sobota, 5 września 2015

2.275 [O teleportacji do gdzieś indziej]


Nie mam pojęcia – szczerze – o czym by można pisać na blogasiu w obecnych czasach, obecne czasy nie sprzyjają beztroskim rozważaniom, zwinęłabym się z chęcią w kłębek i obudziła gdzieś indziej, w idyllicznym dziesięć albo sześć lat temu, sama nie wiem. Każde ja!ja!ja! mi się wydaje bezmyślnym nadużyciem. Jakie banalne jest moje doświadczenie. Co wieczór kładę dzieci do ciepłych łóżek (same się kładą …), co rano śniadanie i tak dalej. Wyprane skarpetki. Na obiad panierowany kotlecik, Wróżka Zębuszka wymienia nocą jedynkę na wcześniej zamówiony prezent.

Nie myśleć i nie patrzeć poza własny horyzont. Nie widzieć.
Zawinąć się w embrion i się obudzić gdzieś indziej.

Ale uderza mnie, mimo wszystko, mimo uszczelnionego pancerza, kiedy relacje z dworca Keleti sąsiadują na internetowym portalu ze zdjęciami przebotoksowanych celebrytek. I kiedy foty utopionego chłopca się wyświetlają obok gola Lewandowskiego. W takiej kakofonii tym bardziej nie mam nic do powiedzenia.
Nic.

----------------------------------------------------------------

Nielaty wróciły do Hogwartu (uff …) i – wiem, więc się wypowiem – żadne z nas nie jest już przeciw reformie szkolnej, kto by pomyślał. Wałkuję temat na skórze rodzonych dzieci siódmy rok (szkolny), od czasu zerówki Nowego Człowieka i oto A.D. 2015 jesteśmy w przerażającym punkcie, w którym to dziewięcioletnia Erna zaczyna tzw. drugi etap edukacji, a sześcioletni Silny pierwszą klasę, nie wspominając o Nowym Człowieku. Właśnie kończy podstawówkę, nie wierzę.
Wesoła kompania jest na razie pełna optymizmu, trzymam kciuki, żeby starczyło tego do czerwca.

Wiem, więc się wypowiem – irytują mnie nagle przebudzeni ratownicy maluchów, całe to okołowyborcze wzmożenie. I że tak słabo brzmi głos rozsądku, że w sumie nie tyle idzie o mityczną figurę nieszczęsnego sześciolatka z tornistrem (bo sześciolatek z tornistrem się może prezentować świetnie), ile o skrócenie edukacji o jeden rok i to niestety w nauczaniu wczesnoszkolnym. Tak, też ubolewam. Ale jednocześnie nie mogę nie widzieć, że sześciolatek w pierwszej klasie, taki sześciolatek, który ma za sobą szkolną zerówkę nie kuli się z lękiem pod ścianą, kiedy napiera na niego kłusująca ciżba siedmio- i dziesięciolatków. Sześciolatek impregnowany szkolną zerówką idzie korytarzem we wcześniej obraną stronę i się niczemu nie dziwi. Odkłada plecak. Zmienia buty, zamyka szafkę. W świetlicy znika bez pożegnania, bo zlokalizował kolegów.
Nosi w piórniku równo ułożone kredki, a żaden z jego zeszytów nie jest wymięty.

Żałuję, że rocznikom młodszym od 2009 nie będzie dane zaznać szkolnej zerówki. Reforma zrobiła tym dzieciom potężne kuku, nas to już – szczęśliwie – nie dotyczy. Mówiłam – fundament samozadowolenia to nie patrzeć poza własny horyzont.

----------------------------------------------------------------

A własny horyzont to też – jak co roku  radosne uha uha z okazji pierwszego września i niech żyje porządek oraz dyscyplina, pobudka, śniadanie, wymarsz. Tak jak inni w sylwestra, ja składam sobie wrześniowe obietnice, że nareszcie to i owo, bo nielaty zaparkowane w placówce edukacyjnej.



Mam wielkie plany, kiedy się nie zwijam w kłębek i nie myślę o teleportacji do sześć lat temu.