czwartek, 21 czerwca 2012

2.072

Miałam koncept, że zacznę od zdania, iż mianowicie spotkałam dzisiaj zawodowo pewną damę w wieku balzakowskim i ...
Cholera.
Wiek balzakowski interlokutorki miał był eksponować fundamentalną różnicę wieku między rzeczoną a mną, żeby uwypuklić puentę, z tym, że – do licha! - to JA w gruncie rzeczy jestem w wieku balzakowskim, nie ona.
Jak gdyby.
… a nawet w post-balzakowskim. Hm.

Co mi z kolei przypomina uroczy cytat ze Stendhala z pewnego Leciwego Blogu (kto wie, o jaki blog chodzi, zasłużył na podwiązkę matuzalema blogosfery).
Idzie tam, że „
Mme de Rênal paraissait une femme de trente ans, mais encore assez jolie”. Przełożyłabym to na tutejszy w takim guście mniej więcej: „Pani de Rênal wyglądała na swoje trzydzieści lat, ale była jeszcze całkiem ładna”.
Si.
Więc niech będzie błogosławiony postęp medycyny, stomatologii oraz technologii krawieckich.
I niech będzie pochwalone społeczeństwo dożywotnich dzieci.



Wracając zaś do anegdoty, to przyjmijmy dla dobra puenty fikcję, że ONA jest w wieku balzakowskim, a ja żółtodziób, Świtezianka i lelija.
- A najbardziej się cieszę, - mówi zatem
Mme de Rênal we wziętej z życia anegdocie, przemawia do mnie nagle i niespodziewanie bez cienia związku z tym, co właśnie robimy, za to w ścisłym związku z lepiej-nie-wiedzieć-czym. – najbardziej się cieszę, - rzecze. - wie pani, że już mam odchowane dzieci, dorosłe dzieci, a nie te szkoły, przedszkola, te żłobki – ciągnie na jednym wdechu i łypie na mnie szyderczo. – nie te pierwsze komunie, te kłopoty, problemy

Mme de Rênal się zapoznała przed spotkaniem ze mną, jak mniemam, z tym, co można na mój temat wyguglać po internetach, podziwiamy zaawansowane techniki szpiegowskie i pozdrawiamy Agentkę de Rênal serdecznie. Nie to jest wszakże istotą opowieści. Meritum się mieści w „cieszę się, że mam je już odchowane”, bo słyszę to nie po raz pierwszy. I składam otóż przyrzeczenie publiczne, że jeżeli za piętnaście albo za dwadzieścia lat się ucieszę w stosunku do młodszej ode mnie matki, że jak cudownie, że mam je już odchowane, to niechaj mnie pokręci.

Acz oczywiście nie ma ryzyka .
Wspominałam, zdaje się, że upływ czasu co do zasady mnie nie cieszy.
Poza tym myślę, że TERAZ jest TEN czas. Męczący, ale TEN. Kulminacyjny. A nie kiedy je odchowam i niech mi ziemia lekką będzie.





[Tzn. oczywiście rozumiem, że można nie lubić być matką. I że można się w tym nie czuć. Że można nosić swoje macierzyństwo, jak cudzy, niewygodny kostium. Odliczać lata do pełnoletniości potomstwa, jak lokatorzy kacetu liczą dni do końca odsiadki.
Odnoszę wszakże wrażenie, że wyznanie „cudownie, że dzieci już dorosły” składają wcale nie takie matki.

W „cudownie, że już dorosły” czuję zaklinanie rzeczywistości
à rebours.]


Cudownie, że moje jeszcze nie dorosły.
Lecę łapać chwile :))))







13 komentarzy:

  1. wiem o czym mowisz.
    tez ciesze sie moimi: 4ro i 6cio latkiem.
    bycie mama, to piekna czesc mojego zycia.
    czasem meczaca, trudna, frustrujaca.
    ale piekna.
    nie czekam, az dorosna.
    chce ich (i siebie) przygotowac na ten moment.
    ale nie czekam.

    OdpowiedzUsuń
  2. zupka, zupka, ale to chyba z 8 lat temu... Nie sprawdzę, bo archiwum zamknięte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Goldina: nie do wiary, że już 8 lat temu istniała blogosfera :)))))))))))))))

      Usuń
  3. A ja się zastanawiam czy istnieje coś takiego jak "odchowane dziecię". Przecież nie bez przyczyny rodzice z nieco dłuższym stażem mawiają że małe dzieci nie dają spać a duże nie dają żyć. Pępowina dawno zabliźniona, pępkówka dawno wypita a powodów do rozmyślań aż nadto. A taka dajmy na to komunia w porównaniu z zawirowaniami przed, w trakcie i po ślubnymi naszych dzieci to cicha przystań na Helu porównywana z pożarem w b... ( domu nie do końca prywatnym )
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Maryjan: teoria Wiecznego Nieodchowania jest tyle rewolucyjnie (rewelacyjnie ...) pocieszająca, co jednak mimo wszystko dość makabryczna.

      Usuń
  4. jestem matuzalemem blogosfery, chce podwiązkę!

    a co do meritum, to ja czasem patrzę na takie różne maluchy, co jeszcze nie chodzą, ale się uśmiechają bezzębną paszczą, i myślę JEDNOCZEŚNIE "o jak to fajnie, że mój już gada, biega i nie trzeba go nosić ani przewijać" oraz "o jaka szkoda, że już nie jest taki malutki i słodki". więc mogłabym coś podobnego jak Mme de Rênal do Ciebie powiedzieć do takiej matki - z powodu tej ambiwalencji uczuć. Tyle że ja sobie z niej zdaję sprawę, więc z nią żyję i nic nie mówię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => ds: podwiązek ci u nas dostatek dla kombatantów blogosfery :)))))))))

      a w kwestii ambiwalencji - tak.
      ale to nie zmienia faktu, że mnie rozczula cudze młode rodzicielstwo.

      Usuń
  5. Hyhy, typowe - najlepszy czas jest teraz. To nie chodzi o nielubienie bycia matką. Człowiek się pociesza jak może, więc nie zarzekaj się, bo czy ty chciałabyś mieć teraz pryszcze, godzinę policyjną do ósmej, klasówkę z całek w najbliższy wtorek? I te szesnaście lat?
    Poza tym fajnie jest pogadać z córką i synem a nie kombinować co to dżedaj

    OdpowiedzUsuń