czwartek, 16 maja 2013

2.188

Tekst, który znajdziecie niżej napisałam dla eDziecka. Cały artykuł, choć niecały mój felieton wisi na stronie portalu.


klik



Tło sprawy jest takie, że otóż amerykański macierzyński serwis TODAYMoms.com przeprowadził wśród swoich 7.000 użytkowniczek ankietę dotyczącą poziomu stresu związanego z domową hodowlą nielatów. Zaskakujące wyniki tego badania wykazały, że najbardziej stresogenną liczbą dzieci jest 3. Stąd pytanie Dziecka do mnie o to, czy to prawda czy fałsz.

PRAWDA.

Przy okazji pomyślałam też, żeby pożenić tę sprawę z ostatnią książką od wydawnictwa, która mi została do rozdania. Więc będzie konkurs szowinistyczny, tylko dla rodziców 3+: jak, siostry i bracia w patologii, uważacie?
Czy u Was też trzecie znacząco zmieniło sytuację?
A jak czwarte? I kolejne? Rzeczywiście, z każdym kolejnym dzieckiem stres spada?
Piszcie, proszę, do niedzieli, 19 maja.

A oto moja wersja:




WYNIKI BADAŃ.
  
Wyniki badań amerykańskich naukowców nie pozostawiają wątpliwości. Najbardziej stresogenną liczbą dzieci jest troje.
Trzy.
Trójka.
W skali stresu od 1 do 10 (gdzie 10 to maksimum stresu, a 1 – plaża na Barbados i chłodny drink przez słomkę), zatem w skali od 1 do 10 matki trojga dzieci przeciętnie określają swój stres na 8,5.
Trójka jest dziecięcą masą krytyczną.
Trzy to jeszcze nie jest pełną gębą patologia, ale już więcej dzieci, niż dłoni.
Co frapujące - począwszy od czwartego dziecka stres matek poddanych badaniu sukcesywnie malał, informują amerykańscy naukowcy. Matka czwórki dzieci musi pokaźnie odpuścić, wyjaśniają badacze, pod groźbą utraty rozumu.
Matka, która poważnie odpuściła, mniej się stresuje.
(i proszę, oto gotowy materiał na całkiem do rzeczy doktorat)


Sensacyjne wyniki badań amerykańskich naukowców wpadły do mojej skrzynki pocztowej w poniedziałek rano, kiedy ciężko opadłam na krzesło za zawodowym biurkiem po weekendzie pełnym dziecięcego śmiechu jak dzwoneczki (w trzech tonacjach, słabo zestrojonych), odrabiania zadań domowych z zakresu szkoły podstawowej, prań, kanapek z czekoladą i rozbitych kolan.
Gdyby nie to, że jestem właśnie śmiertelnie poważna, rzekłabym prześmiewczo, że maila z analizą stresu przywitałam łzą wzruszenia w oku. Mam się w końcu za fankę amerykańskich eksperymentów naukowych.
Ale nie starcza mi siły na ironię. Dochodzi północ. Właśnie dobiegłam z zadyszką do końca dziennej listy obowiązków (okrojonej ad hoc, żeby wyciąć chwilę na komputer). Jutro przed siódmą rano budzik mnie wyrwie do nowej.
Mój poziom stresu – subiektywnie: dziewięć. Na granicy paranoi.
Więc mi się zachciało wyć przy lekturze wyników badań amerykańskich naukowców. Literalnie, bez śladu wygłupu. To chyba wystarczający dowód na poziom napięcia.
I nie wiem, czy bardziej mnie cieszy fakt, że przeprowadzono badania, które potwierdzają mój subiektywny ogląd, czy raczej bardziej mnie smuci to, że owszem, przyznaję, poziom stresu mam maksymalny odkąd jest ich troje.
Nie wiem, w co włożyć ręce i w jakiej kolejności.
Nie mam czasu. Nie mam czasu.
Nie ma takiej możliwości, żeby wszystko zrobić.

Ale wróćmy do amerykańskich naukowców.
Matki trojga stresuje bycie zestresowaną. Nadmiar obowiązków w stosunku do liczby godzin w dobie. Brak przestrzeni i czasu, żeby się zaopiekować sobą.

Doprawdy, jest coś jednak przedziwnego w tym, że moje intuicyjne poczucie, że wraz z trzecim dzieckiem zaszła spora zmiana w życiu potwierdzają wyniki badań. Amerykańskich naukowców. Uch.

Urodzenie pierwszego dziecka było rewolucją. Żyłam w amoku. Nie wiedziałam, nie umiałam, nie spałam, a Nowy Człowiek-stoik spokojnie spoglądał na mnie z głębi fotelika samochodowego stojącego na blacie w kuchni i się uśmiechał jak mleczna bułka.
Kiedy się urodziła Erna byłam doktorem habilitowanym macierzyństwa, profesjonalna w każdym calu i przygotowana na sytuacje kryzysowe między rodzeństwem, nawał mleczny (nie nastąpił) oraz ewentualną dysplazję stawów biodrowych.
Doszłam też - po kilku latach bycia matką dwójki - do takiego punktu, że mi się wydawało, że panuję nad rzeczywistością. Że godzę macierzyństwo i pracę zawodową, a kurczący się czas nadrabiałam między pierwszą a drugą w nocy, bez widocznych uszczerbków w przytomności i wyglądzie.
Jakże trzecie dziecko mogłoby coś zmienić w tym sprawnym mechanizmie? Jeden malutki Silny mógł się co najwyżej perfekcyjnie wkomponować w dobrze nastrojony rodzinny parametr. A jednak – zmiana, która nastąpiła od chwili kiedy do nas dołączył była znaczniejsza.

I nie mam takich narzędzi, jak amerykańscy naukowcy, więc żeby dojść do konkluzji mogę bazować wyłącznie na własnym subiektywnym poczuciu.
Że troje dzieci to znacznie więcej dzieci, niż dwoje.
Więcej prania, więcej zabawek na podłodze, o jeden więcej dziecięcy świat do zgłębiania i oswojenia.
I jeszcze interakcje między trójką, których – choćby z matematycznego punktu widzenia - jest wydatnie więcej, niż pomiędzy dwojgiem. Tymczasowe koterie, drobne i grubsze konflikty, przejściowe animozje.
Tres faciunt collegium, jak mawiali Rzymianie.
Troje dzieci to już grupa.
Fantastyczna ekipa, którą … trzeba zarządzać.
Kolejne nitki, których końcówki trzymam w dłoniach. Kolorowy balonik „zadanie domowe z matmy na jutro” obok pastelowego balonu „nie zapomnieć o przebraniu do przedszkola”, a dalej bańka „zapisać Ernę do dermatologa. Pilnie”.
Baloników jest tyle, że mogłyby unieść dom, niczym w Disnejowskim „Odlocie”. Odlot jest zresztą całkiem adekwatnym słowem.
Nie mam czasu. Nie mam czasu. Nie mam przestrzeni, żeby się zastanowić, bo gnam naprzód z obłędem w oku.

Mam też niewyraźne poczucie, że z trzecim dzieckiem w pakiecie dochodzi jeszcze jeden aspekt, niewielka pułapka na matkę wielodzietną. Bonus gratis wciśnięty przez los w kąt trzeciej kołyski, zaklęcie złej wróżki.
Wnyki samoświadomości.

Przy pierwszym dziecku, które – jako rzekłam – jest ze swej istoty rewolucją, więc przy pierwszym dziecku można zniknąć, sama zniknęłam, wiem o czym mówię, rozpłynęłam się w karmieniach, kąpielach, w diecie bezmlecznej i w zachwycie nad cudem życia wcielonym w pierworodnego i w jego pachnące paluszki. Przez jakieś półtora roku nie było mnie w ogóle.
Teraz też mogłoby mnie nie być. Mogłabym się zatracić w napiętym grafiku dnia, w obiadach, śniadaniach, zadaniach, praniach.
Jest tego tyle, że da się w tym zatopić. Zatonąć po uszy.
Ale nie.
Ja wiem, gdzie jestem. Wiem, gdzie leżą moje książki (i nie jest to półka z beletrystką dla absolwentów przedszkola), wiem, że nie od biedy byłoby zapisać się na zumbę. Wiem, że nie mam czasu, żeby się zastanowić nad tym albo nad owym (to akurat może z korzyścią dla zdrowia, bo przynajmniej na własny temat nie konfabuluję).
Wiem, gdzie się kończę i gdzie się zaczynam, skąd i dokąd jestem, czego potrzebuję. Kawy. Wina. Dobrego jedzenia degustowanego niespiesznie. Książki. Od okładki do okładki bez tygodniowych luk.
Tylko że tere-fere, co z tego.

Matki trojga dzieci stresuje brak czasu w dobie na działania niezbędne, stwierdzili amerykańscy naukowcy.
Level stresu: advanced. Bardzo advanced.
Napisałam o tym pięć tysięcy znaków bez spacji i nadal nie mam żadnych wniosków. I nie wiem, nie potrafię uchwycić powodu, dla którego się zgadzam z konkluzjami amerykańskich naukowców.

Bilans czterech lat życia z trójką?
Mam wysokie macierzyńskie kompetencje techniczne. Przewijanie, karmienie, pakowanie na wyjazd, umieszczenie trójki dzieci na tylnym siedzeniu samochodu przychodzi mi mimochodem. Wykształciłam dodatkowych szesnaście par rąk, samozwańcza Kali, pogromczyni demonów, zła i dziecięcych humorów.
Ubyło mi cierpliwości. Zaostrzył się ton głosu.

Mam trójkę fantastycznych klonów i zgadzam się z wynikami badań amerykańskich naukowców.





27 komentarzy:

  1. Do tej pory spotykałam się z opiniami, ze trzecie to jakby przy okazji się wychowuje. I nawet znam parę, która to potwierdzała :
    [ -Mamo, boli paluszek
    - Przejdzie, synku.
    A po tygodniu: Synku, dlaczego Twój paluszek jest taki krzywy?]
    Może sobie poważnie odpuścili o jeden etap wcześniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja koleżanka, która ma trójkę, kiedyś mi sie zwierzyla, ze tak naprawde to ma przestrzeń na 2 i pól dzieciaka.
    Ja cały czas dumam jad trzecim, ale to zdanie mam w tyle głowy ;)
    A tak wogole to swietny tekst!

    OdpowiedzUsuń
  3. MwC: tak, tekst świetny:))) Trochę matki trójki rozumiem, bo wychowywałam już kiedyś jedno dziecko, nie swoje, co mnie uczyniło skutecznie niepłodną na następnych dwadzieścia lat. Przez które wciąż tylko myślałam o tym, jak sobie stworzyć takie warunki, w których z dziećmi nie oszaleję... Teraz mam tą trzecią z dala, głównie telefonicznie - ale wciąż jak mama: tu ciąża, tu matura, tu drugi niemowlak, tu licencjat, kłopoty z chłopakiem, pierwsze zderzenie z rynkiem pracy itd. Nie oszalałam z dziećmi, bo gigantycznie dużo odpuściłam. To poza konkursem oczywiście, pozdr, s.

    OdpowiedzUsuń
  4. zimno drogie, skoro czwarte dziecko tak znacząco redukuje stres, to rekomendacje nasuwają się same :)
    albo przynajmniej mentalnie przenieść się w matkę czworga, postuluję....
    ***
    ale coś w tym jest, bo moja babcia (matka dziesięciorga) też tak twierdziła - od czwartego już było tylko coraz lepiej;
    i jeszcze dwie jej córki, matki pięciorga - dokładniutko tak samo odczuły - i nadal utrzymują, że bycie matką takiej gromadki to sama radość, a dwie kolejne, te co pozostały przy trojgu, jęczą pokątnie, że ni w ząb sióstr swych nie pojmują, bo ich macierzyństwu bliżej do koszmaru... (a różnicy w stopniu upierdliwości kuzynostwa żadnej nie dostrzegam)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny tekst!
    U mnie jest jednak inaczej. Poziom zmęczenia- stanowczo wzrósł bardziej niż o jedno. Ale stresu-wręcz przeciwnie. Ja przy trzecim sobie odpuściłam jak ankietowane przy czwartym. Natomiast dla ludzi istnieje jakaś wielka mentalna bariera- dwoje to norma do której należy dążyć, troje to ojezusmariaażtyle i jaksobiepaniradzi!
    ale góry prania, rozziew problemów od sześciolatki do półtoraroczniaka...to co mnie przytłacza to chyba gigantyczne zmęczenie, po prostu.
    pozdrawiam z przedsionka patologii
    Natalia mama Neli lat6, Julka lat 4,5 oraz Ady lat 1,9.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro dla matek 3+, to tu głosuję:)
      Nawet jeśli większość wielodzietnych ma łatwiej dopiero po trójce, to Natalijka zwróciła uwagę, że jest to indywidualna kwestia odpuszczania sobie nieosiągalnych z braku czasu i sił spraw. I że tę decyzję można podjąć niezależnie od liczby dzieci.
      Odpuszczając, określiłam w każdym obszarze żelazne priorytety (np. u dzieci - żywe, zdrowe i bez większych urazów na psychice). Resztę realizuję w miarę możliwości lub wcale. Kwestia wyboru: choćbym padła, nie mogę mieć wszystkiego, więc coś, czasem dużo, muszę odpuścić.
      W temacie matek 4+... właśnie siostra pokazywała mi paznokcie, które malowała sobie z sąsiadką, matką czwórki dzieci, w tym niemowlaka, w dwupoziomowym lokum. Ta sąsiadka niezmiennie prezentuje na co dzień pełen relaks - posłała w niebyt pracę i zarobki (mąż), sprzątanie (bałagan), gotowanie (placówki) i dostawianie dzieci do placówek (blisko, więc same). Nawet nie wygląda na zmęczoną, nie mówiąc już o stresie...
      Pozdrawiam, sameriane

      Usuń
  6. A moze nie ilosc, a jakosc/rodzaj/gatunek? ;)

    Jedno, konsekwentnie niespiace i ciekawe nawet noca swiata dziecko moze zalatwic ci rok z zycia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Autentycznie się zestrachałam. Jako matka 2,5 - 2 miesiące przed wykluciem trzeciego...

    OdpowiedzUsuń
  8. Autentycznie się zestrachałam jako matka 2,5 - na 2 miesiące przed wykluciem trzeciego...

    OdpowiedzUsuń
  9. Podziwiam i zazdroszczę jednocześnie- ja przy dwojgu małolatów czuję, że mam za mało rąk (szczególnie wtedy, kiedy wszyscy dwoje chcą się przytulić :) Poza konkursem, oczywiście, wielki szacunek dla wielomatek wykraczających ponad dwoje milusińskich. Piszę to jako jedynaczka, zmagająca się z codziennością :)
    Więcej na: http://angela8202.blogspot.com/
    P.S. Ja za trzecie dziecko uważam prowadzoną przeze mnie firmę od ponad 4 lat, a za czwarte szkołę wyższą o kierunku informatycznym więc może dlatego "jakoś" sobie radzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Podobny w tematyce do Ani M., ale żart, znam: co robią rodzice jak dziecko połknie monetę?
    - przy pierwszym dziecku - jadą na pogotowie,
    - przy drugim - czekają aż wydali,
    - przy trzecim - potrącają z kieszonkowego.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  11. ja się do konkursu nie kwalifikuję, bo mam dwoje, ale chciałam tylko napisać, że myśl o trzecim mnie stresuje niemożliwie.

