nieoczekiwany pożytek z pisania bloga – pod notką niżej o głośnym nowoczłowieczym słyszeniu jedna z czytelniczek napisała: głośniejsze słyszenie jest objawem wciągniętej trąbki słuchowej, przy zatkanym nosie organizm resorbuje tlen z przewodu słuchowego i tworzy się podciśnienie plus mikroklimat do wylęgu beztlenowców (stan zapalny) mucofluid i dmuchanie nosa pomoże :) zdrowia! u nas też szpital :)
po pierwsze – dzięki za poradę! zarejestrowałam, utrwaliłam ;)
po drugie – to była pouczająca lekcja, że warto czasami zaufać dziecku, a nie własnym intuicjom laika.
-------------------------------------------------
- Mama, - Nowy Człowiek się schyla nad kolorowanką, pokrywa gęstą siatką kresek sanie Białej Czarownicy i wygiętą sylwetkę Edmunda. – mama, a ja mam objawy ... – Nowy Człowiek zastyga z uniesioną kredką nad kserem książkowej ryciny. – Mam objawy ... – znowu pauzuje. - Wiesz, że jest coś takiego.
Jesteśmy chwilowo cali w Narnii, wszyscy oczarowani magią świata po drugiej stronie szafy (aż wstyd przyznać, że ja dopiero teraz). Czytamy powieść, Nowy Człowiek gra w Narnię na komputerze, nawet Silny się wciągnął i uważnie słucha długich, niełatwych rozdziałów.
- Czego masz objawy? – pytam.
- Objawy. – powtarza Nowy Człowiek. – Różnych rzeczy.
- Konkretnie? – drążę. – Objawy ospy? Świnki? Różyczki? Objawy kataru? Objawy przemęczenia?
Nowy Człowiek, pożałowania godna ofiara matczynego niezrozumienia nadyma się, sarka pod nosem.
- Nie powiem jakich. – prycha.
Udobruchany bąka po jakimś czasie, że chodzi o objawy Pevensie, objawy wilka, objawy Ker Paravel. Objawy uzależnienia ;)
- A tu tu tu grzyweczke tjoche odświeżimy … - ćwierka Erna. Tapiruje palcami owłosienie Silnego, głaszcze miękkie pióra na ciemieniu, tarmosi dłuższe pasma nad karkiem.
Silny fuka.
- Yyy!Chce umknąć do ważniejszych zadań, do obsługi odkurzacza, do serwisowania drabiny.
- No co, no co? – Erna rozkłada ręce. – No co? Musisz bić ładny!
Y. Silny ma chwilę rekleksji. Zastyga. I nie rusza się z miejsca.
-------------------------------------------------
Wróciłam z dorocznego festiwalu blogowych zawiedzionych nadziei. I blogowego narcyzmu - nie bójmy się tego rzeczownika. Jurorka absurdalnych i offowych, Maria Czubaszek setnie rozbawiła publiczność bonmotem o czytelnictwie.
- Podobno mało osób w Polsce czyta, - rzekła. – na szczęście dużo osób pisze.
Buacha cha. Publika zawyła.
Bo - och, pisać, napisać, jaki to w sumie wysiłek. Trud i znój są w czytaniu, o czym się - nomen omen naocznie - przekonałam próbując uczciwe sprostać obowiązkom 1/3 jury kategorii bloga blogerów.
A później już tylko lans-trans, flesze i kamery. Scena, nagrody, fanfary, wywiady dla TVN i komentarze na Onecie.
[Czuję się moralnie umocowana, żeby się ponabijać z nadęcia, bo sama jestem jakąś jego częścią. Nie piszę ci ci ci. Piszę my. Byłam tam, prężyłam się do obiektywu.]
Prężyłam się, a w ubiegłym roku podskakiwałam ze szczęścia, chociaż przecież na trzeźwo myślę, że „istotne społecznie” są działania wolontariuszy Szlachetnej Paczki, a nie blogosfery.
Łakomie łykałam pyszne kanapeczki [a w ubiegłym roku zazdrośnie tuliłam statuetki], chociaż waga bloga roku nie balansuje się z nagrodą Nike.
O, blogoczytacze i blogopisacze, którzy w TYM jeszcze nie uczestniczyliście, zaprawdę mówię Wam - to osobliwa impreza.
zdjęcia Onetu ze strony Bloga Roku 2010.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz