piątek, 1 czerwca 2012

2.065

Nadchodzą w tandemie.
Erna na przedzie, z wazonem w rękach [skąd Erna wzięła ten wazon? to znaczy – kiedy go wzięła, że mi to umknęło? musiała mi go niemal wyciągnąć zza pleców, a zrobiła to bezszelestnie], więc Erna na przedzie, a Silny za nią, krok z tyłu.
W wazonie tkwi rachityczny bławatek w otoczeniu dwóch bezgłowych kolegów, trzy cienkie łodyżki się chwieją w rytm zamaszystego kroku Erny.
Chlupoce woda.
Bławatki bowiem podlano, obficie napełniono flakon wodą. Po brzegi.
Jakie zaradne dzieci!
- Mama! – rzecze Erna. – Mama! Mam dla ciebie prrrezent z okazji dnia dziecka! – i wręcza mi wazon, naczynie się chwieje, woda pryska na boki, badylki się kolebią. Silny chichoce i dobywa zza pleców stary ojcowski telefon.
- Mama! – zarządza. – Mama! Zjobie ciebie zdjencie!
Trzaska migawka. Błysk, flesz, chichot.
- Fajne zdjencie! – cieszy się Silny.

***

A później, pod byle jakim pretekstem, bez żadnych mierzalnych przyczyn czasoprzestrzeń się ekspresowo ugina i Erna już nie rozdaje kwiecia, ale tupie i krzyczy, poczerwieniała na twarzy i im bardziej dokłada decybeli, tym mocniej jest zdenerwowana. Histeria Erny działa jak wydajne perpetuum mobile.

Ciii.
Jestem płatkiem róży na gładkiej tafli bajora
Jestem przywiędłym kwiatem lotosu na jakimś, kurcze, trzęsawisku.
Ciii.
- Nie będę do ciebie mówić, – mówię do Erny i wewnątrz, żeby nie eksplodować, odliczam. – nie odezwę się do ciebie dopóki się nie uspokoisz. I nie zamilkniesz.
To oczywiście nie uspokaja Erny ani nie skłania jej do milczenia.
Ciii.
Ale czas zdziera najtęższe gardełka i minuty wrzasku są policzone oraz każdy pojedynczy decybel. Erna cichnie. Znika, ale po chwili wraca, biegiem. Rzuca mi na kolana niewielki świsteczek i zdegustowane spojrzenie.
- To jest obrrrraz, - cedzi. - w którrrym mama nie kocha …
Erny.

Należy zwrócić baczną uwagę na odwzorowanie maleńkiej, zgnębionej dziewczynki, a później na jej ze wszech miar zadowoloną matkę, która jak gdyby nigdy nic bawi się z Silnym, nie zważając na cierpienia córeczki. Głowa Silnego (na zielonym prążku opasującym dzieło) myśli „mnie mama kocha”.
Niesprawiedliwa, zła scena.





***

Więc, żeby nie zasmucać ponad miarę czytelnika przeskakujemy o kilka klapsów naprzód.

Szkoła podstawowa, klasa zero.
Przesiaduję na wywiadówce w sali Erny naprzeciw okolicznościowej makatki. Zeraki rysowały matki przy pracy. Większość matek siedzi przy komputerze. Ja natomiast działam – wedle precyzyjnych didaskaliów Erny – jako modelka.
O. Jakie to miłe.

A poza tym - znajduję się wyjątkowo korzystną na tle schematycznych, anorektycznych koleżanek z prawa, z dołu i z lewa.





***


A teraz trzy kadry w tył.
Erna jest już pogodna, wręcz promienna, wbiega w podskokach do kuchni, ale natychmiast wbija oskarżycielski palec w wazon wręczonego mi w pierwszej scenie kwiecia.
- A czemu do niczego nie użyłaś mojego kwiatka? – pyta napastliwie.

A do czego go miałam???
Bywa nielekko.





31 komentarzy:

  1. Ojej. A my musimy trwać niezłomne jako ta skała i nie poddawać się żadnym wichurom ani dziecięcym manipulacjom. Ufff, rysunek w zielonych ramkach robi wrażenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => koda: jak skała!
      jak głaz!
      nieprzekupne, jak szwajcarski urzędnik :)

      Usuń
  2. Koślawy,wykonany na ścianie grubą, niebieską kredką świecową, niedokończony napis " Mama jest kochana a tata", mijam codziennie w korytarzyku między domem a garażem. Wykonała go ponad 40 lat temu moja siostra, a ja wiele bym dał żeby to było wczoraj....
    Pozdrawiam- Bardzo Stary Maryjan

    OdpowiedzUsuń
  3. oj tam, oj tam, jeżeli to bławatek, to mogłaś do herbaty? ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => drobneprzyjemnosci: wiesz, co by było, gdybym do herbaty?
      - maaamaaa, dlaczego zeżarrrłaś mój kwiatek???????????????????
      i w ryk.

      Usuń
    2. oczywiście, że wiem,lepiej, niż bym chciała, ale jak miło sobie porozważać teoretyczne możliwości..

      Usuń
  4. Zimno, jak ja tęskniłam za TAKIM postem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie, no - wszystko jest naprawde na najwyzszym poziomie: emocje Erny, jej zdolnosci do ich wyrazania, jej i braci wszelkie inne pomysly i zdolnosci. A Ty jestes jedynym przetrwalym (co tam, w jakim stanie) kwiatem lotosu na bagnisku polozonym 6000 m n.p.m. w jakiejs dolinie w Himalajach, gdzie juz brak tlenu i zima i ciemno i syf. Ale do cholery ten kwiat sie tam trzyma i to jest najwazniejsze.

    Pytanie o kwiatek - z cyklu naglych pytan po wejsciu do kuchni - jak najbardziej na miejscu. Mam w kazdym razie wrazenie, ze tak moglaby pomyslec nasza Mloda. W jej wykonaniu nagle pytanie po wejsciu do kuchni brzmi (wskazujac na pusty karton po mleku): a dlaczego wyrzucilas to do smieci? Ale do czegos go potrzebujesz? Nie. Ale. Nic nie rozumiem. Lzy, szloch, blaganie "nie wyrzucaj go, prosze". Chodzi o sam fakt wyrzucania. Taki maly, pusty kartonik po mleku. Bezdomny szczeniak. Niepotrzebny. Nikt go nie kocha. W koszu na smieci. Ja zwariuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Goldina: podoba mi się motyw Ostatniego Ocalałego Badyla w beztlenowym środowisku, doskonała parabola macierzyństwa.
      i że po ciemku i w brudzie :)))))


      (po czym załkała nad losem niekochanego kartonika w śmietniku)

      Usuń
  6. zobacz jakie masz maślane oczy, zimno, na obrazku z obrażoną Julią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => y.: w istocie, maślane :)

      tymczasem chichocę za każdym razem, kiedy patrzę na wyraz twarzy i pozę Erny na szkicu. ona DOKŁADNIE tak wygląda, kiedy strzela focha.
      w 100%.

      Usuń
    2. Nie wierzę, że chichoczesz. Chichoczesz, kiedy ona Ci mówi, że myśli, że jej nie kochasz?

      Usuń
  7. Erna ma przechlapane jako środkowa, niestety. Nie ma nimbu pierwszeństwa i nie pachnie migdałami. Najgorszy los, w dodatku dziewczyna. Przechlapane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wiem, widziałam i ten rysunek z nią w kątku to potwierdza. Była przez chwilę najmłodszym Beniaminkiem i nagle lipa. Nie jest najstarsza na pociechę, bo ciągle jest młodsza.
      Właściwie to jej dziewczyński status można wykorzystać jako wyjątkowość (pomijając chwilowo gary i prasowanie czekające na horyzoncie) i mocno wspierać. W przeciwnym razie kompleksy, brak wiary w siebie i inne jej grożą w dorosłości.

      Usuń
    2. a jakie, uważasz, powinnam powziąć kroki w tej mierze?

      czy może na jakiekolwiek jest już za późno i lipa?

      Usuń
    3. Ojtam, od razu za późno. Za późno to chyba przesunąć Silnego do grupy średniaków, chociaż kto wie. ;)
      Nie wiem, ja widziałam tylko efekty, generalnie dobrze działa zawsze rozmowa i pytania wprost co ją boli, czy odczuwa niesprawiedliwość, zawsze konkretne pytania działają lepiej niż same zapewnienia, że mamusia kocha. Pytanie co czuje, jak czuje, dlaczego i co proponuje - może ma jakiś pomysł, albo potrzeby (realne). No i wszelkie wsparcie, niech poczuje się ważna, jakiś systematyczny babski wieczór (albo babska godzina, pół godziny) spędzony razem na makijażach, przymierzaniu ciuchów, rysowaniu księżniczek, czy, żeby tak całkiem nie dyskryminować kobiet, dyskusje panelowe o fizyce jądrowej. No i ogólnie uważać, z dziećmi jak z kilkoma żonami, trzeba strasznie się pilnować, żeby którejś nie faworyzować. A już nigdy nie porównywać - to z punktu kanał.

      Usuń
    4. => zorka: :))))))))))))))

      kumo, przeca dobrych rad na blogu nigdy nie za wiele :)

      (jak się domyślasz, właśnie z Erną malujemy sobie tipsy, więc odpowiadam Ci półgębkiem)

      Usuń
    5. Sie wi, przeca musimy się jakoś odwdzięczyć za twoje światłe wskazówki, jak zorganizować komunię i co robić przy śniadaniu w gospodzie.

      Usuń
  8. Anonimowe biedactwo, jak będziesz miec kiedyś dzieci, to zobaczysz, że podręcznikowe stereotypy mijają się z rzeczywistością.
    Jestem pod wrażeniem pierwszego rysunku.

    OdpowiedzUsuń
  9. Napisałam tam, napiszę i tu :) Jako że mam zwyczaj kopiowania wszystkiego na wypadek zniknięcia w niebycie pod kryptonimem "ładowanie strony"...

    Cieszę się, że wróciłam.
    Wróciłam, bo mnie zoperowano dwa dni temu i w związku z tym mam labę z racji braku sił.

    Kochana, ja Ci to powiem, życie właśnie takie jest, jak w notce poprzedniej.
    Brody co prawda nie mam :) ale doświadczenie w temacie 8-letnie. I twierdzę, z całą stanowczością, że tak właśnie jest.
    Zrzuć brzemię poczucia winy :) - będzie nas dwie :)

    Tak, mnie też piętnują za to, że się odcinam i nie prowadzam dzieci na zajęcia z kaligrafii, fengszujów i innych takich. Wiesz co.. problem tkwi w tym, że NIE WIDZĘ POTRZEBY.

    Zachowajmy zdrowy rozsądek, co pozwoli może (może) też nam zachować zdrowe zmysły, aż nam ta broda wyrośnie :)

    A zdanie innych miejmy głęboko w... wazonie, powiedzmy :)

    PS. Podobne emocjonalne ataki mam obeznane dokładnie. Na razie w wykonaniu ośmiolatki. Młodsze (5 miesięcy więcej od Silnego) dorasta do tematu.

    PPS. Pozdrawiam Cię serdecznie. Naprawdę się cieszę, że wróciłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zrzucam brzemię, zachowuję rozsądek, wkładam w wazon zaproszenia na kurs szybkiego czytania dla sześciolatków, wolę się turlać po kanapie z nieletnim towarzystwem.

      życzę Ci zdrowia!
      i pozdrowienia najserdeczniejsze

      Usuń
    2. ...ja bym mojego 9-cio latka chętnie zapisała na kurs wolniejszego czytania. Bo wakacje, szkolna biblioteka zamknięta i trzeba kursować do publicznej w tą i z powrotem ;)
      Dzieci są różne: jedne grają na pianinie, inne na nerwach... jeszcze inne za cholerę na niczym/w nic nie chcą grać.
      Rodzice też są różniaści. I fajnie. Bo by było nudno.
      Mam w domu kilka dużych wazonów. Teraz wiem do czego oprócz eksponowania kwiatów są przeznaczone.
      Pozdrawiam zdrowo wyluzowane/wywazonowane matki!
      aga.ta

      p.s. Dzieci (zwłaszcza młodsze) potrafią opowiedzieć rysunkami więcej niż słowami. I to świetny sposób - bo przy okazji pozbywają się chociaż części swojej frustracji (przetestowałam oczywiście nie raz i do dziś mam zachowany taki rysunek bardzo niezadowolonego chłopczyka:)

      Usuń
  10. AA, ten komentarz od mamy prawie-rówieśnika Silnego, to pisałam ja - "mimo wszystko".

    OdpowiedzUsuń
  11. O jakie mi to bliskie. Po 4 dniowej wizycie Władcy Much u mnie w domu

    OdpowiedzUsuń