    OdpowiedzUsuń
  12. ja też się nie kwalifikuję, bo drugie w drodze, ale wypowiem się jako najstarsza z trójki
    myślę, że to zależy od różnicy wieku między dziećmi - u nas jest tak że między mną a bratem jest 13 miesięcy różnicy, a między mną a siostrą 11 lat i mama twierdzi, że dopiero przy siostrze poznała uroki macierzyństwa - z nami był ciągły stres, mała różnica wieku, nieustanne kłótnie i bójki praktycznie od początku
    z siostrą spokojne spacerki, ogarnianie domu z jednym dzieckiem, do którego obsługi parktykę już nabyła, my już ponad dziesięcioletni nie potrzebowaliśmy ani takiej uwagi, ani w latach dziewięćdziesiątych nie mieliśmy takiego natłoku zajęć jak dzieci obecnie, do szkoły było blisko, a zajęcia inne organizowaliśmy sobie sami
    de facto siostra jest jedynaczką

    książkę skończyłam czytać wczoraj :D, za trochę ponad tydzień idę do szpitala na cc :D
    pozdrawiam
    arvata

    OdpowiedzUsuń
  13. ja tam nie wiem, jako matka dwojga (jedynie w porywach trojga) nie wyobrażam sobie, jak można przeżyć z trzecim, a czwartym, piatym???... ja bym zwariowała. Z drugim już bardzo odpuściłam, ale i tak czuję się jak w jakimś zwariowanym kołowrocie. Może po prostu za stara jestem? W każdym razie pozdrawiam i chylę czoła :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam dwoje z różnicą wieku 16 miesięcy. Jak tylko jedno zaśnie, myślę, co by było, gdyby tak trzecie:) Taka idea wywołuje u mnie zaledwie lekką nieśmiałość. Pożyjemy, zobaczymy:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Chętnie wezmę udział w konkursie, choć mamą trójki jestem dopiero od 15 m-cy (najstarsza 4,5, srednia-2 lata 8 m-cy) za to całkiem niedawno przeszło mi wrażenie, że jestem w ciąży permanentnej:) A poziom stresu...zgadzam się z naukowcami z usa, choć przypuszczam, że przy większej ilości dzieci byłby jeszcze większy:) Rytm i nudna powtarzalność dnia codziennego to moi sprzymierzeńcy, każde z nich wybicie typu choroby b.częste u nas...robi się nerwowo:))) Mam cudne 3 dziewczyny, marzyłam o 3, ale rzeczywistość, znacznie, przerosła moje najśmielsze wyobrażenia:) Gratuluję świetnego tekstu!
    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo fajnie to napisałaś :)
    Chciałam więcej, ale mi się łono zaczęło rozchodzić, także z całkowitą świadomością poprzestałam na dwójce.
    Dla mnie zawsze najtrudniejsze, najbardziej stresujące było to, co określiłaś jako " o jeden więcej dziecięcy świat do zgłębiania i oswojenia." To przybiera straszliwie w rozmiarze kiedy towarzystwo zaczyna dojrzewać...

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak się liczy trzecią ciążę zakończoną powiciem bliźniąt? Jako podwójny stres - dwójke trzecich dzieci, czy jako stresujące dziecko trzecie i czwarte, przy którym, jak twierdzą amerykanscy naukowcy, matka wyluzowuje? Bardzo jestem ciekawa :).

    OdpowiedzUsuń
  18. Po co "filozofować"? Zgodnie z naturą, zaakceptować i samo będzie się działo :)Chciałam więcej, mam troje. Stres był oczywiście, gdy choroba np. Ale nie ospa wietrzna czy "świnka", bo te oczywiste. Nie rozumiem potrzeby takiego drążenia, badań, dyskusji nad tym :( M3 :)

    OdpowiedzUsuń
  19. A mnie ten tekst i komentarze nieźle ostudził. Mam dwójkę o małej różnicy wieku i się stresowałam, ze nie daję rady a Zimno i inne matki takie dzielne. A tu ufff, też jesteśmy zmęczone, w wiecznym niedoczasie. A najmniej mi we mnie, i czasu mojego dla mnie. Nie przeszkadzało mi to długo, ale po 8 latach zaczyna uwierać okrutnie, bo zdałam sobie sprawę, że się starzeję a tyle spraw zostawiłam na później. Dzieci są przeszkodą do realizacji celów niektórych, albo poniosą koszt tej samorealizacji mamusi, więc trzeciego nie będzie -chociaż bardzo lubię być mamą. Ale niestety dzieci mnie nie odmłodził, dzieci mnie postarzają. W sercu dwudziestka, w metryce trzydziestka, a na twarzy czterdziestka, kondycja pięćdziesięciolatki a emocje sześćdziesięciolatki. Czasem tak bardzo mi ciężko i okazało się, że nie tylko mi... Przepraszam, ale to utwierdza mnie, że nie jestem złą matką tylko człowiekiem... Pozdrawiam KMB

