sobota, 20 kwietnia 2013

2.180

Czytam Wasze komentarze pod poprzednią notką i wciąż się nie potrafię dostroić do takiej częstotliwości, żeby zrozumieć koncept „nadal cię kocham, ale nie pokazuj mi się w domu z twoją dziewczyną, córko”. Jakimś tropem jest pewnie pierwsze zdanie z cytowanego przeze mnie kawałka wywiadu, teza, że mianowicie preferencje seksualne są kwestią wychowania, budująca doprawdy, wielka wiara w moc edukacji dziecka przykładem domowym. Oczywiście mam nadzieję, że kształtuję moje nielaty tym, co widzą w naszych czterech ścianach, ale już jakiś czas temu straciłam wiarę w magiczną moc rodzicielskiego autorytetu (a mój staż macierzyński jest porównywalny ze stażem Małgorzaty T., więc albo ja jestem słabej wiary, albo ktoś tu szarżuje). No i rzecz jasna nigdy nie miałam takiej idée fixe, żeby kształtować własnym przykładem preferencje seksualne mojej progenitury. W ogóle, to jest znacznie szerszy wniosek – w naszej nieidealnej i najwyraźniej niezrównoważonej familii jesteśmy znacznie mniej, żeby nie powiedzieć, że w ogóle nie sfiksowani na seksualności w porównaniu z. Nie poddaję tego rzecz jasna żadnej krytyce, to tylko opinia, logiczny wniosek z przeczytanych słów – zdumiewa mnie narracja skupiona na analizie kto z kim śpi i jak, i jaki z tego płynie morał.
Dobra. Milknę.

A odnosząc się do skazanych, dilerów narkotykowych oraz mafiosów, których to osobników potencjalnie mogłyby moje dziatki sprowadzić na Wigilię albo na niedzielny obiad. Cóż. Jeżeliby zaczęli, nieletni (albo już letni), handlować haszyszem, amfą albo bronią, wtedy owszem, miałabym to za porażkę wychowawczą (acz nie mam pojęcia, jak by to rzutowało na skład gości przy stole). Widzę rzecz jasna słabości argumentacji, że skłonność do półświatka jest z wychowania w przeciwieństwie do. Amerykańscy naukowcy z całą pewnością zgromadzili liczne dowody na poparcie teorii, że kryminalną skłonność ma się w genach, uha uha. Wtedy oczywiście bingo – ja nie diluję, więc to szereg błędów wychowawczych doprowadziłby do tego, że mi (potencjalnie) upadły anioły. Albo - nie wszystko jest z genów/z domu. Chociaż w sumie byłoby miło mieć taką moc, żeby dać radę wychować dzieci na porządnych ludzi. Dość to pokrętna logika, już się wycofuję.

Chociaż nie, jeszcze jedno – nie, nie ma takich grup ludzi, ani takich cech/preferencji/poglądów/atrybutów, których nie jestem w stanie a priori zaakceptować za własnym stołem. I jeżeli kogoś nie mogłabym, a raczej – nie chciała zaprosić na swoją kanapę albo do kuchni, to tylko dlatego, że dzielą nas osobiste animozje (i musi to być naprawdę gruby kaliber, pokaźne świństwo, a nie jakieś byle co).

Więc NIE POTRAFIĘ SIĘ WCZUĆ.

Ale to oczywiście bez znaczenia.
Każdy pozostanie przy własnych poglądach, a ta lawina słów jest tylko dla zabicia czasu i dla rozproszenia nudy.




Tymczasem najwyraźniej jest wiosna.
Przepędziliśmy nieletnich po pustych ścieżkach parku narodowego (strzelając foty telefonem, bo wycieczka była improwizowaną alternatywą dla jakichś niezbędnych zakupów; zakupy cuchną).
Uwielbiam zdjęcie „wielka latająca żaba traci równowagę”.
I bum.




38 komentarzy:

  1. Nie mogłaś tego ująć lepiej! Dzięki ci za te słowa światłe. Nie skupiajmy się na spaniu. Kto z kim i jak. Z kobietą, facetem, żoną przyjaciela, siostrą, kozą. Tolerancja i akceptacja przede wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
  2. "NIE POTRAFIĘ SIĘ WCZUĆ" święta prawda, generalnie nie potrafisz się wczuć w cokolwiek, co jest inne niż zimne

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze powiedziane :) Ja też nie rozumiem jak można się tak fiksować na seksie i to w kontekście rodziny. To tylko jedna ze składowych życia i wcale nie najważniejsza.

    OdpowiedzUsuń
  4. lepiej mi idzie wczuwanie się w tę drugą stronę.. co by było, gdybym była dziewczyną córki pani Małgorzaty T. Brrr. Gdy usiłuję się wczuć w rolę dilerki czy mafiozicy, to przypływa wrażenie, że na żadną Wigilię bym się nie wybierała..
    a zakupy najmniej śmierdzą w środę, najmniej ludzi w urzędach i sklepach, myślę, że poniedziałek też może być niezły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się: starszego okupiłam w buty właśnie w środę i było super !

      Usuń
  5. lepiej mi idzie z wczuwaniem się w druga stronę ... na przykład dziewczyny córki pani Małgorzaty T. Brr (to znaczy brr na kontakty z panią M.T.). Jeśli wyobrażam sobie, że jestem dilerką albo mafiozicą, to na żadną Wigilię się nie wybieram.
    a zakupy mi mniej śmierdzą w poniedziałek lub środę. mówiła kiedyś pewna urzędniczka, że w środy najmniej ludzi w urzędach...

    OdpowiedzUsuń
  6. Z wychowaniem to jest tak, jak mamy Noblistę to nasza zasługa, wychowania, genów, rodziny a jak mamy Zabijakę to sprawka społeczeństwa, szkoły...

    OdpowiedzUsuń
  7. jestem załamana tą dyskusją, ludzie w XXI wieku uważają homo za chorobę, fanaberię, postawę życiową, styl bycia...MODĘ japiedolę tyle powiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo teatralna, albowiem homoseksualizm jest funkcją czasu i postępu. Co mózg. Nic nie powiem nawet merde nie.

      Usuń
  8. Zgadzam sie z tobą. Takie wpedzanie dziecka w poczucie winy tylko dlatego, ze jest innej orientacji jest raczej chore.

    OdpowiedzUsuń
  9. Intryguje mnie, czy uważasz, że powszechny homoseksualizm w starożytnej Sparcie albo Rzymie uważasz za spowodowany nagłym i dziwnym wysypem homoseksualistów czy też może wychowaniem i normami społecznymi?
    I wspaniale, że normy innych uważasz za "byle co". Bardzo to budujące, buduje ciśnienie zwłaszcza.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zimno, zgłosiłam się uprzednio do głosowania. Jednak ogrom tematyki poruszonej w komentarzach mnie przerósł. I chyba nie tylko mnie. Z większością wypowiedzi się zgadzam ("Nie usprawiedliwiam, nie tłumaczę, też próbuję zrozumieć" - ds), z licznymi poglądami zdecydowanie polemizowałabym. Przyłączam się głosem do prób ogarnięcia tematu przez Goldiego i Goldinę - pomimo wielu istotnych wpadek w ich wypowiedziach. Za upomnienie się o równe prawa dla rodziców i ich dorosłych dzieci do dokonywania własnych wyborów ("Nasze dzieci nie są naszą własnością - my nie jesteśmy niewolnikami naszych dzieci" i "Tak jak nie zamierzam poświęcać dzieci na ołtarzu żadnej mojej idei, tak nie poświęcę też siebie dla idei cudzych"). Za przypomnienie o istnieniu naszych własnych osobistych ograniczeń, uprzedzeń i lęków, które niekiedy (mimo najszczerszych chęci) nie chcą iść w jednej parze z duchem tolerancji ("Akceptacja to coś dużo więcej"). Oraz za sprzeciw wobec równania wszystkich postaw i poglądów - czy G&G paradoksalnie nie zostali ofiarami nietolerancyjnych zwolenników tolerancji?
    Chcę jeszcze powołać się na to, co napisała Joa: "Tylko jak spróbować połączyć miłość do siebie (która też powinna być bezwarunkowa) z poświęceniem dla dziecka?" Do wszystkich wiedzących: Czy matka może wybrać swoje "chcę/nie chcę", jeśli ten jej wybór zderza się i kłóci z opcją "dla dobra dziecka muszę"? Kiedy matka ma a kiedy nie ma prawa do własnych wyborów? Czy priorytet szczęścia i dobra dziecka jest zawsze absolutnie, bezwzględnie nad innymi nadrzędny? Jeśli matki mają w sytuacji konfliktu interesów jakieś prawa, to jakie? Konia z rzędem temu, kto ma jasne wytyczne w tym temacie i się nimi z nami podzieli. Może wreszcie coś mi się objawi, bo mam totalny mętlik.
    O ideach sądzę, że mogą być fałszywymi przewodnikami ("Idea... zaprowadza nas do sytuacji gdy odbieramy szansę drugiemu człowiekowi na korzystanie z jego wolności" - to zapodała AquaJaAqua, na którą zagłosowałabym również, jeśli w konkursie startuje).
    Pozdrawiam, sameriane

    OdpowiedzUsuń
  11. I jeszcze jedno: im więcej tych konkursów u Zimno, tym bardziej ewoluuję. Od wyrażania poglądów do zadawania pytań.
    Wykonałam test Goldiny i niestety mam duży dylemat. Coś tu w tej całej dyskusji o tolerancji jest celowo/nieumyślnie pomijane. Kiedy myślę o lesbijskiej partnerce córki na Wigilii, to jasne, że tak:) Jeśli jednak znajdę się na Wigilii obok pedofila lub wojownika dżihadu, to już nie jest tak prosto. Cytuję wiki: "Pedofilia przez naukowców bywa określana jako orientacja seksualna". Klasyfikowana jest także jako choroba lub zaburzenie. Więc tu odmienna orientacja/choroba a tu odmienna religia. Ten człowiek prawdopodobnie nie miał wpływu na swą seksualną orientację a ten na wyznanie - bo czy w radykalnych islamskich krajach ma się prawo wyboru religii?
    Czyli mam się zdobyć na tolerancję... Dla nich jako osób, czy także dla ich czynów? Czy mogę się ich bać?... Jeden zagraża potencjalnie moim dzieciom, drugi otwarcie głosi, że trzeba mnie, jako innowiercę, zwalczać, gwałcić lub zabijać.
    Niestety, ale w tej sytuacji mocno mnie interesuje, z kim śpi pedofil. I w tej sytuacji nie zdecydowałabym się wprowadzić do swego domu/rodziny kogoś, według kogo poglądów jestem jego wrogiem. A teraz dołóżmy jeszcze - że to partner mojej córki. Albo po całości: mój syn. Co wówczas głoszę, co robię?...
    Wcale nie teoretyzuję, obie sytuacje wzięłam z bliskiego otoczenia, z ostatnich trzech lat. Dotyczyły właśnie Wigilii. Ku rozważeniu polecam wszystkim - sameriane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sameriane,
      ważne pytania. Trudne. Ale trochę mieszają się w nich porządki. Porządek biologiczny z moralnym.
      Jak napisałam w notce niżej, ja homoseksualizm uznaję za jedną z odmian orientacji seksualnych. W ogóle mnie nie wzrusza i nie porusza ;-) Znam mnóstwo osób homo i są oni dokładnie tacy, jak my - heterycy. Czasem fajni, czasem niefajni, ale z moralnością nie ma to nic wspólnego. Orientacja seksualna nie jest tożsama z dobrem lub złem.

      A pedofil albo wojownik dżihadu czyni zło, niszczy innych, rani, zabija, gwałci. I to, czy jest hetero czy homo naprawdę nie ma znaczenia.
      Siądę do stołu z wyznawcą każdej religii, nawet z Terlikowskimi ;-), każdej orientacji, koloru skóry, ale nie z kimś, kto jest złym człowiekiem i świadomie to zło czyni.
      I jedynym wyznacznikiem jest dla mnie krzywda innego człowieka.
      Czy homoseksualiści kogoś krzywdzą? Czyhają w krzakach na nas, porządnych heteryków? Porywają nasze dzieci i przerabiają na marmoladę? Pokładają bomby na maratonach?

      Lęk, że jak się uzna homoseksualizm za normę, to zapanuje relatywizm moralny, w ogóle mnie nie dotyka. Zło lub dobro nie jest związane z tym, z kim sypiam.

      A co jeżeli moje dziecko będzie złe lub zwiąże się z kimś złym? W pierwszym przypadku będzie to bezbrzeżna tragedia (polecam film "Musimy porozmawiać o Kevinie") i wznoszę modły do wielu Bogów (bo mam pokorę, co do faktu, że 100% wpływu nie mam), żeby tak nie było. Robię też wszystko, co w mojej mocy, żeby dać dzieciom narzędzia do odróżniania dobra i zła.
      W drugiej kwestii na pewno bym nie milczała w imię fałszywie pojętej tolerancji. Ale i nie uprawiała fetyszu Wigilii, kiedy jest tak poważny problem.


      Usuń
    2. Miałam już nie pisać, bo wcięło mi już napisanego posta. Ponieważ i tak już dostałam się za "nietolerancyjną zwolenniczkę tolerancji" próbując pokazać błędy w rozumowaniu Goldiny, będę dalej brnęła w tę "nietolerancję".
      Czy - wracając znów do tego samego przykładu - dziewczyna mojej homoseksualnej córki krzywdzi kogokolwiek? (Zakładając, że jest to dobry, wzajemnie wspierający się związek) Czy krzywdzi kogokolwiek poza moim (domniemanej matki) poczuciem, że to nie zgadza się z wyznawaną przeze mnie ideą - religią?
      Przepraszam, ale argument o wolności wyboru religii w radykalnych krajach islamskich mnie rozłożył... Nie dlatego, że go nie ma, dlatego że utożsamienie islamu z czynieniem zła jest wielkim sukcesem amerykańskiej i rosyjskiej propagandy. Czy wszyscy wyznawcy Mohameta rzucają się na innych w samobójczych i morderczych zamachach? Skąd wiesz, jakiego wyznania są ludzie, których mijasz na ulicach? Automatycznie zakładasz, że skoro nie chcę cię gwałcić lub zabijać, to nie mogą być wyznawcami Mahometa? Czy dlatego, że przy wigilii spotkałaś jednego muzułmanina, który cię chciał zgwałcić i zamordować (sądząc po postach wigilia to strasznie rozerotyzowane święto), to wszyscy są tacy sami?
      To zamykanie ludzi w abstrakcyjnych kategoriach jest przerażające - i proszę tego nie rozumieć jako obrony pedofila z twojego postu. Strasznie mnie w tej dyskusji wkurza, że homoseksualizm jest dla większości uczestników tej wymiany myśli, jeśli nie jakimś upośledzeniem to wcieleniem złych skłonności/ zachowań. Potworna hipokryzja: albo pochylmy się z troską albo "tolerancyjnie" rozważmy, czy stanowią oni dla nas zagrożenie.
      joa

      Usuń
    3. Problem w tym, że nie mamy wyjścia, musimy zamykać ludzi w abstrakcyjnych kategoriach kultury, idei, światopoglądu. Nie mamy wyjścia, bo nie tkwimy na wyspach, ale żyjemy razem. Spróbuj funkcjonować wśród ludzi bez zasad. Przy czym określenie krzywdy jest naprawdę wysoce umownie. Co złego jest, powiedzmy, w pluciu w twarz na dzień dobry? Kwestia umowna, bo plucie nie, ale ślinienie ręki tak? Co złego w kochance męża? Czy ten związek krzywdzi kogokolwiek? Poprawia mężowi humor, poza tym kochanka może nam znacznie ułatwić życie domowe, zrobić jakieś zakupy, czy porozwozić dzieci do przedszkola. Kradzież? Skoro konsumpcja jest zła, a złodziej uwalnia cię od nadmiaru rzeczy? Kwestia umowna. Równie dobrze można uświęcić mordowanie, jak potępić homoseksualizm - rzecz polega jedynie na odpowiedniej argumentacji.
      Każde przez nas postawione granice można zakwestionować, tylko kto daje prawo kwestionowania granic pani Terlikowskiej? Dajcie ludziom prawo do przyjmowania we własnej kuchni według ich własnych priorytetów.
      I przestańcie wreszcie mylić grzech z grzesznikiem. Składanie dziecka na ołtarzu - kto to wymyślił w ogóle?

      Usuń
    4. "Składanie dziecka na ołtarzu - kto to wymyślił w ogóle?"
      22:1 Po tych wydarzeniach wystawił Bóg Abrahama na próbę i rzekł do niego: Abrahamie! A on odpowiedział: Otom ja.
      22:2 I rzekł: Weź syna swego, jedynaka swego, Izaaka, którego miłujesz, i udaj się do kraju Moria, i złóż go tam w ofierze całopalnej na jednej z gór, o której ci powiem.
      22:3 Wstał tedy Abraham wczesnym rankiem, osiodłał osła swego i wziął z sobą dwóch ze sług swoich i syna swego Izaaka, a narąbawszy drew na całopalenie, wstał i poszedł na miejsce, o którym mu powiedział Bóg.
      22:4 Trzeciego dnia podniósł Abraham oczy swoje i ujrzał z daleka to miejsce.
      22:5 Wtedy rzekł Abraham do sług swoich: Zostańcie tutaj z osłem, a ja i chłopiec pójdziemy tam, a gdy się pomodlimy, wrócimy do was.
      22:6 Abraham wziął drwa na całopalenie i włożył je na syna swego Izaaka, sam zaś wziął do ręki ogień i nóż i poszli obaj razem.
      22:7 I rzekł Izaak do ojca swego Abrahama tak: Ojcze mój! A ten odpowiedział: Oto jestem, synu mój! I rzekł: Oto ogień i drwa, a gdzie jest jagnię na całopalenie?
      22:8 Abraham odpowiedział: Bóg upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój. I szli obaj razem.
      22:9 A gdy przybyli na miejsce, o którym mu Bóg powiedział, zbudował tam Abraham ołtarz i ułożył drwa. Potem związał syna swego Izaaka i położył go na ołtarzu na drwach.
      22:10 I wyciągnął Abraham swoją rękę, i wziął nóż, aby zabić syna swego.
      Pierwsza księga Mojżeszowa
      A co do początku twojego postu. Wyjście mamy - właśnie dlatego, że żyjemy wśród ludzi, więc zamiast kierować się przed-sądami, powinniśmy obserwować i samodzielnie wyciągać wnioski. Polacy to chamy i złodzieje - taka abstrakcyjna kategoria, która ułatwia ludziom poza granicami naszego małego, spokojnego, rolniczego, katolickiego kraju żyć razem i mieć zasady. Fajnie ci jest jeśli tak cię traktują, poprzez abstrakcyjną kategorię "kultury, idei, światopoglądu"?
      Kultura nie jest żadną abstrakcją, jest sposobem postępowania poprzez jaki realizujemy cele i nakierowane na nie wartości. Plucie w twarz w każdej kulturze uznawane jest za obraźliwe - i to jest w tym złego.
      Przykład z kochanką - jeśli żona wie i jest jej to na rękę (bo kochanka pomoże w domu) a mąż jest zadowolony i wszyscy są szczęśliwi to kogo to krzywdzi? Nikogo! Pozwólmy ludziom układać sobie życie tak jak chcą. Powtarzam: SOBIE, a nie innym. Nie mam nic przeciwko sposobowi kształtowania rodziny, jaki wybrała sobie pani Terlikowska. Problem jest w tym, że druga połowa tego małżeństwa próbuje w sposób bardzo bezwzględny układać życie innym. A homoseksualizm nie jest, w co błędnie wierzy pani T. wynikiem takiego czy innego wychowania, tylko jest sprawą genów. Dziecko homoseksualista nie jest więc "błędem wychowawczym". Mogę wierzyć, że przyciąganie ziemskie nie istnieje i tak wychowywać moje dzieci - co nie zmienia faktu, że jak za mocno wychylą się przez okno to spadną. I to będzie klęska mojego wychowania.
      Wracając do przykładu ze Spartą. Spartanie raczej nie wyginęli z powodu zbyt dużej ilości homoseksualnych mężczyzn, którzy nie byli skłonni płodzić dzieci. Czy ich homoseksualizm był uwarunkowany kulturowo? Może. A może zachowania, które w tamtej kulturze znaczyły coś innego - zaciśnianie męskich więzi potrzebne do zbudowania silnej armii my interpretujemy jedynie w kategoriach seksualnych? A może rzeczywiście taki byłby odsetek homoseksualnych mężczyzn gdyby później nie tłumiła tego kultura?
      joa

      Usuń
    5. Chyba Abraham nie był pierwszy, ale mnie chodziło o patos i nieadekwatność tego sformułowania użytego w sytuacji, kiedy chodzi o komunikowanie dziecku, że nie akceptujemy jego wyborów, które uważamy za złe.
      Stereotypy jakie mają wady, to mniej więcej każdy myślący człowiek wie, jednak postulować o ich zlikwidowanie może tylko ktoś, kto w ogóle nie rozumie ich funkcji. Nie bylibyśmy w stanie przetrwać, gdybyśmy mieli wszystko analizować, obserwować i wyciągać wnioski.
      Doprecyzowując przykład z kochanką - mało jest w sumie żon, które zaprosiłyby kochanki męża do własnego stołu i o te mi chodzi, bo o tych rozmawiamy - o tych nieakceptujących. Poczucie krzywdy tkwi jedynie w żonie, sam związek nikogo nie krzywdzi, wręcz przysparza miłości na świecie. Zatem argumentacja krzywdy, zła i dobra jest wysoce względna.
      Bawi mnie zawsze przekonanie, że coś już wiemy do końca. Zapewniam cię, że mało naprawdę wiemy, z grawitacją włącznie. Nie byłabym więc taka pewna wiedzy na temat tak złożonej sprawy homoseksualizmu.
      Jaki odsetek masz na myśli? 90%? Zachowanie nie tłumione przez kulturę możemy sobie obserwować na naszych braciach mniejszych. Nie jest to chyba wysoki procent zachowań. Spartanie nie wyginęli z powodu homoseksualizmu, albowiem państwo stosownym przepisem nakazywało im współżycie z żonami. I jestem przekonana, że znaczny procent związków homoseksualnych wynika właśnie z przyzwolenia.

      No i wybacz, bardzo mnie ubawiła wizja antycznego Ganimedesa zacieśniającego męskie więzi w armii. :D

      Usuń
    6. To jaka jest funkcja stereotypów? Moim zdaniem przetrwać - jako gatunek możemy tylko wtedy jeśli będziemy wszystko analizować i wyciągać wnioski. Inaczej przestaniemy porozumiewać się ze światem i będziemy tylko ze swoimi stereotypami. A świat pójdzie sobie swoją drogą a my wyginiemy.
      W przykładzie z kochanką trochę rozjeżdża się logika - skoro żona czuje się skrzywdzona zachowaniem męża to znaczy, że sam związek (męża z kochanką) krzywdzi, a miłości na świecie nie jest więcej, bo zamiast niej między mężem a żoną raczej kwitnie niechęć.
      Myślę, że dotychczasowa wiedza na temat grawitacji zupełnie wystarcza do tego, by nie pozwalać dzieciom za bardzo wychylać się przez okno. Nawet jeśli nie jest to wiedza "do końca".
      U jakich braci mniejszym możemy obserwować zachowania "nie tłumione przez kulturę"? U psów? Przecież je też "inkulturujemy" (np. ucząc, że się nie sika w domu).
      Nawet zakładając, że "znaczny procent związków homoseksualnych wynika właśnie z przyzwolenia" to co jest w tym złego? Czy gdybyś otrzymała społeczne przyzwolenie na sypianie z koleżanką to zaraz zaczęłabyś to praktykować?
      Nie mam czego wybaczać, kiedy człowiek się śmieje dotlenia mu się mózg a dzięki temu lepiej i szybciej myśli. Może powinnam więc cię częściej ubawiać? Ku pożytkowi? ;)

      Usuń
  12. Joa, otóż to, otóż to!
    Mamy okropnie krzywdzące kalki w głowach:
    muzułmanin = szaleniec z bombą, homoseksualista = zboczeniec, czarnoskóry = dziki, Rom = złodziej.
    Za to heteryk - katolik = oaza dobroci i szlachetności, wcielenie prawd i cnót wszelkich.

    I tak w to wierzymy, nie myśląc za wiele, nie podważamy, nie poddajemy krytyce. Bo łatwiej, wygodniej, szczególnie tym, co w większości.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wciąż nie mogę się nadziwić reakcji, jaką wywołał wywiad z panią M.T. Przecież ona żyje dokładnie według wskazówek religii, którą wyznaje 90 procent Polaków. Konsekwentnie i spójnie postępuje tak, jak zaleca Kościół. Krytykujecie ją, jej wypowiedzi na temat jej dzieci (ona przecież nie tworzy np. polskiego prawa), a przecież posyłacie dzieci do komunii, wygłaszacie credo ("wierzę w Kościół powszechny") - popraw mnie, Zimno, jeśli to nieprawda - ale resztę już odpuszczacie, na mszę w każdą niedzielę - niekoniecznie, bo są ciekawsze formy spędzania weekendu; antykoncepcja, aborcja, tolerancja wobec mniejszości - o, tu się z kościołem nie zgadzam; rozwód - czasem jest koniecznością życiową itd.
    Mój światopogląd diametralnie różni się od światopoglądu pani M. T. i jest - jak sądzę - w wielu miejscach zbieżny ze światopoglądem np. Zimno. W weekendy wolę oddawać się szeroko rozumianym przyjemnościom na łonie rodziny i przyrody, akceptuję wszelkie mniejszości, stosuję antykoncepcję, jestem za prawem do aborcji przyjętym w krajach cywilizowanych, nie uważam małżeństwa za nierozwiązywalne (choć moje własne trwa już 15 lat). I DLATEGO nie deklaruję, że "wierzę itd.", nie posyłam dzieci na religię, nie wyprawiam komunii. I mam poczucie, że - podobnie jak Pani M. T. - jestem w swoim zachowaniu i poglądach konsekwentna.

    OdpowiedzUsuń
  14. dałaś mi do myślenia, i ja jednak też odmówiłabym zaproszenia tylko ze względu na pokaźny kaliber osobisty. zawiesiłam się wprawdzie przez chwilę na takim np. Kaczyńskim, i osobiście go nie zaproszę, ale gdyby dziecko z nim przyszło, to ok. możemy potem pogadać, co o tym sądzi, ale nie, że z zasady z góry odmawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja tym razem na szybciutko. Na początku chciałam powiedzieć, że właśnie zakupiłam Twoją książkę. Czekam na przesyłkę i zacznę ją czytać. Może uda mi się w majówkę. Choć przy moim Szkrabie będzie to ciężkie. Postaram się. Oczywiście podzielę się opinią :) Stronki z Twoim blogiem nie zamykam, bo moze uda mi się dzisiaj jeszcze go poczyać. Bardzo bym chciała. Poza tym dodałam Cię na swój boczny pasek na www.zachowaj-chwile.blogspot.com więc będę na bieżąco. A na moim innym blogu: www.revi-art-hm.blogspot.com wyróżniłam Twój blog. Więc zapraszam jeśli nie do zabawy to do odwiedzin. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  16. Tu znow Goldina: ale mi sie dostalo:-) Nie bede sie ustosunkowywac do konkretnych wypowiedzi, tylko w postaram sie w paru punktach cos wyjasnic.

    1. Moja wypowiedz nie dotyczyla akcepacji osob homoseksualnych.
    2. Dotyczyla pytania, czy rodzic ma prawo nie akceptowac niktorych wyborow swoich dzieci.
    3. Pisalam opierajac sie na swoim doswiadczeniu - w swoim czasie dokonalam wyboru, ktory nie do konca odpowiadal oczekiwaniom moich rodzicow.
    4. Czy rodzice dali mi to odczuc? TAK
    5. Czy to bolalo? TAK i to bardzo, przez dlugi czas, i nawet ciagle boli. Ale nauczylam sie robic uniki.
    6. Czy mieli prawo tak postapic? Czy ja tak samo postapilam wobec swojego dziecka?
    7. No i tu mam problem - przez dlugi czas mialam do nich pretensje: o to, ze nie sa wstanie zaakceptowac moich wyborow, o to, ze nie bylam w stanie z nimi normalnie rozmawiac, ze rozmowy konczyly sie placzem i awantura, ze uciekalam od wizyt w domu, ze byl taki czas, ze nawet niechetnie dzwonilam. Bolalo mnie to. Dlugi czas obracalam te sprawe w glowie. I po tym czasie zrozumalam pare rzeczy:
    8. Pojawilam sie w zyciu moich rodzicow pozno - oboje byli grubo po trzydziestce, zanim rozpoczelam w miare dorosle zycie, byli po piecdziesiatce, byli juz uformowanymi ludzmi z ogromnym bagazem wlasnych przezyc. Mieli swoj ugruntowany poglad na swiat, po czesci oparty na ich wlasnych bolesnych przezyciach rodzinnych.
    9. Mojego wyboru nie przewidzieli, jakos im to nigdy chyba nie zaswitalo w glowie. Kiedy przed nim staneli, uderzyl w ich jakies czule punkty, na tyle mocno, ze trudno im bylo go zaakceptowac.
    10. Nigdy nie przestali mnie kochac.
    11. Zaczelam sie zastanawiac, co bedzie ze mna i z moim dziecmi. Robienie "eksperymentow myslowych" jest podstawowym narzedziem mojej pracy. Bierze sie jakas znana sytuacje, nastepnie zmnienia sie kolejne parametry i patrzy co z tego wyjdzie. Zastosowalam to do sytuacji, gdy staje przed wyborami moich dzieci.
    12. Odkrylam, ze istnieja takie "czule punkty", ktore, gdy wybor w nie trafi, bedzie mi trudno przyjac. I nie chodzi bynajmniej o sytuacje ekstremalne (diler narkotykow, pedofil, morderca).
    13. Moje przyklady byly troche "od czapy" (Macierewicz i Palikot)
    14. Czule punkty sa z definicji bardzo osobiste. Jesli ktos je ma, to ma je gdzies gleboko i moze nie do konca uswiadomione. Robienie ekperymentow myslowych pomaga je odkryc. Trudno jednak podac konkretne przyklady nieznajomym ludziom w internecie. To raczej temat na rozmowe z bliskimi przyjaciolmi.
    15. Podsumowujac: Jestem w stanie sobie wyobrazic sytuacje, gdy nie moglabym zaakceptowac jakiegos wyboru zyciowego moich dzieci. Gdy to spotkanie na Wigilii byloby problemem.
    16. To, ze nie akceptuje jakiegoś ich konkretnego wyboru nie oznacza, ze nie kocham. Tak jak w przypadku moich rodzicow - ja wiem, ze oni mnie kochaja.

    I to wszystko mialam na mysli, gdy pisalam, ze milosc czasem jest trudna i trzeba sie zmagac z wlasnymi demonami. I ze milosc to nie zawsze sa cukierkowe obrazki z filmow. Nie rozgrzeszylam do konca moich rodzicow, ale dalam im prawo do ich wlasnych odczuc. I tak samo daje sobie prawo do swoich wlasnych odczuc.

    PS. Przyklad zyciowy, ktory akurat mnie tylko czesciowo dotyczy, i tylko czesciowo jest wlasciwym przykladem. Jest to problem akceptacji trzeciej zony jednego z wujow. Ta kobieta jest Bogu ducha winna, bo nie ona byla przyczyna rozpadu poprzednich malzenstw. Problem polega na tym, ze z kazda z poprzednich zon ludzie zdarzyli juz nawiazac emocjonalna wiez i teraz po prostu nie kazdy ma juz sile, aby robic to jeszcze raz. To nie znaczy, ze ja tej pani nie lubie - przy okazji roznych rodzinnych uroczystosci, spotykamy sie i rozmawiamy w miare normalnie. Ale bedac w ich miescie nie zadzwonie i nie zapytam "czy mozna do Was wpasc na herbate?".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, jeśli będzie to zbyt osobiste i bolesne - nie jest moim zamiarem sprawiać ci przykrość, ale czy - mając takie doświadczenia - nie próbujesz usprawiedliwiać rodziców za ich zachowanie, które Cię zabolało (skrzywdziło), twierdząc że sama postąpiła byś podobnie w analogicznej sytuacji?
      Przepraszam, jeśli to za dużo, ale może i taki "eksperyment myślowy" warto wziąć pod uwagę, żeby kolejne pokolenie nie musiało odczuwać bólu.
      joa

      Usuń
    2. To zalezy co masz na mysli piszac "analogiczna sytuacja". Moje czule punkty sa inne niz moich rodzicow. Gdyby moje dziecko znalazlo sie w takiej sytuacji, jak ja, to nie byloby problemu:-) Z gejem, lesbijka tez nie:-)

      Ale jestem w stanie sobie wyobrazic sytuacje, gdyby wybor moich dzieci mnie co najmniej zaniepokoil. Moze i by nie doszlo to jakiegos ekstremum, ale czulabym sie co najmniej nieswojo i z akceptacja mialabym problem. Moze i bym ten problem przewalczyla, moze i zaakceptowala, ale cholera wie... Czlowiek wtedy wie, kiedy sprobuje, a deklaracje typu "nigdy, zawsze" niebezpieczne.

      Usuń
  17. Mama w Centrum i Joa - zgadzam się. Ale pisałam o drugiej stronie medalu, którą większość komentujących omija. Tolerancja nie jest ani prosta, ani klarowna, ani taka czarno-biała. Wybaczcie, że Was zacytuję, ale na czymś muszę się oprzeć.

    "czy homoseksualiści kogoś krzywdzą?" - rozważmy słowo "tak". Czyli tak samo, jak nie-geje, JAK KAŻDA INNA grupa społeczna (np. katolicy, utrwalający u nas uprzywilejowanie swej religii, z krzywdą ateistów i innych wyznań). Dla różnych grup przykłady mogę mnożyć. Wzajemnie na siebie wpływamy, chcący/niechcący depcząc po achillesowych piętach innym. Czy da się o tych konfliktach rozmawiać, nie tworząc zarazem kalek i uprzedzeń?
    "pedofil czyni zło" – dobry przykład stereotypu. Czarno-białe. A odróżniamy orientację seksualną od zachowań? Nie wszyscy ludzie realizują swe seksualne potrzeby. Wspomniany przeze mnie pedofil nie skrzywdził żadnego dziecka. To religijny literalny katolik, moralny i przestrzegający prawa, dlatego nie realizuje się w swej orientacji. Teraz. Zniszczcie mnie, jednak jako matka dopuszczam myśl, że on może w decyzji nie wytrwać lub ją zmienić. Mimo szczerych chęci mam obawy, gdy widzę go z mymi dziećmi.
    "pomieszanie porządku biologicznego z moralnym" - a czyj porządek moralny bierzemy pod uwagę? Zachowania, które dla nas są pedofilią (seks z małoletnim), w największej liczebnie religii są dopuszczalne, niekiedy wręcz naturalne, moralne i usankcjonowane prawnie. W niektórych kulturach uznano, że nikogo nie krzywdzą. Więc jaką względem tej sprawy przyjmiemy postawę?
    "utożsamienie islamu z czynieniem zła jest wielkim sukcesem amerykańskiej i rosyjskiej propagandy" - nie utożsamiam. Wsłuchuję się właśnie w głos muzułmanów. Mają wiele religijnych przykazań, które mi się podobają. Ale niektórzy z nich mówią rzeczy dla mnie groźne i straszne. Jeśli spłaszczymy temat do zarzutów nietolerancji, rozerotyzowanej wigilii i słowa „propaganda”, czy ten problem zniknie? Jestem przeciwna wrzucaniu wszystkich do jednego worka. Islam ma wiele odłamów. Które nakazują religijną tolerancję, które świętą wojnę z innowiercami? Europa się islamizuje, czy to moje „być albo nie być"? Ktoś wie, co tak naprawdę mówi o innych wyznaniach islam jako religia?
    "wojownik dżihadu czyni zło" - w naszym porządku moralnym. W swoim czyni dobro, spełnia wolę Boga. Dżihadzistów jest mniej niż nieradykalnych muzułmanów. Ale łatwo opanowują lub wręcz terroryzują pozostałych współwyznawców na zasadzie "kto nie z nami, ten przeciw Bogu i nam", często obejmując tak przywództwo religijne/polityczne. Przykłady znam, ale to nie miejsce na nie. Kto kieruje i rządzi, przywódcy czy podległe im narody?
    "kalka muzułmanin=szaleniec z bombą" - bardzo szkodliwa kalka. Krzywdzi muzułmanów i jest fałszywa. Bo to nie tylko problem terroryzmu. Czy muzułmanie jako społeczność mają problem z poszanowaniem zasad tolerancji i demokracji? Belgijska Partia Islam dąży do prawa szariatu dla wszystkich bez wyjątków Belgów. Pokojowo, demokratycznie, głosami większości, którą będą tam wkrótce mieli dzięki swej wysokiej dzietności. Chcą szariatem narzucić nie-muzułmanom swój sposób wierzenia, myślenia, ubierania się, zachowania. Jak się odnieść do ludzi, którzy wspierają takie dążenia? Czy muzułmanów i innych, którzy na tę partię zagłosowali, obejmiemy czy nie obejmiemy słowami "współtworzą/czynią zło"?
    "powinniśmy obserwować i samodzielnie wyciągać wnioski" - nie wszystko widać. Jestem też za rozmową. Waham się nad wnioskami. Na żadne z zadanych Wam wyżej pytań nie znam jednoznacznych odpowiedzi. I kwestia kluczowa: Czy mówiąc o swych obawach dotyczących innych grup społecznych czynię im zło i dyskryminuję?
    Pozdrawiam, sameriane – akceptująca całym sercem inne rasy i homoseksualizm katoliczka, natomiast tolerancyjna wobec innych niż własne narodowości i wyznań, w tym literalnego jak u MT katolicyzmu (zgodnie z definicją tolerancji nie rozumiem i nie akceptuję ich odmiennych od moich poglądów, ale je szanuję)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam już siedzieć cicho, ale jednak nie wytrzymałam i do kilku spraw czuję, iż muszę się odnieść.
      ""czy homoseksualiści kogoś krzywdzą?" - rozważmy słowo "tak". Czyli tak samo, jak nie-geje, JAK KAŻDA INNA grupa społeczna (np. katolicy, utrwalający u nas uprzywilejowanie swej religii, z krzywdą ateistów i innych wyznań). Dla różnych grup przykłady mogę mnożyć. Wzajemnie na siebie wpływamy, chcący/niechcący depcząc po achillesowych piętach innym. Czy da się o tych konfliktach rozmawiać, nie tworząc zarazem kalek i uprzedzeń?" - przechodząc na taki stopień uogólnienia jak tu zaprezentowany (czym krzywdzą?, w jaki sposób? - to są konkretne pytania, jakie trzeba by zadać), dochodzimy do jedynego logicznego wniosku "inni to piekło". Tylko co z tego wynika? Nie krzywdzi nas żadna "grupa społeczna" - krzywdzić nas może konkretny człowiek, którego co najwyżej możemy wiązać z jakąś grupą. Czy jeśli skrzywdził cię homoseksualista-kierowca, to czy oznacza to, że kierowcy krzywdzą? Nie - to sylogizm logiczny.
      "Jeśli spłaszczymy temat do zarzutów nietolerancji, rozerotyzowanej wigilii i słowa „propaganda”, czy ten problem zniknie?" To nie spłaszczanie, to ironia. Problemy od niej nie znikają, ale można na nie inaczej spojrzeć.
      "dżihad" nie oznacza walki, oznacza własną drogę. Czy jedna partia w Belgii to wszyscy muzułmanie? Czy z powodu polityki w Belgii mam się zacząć bać mojego sąsiada, który jest miłym człowiekiem, nic mi nie robi i nie zamierza wprowadzać szariatu? Ale na pewno może, bo wiadomo jacy ci muzułmanie są... (to znów ironia).
      "Ale łatwo opanowują lub wręcz terroryzują pozostałych współwyznawców na zasadzie "kto nie z nami, ten przeciw Bogu i nam", często obejmując tak przywództwo religijne/polityczne." Równie dobrze zdanie to może dotyczyć katolików w tym kraju. I to mi obecnie bardziej doskwiera niż islamiści w Belgii z ich potencjałem na przejęcie władzy. Czy to oznacza, że - skoro zdeklarowałaś się jako katoliczka - mam od razu zacząć Ciebie - konkretnego człowieka traktować jako zagrożenie dla mojej wolności i zacząć się zastanawiać czy mam Cię boleściwie tolerować, czy jednak mogę zaakceptować?
      Cały czas tylko o to mi chodzi - byśmy w imię jakiś "grup społecznych", które zamieniają konkretnego człowieka w pewien "typ idealny", nie zajmowali się krzywdzeniem konkretnych ludzi. Byśmy sobie zadali trud poznania kim oni (ci konkretni ludzie) są, a nie reagowali poprzez hasła: homoseksualista, muzułmanin, żyd.
      joa

      Usuń
    2. joa, chętnie mailowo odpowiem - mój nick na gmailu, pozdrawiam;) s.

      Usuń
  18. Ps. Czy wiemy, co oznacza termin tolerancja? Pochodzi od łac. czasownika tolerare – „wytrzymywać”, „znosić”, „przecierpieć". Kilka z jej różnych znaczeń za wiki:
    1: "Otwarte, obiektywne i szanujące podejście wobec wszelkich postaw i cech drugiego człowieka, które można uznać za obce czy inne od własnych"
    2. "Nie oznacza akceptacji czyjegoś zachowania czy poglądów. Wręcz przeciwnie, tolerancja to poszanowanie czyichś zachowań lub poglądów, mimo że nam się one nie podobają"
    3. "W praktyce „tolerancja” wskazuje na poparcie dla postaw, które są przeciwne dyskryminacji etnicznej, rasowej czy religijnej"

    Ktoś jest nimi zaskoczony?
    Goldie i Goldina. Szacunek. Próbowaliście, choć niedoskonałymi sposobami, odróżnić tolerancję od akceptacji i poszliście krok dalej, usiłując wczuć się i zrozumieć cudze, obce Wam uprzedzenia, postawy, obawy i postępowanie. Dodam od siebie, że NAJŁATWIEJ SIĘ AKCEPTUJE/TOLERUJE TO, CO NAM NIE ZAGRAŻA.
    Zimno, wybacz, wybacz mi, proszę!... Gdy moje białoskóre, chrześcijańskie blondynki dorosną, mocno prawdopodobne, że będą w islamskiej UE mniejszością zagrożoną zwalczaniem. Poza ich życiem i zdrowiem to jest moja największa macierzyńska troska. Pozdrawiam, s.

    OdpowiedzUsuń
  19. Tu znow Goldina: Napisalam dlugi komentarz, ktory mi chyba wcielo, bo nie bylam zalogowana na koncie google i nie pojawil sie zwyczajowy komunikat o prezentacji po akceptacji. No wiec nie wiem. Na wszelki wypadek pisze jeszcze raz, tylko krocej.

    Moj wpis pod poprzednia notka nie dotyczyl kwestii homoseksualizmu, a problemu akceptacji przez rodzicow wyborow swoich dzieci.
    Sama bylam w takiej sytuacji (braku akceptacji rodzicow dla mojego wyboru).
    Trudno mi bylo podac konkretne przyklady, bo jesli juz do takiego konfliktu interesow dochodzi, to musi on uderzac w czule punkty danej osoby. Kazdy/kazda z nas ma takie punkty inne. Stad przyklady, ktore podalam byly troche "od czapy".
    Na koniec przyszedl mi do glowy jeden przyklad zyciowy: trzecia zona wujka.

    Gdyby moje dziecko bylo w takiej sytuacji, tzn. rozwiodlo sie dwa razy, to moglabym miec problem z akceptacja trzeciego partnera/partnerki - nawet, gdyby ta osoba NIE BYLA zamieszana w rozpad poprzednich zwiazkow. Sam fakt rozwodu (dla jednych akceptowalny, dla innych nie) to jedno, ale chodzi mi tez o emocjonalny zwiazek z poprzednimi partnerami. Plus ewentualne dzieci i ich odczucia.

    To sa skomplikowane sprawy, ktore nie daja sie objac jednym algorytmem dzialania. Wszystko zalezy od tysiaca konkretnych parametrow. Nie jestem w stanie jednak zlozyc deklaracji "zaakceptuje kazdy wybor dzieci".

    OdpowiedzUsuń
  20. Tak dla rozluznienia atmosfery: Trzecia żona wujka, gej, islamista, szalony katolik to nic, w porównaniu z akceptacja bytnosci mojej teściowej przy moim stole ;)
    Ta kobieta to dopiero wyzwanie dla tolerancji, nie tylko mojej, stereotyp wrednej teściowej zreazlizowany w życiu w całej rozciągłości.
    Ale racje masz Glodina: każdy ma jakieś swoje czule punkty i kiedy one sie ujawniają, sprawy sie komplikują.

    OdpowiedzUsuń
  21. To może z punktu widzenia dziecka. Jestem lesbijką i moja mama "kocha mnie jak dotąd, ale nie chce widzieć mojej partnerki na Wigilii", przy czym jedyną wadą mojej partnerki w oczach mojej mamy jest fakt, że nie jest mężczyzną. Jeśli więc na świątecznym (i każdym innym) spotkaniu rodzinnym nie mogę pojawić się z moją dziewczyną (od wielu lat tą samą, z którą ułożyłam sobie dorosłe życie, z którą tworzę rodzinę) oraz muszę odgrywać rolę singielki to zapytajcie mnie - jak wiele dla mnie znaczy ta matczyna miłość "jak dotąd" i jak bardzo w nią wierzę.

    OdpowiedzUsuń
  22. jakkolwiek trudno mi się zgodzić z tezami głoszonymi przez p.Terlikowską to jednak tu nie mogę się zgodzić z interpretacją jej słów na temat wychowania i ewentualnego homoseksualizmu jej córki - przecież nie o to w tym tekście chodziło, że "preferencje seksualne są kwestią wychowania" tylko o to, że jej dzieci są wychowane wg zasady, że nie tworzy się związku z osobą tej samej płci - zatem Terlikowska mówi, że zaakceptuje homoseksualizm córki, natomiast uważa, że ta powinna życie pędzić w samotności w takiej sytuacji, zatem porażką wychowawczą będzie, gdy córka sprzeciwi się tej zasadzie i stworzy związek partnerski. słowa nie ma o tym, że Terlikowska miałaby zamiar "wychowywać" preferencje seksualne swoich dzieci.
    pzdr, joasia

    OdpowiedzUsuń