Tymczasem …
Tymczasem Silny podchodzi do drzwi tarasowych i patrzy w wolno gęstniejący mrok.
- Mama, - mówi. – mama, łobaczyłem ksienżyc, chodź łobacz!
Widzę.
- Mama, - Silny mnie ciągnie za rękę. - mama, daj mi go!
Mówi się proszę.
Silny drży z zaaferowania.
- Mama, chce ksienżyc! Daj mi go, mama! Pjooosie!
Nie mogę.
- Nie mogę ci go dać. – mówię.
- Laczego? Laczego? – pyta Silny. – Chciałem go!
Wyciąga krągłą rączkę w stronę obiektu pożądania i utyskuje, kiedy mu rzeczony znika za chmurą.
Zakładam, że to normalny etap rozwoju osobniczego, faza „chcę księżyc”, odwieczny, wręcz ponadczasowy motyw znany z podań ludowych, wątku Pana Twardowskiego w muzyce, poezji i prozie, dwudziestowiecznej literatury i kinematografii oraz z polityki.
Zakładam, że faza księżycowa minie Silnemu jak raczkowanie, gu-gu-gu i poczucie, że jego matka wszystko może.
Póki co jednak niegasnąca omnipotencja trzylatka i ufność mogłyby być wręcz zaraźliwe. Sądzę.
Gdyby sobie zawczasu strzelić lobotomię.
Aboco.
też mnie czasem ta mysl nachodzi. Inapirujący są, prawda? I to jest niezachwiane (póki co) przekonanie. Że mogą być wszystkim i mieć wszystko...
OdpowiedzUsuńA potem dorosną i ktos im powie że nie są wystarczająco dobrzy i to WSZYSTKO jest daleko poza ich zasięgiem, jak ten księżyc...
Wzdech...
=> rzufik: ... więc żeby tak wychować, że nikt im nie powie, że są nic nie warci. albo - jeżeli powie - to mu nie uwierzą.
Usuńwzdech.
Ciężka sprawa. Takie wychowanie.
UsuńWzdech;)
Mysle, ze poczucie wlasnej wartosci i przekonanie, ze moge (prawie) wszystko to dwie rozne (choc polaczone) sprawy.
OdpowiedzUsuńPoczucie, ze jestem cos wart daje naped do zdobywania szczytow.
My wychowujemy dzieci w poczuciu wlasnej wartosci, ale bez przekonania, ze moge absolutnie wszystko. I jesli chce cos osiagnac w jakiejs dziedzinie, to musze naprawde mocno na to pracowac. Moze dlatego, ze mieszkamy w Ameryce, gdzie wielu ludzi potrafiac niewiele jest przekonanych o wlasnej omnipotencji. Bardzo jest to meczace.