Andrzej Karwowski ma czterdzieści jeden lat, garnitur w wersji „jest
gorąco, bo lato, ale w biurze mamy klimę” i umiłowaną małżonkę typu worek
bokserski.
Stefania Karwowska przegląda się w wystawie sklepowej, wdzięcznie przekrzywia głowę a kapelusze z ekspozycji się kłębią wokół jej odbicia. Stefania zerka na siebie
i myśli jestem chyba ładna. Ładna. Pod okiem łyska fioletowy siniak a na
górnej wardze świeży szew.
Nikt tak do tej pory nie pisał o przemocy wobec kobiet, jak Sylwia Chutnik w „Cwaniarach”.
Leżę pod cienkim kocem i leniwie sączę Theraflu. Leżę już całe pięć minut.
- Mama, - mówi Silny - zjób mi pomm. – I ściąga ze mnie koc.
Warszawa jest jak glut w przełyku, jest ciasną miejską przestrzenią, kwartałem
kilku ulic. Złota, Marszałkowska, Malczewskiego. MOKO-
tów.
Co prawda mając do wyboru dwa miasta, Warszawę i to tu, z mocą wybieram to tu,
ale magiczna Warszawa do mnie mówi, przemawia do mnie stęchlizną piwnic i
wspomnieniem oranżady w woreczkach, w które wbijało się słomkę tak, że ulepek
ściekał na palce po plastiku. Przemawia do mnie ta przegniła tkanka miejska,
rozgrzany lipcowy asfalt i zapach świeżo skoszonej trawy na osiedlowych trawnikach.
- Mama, - powtarza Silny - zjób mi pomm. Tejas! Mama, kiedy mi zjobisz pomm?
Leniwie otwiera się wieczór, ciężarna Halina (po dwóch albo trzech wódkach) wymierza
ciosy metalową pałką, przechodnie cofają się do bram, a wybite zęby ofiar
Haliny pokrywają chodnik. Bach-zgrzyt-bum.
- Zaraz ci zrobię, - szepczę – tylko dopiję.
Theraflu przestygło, wonieje chemicznie, syntetyczny cytrus i to wszystko, co
mnie rzekomo postawi na nogi w trymiga. Liczę na Ojca dzieciom w zakresie pomm(e)
dla Silnego (jedna miara soku jabłkowego, jedna miara ciepłej wody z czajnika,
wymieszać, pić), Ojciec dzieciom stoi pod prysznicem, słyszę ściekanie wody, hałaśliwy
plusk kropel w kabinie.
- Mama, kiedy już mi zjobisz pomm? – nalega Silny. – Zjób tejas!
Chlupot wody w łazience.
Bronka umiera na raka piersi, ciężarna Halina rodzi, zwisa właśnie po niewłaściwej
stronie pępowiny i łapie powietrze z żyrandola, spod sufitu. Silny się wspina po moich
nogawkach.
Pommm, pommm, pommm.
Gdzie koc? Gdzie jest mój koc, Silny?
Jakoś mi uciekł ostatni tydzień, trach i od rana w kalendarzu grudzień.
Ciemno zimno mży wieje.
no cóż ja chutnik barrrdzo)
OdpowiedzUsuńi zdrowiej Zimno, zdrowiej))pod cieplejszy kocyk popjoszę
=> teatralna: wiesz, ja już fit. nie ma czasu, nie ma czasu, trzeba chorować w trymiga :)
UsuńW blogu pusto. Czytelnik tęskni...
OdpowiedzUsuń=> Ania M.: pusty blog jest mi jak wyrzut sumienia.
Usuńserio, niestety :)
Ale przynajmniej nie wspinamy się po Twojej nogawce prosząc "Zimno, zjób notkę, tejas":)
Usuń=> Ania M.: i tu tkwi błąd!
Usuń(bo kto zrobił pomm Silnemu? no kto? Sylwia Chutnik czy może ciężarna Halina czy może Stefania Karwowska czy raczej tak zwana zimno? :))))))))))) )
Czyżby mąż nadal tkwił pod prysznicem? :)
Usuńha! już wyszedł!
Usuńciemno zimno mzy wieje
OdpowiedzUsuńbrrrr
=> ingrid: WIEM, u Ciebie nie ....
Usuńtylko nie zainspiruj sie tendencja i nie dolej do tego "pomm" wrzatku ;)
OdpowiedzUsuń=> Aniaha: zdarzyło się raz czy drugi ...
UsuńCzyli, jednym słowem, a nie ponad trzystoma, leżałaś pod kocem, ale musiałaś się zwlec, żeby zrobić dziecku sok? W tle Dawca pod prysznicem, Chutnik nad rozsypanymi zębami.
OdpowiedzUsuńNabierasz rozmachu, następny odcinek serialu o Matce będzie pewnie w kilku tomach. :D
jeżeli zamierzasz kontynuować proceder opracowywania moich notek i puszczania tego w eter, strzeż się. naślę na ciebie prawników od autorskiego.
UsuńPomm to nowe wcielenie Apferschorle? Tego jeszcze nie było.
OdpowiedzUsuńZdrowia! Antybiotykiem znoszę toasty za nasze zdrowie ;)
=> bebeluszek: czymże jest Apferschorle?
Usuńi smacznego antybiotyku ...
Znam i ja to "tejas", wyartykułowane póki co szeregiem samogłosek, poparte styrmaniem się na kolana:)) Zatem książka idzie w odstawkę, na rzecz klocków i obrazków ze zwierzakami:)))
OdpowiedzUsuńZdrówka i miłej, rodzinnej niedzieli:))
=> Alcydło Kr.: "tejas" nie toleruje sprzeciwu :)
Usuń