czwartek, 24 lutego 2011

1.962

Jeszcze pewnie z pół roku temu mogłam czytać Silnemu na dobranoc „Przekrój”, „Politykę”, albo dowolne popisy erudycyjne Zygmunta Baumana – wszystko przyjmował z równym entuzjazmem, słuchał z uwagą każdej fabuły uwielbianej przez starsze nielaty, skoncentrowany – jak myślę - bardziej na barwie głosu i na intonacji, niż na śledzeniu akcji. Aż tu nagle któregoś dnia – bach!, koniec, pojękiwanie, szarpanie za okładkę. Powieść czytana rozdziałami? Zapomnij. Silny się nudzi, Silny nie łapie intrygi, bo się zawiązała przed kilkoma dniami. Silny chce czytać coś, co ogarnie.

Wtedy trafiłam na tłumaczenia ze szwedzkiego i się wszyscy zakochaliśmy w Bincie, która tańczy, rytmicznie wybijając nogami tin-tin-tin (pupa mamy w tym czasie wywija bombeli-bombeli-bom, natomiast pupa Ajszy …), smakowita wieczorna lektura, samoczytające się zdania.

Silny z uwagą śledził poszukiwania. Gdzie jest Binta? Może na nosie Lalo?
- Hi hi hi.
Nos zezowatego Lalo wprawiał Silnego w niemałą uciechę.
Przewracaliśmy kartkę.
- Ooo, jaka Binta ładna! – czytałam.
- Wcale nie taka ładna! – protestowała Erna i rozsądnym, odpowiedzialnym tonem zwracała uwagę, że dziewczynka się odziała w ścierkę z kuchni, co z pewnością doprowadzi do furii jej mamę.

Aż tu nagle …

Tutaj muszę poczynić dygresję, że do wczoraj wydawało mi się, że jestem w miarę wyczulona na wszelkie oznaki dyskryminacji, ze szczególnym uwzględnieniem przejawów seksizmu w dowolnej formie, w tym – językowej i fabularnej.

Aż tu nagle …

- Maaa-maaa, - jęknęła Erna. – Binta! Patrz! – i dźgnęła palcem w monitor komputera.
Tak, rzeczywiście, Binta we własnej, drobnej osobie,
dogłębnie zrecenzowana.
Nowy Człowiek zażądał wyjaśnienia, czym w detalach jest recenzja.
- Krytycznym – rzekłam. – zdaniem.

Moje zdanie o Bincie nie jest natomiast aż tak surowe, jak Anny Majer. Matka Binty co prawda pohukuje, szukając córki a ojciec dziecka w tym czasie wali w tambur, ale w innej książeczce z tej samej serii „mama ubija” a „tata ugniata” ciasto z jagodami. Myślę, że mama i tata mają w sumie całkiem spoko relację.

- A wiesz, co mi się wydaje dziwne? – zapytał w końcu Nowy Człowiek (pominęłam w moim referacie wszystkie kontrowersyjne tezy recenzji). – Że tylko dziewczyny tam tańczą.Przedstawiciel wrogiego plemienia spontanicznie mi potwierdził moją interpretację. Że dziewczyny w sumie mają tam fajniej. Bawią się. Chłopaki tylko pam-pam-pam w bębenki z zamkniętymi oczami a dziewczyny używają pełną piersią, kręcą pupą (ku własnej uciesze), machają nogami.


Feminizm bywa groźnym narzędziem, nie sądziłam, że wyartykułuję kiedyś takie zdanie, a tym mniej, że w kontekście chudej książki dla nielatów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz