środa, 15 kwietnia 2015

2.274 [O improwizacji]


O tym, że to już tyle lat, a ja nadal improwizuję pomyślałam w niedzielę wieczorem przed szóstymi urodzinami Silnego. Pakowałam prezenty dla jubilata, każdą małą paczkę osobno, każdy klocek w indywidualne pudełko i w kolorowy papierek. To raczej monotonne zajęcie, medytacyjne wręcz i wtedy przemknęła mi myśl, że jeszcze pewnie z dwadzieścia albo trzydzieści lat i już będę TAKĄ matką.
TYM rodzajem matki.
Coś w rodzaju, że chwilowo nadal się nie poczuwam do that kind of mother, subtelnie tu parafrazując Lenę D.
Więc potrzebuję jeszcze trochę czasu, jeszcze jedno albo jeszcze chociaż z pół życia i już zdobędę te szlify.
Będę NIĄ.
Tą, która MA niezawodny przepis na naleśniki w pamięci operacyjnej, że wychodzą jej równo opieczone, miękkie i cienkie (moje nigdy takie nie są). Matką, która UMIE właściwie zdiagnozować pediatryczne infekcje w odpowiedniej chwili i o każdej porze dnia i nocy wie jak co leczyć. Matką, która JEST PRZEKONANA czego ma wymagać od szkoły w zakresie edukacji młodych ludzi w klasie zero i egzekwuje to z uporem i konsekwencją. Matką żywo zaangażowaną w budowanie relacji z dzieckiem, we wzmacnianie poczucia, we wspieranie i w te inne bestsellerowe czasowniki z dziedziny nauk psychologicznych, z których się trochę śmieję.
Matką pewną tego, co robi.

Matką, której dzieci jedzą zbilansowane posiłki i nie za dużo słodyczy.
Matką dzieci stymulowanych kreatywnie (chusta klanza, warsztaty z biomechaniki …).

Za dwadzieścia, góra trzydzieści lat wszystkie moje macierzyńskie grzechy się wynicują w zalety, jestem tego pewna.

Opatentuję szereg innowacji z zakresu wychowania, jak ten, że jest łatwo obejść niechęć dziecka do smarowania twarzy kremem, smarując je nim po zaśnięciu (serio, robię to, praktykuję łóżkowe nacieranie nieletnich gąb i rąk mazidłem; clou sprowadza się do prawidłowego wyczucia fazy snu i wstrzelenia się w fazę snu wolnofalowego, z obniżoną świadomością bodźców, bo nic bardziej przerażającego od konfrontacji z małoletnim wrzaskunem w środku nocy, kiedy się trzyma słoik pomady w ręku).

Wymyślę takich sztuczek jeszcze tysiąc.

I zawsze będę wiedziała, co robić. Nie będę szukać po omacku.
Będę pewna.



Bo póki co improwizuję.


W dni niesłodyczowe nie ulega małolatom i rzuca im co najwyżej garść rodzynek. W sklepie spożywczym nigdy nie wychodzi poza listę zakupów, chociaż potomstwo robi dzikie sceny. Zawsze daje odpór konsumpcjonizmowi (telefon!) i ma w tym posłuch u dzieci.
Skąd Autorki ją wzięły?]



I tak oto z okazji szóstych urodzin Silnego, z okazji szóstych urodzin mojej wielodzietności uczciłam osobną myślą myśl, że ją dziergam amatorsko, ową wielodzietność. Bez żadnej ideowej podpinki. Nadrabiam miną. Zagarniam liczne potomstwo jak rozpierzchające się kulki rtęci. I ten właśnie obrazek, myślę, mi zostanie z obecnego czasu na przyszłość – zagarnianie licznych dzieci ciągle w ruchu. Ty-się-z-nim-nią-nimi-nie-bij. Ty-usiądź. Ty-tu-a-ty-tam. Zostaw-go-ją-zostaw-chodź-tu-idziemy.
Idziemy, fluktuujemy, zajmujemy szerokość chodnika. Malownicza grupa, a wszyscy moi! moi! moi! I pod moją kuratelą.

--------------------------------------------------

Więc Ojciec dzieciom dmuchał balony – w sensie literalnym nadymał pięćdziesiąt kolorowych banieczek do ozdobienia dużego pokoju z okazji rocznicy najmłodszego, a do mnie namacalnie dotarło, jak bardzo to, co robię jest klecone naprędce.

I bardzo mi to odpowiada.
Pasuje mi tak w stu procentach.






PS. Bo oczywiście to wszystko, co tu napisałam wyżej to bzdura.
Dlatego że jestem TAKĄ matką, dokładnie TAKĄ, moje własne wielomacierzyńskie wydanie pierwsze, niepoprawione, jedyne.


Jakiś czas temu na fejsbukowym fanpejdżu bloga roku pojawiła się ta oto grafika:



Posiadam otóż najdłużej prowadzonego bloga roku, a Jarosław Kuźniar łypie obok posępnie. Ha!

Dość niejasno przeczuwam, że w tym jest jakiś potencjał, że utalentowana marketingowczyni wycisnęłaby złoto ze statusu matuzalemki internetów.

Tymczasem ja pamiętam jedynie, że w 2002 i w 2003 pisałam coś o ocalaniu siebie w kontekście macierzyńskim, a w 2015 wiem już, że nie dotrzymałam obietnicy. Nie ocaliłam, jestem całkiem od nowa, ale gdyby nie macierzyństwo tamtej mnie też by teraz nie było.


Zdrowie sześciolatka Silnego!