czwartek, 8 grudnia 2011

2.032

Po południu gnieździmy się w kuchni.
Erna wycina i skleja i zapełnia grafikami kolejne skrawki.
Silny gna na trójkołowcu, Nowy Człowiek snuje się to tu, to tam.
Obiad w toku, mrok za oknem. Pierwszy-śnieg-dziś-pada.

Chwila dekoncentracji, na moment się zawieszam między zaokienną zgęstniałą szarówką a reminiscencjami dnia [Nowy Człowiek mimochodem zadaje pytanie: mamo, a kto to jest pedofil? Ktoś, kto bardzo krzywdzi dzieci i sprawia mu to radość, odpowiadam], w roztargnieniu nie zwracam uwagi na garnek z parującymi pyzami i --- fuuu! Zamiast pyz na główne jest smrodliwa żenada.
Przytomnie leję strumień wody w skwierczącą, czarną skorupę z dna.
- Mamo, - pyta Erna. Uśmiecha się ładnie. – A gdy ja będę mamą, też mi się będzie garnek przypalał?
W kuchni cuchnie z przytupem, zaimponowałam nielatom.
- A laczego? – zastanawia się Silny, dziś-uroczy-marcepanik.
Nowy Człowiek nadciąga z kwestią, kim jest żul, a czym żubrówka, czy tym samym, co piwo żubr, z grubsza mu znane z reklamy. Moją matkopedię dopada wątpliwość, czy aby na pewno optymalnie objaśniam. Przy czym wiem, że nielaty nie oczekują reasumpcji z moich wątpliwości, nadal chcą – i to wszyscy – wizji świata.

Cóż, alkohol i pedofilia, o tym się już rozmawia, a przecież między czasem, kiedy Nowy Człowiek indagował dobrodusznie „laczego” a teraz minął nie więcej, niż kwadrans.

Wizja świata.
Zaraz mi ją storpedują.
Nie wypada im sprzedawać dyrdymałów.



… Z wiarą natomiast w Świętego Mikołaja było tak.
Któregoś dnia Nowy Człowiek wykrzyczał w gniewie, że już nie wierzy w te bajki. Więcej, spytał wprost, gdzie chowam dary od Mikołaja i czy na przykład – o buacha cha cha – w garażu, czy też być może w szafach [a jeśli tak, to w których, chętnie sprawdzi].

Odpowiedziałam mu swoją wersją – nie jest logicznie spójna, jak to wiara – że obojętnie, co sądzi o ewentualnym przybywaniu tu brodatego starca z zaprzęgiem reniferów, to i tak ludźmi robiącymi sobie niespodzianki 6 grudnia kieruje duch Świętego Mikołaja, filantropa sprzed wieków. A kto nie wierzy, niech nie liczy na podarki.

Nowy Człowiek westchnął, sapnął, poddał milczącej ocenie dostępne dane. Mam niejasne przeczucie, że nadal mu trzeba magii.

Bez szemrania obrał, jak co roku, marchew. Ustawił but w korytarzu.

Święty się spisał. Nadspodziewanie dobrze znał oczekiwania nielatów.



Dlatego teraz Erna kompulsywnie uruchamia małą, plastikową fokę z marzeń, z funkcją pomykania. Foka tup-tup-tup, człapie wzdłuż brzegu stołu. Traci przyczepność, spada.
- Mamo, a Erna się uzależniła od tej foki! – wykrzywia się Starszy Brat.
Temat uzależnień też dyskutowaliśmy, w kontekście gadżetu z klawiaturą, kieszenią na gry i ekranem.
- A co to znaczy zależniła? – pyta Erna.
- Że w kółko o niej myślisz – wyjaśnia samozwańczy Kotański. - i ciągle chcesz się nią bawić.
- Nie tak w kółko, - Erna zreanimowała fokę, zabawka znów mknie ochoczo - tylko taką pjostą linią …
Na końcu prostej linii jest ściana, foka się zderza z murem z impetem, przewraca.
Bezradnie macha płetwami.




20 komentarzy:

  1. swoja wersja brzmi wystarczająco magicznie żebym i ja w nią wierzyła / basia

    OdpowiedzUsuń
  2. => basia: ujmując rzecz najogólniej, nie ma - zdaje się - cudów bez wiary ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. u nas podobna wersja: kto nie wierzy - nie dostaje. To chyba jedyna możliwość, żeby starsze nie zbałamuciły młodszych.
    U nas był kryzys wiary w wróżkę zębuszkę, co mogło Zuzce zepsuć przyjemność z pierwszego kiwającego się zębą, więc raz zębuszka nie przyniosłą piątaka i nagle wiara/pozór wiary powróciła...

    OdpowiedzUsuń
  4. a można prosić o zdjęcie foki, którą się bawi po prostu, a nie w kółko?

    OdpowiedzUsuń
  5. => drobneprzyjemnosci: u nas zębuszką otwarcie jestem ja. a i tak panuje radosne podniecenie wizją daru


    ;))))
    dostarczę fokę, ok.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakie to wymowne... W życiu chyba też nader często wszelkie próby prostolinijnego dążenia w końcu spotykają się z murem... I potem pozostaje tylko bezradne machanie płetwami.
    żona męża

    OdpowiedzUsuń
  7. Też chciałabym mieć tak logicznie spójne wersje. ale najczęściej ginę w chaosie niegłupich i niespodziewanych zapytań :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Marchew dla renifera, u mnie też:)

    OdpowiedzUsuń
  9. To ostatnie zdanie to z poradnika "Nauka pisania w tydzień"? Niezwykle śmieszne w zderzeniu z treścią.
    Zimno zapulsowała klawiszami.
    Gorąco zatrzepotała rzęsami.
    Dobre, dobre, literackie wręcz.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurde, jaki dramatyzm na końcu, normalnie Dostojewski od siedmiu uchatek.

    OdpowiedzUsuń
  11. => żona męża: :))))))


    => J: no wiesz, moje też nie zbyt spójne, niestety …


    => baa: http://zimnoblog.blogspot.com/2010/12/1940.html tak, jak pisze => Anonimowy spod Ciebie – dla renifera ;)


    => Baba: po prostej, po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  14. no i standard, dla córki foka na baterie, dla syna lego.

    podział jakże feministyczny.

    hahah.

    |<.

    OdpowiedzUsuń
  15. Fajny jest Nowy Czlowiek. Moze mu pod choinke Swiety Mikolaj przyniesie leksykon?

    OdpowiedzUsuń
  16. Co dzieci chciały, to dostały; prezenty były zgodnie z "oczekiwaniami nielatów". Niby co, dzieci miałyby swe chęci dostosowywać do światopoglądu matki? Czy też matka miałaby ich Mikołajowe prezenty wybierać zgodnie z odgórnym ideologicznym kluczem?
    W temacie - kiedy mnie duuużo młodsza siostra pytała, jak to jest z tym Mikołajem, powiedziałam swoją prawdę. Że to ludzie dają sobie prezenty i taka jest tradycja, natomiast w niczym to istnieniu świętego Mikołaja nie przeszkadza. Że ja w Niego naprawdę wierzę, że gdzieś tam istnieje i nam pomaga. Raz w roku piszę do niego list - ostatnio prosiłam Go o zdrowie i miłość dla mojej rodziny oraz zdrowie dla czyjegoś chorego dziecka.
    Wciąż potrzebuję w życiu magii;)) - dziecięcą wiarę przemodelowałam nieco i przeniosłam w realia dorosłego świata. Działa:))
    A tak poza tym: bardzo mi się spodobał ten Wasz patent: "kto nie wierzy, nie dostaje prezentów". Świetne rozwiązanie!

    OdpowiedzUsuń
  17. Anonimowy z 22:15:

    Mam wrazenie, ze wychowanie dalekie jest od prawienia dzieciom, co jest ok, a co nie. Chodzi o zycie tym, co jest ok i niezycie tym, co ok nie jest.

    Gdyby te dzieci wychowywaly sie w domu, w ktorym feminizm, czy rownouprawnienie bylyby standardem, ktorym i rodzice i one zylyby, to corka nie fruwalaby w krainie naiwnosci wylacznie w rozowych rajstopkach i spodniczkach, a synowie nie kreowani byliby na genialnych samcow alfa...

    OdpowiedzUsuń