wtorek, 10 maja 2011

1.986

Sobotnie śniadaniowe kanapki jem z „Listami do redakcji” WO, należę do tego nieformalnego stowarzyszenia, którego członkowie (-inie?) odruchowo pielęgnują weekendowy rytuał lektury cudzej korespondencji do posiłku.

List pana W.R. o gładkiej skórze jego żony mnie zniesmaczył. Jajeczko wręcz mi podeszło.
Do gardła.
Przełknęłam, przeczytałam list jeszcze raz i zalała mnie krew.
Oczywiście przede wszystkim dlatego, że mogłabym być córką pani R. a nie mam skóry na nogach i wszędzie gładkiej i napiętej.
Ale zaraz też zrobiło mi się żal biednej pani R., która odejdzie do edenu szczupła, gładka i bez cellulitu nie zaznawszy rozkoszy codziennej szarlotki. Ani tłustych francuskich rogalików. Ani drożdżówek ze słodziutkim białym serem i z rodzynkami, z kandyzowaną skórką pomarańczową (nomen omen) i z kruszonką i z …
A następnie znowu zalała mnie krew, że kobieta o charakterze z żelaza i o wzorcowej silnej woli trafiła na takiego idiotę do wspólnego życia, jak pan W.R.

Jego prosta jak trzcina żona w obcisłych dżinsach jest dla niego tylko mięsem.
To żałosne, tak – żałosne, wcale nie rozkoszne ani nie wdzięczne, tylko po prostu żałosne, że jedynym i wyłącznym powodem zachwytu nad kobietą jest rzeczonej kształtny tyłek.
I wygląd małolaty. I umiejętność wyrzeczenia się tego i owego na ołtarzu urody. Niegasnącej, jak mniemam. Co jest bzdurą samo przez się.
Żeby było jasne – podziwiam i cenię, że panu W.R. w wieku, jak sądzę, również późno emerytalnym nadal się chce, że tak to ujmę, spoglądać na żonę, jak na materiał.
Bezgranicznie mnie natomiast irytuje pean na cześć kobiety, w którym sławi się tylko jej ciało. Gładkość, miękkość, wypukłość i wklęsłość.
Umiejętność rezygnacji z jedzenia po to, żeby nie przytyć.
Anoreksję, puder i fitness. Marność, panie W.R.
Rozsądek nie idzie w parze, niestety, z wiekiem.


Niezły jest też koncept, przyznaję, przeciwstawienia żony-mistrzyni ascezy całej tej budzącej politowanie, trzęsącej się, galaretowatej, pomarszczonej, otyłej kobiecej reszcie.
Gruba kobieta z cellulitem jako synonim bezwartościowego bytu. Błyskotliwa teza, łebska konkluzja.

Poza tym i na koniec jestem ciekawa, jak wygląda pan W.R. i jak się prezentuje na tle swoich rówieśników, mężczyzn hiszpańskich, bogów greckich oraz z czego dla zachowania urody rezygnuje przy okazji codziennych posiłków.



Na tym seans codziennej irytacji zakończyłam z wściekłością.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz