Silny na pewno powiedział:
- Pepebuje ksienżyc, mama! Daj mi go!
Ale zapomniałam to zanotować.
„Potrzebuję” jest bowiem słowem-kluczem do psychiki Silnego. Silny potrzebuje albo nie potrzebuje żywności oraz napojów (mama, jusz nie pepebuje tej pyzy z sosem), potrzebuje też kogoś albo czegoś (mama, pepebuje cie! choć tu! pepebuje młotek!), albo nie potrzebuje butów, żeby biegać po kałużach.
Tak więc Silny się skupił na obiektach w kosmosie i na uściśleniu definicji swoich potrzeb, a Nowy Człowiek mi relacjonuje przebieg nader emocjonującej gry, którą właśnie odbył na personalnym smartfonie ojca.
Otóż w świeżo wybudowanym domu z pikselowych bloczków podstępnie się zagnieździł urojony zombie. Nowy Człowiek usłyszał podejrzany rumor dobywający się z piwnic wirtualnego domostwa i się zaczaił na potwora. Bum!
- … i później go wygoniłem. – kończy.
Kończy i tak się uśmiecha, tak chichoce pod nosem bez cienia rechotu, że ma pełną powagę na twarzy, a mu się do rozpuku zaśmiewa każda komórka.
- Zabiłeś,– pytam. – znaczy?
Nowy Człowiek się uśmiecha szerzej i szerzej i bezwstydnie eksponuje piątki.
- No dobra, wygoniłem go z życia.
A oto znakomite skutki wychowania młodego mężczyzny do zabaw bez przemocy.
***
… rozmawiamy i rozmawiamy i wypływają różne krępujące historie z mijającego roku w szkole. Dwukrotnie zapomniane zadanie domowe z ortografii (syndrom wyparcia, bez cienia wątpliwości), brzydka historia o padłej biedronce-bezdomce, koleś z równoległej, który wybekał alfabet na karate, jak również – oczywiście! – opowieść O Tym, Który Się Całował.W łazience, z przedstawicielką płci wrogiej.
Och, karate. Pytam, czy byłby skłonny zademonstrować mi choćby z trzy ciosy.
Nowy Człowiek demonstruje. Imponujące.
- A byłbyś w stanie – pytam. – zaatakować, gdyby na nas ktoś napadł?
- Nie, – błyskawicznie ripostuje Nowy Człowiek. - bo jestem za mały.
I się jeszcze zastanawia przez sekundę, po czym dodaje:
- A tak właściwie to nie można używać karate, bo to sztuka obronna, a nie ataku.
Czyli sztuka dla sztuki.
