Cóż. Konsumpcja to zło w wydestylowanej postaci (kontynuując wątek C.H.)
i nas wiedzie ku zagładzie.
A z pewnością – ku stracie czasu (którego tak mało, tak mało).
Pod budynkiem, w którym pracuję trwają ekshumacje (trwają też prace drogowe na
tak szeroką skalę, że komplikują dojazd do i wyjazd z budynku, których do tej pory, do
grudnia powiedzmy, nie uwzględniałam w harmonogramie dnia, teraz natomiast roboty
inżynieryjne są tu prowadzone z takim rozmachem, że na dojazd i wyjazd z budynku muszę
mieć codziennie dodatkowy kwadrans w scenariuszu zbierania nielatów z
mapy Miasta).
Ale same prace drogowe to pestka. Na wyobraźnię działają ekshumacje.
W miejscu, przez które przed remontem przejeżdżał tramwaj i matki z wózkami i
przechodziły staruszki z siatami i studenci licznych uniwersytetów i zwolennicy
mocnych, parkowych wrażeń, pod metrową warstwą ziemi spoczywała, jak się okazuje,
liczna kompania.
Człowiek w metalowej trumnie. Trumna, mimo upływu z górą stu lat wychynęła na
powierzchnię niemal nienaruszona, srebrzysta, błyszcząca, zdobna i pękata.
Skostniali na wieki właściciele dwóch szkieletów, harmonijnie zastygli w śmierci, głowami
na zachód, kilka pięter w dół i po drugiej stronie korytarza, patrząc od biurka, przy którym przerzucam pliki z lewa na prawo. Archeolożka starannie czyściła
dzisiaj ich szczątki miotełką i wsuwała je – sztuka po sztuce – do plastikowych
sakw.
Bliżej nieokreślona liczba dzieci ze zbiorowego grobu pod przystankiem.
I to wszystko tu, na wychylenie głowy przez okno biurowca, pod krzywo ułożonym
brukiem bocznej ulicy.
Jakie to w sumie nieprzerażające. Byliśmy, jesteśmy. I nawet nie mam żadnych
tandetnych konkluzji o konieczności, na przykład, korzystania z darowanego
czasu.
Korzystam jak potrafię i amen, ale i tak mnie coś zatrzymuje przy oknie, żeby się
z przyjemnością podglądaczki wgapiać w pożółkłe szkielety z rozkopanych
kwater. Jest w tych kościach, które cały czas tu były, a teraz się przeprowadzają
coś przyciągającego i jest w patrzeniu na nie jakaś nieczysta ciekawość. Jakieś
podszyte grozą zainteresowanie.
Że ja też kiedyś tak? Eee. Nierealne.
Pla. Pla. Pla.
Może być nierealne, albowiem gdybyś się poddała kremacji (nie mylić z nakremowaniem), to wtedy nikt ci miotełką nie będzie omiatał przed cudzym biurkiem.
OdpowiedzUsuńNierealne, choć mnie czasem chwyta za gardło i dusi aż do utraty tchu. Nie myśleć, staram się nie myśleć...
OdpowiedzUsuńPrzystanek przy oknie mocno się przydał, myślę.
OdpowiedzUsuńtak tak tak.
OdpowiedzUsuńI dlatego czasu tak mało, tak mało...
I zapomniałam napisać - dziękuję Ci Zimno za te kilka przedświątecznych postów z Silnym w roli głównej. Podziękowania też będą u mnie.
OdpowiedzUsuńTemat konsumpcyjnego podejścia do obuwia młodych mam przed sobą. Ale czas nagli, bo Ciepło idzie ;)
Pozdrawiam :)
Chyba z "włajerystyczną przyjemnością" (nie Ty się pokazujesz)? dla mnie nienormalne jest powszechne w tym kraju, ciągłe odkopywanie kogoś.
OdpowiedzUsuńTradycja zakopywania, a później odkopywanie, sprawdzanie i przenoszenie.
Nie znamy tego rodzaju niebycia. Tych, którzy tak minęli rodzinie, aż i ona minęła. To więcej niż śmierć, to archeologia, odsłonięta po wiekach zupełnie zakończona warstwa czasu.
OdpowiedzUsuńI jak ogromnie zaskoczyło mnie to okno z widokiem na ekshumację, tak zupełnie nie dziwi mnie wpatrywanie się w pożółkłe szkielety.
Nie znamy tego rodzaju braku ciągłości, nie uważasz?