kanapę.
- Siadaj, – jęknęła znajoma - muszę ci o czymś opowiedzieć.
[i dalej będzie już BARDZO poważnie].



Syn Kaśki, prymus, najlepszy uczeń w klasie i ogólnie pieszczoszek pani, wrócił ze szkoły z jedynką z polskiego i z bardzo ponurą miną. Jedynka mu wpadła za nieprzeczytanie lektury, w szczególności zaś – „Quo vadis”.
Czternastolatek utrzymuje, jak tłumaczyła mi Kaśka, że „Quo vadis” jest niestrawne, dla idiotów, napisane niezrozumiałym językiem, bełkotliwym i z dziwnymi wyrazami, za grube, hermetyczne poznawczo i generalnie on nie ma zamiaru.
Podobnie zresztą, jak większa część klasy.
Na pytanie nauczycielki polskiego czy przeczytali, odpowiedzieli zgodnie z prawdą, że e e.
Więc dostali pały.
Kaśka podsumowała gimnazjalistów dosadnym rzeczownikiem, przyozdobionym kilkoma mięsistymi przymiotnikami. I się zrobiło ciekawie.
- Bałwan z niego, że się przyznał – niemal wykrzyczała Kaśka. – Obejrzał film, przeczytał z dwa bryki, mógł się nie przyznawać.
Zbladłam, poczerwieniałam. Ależ Kasiu, Kasiu.
- Debil, - ciągnęła Kaśka. – powiedziałam mu, że debil. I że czy on uważa, że nauczycielka by się zorientowała, że nie przeczytał, skoro widział film?
I skoro czytał, jak rozumiem, te dwa bryki, po trzy strony każdy.
Z reguły nie krytykuję cudzych metod wychowawczych, ale i ja mam granice nie wtrącania się. Pochwaliłam młodego za uczciwość. Powiedziałam, że w całym zamęcie zachował się fajnie.
- No i co z tej uczciwości? – Kaśka wbiła we mnie oskarżycielski palec. – I tak nie przeczyta. Uważasz, że co mam zrobić, żeby go zmusić, żeby czytał? Przecież go nie zbiję go kapciem. Nie czternastolatka.
Tak, tak było w tej rozmowie, kurcze blade.
I ja oczywiście nie wiem, jak się rozmawia z gimnazjalistami. Z pozycji matki ucznia podstawówki mogłabym doradzić wspólne czytanie nieszczęsnego „Quo vadis”, to przecież fantastyczna książka (acz nie mam pojęcia, czy da się „wspólnie czytać” z czternastolatkiem).
Ogólnie - nie mam pojęcia, jak się przekonuje Duże Dzieci, żeby nas słuchały.
A jest czego słuchać, bo jeżeli nie czytasz, to będziesz ciemny i amen.
I jeżeli masz minimalne intelektualne aspiracje, to się nie pasiesz brykami - wbijałabym do głowy czternastolatkom.
W wersji lajt, 9.0 już stosuję tę argumentację.
- Dobra, nieważne. – zakończyła Kaśka. – Moja starsza córka też nie czytała lektur, a się dostała na studia i sobie świetnie radzi. Najważniejszy jest efekt, nie? A nie drobne wpadki.



No to się wzięłyśmy za roztrząsanie zagadnienia, czy rzeczywiście najważniejszy jest efekt.
Siałam defetyzm pytaniami o to, jaki efekt. Który efekt? Jaki dokładnie fakt? Oprócz ogólnej tezy, że „żeby wyrósł na porządnego homo sapiens”?
Ja nie wiem, czy najważniejszy jest efekt i kiedy się uznaje, że nastąpił.
Nie wiem. Myślę, że ważne są małe kawałki. Znacznie ważniejsze od nieokreślonego „efektu wychowania”. Drobne gesty. Takie jak przyznanie się na lekcji do nieprzeczytania. Takie jak znalezienie niesiłowego wyjścia z konfliktu „nie czytam i w ogóle spadaj, matka”. Ważne jest tu i teraz, a nie kim będzie dziecko za 20 lat.
Kaśka nie do końca dała wiarę w słuszność mojej gadki.
Kaśka ma większy od mojego staż matki, ma już „efekty” w postaci studentki. Ja mam co najwyżej dziewięciolatka oraz nieco drobiazgu.



A teraz przeczytałam „Dziecko z bliska” Agnieszki Stein.
I to jest bardzo pozytywna lektura, bardzo. Ciepła. Wspierająca. Kojący balsam na dusze tych rodziców, którzy nie stosują „metod wychowawczych”. Rodziców, którzy nie „uczą dzieci zasypiania”, tylko zasypiają z dziećmi we wspólnym łóżku. Matek, które karmią piersią miesiącami, pielęgnują więź i potrafią znaleźć radość w kontakcie z małym ciałem. Jeżeli nie wierzysz, że można „przyzwyczaić” dziecko do noszenia i je nosisz – masz rację. Nie można przyzwyczaić, bo dziecko w końcu rusza na własnych nogach, są na to dowody na każdej ulicy, ha! Lubię myśl przewodnią tej książki, że otóż najlepszą „metodą wychowawczą” jest własny rozsądek i budowanie relacji, a nie napięcie się do „wychowywania”. Istotna jest więź z dzieckiem, a nie egzekwowanie, nie perspektywa efektów wychowawczych, a dobre przeżywanie każdej chwili.
Potrzebowałam tej werbalizacji.

Fajnie, że „amerykańscy naukowcy” tudzież polskie psycholożki potwierdzają, że w tym, co próbuję robić w kwestii Nowy Człowiek – Erna – Silny mam rację.

I to nie jest product placement.








36 komentarzy:

  1. W sprawie końcówki - nie zgodzę się, że egzekwowanie nie jest ważne. Chyba tego nie przemyślałaś ;) Dobre przeżywanie każdej chwili - absolutnie, ale jak masz dobrze przeżywać chwilę, kiedy Ci dzieciak naćpany/pijany/niepotrzebne skreślić do domu wraca? Dobre przeżywanie każdej chwili jest dobre wtedy, kiedy wszystko jest dobrze.
    A co do części pierwszej to przypomina mi się identyczna sytuacja w moim liceum. Też nie przeczytaliśmy. "Chłopów". I wiesz co - to jest w tej chwili jedna z pozycji w literaturze polskiej do której wracam najczęściej. Ogólnie uważam, że ta Kaśka za bardzo wcina się w życie swojego 14-latka i za bardzo przejmuje się ocenami...moi rodzice nigdy nie wiedzieli, że ja tych "Chłopów' olałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi wiedzieli, ale to była moja sprawa jak sobie z tym poradzę. Jakoś dałam radę (dwie matury - próbna i prawdziwa z chłopów napisane ;) ). Mam na tyle rozsądnych rodziców, że w kwestiach niezbyt istotnych raczej mi głowy nie suszyli.

      Usuń
  2. Uczciwość, prawdomówność… eteryczne, nie do końca jasne pojęcia… dla nauczycieli. Wielu. Niestety. Przez sześć lat kariery szkolnej dziecka usłyszałam nieraz (osobiście lub synem) „O, proszę pani wszystkie dzieci kłamią”, „Zaraz zadzwonię do Twoich rodziców i sprawdzę”, „Nie uwierzyłam mu, bo jestem tu nowa i jeszcze nie znam dzieci”…..
    Kiedyś zajrzałam do zeszytu od muzyki i zobaczyłam niedokończoną piątkę pod pracą domową. -Co to jest? spytałam.- A, wiesz, pani sprawdzała prace domowe i już mi chciała postawić piątkę, ale powiedziałem jej, że zapomniałem odrobić i zrobiłem ją przed lekcją…
    Mam uczciwe, prawdomówne dziecko. Jeszcze. To dobrze. To dobrze?

    OdpowiedzUsuń
  3. no cóż bym nie zmuszała... w końcu jednej lektury może nie przeczytać, gdybym tego quowadisa nie pyknęła w czwartej klasie to bym go nigdy nie pyknęła, nie do końca fraza sienkiewiczowska mi pasuje i się nie dziwię czternastolatkom))).
    Czasami myślę, że i relacje i więzi buzujące hormony i grupa nacisku może w kosmos wywalić...
    nic nie jest pewne i przewidywalne do końca. Ale jakoś kombinować trzeba)))
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rację. Absolutnie. Uczciwość, prawda to priorytety. I wolność.
    Wychowałam dwie córki, 20 i 23 lata. Sadzę, że mogłam być lepszą matką, byłam sama studentką. Karmiłam piersią w zasadzie latami nawet, nie miesiącami. Spałam razem.
    Uważam, że wychowujemy do pewnego momentu, a potem możemy tylko nadal być blisko. I nie na wszystko mamy wpływ.
    Temat do długiej rozmowy raczej i chętnie bym pogadała.
    Teraz pisze chaotycznie, po całym dniu i połowie nocy pracy nad książką - jest za dwie minuty trzecia.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. "mogłabym doradzić wspólne czytanie nieszczęsnego „Quo vadis”, to przecież fantastyczna książka" - polemizowałabym.
    "bo jeżeli nie czytasz, to będziesz ciemny i amen" - i uważasz, że "Quo vadis" jest dobrym rozwiązaniem na ciemność? Ta nachalnie dydaktyczna, ckliwie cukierkowa opera? Polemizowałabym.
    Nie powinien się przyznać, powinien czytać lepszą literaturę - byłby od tego i światlejszy i zaradniejszy.
    Ja też nie czytałam lektur i może dlatego kocham czytać.
    A mówienie, że coś jest fantastyczne, żeby tylko osiągnąć efekt, to, wybacz, zimno, nieuczciwa ściema. Skoro mówimy o uczciwości już.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to, Holender, polemizuj, a nie bluzgaj. "Quo vadis" to nie cukierkowa opera, choć nasza wrażliwość dzisiaj jest zapewne nieco inna niż sto lat temu, to krwawa, mięsista powieść, ze starannym "researchem" i zanurzeniu w rzymskie realia. No i w sumie nie tak wiele polskich powieści zrobiło taką karierę - może warto preczytać coś, za co 100 lat temu dawano Noble?

      Z drugiej strony trudno liczyć na to, że rodzice, którym nie czytano (i którzy nie czytali, albo czytali ze wstrętem i z przymusu) będą teraz skutecznie zachęcać dzieci do przeczytania czegokolwiek grubszego od broszury...

      Zimno: uśmiecham się do Agnieszki Stein nad Twoim wpisem - mam nadzieję, że tu zagląda.

      Usuń
    2. Pracuję w szkole, długo. Sienkiewicza lubię, za Quo.. nie przepadam, chociaż nie nazwałabym tej powieści ani ckliwą, ani cukierkową, ani nachalnie dydaktyczną. Ale jedno wiem z całą pewnością - gimnazjaliści nie czytają ani lektur, ani żadnej"lepszej literatury". Czytają smsy i posty na fejsie. Od tego się robią może zaradniejsi, a światlejsi - niekoniecznie. I niestety, jest to zjawisko narastające. Kiedyś będą nami rządzić. Łączę się "w bulu i nadzieji", że tak zacytuję klasyka.

      Usuń
    3. -> Goldie. Cukierkowość to nie bluzg, to nawet zaleta, jeżeli ktoś lubi mdłe, wiotkie Ligie i mocarnych Ursusów. Może i warto czytać Noble, ale dlaczego nie Steinbecka albo Reymonta, więcej tam życia i prawdy niż w tym czarno-białym Quo vadis.
      Chcesz rzymskich realiów, to zanurz się w Tacyta i Senekę, zobaczysz jaki Sienkiewicz jest zanurzony. Nic do niego nie mam, pięknie pisał po polsku, cenię go za trylogię, wybaczam koloryzowanie, wdzięczna jestem za Zagłobę i Kmicica, ale akurat Quo vadis to drętwy gniot. Smrodzący dydaktycznie w dodatku. Nuda.

      -> Grażyna. Właśnie Tacyt też o tym pisał, że młodzież nie czyta i że narasta. :D

      Usuń
  6. podoba mi sie uczciwosc tego chlopca.
    zgadzam sie, ze wazne jest tu i teraz. najwazniejsze. bo tak naprawde te drobne ziarenka naszej wspolnej codziennosci skladaja sie na to, kim beda nasze dzieci w przyszlosci.
    nie: czy beda zarabiajacymi krocie bankierami, lekarzami, prawnikami.
    tylko: czy beda dobrymi, prawymi, uczciwymi i wrazliwymi ludzmi. czy beda zyly w zgodzie z soba. czy beda szczesliwe.
    nie da sie zaplanowac przyszlosci naszych dzieci. nie mozna sie przez cale ich dziecinstwo zamartwiac tym, czy sie dostana na studia /i jakie/ na jakiej uczelni i czy potem beda mialy prace /wystarczajaco dobrze platna oczywiscie/
    moim marzeniem jest pomoc odnalezc moim dzieciom w nich samych, to w czym beda dobre i co sprawi im radosc. czyli pasje.
    niech beda raczej profesjonalnymi i uczciwymi hydraulikami niz profesorami balansujacymi na granicy plagiatu i awansujacymi po grzbietach swoich kolegow.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wychowywać bez metod? Ale to podobno teraz niemodne (wiem, co mówię, w piątek zostanę matką, więc solidnie przestudiowałam temat). :)

    W szkole nie lubiłam czytać lektur, studia skończyłam i lektury nadrabiam teraz. :)

    pozdrawiam Was
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie czytam książek o wychowywaniu dzieci, trend rodzicielstwa bliskości traktuję jako kolejną modę - długo nie wiedziałam nawet co to takiego, co kompletnie nie przeszkadzało mi być butnie powiem całkiem niezłą matką dzieciom.
    I naprawdę sądzicie, że jest taki nadmiar metod wychowawczych? Hmmm to ja żyję w innej Polsce chyba. Moje dzieci zaczęły w tym roku przygodę ze szkołą, zajęciami sportowymi itp I jedyne co moge zaobserwować to całkowity brak metod wychowawczych. Czyli wg powyższego wpisu to dobrze tak? No nie wiem - wysyp dzieciaków kompletnie nie potrafiących się zachować, nie uznających autorytetu, w większości zwyczajnie złośliwych i przykrych w odbiorze. Rozwalających zajęcia całej grupie, podczas kiedy mamusia siedzi i szepcze "ależ synku tak nie wolno" synek zaś ma to w najglębszym poważaniu. Obserwuję podobne sytuacje codziennie i raczej wyłamię się z trendu i będę nadal starała się wychowywać moje dzieci. Bo tak.

    OdpowiedzUsuń
  9. Droga Zimno, chętnie bym Ci tu zamieściła komentarz, ale mam na warsztacie książkę o tym, o czym piszesz... poczekaj: wydam i Ci dam:)Jam w końcu też belfer gimnazjalny od polskiego... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. można czytać z czternastolatkiem lekturę. Sienkiewicz w wydaniu "Krzyżacy" też jest strasznie ciężki. My z synem czytaliśmy najpierw na zmianę - on mi, ja jemu, tłumacząc sobie różne sprawy (np. kupowanie odpustów) potem trochę audio book, trochę doczytał sam. było ciężko, trwało miesiąc, ale daliśmy radę. u nas też pani pyta patrząc w oczy, czy się przeczytało lekturę :)
    to może też jest rodzicielstwo bliskości? nie wiem, działam intuicyjnie.
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobrze, że chłopak ma swoje własne zdanie na temat literatury, wie co mu się podoba, a nie "zalicza" ciurkiem wszystkiego, co nakazane. Być może przyjdzie czas, że sam sięgnie po "Quo Vadis". Jest uczciwy - wobec innych i wobec siebie.
    Mam identyczną sytuację w domu z trzynastolatką, jedne lektury bardzo jej się podobają, przez inne nie może się przebić.. A czyta bardzo dużo.
    I dziękuję za opinię o książce Agnieszki Stein:)
    Widzę, że propaguje metody oparte na tym, co naturalne, instynktowne.
    Wobec tego bardzo nam po drodze:))
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Czy jest jakaś różnica między dwulatkiem, który odmawia przyjęcia lekarstwa bo jest ohydne, a czternastolatkiem który nie przeczyta czegoś co jest w kanonie bo jest to grube, głupie i zajmuje czas ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest. Dwulatek bez potrzebne lekarstwa będzie chory, a czternastolatek może zrobić coś ciekawszego niż czytanie QV.

      Usuń
    2. Ale dlaczego ograniczać się do bojkotu QV ? Czy musimy znać władców Polski ? – banknoty można rozróżniać po kolorach i prostych symbolach – takie cóś okrągłe, na krzyż, symbol męskiej toalety i ramka – przecież geometria to taka nuda. Czy do czegoś potrzebna jest geografia i znajomość map ? - i tak wszędzie dojedziemy jak mamy GPS-a itd.,itp…

      Usuń
    3. Maryjanie Stary, nie porównuj geometrii do QV. Geometria to obiektywna konieczność, natomiast QV może być zastąpiona przez dziesiątki ciekawszych i lepszych.

      Usuń
    4. Akurat kanon lektur zmienia się w czasie (a geometria nie). Często ten dobór szkolnych lektur nie nadąża za zmianami społecznymi. Moim zdaniem np. dzisiaj do uczestnictwa w polskiej kulturze bardziej przydają się filmy Wajdy niż książki Sienkiewicza. A jesli czternatolatek ma łyknąć Sienkiewicza jak tran, zmuszany przez rodziców, to marne szanse, że się do niego przekona.

      Usuń
  13. A zrobić jak nastolatka ( 17 lat) w Liceum ma tyle nauki że zwyczajnie nie ma czasu na czytanie lektur.......bo uczy się z 2 - 4 przedmiotów rozszerzonych zagadnień bo zdaje z nich maturę.......a to jest jej być-nie być . Bo może nie dostać się na wymarzone studia.

    I ja wiem że te lektury powinna przeczytać a nie streszczenia , ale co mam je powiedzieć.....zostaw chemię, biologię.....czytaj Chłopów???
    Im dalej w las tym trudniej.........chory jest system edukacji . Trzeba umieć dużo i ze wszystkiego!

    P.S.

    Ja dopiero w dorosłym życiu z chęcią sięgałam po książki do których czytania byłam zmuszana.....

    OdpowiedzUsuń
  14. Z wypowiedzi młodego wynika, że sprawę przemyślał.. mnie Quo uśpiło słodko jak piosenki Vadera i nie dałam rady,film widziałam iii też mi się przysnęło, ale czy to znaczy, że jestem niedouczona ? Może.. za to przeczytałam gazyliony innych książek, mądrych,głupich i nudnych, do dziś czytam codziennie, choćby kosztem snu, wracam do starych przyjaciół i znajduję nowych. Brak Quo na liście jakoś mnie nie boli. Młody prawdomówny i zdolny , więc nie widzę powodu do rabanu a umówmy się, że system lektur jest skostniały, ja wiem klasyka, ale czy tę klasykę ogniem i mieczem trzeba ? Nie, teraz podobno młodzież dojrzewa wcześniej, ale w gruncie rzeczy jest infantylna, a do klasyki trzeba dorosnąć, warto może czytać choćby fragmenty na lekcji, a resztę dla chetnych, bo za 30 lat i tak mało co się będzie z tego pamiętać.
    A co do dzieci ... przyznaję, nauczyłam zasypiać, bo dziecinka zasypiała tylko na rękach. a że wspólnego spania nie znosi od narodzin, ta opcja odpadła.Czułości to też nie jej bajka, teraz jest bardziej tulaśna i nie uważam, żeby szczędzenie jej noszenia i przytulania miało wyjść na dobre. Z drugiej strony jestem matką konsekwentną i zdroworozsądkową ... i jak każda mogę tylko liczyć, że mój mały człowieczek wyrośnie na dużego i mądrego o dobrym charakterze.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja tu widzę kilka problemów w tej rozmowie.

    1 ile dać wolności młodemu człowiekowi. (czy naprawdę musi czytać QV jeśli nie chce? Co nas obchodzi, jaki ma stopień z polskiego, jeśli - jak tu napisałaś - jest ogólnie dobrym uczniem i inteligentnym chłopakiem).

    2 Na ile szczerze rozmawiać z nim o szkole i nauczycielach -> czy zawsze mówić, że każdy nauczyciel ma rację, że program szkoły jest zawsze słuszny? Czy można przejechać Nad Niemnem i Quo Vadis na brykach, a w tym czasie łyknąć Kafkę albo uczyć sę gry na perkusji - czy to nie może być dobry wybór?

    3 I na ile uczyć konformizmu -> nie podoba mi się mówienie dzieciakowi, że jest durny, bo się przyznał, że nie czytał lektury. Ale gdyby chodziło o promocję do następnej klasy? Albo gdyby chodziło o wypowiadanie niepopularnych i niepokornych opinii na testach, gdzie punktowane są odpowiedzi "z klucza"?

    No i ja osobiście odpowiadam sobie na pyt. 1: DUŻO wolności, 2: BARDZO szczerze, 3: trochę uczyć, analizować wspólnie sytuacje i konsekwencje, cele różnych zachowań. Czternastolatkowi oddałabym dużą część odpowiedzialności za to, co robi w szkole (co nie znaczy że bym isę nie interesowała tym, co umie, co go ciekawi itd).

    Pepperann

    OdpowiedzUsuń
  16. Zimno, mam prośbę. Bo poproszono mnie o zakup poradnika o dojrzewaniu dla 10-latki. Misja ważna, czuję ciężar, nie wiem co wybrać! Czy może znasz jakieś godne polecenia książki? Coś o zdrowiu kobiety, ale bez zbaczania w którąś stronę? Coś o emocjach, problemach w tym wieku? Szukam, szukam, paCZę i włos mi siwieje. Byłabym wdzięczna za wszelkie sugestie.
    (bo mam wrażenie, że dobre książki wpadają Ci w ręce :) )

    OdpowiedzUsuń
  17. jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że mój gimnazjalista jest maniakalnym pożeraczem książek (z mlekiem matki...). teraz mamy na tapecie Krzyżaków, do których podchodził jak do jeża, bo gruba i na pewno nudna. pogadaliśmy, że sama książka jest ok, ale będzie trochę przydługich opisów, więc musi jakoś przez to przejść. no i czyta. fajnie te działa opcja "ściągnę Ci to na kindla" :) - na szczęście całą klasyka jest gratisowo dostępna.

    w kwestii uczciwości - uczciwe dzieci dostają po łbie, bo nauczyciele rzadko są w stanie przyjąć niewygodną prawdę (choc zdarzają się chlubne wyjątki). sama to przerabiałam jako uczeń, teraz przerabiamy to z młodym. ale uważam, że tak jest lepiej. i choć jestem zdania, że nie musi wszystkiego co mu się nie podoba powiedzieć nauczycielowi, to i tak jestem dumna, że specjalnie nie kombinuje.

    a lektury... mam w swojej karierze dwie, których nie przeczytałam, bo nie dałam rady przebrnąć (choć próbowałam) - Potop i Pan Tadeusz. ważne dla tradycji i polskości, wiem. ale chyba nie czuję się uboższa. oczywiście musiałam jakieś fragmenty przeczytać, żeby dać radę na polskim, bo jak pewnie pamiętasz za naszych zamierzchłych czasów bryki raczej nie funkcjonowały. więc pewnie przed nauczycielką udawałam, że przeczytałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Tadeusz i Potop to cymes w porównaniu z Nad Niemnem - mój słaby punkt.
      BTW: Czy ktoś z Państwa miał i PRZECZYTAŁ taką lekturę: "A jak królem, a jak katem będziesz" Tadeusza Nowaka??? Gdyby nie polonistka, nie sięgnełabym sama z siebie. A warto było.
      Najchętniej zaś Żeromski i Prus...

      Usuń
    2. Nad Niemnem połknęłam, podobnie jak inne dzieła Orzeszkowej, zanim było lekturą, bo dostałam od cioci całe przedwojenne wydanie tych dzieł. bardzo mi się podobały niektóre powieści - niezłe romansidła dla młodego dziewczęcia :)

      Usuń
    3. U my w liceum o Nad Niemnem się targowaliśmy :D stanęło na jednym opisie przyrody i reszta obowiązkowo i luz bez opisów dał się zjeść. Krzyżacy byli ekstra, Lalka ..ooza opisami subiekta super.

      Usuń
  18. (...) że otóż najlepszą „metodą wychowawczą” jest własny rozsądek i budowanie relacji, a nie napięcie się do „wychowywania (...)

    Nigdy nie przestane sie dziwic, ze trzeba o tym pisac ksiazki.

    OdpowiedzUsuń
  19. Adam przeczytał i żyje,problemów trawiennych nie stwierdzono,ja nie skończyłam Zbrodni i kary,nawet nie wiem czemu

    OdpowiedzUsuń
  20. A ja w ogóle nie czytałam Quo Vadis! Co więcej nie cierpię Sienkiewicza!

    To tyle na ten temat ode mnie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  21. tak, ja po wielu wielu latach wróciłam do nieprzeczytanej w liceum lalki prusa i czytam raz do roku:) takie święto:)

    a czasy mamy takie, że córkę najchętniej wychowałabym na zimną wyrachowaną sukę. Co mi się zapewne nie uda, bo jest wrażliwa, empatyczna i na ogół prawdomówna:)

    OdpowiedzUsuń
  22. "A zatem dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość? Dlatego, panowie, że Słowacki wielkim poetą był! Wielkim poetą! Zapamiętajcie to sobie, bo ważne! Dlaczego kochamy? Bo był wielkim poetą. Wielkim poetą był! Nieroby, nieuki, mówię wam przecież spokojnie, wbijcie to sobie dobrze do głowy (...)Jak to nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca" Gombro. Tyle w temacie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Bosz... czyli chodzi o to, by miec racje?
    Bo taka jakas przerazajaco-demaskujaca ta pointa wyszla...

    monika

    OdpowiedzUsuń
  24. a ja jako polonistka z 13-letnim stażem przyznaję (z drżeniem), że Sienkiewicz śmiertelnie mnie nudzi. Krzyżacy- owszem, Potop- już gorzej, natomiast Qvo vadis uważam za ohydztwo samo w sobie. Jest przesłodzone, cukierkowe, naiwne i ciągnie się jak flaki z olejem.
    w ogóle- niestety- uważam, że lektury nie nadążają za młodymi. i jeżeli wreszcie ktoś na górze nie zechce wziąć pod uwagę głosu dzieci i młodzieży- na pewno nie będą czytać więcej niż wpisy na fejsie i smsy.
    I nie ma tu nic do rzeczy- "że klasycy", "że trzeba", "że kształcenie gustu i wrażliwości".
    Moim skromnym zdaniem - żmudne przebijanie się przez archaiczny język w książce, która ukazuje dobrych Polaków i złych Niemców (mówię o Krzyżakach)nie służy nikomu i niczemu. A lekcje zawsze są fikcją. i to nie literacką.
    Problem czytania i nie- czytania jest bardzo trudny i złożony. I widzę też, że idzie to w piorunującym tempie. sześć, pięć lat temu nie czytało może 30% klasy. I to te 30 miało problem. Teraz czyta może 20%. I to oni są postrzegani jako dziwadła przez resztę rówieśników.
    Smutne.
    Bardzo smutne.
    Ale tak właśnie jest.
    łolka

    OdpowiedzUsuń