    OdpowiedzUsuń
  20. Swoją drogą, to zdumiewające ile czasu traci się idiotycznie na czytanie i pisanie o braku czasu. Pięć tysięcy słów bez spacji to co najmniej dwa obiady i kilka prac domowych.
    Kozik w garść i do przodu, nie roztkliwiać się w kątku nad sobą, a stres sam minie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli powyższy tekst odbierasz jako taki o braku czasu, to rzeczywiście, Twój zmarnowany czas na czytanie go. A z kozikiem w ręku, przy odkurzaniu przy zmywaniu, pojawia się jeden z gorszych stresów, że oto biega się tylko od jednej do drugiej roboty zanikającej... Pewnie, róbmy wszystko bezmyślnie, mechanicznie, bez głowy, planu, refleksji oraz konsultacji czy korekty, gdy nie działa. I żadnych własnych spraw, bo prace domowe. Gratulacje. s.

      Usuń
  21. no proszę, jakie ciekawe wnioski:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Anonim się niechcący zdradził, jak dużo czasu zajęłoby mu napisanie trzystronicowego tekstu;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Witam. Mam pytanie - czy jest jakis konkretny powod dla kotrego piszesz "amerykanscy naukowcy" z przekasem? Pytanie nie jest nastawione na konfrontacje. Tak sie po prostu sklada ze dobrze znam srodowisko naukowe i amerykanskie instytuty badawcze maja jedne z najwyzszych standardow dot. badan naukowych. Rozumiem ze wedlug Ciebie nie odkryli Ameryki (nomen omen) ale tez nikt przed nimi nie zrobil takich badan w standaryzowany sposob. Dlatego ironia w Twoim wpisie pod katem "amerykanskich naukowcow" mnie zastanawia.

    OdpowiedzUsuń
  24. Hm, mam jedno ale. Jeśli były to badania korelacyjne (sprawdzenie poziomu stresu u matek z różną liczbą dzieci) to wiadomo z nich tylko tyle, że matki trójki dzieci są bardziej zestresowane niż matki czwórki dzieci, ale nie da się określić kierunku tej zależności, tzn. nie wiadomo, czy po urodzeniu czwartego dziecka stres się obniża, czy też matki, które mniej się stresują, częściej decydują się na czwarte dziecko. Aby to sprawdzić, trzeba by było śledzić zmiany poziomu stresu u tych samych kobiet w miarę powiększania się rodziny. Niestety badania longitudinalne są drogie i rzadko się je prowadzi. Także ostrożnie z wnioskami, że czwarte dziecko złagodzi sytuację ;)
    Pozdrawiam, Anna K.

    OdpowiedzUsuń
  25. właśnie tu weszłam od Natalijki, żeby sprawdzić o czym był ten konkurs książkowy :)
    mam trójkę dzieci w idealnym dla siebie odstępie czasu co 3 lata :) sami chłopcy. obecnie 15, 12,9 lat. żyję i z roku na rok mam się coraz lepiej :) zawsze odnosiłam wrażenie, że jak ogarniam 3 to dam sobie radę z większą ilością też. sporo spraw odpuszczałam gradacyjnie (jakieś durne prasowania tego co za chwilę znowu będzie pawiem namaszczone, jakieś wymyślanie menu zgodnego z najwyższymi standardami żywieniowymi, jakieś latanie do lekarza z małym katarkiem itp.)muszę powiedzieć, że w moim macierzyństwie zawierzyłam najbardziej własnemu instynktowi, co nie umniejsza obowiązków ale chyba pozwala patrzeć na siebie wyrozumialej z marginesem na zwykłe człowieczeństwo. heroina to nie ja :)no chyba, że mówimy o narkotycznym wpływie na środowisko ;) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń