sobota, 26 lutego 2011

1.963

Jest takie miejsce na drodze między domem a przedszkolem, park pokryty zszarzałym śniegiem, w którym, kiedy je mijamy co rano, Erna z precyzją zegarmistrza pyta:- Mama, a gdzie żyją wenże?
- Pod liśćmi,
- mówię. – w jamkach, w grotach, w …Erna nie czeka, aż dokończę listę. Zaczyna chrząkać, kwiczeć, popiskiwać, imituje głosy zwierząt a ja mam zgadywać, czyje.
-
A skłik-skłik co jobi?
- Nie mam pojęcia.
Erna wydycha ze świstem powietrze.
- Przecież to jest dejfin słodkowodny!
Fakt, prościusieńkie.
- Fuuuj! – Erna się wykrzywia z obrzydzeniem. – Masz pjame!
Już parkujemy pod przedszkolem, już się spóźniłyśmy. Gdzie ta plama? Na kurtce? Na szalu? Na torebce?
- Na szybie gójnej, - wzdycha Erna. – ptaka kupe.
Uf.
- A ptaki jobią siku?
Nie.
To jest nieprzemijający motyw – topos wydalania i trawienia.
- Mama, - Erna się bez pośpiechu gramoli z fotelika, zgarnia rozrzucone rękawiczki. – a jak się zdejmie z góji ptaka kupe, to bendzie w śjodku siku?


-----------------------------------------------------------------------------


Lubię kontestować upływ czasu [przecież to niemożliwe, żeby mi w takim tempie wyciekał], ale fakty są bezlitosne - Erna przeszła i z powodzeniem zakończyła rekrutację do podstawówki. Ahoj, podwójnie szkolny wrześniu.
[Różowa wieża Montessori rosła pod palcami Erny z nad-prędkością. Erna zrezygnowała z opcji „tłumaczenie, o co chodzi w zdaniu”.
- Sama wiem, - rzuciła. – to pjościzna.
I ostatecznie się wspięła na krzesełko, żeby dołożyć kilka ostatnich elementów, bo kompletna konstrukcja na stole okazała się znacznie wyższa od budowniczej.
O, gwiazdo zaranna, zeszła na mnie duma macierz-yńska.]


-----------------------------------------------------------------------------


- Mama, - Erna łypnęła spod wełnianej fałdy beretu. –
a ja, jak bende duża to bende kombojką.
- Mhm
. – mruknęłam.
- A komboje nadal są potrzebni? – spytała zaaferowana Erna.
Jest z pragmatycznego pokolenia.
Potwierdziłam:
-
Pewnie.
- A do czego?
– zainteresowała się Erna.
- Do pasienia krów. – odrzekłam.
- A fuuuj! – zmarszczyła się Erna.
Pomilczała przez chwilę. Przepuściłam ją przodem do samochodu, uchyliłam drzwi. Erna rzuciła mi chmurne spojrzenie.
- Wygjondam tejas jak stjaszny spajdejmen? – spytała.
- Pewnie. – upewniłam ją żarliwie. – Jak odrażający, dziki i agresywny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz