niedziela, 27 kwietnia 2014

2.240 [O infekcji]


Kiedy się obudziłam nad ranem, a precyzyjniej – kiedy o o wiele zbyt wczesnej porze Silny wsunął się pod moją kołdrę mrucząc:
- mamusiu, będę twoim chomiczkiem!
(i należycie udał chomiczka, przy użyciu dłoni i miny), więc kiedy się katapultowałam ze snu, ale spod kołdry nie miałam siły, okrutnie mnie bolały uszy i gardło, no i nie mogłam mówić, nawet udać zachwytu nad Silnym-chomiczkiem, wyjąwszy charczenie.

- Proszę otworzyć usta – rzekł młody lekarz z pomocy doraźnej nieznacznie unosząc głowę znad papierów.
Od kiedy weszłam, od kilku minut pracowicie zapisywał tabele w dużym zeszycie. Najpierw dokończył wypełnianie rubryk w sprawie pacjenta, który wyszedł przede mną, później rozwlekle opisał moją historię, opowieść o pokasływaniu, kłującym bólu, nieżycie i zaniku mowy, całość wzbogacona o datę, miejsce, numer kolejny i numer statystyczny. Dwa albo trzy długopisy odmówiły mu w trakcie posłuszeństwa, mielił przekleństwa pod nosem i nie nawiązywał ze mną kontaktu wzrokowego.

Otworzyłam usta na komendę, a on się wychylił znad biurka z drewnianą bagietką.
- Migdałki nie zaczerwienione – podyktował sobie, kiedy opadł na krzesło. Zapisał to w tabeli. – Bez nalotu ropnego.
- Kłopot w tym – rzekłam odkaszlnąwszy charkliwie – że
ja
nie
mam
migdałków.
Zostały w nerce chirurgicznej chyba w 1987 albo 88, w szpitalu przy Przybyszewskiego.
- A – mruknął lekarz. – Więc wirusówka.
I zapisał na świstku listę leków ze sposobem użycia. Jeden z leków naniósł na receptę. Z fantazją przybił swoje imienne pieczęcie na obu karteczkach.
- Do kontroli w poniedziałek u lekarza rodzinnego – doradził życzliwie na koniec, łypiąc – a jakże – w papiery.
Mam wrażenie, że się wstydził i nie, nie diagnozy, wstydził się swojej obecności w tym gabinecie, siedział bokiem do biurka, zgarbiony i nieobecny. Kiedy wychodziłam, nerwowo przesuwał palcem po ekranie smartfona.

Aptekarz zwrócił uwagę, że dwa z trzech zapisanych mi leków to zamienniki.

Być może pan, powiedzmy, Tomasz, którego prawdziwe personalia znam, ale życzliwie pozostawię do użytku wewnętrznego, więc być może pan T. ściągał na studiach i mataczył na egzaminach. Na pewno nie trafił z wyborem profesji.
Myślę, że nie byłoby źle, gdyby elementarna nieumiejętność diagnozy skutkowała czymkolwiek, koniecznością zdawania poprawki, dodatkowym stażem pod kierunkiem kogoś bardziej wykwalifikowanego.
W końcu ja mam tylko niegroźną infekcję.
Biada tym, którzy trafią do Tomasza z czymś poważniejszym.
Mamy tu w domu takiego, któremu zaordynowano kurację antybiotykową na kilka potężnych kamieni w nerce.




22 komentarze:

  1. W ramach (ponurej) anegdotki:

    W maju 2011 roku, tuż przed Dniem Matki, trafiłam do lekarza ogólnego. Mialam duszności, zawroty glowy, kolatanie serca takie, że mi rozsadzalo klatkę, przy jednoczesnym spadku cisnienia do, powiedzmy 85/50. Nie moglam spac w nocy na leżąco, bo sie dusiłam, poprawialo mi się na siedząco, mialam napady lęku, że jak zasnę, to umrę, bo sie po prostu uduszę i nie miałam siły na nic, doslownie, nie byłam w stanie czajnika na gaz postawić, bo nie dawalam rady go podnieść.

    Mialam też pięciomiesięczne bliźnięta.

    Co usłyszawszy pan doktor orzekł nawet mnie nie badając: "Ma pani depresje porodową, ja tu nic nie poradzę, na to tylko psychiatra!", dwa razy usilował mi zmierzyć ciśnienie, nie udalo się, bo aparat nie czytał, pan doktor burczal pod nosem coś na temat fatalnego sprzętu, jednym palcem odgiął mi T-shirt pod szyją, RAZ dotknął stetoskopem i kazał iść do rzeczonego psychiatry, gdyż, jak orzekł: "na to sie nie umiera", koniec cytatu.

    Trzy tygodnie później trafilam na OIOM z tachykardią, krwiopluciem, zatorem płucnym, płynem w płucach i opłucnej, nie dzialającymi (już) nerkami i watrobą, z wychudzeniem sugerującym zaglodzenie, gdyz wymiotowałam wszystkim, co jadłam, oraz z niewydolnością serca, IV grupa NYHA (a wszystko to zostało efektownie pogorszone przez te leki od psychiatry, które, owszem, brałam). Lekarka pogotowia tez mnie raz dotknęła stetoskopem (czego nie pamiętam, gdyz miałam też pełną utratę świadomości) i powiedziała: "W tych płucach bulgocze, natychmiast do szpitala!!!", gdyby tego nie powiedziała, nie pisałabym dziś tych słów.

    Bajer polega na tym, że to, co podałam panu doktorowi to są książkowe objawy zatorowości płucnej, czego dowiedziałam się z internetu, gdy pół roku później, podkurowana za sprawą tuzinów Genialnych Lekarzy, których nieustannie wielbię, odważyłam się je wyguglać.

    Tak oto wygladały korzenie mojej działalności blogerskiej, za co oczywiscie cała blogosfera pozostaje nieustannie wdzięczna, ja jednak wolałabym, by moja decyzja o pisaniu mogła zapaść w nieco innych okolicznościach.

    Bardzo przepraszam za przygnębiającą (zwłaszcza dla osoby chorej, ktora mogła zostac nastraszona, nie było to moim zamiarem, przepraszam!) anegdotkę, ale tak trochę ulał się mi ten żal do konowała, który prawie wyslał był mnie na tamten świat, bezmyślnie, bezkarnie i ot, tak sobie.

    Życzę zdrowia, Zimno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Anutek: Twoja historia jest porażająca, moja to przy tym pestka, ale źródło obu jest takie samo - brak zaangażowania albo brak kompetencji. No i całkowita bezkarność.
      Jestem daleka od generalizowania i ferowania nieuzasadnionych wyroków, ale gdzieś jest problem i to spory. W edukacji medycznej, w organizacji praktyki, w finansowaniu służby zdrowia.
      A ostatecznie za wszystkie niedomagania systemu obrywa pacjent niestety.

      Usuń
    2. o rany, jak urodziłam córkę w 2010 (Wrocław, szpital kliniczny na Chałubińskiego),to znajomą spotkało to samo: objawy miała takie, jak ty, lekarz stwierdził, że to od upału (!!) i parę dni później wylądowała na OIOM'ie z zatorem płuc...na szczęście żyje.

      Usuń
  2. Nie bronię lekarzy i ich błędów i jestem jak najbardziej za zawieszaniem/odbieraniem prawa wykonywania zawodu gdzie uzasadnione, ale z wirusem lecieć do pomocy doraźnej? To już nie można iść do apteki, kupić kilku podstawowych leków i poleżeć 2-3 dni?
    Swoją drogą - ci lekarze biorą się z tego społeczeństwa, jakim cudem mają być lepsi? Tak często mutacje się nie zdarzają.
    Kizia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Kizia: pomoc doraźna to nie ostry dyżur, ma służyć takim przypadkom jak mój.
      kiedy chcę obciąć włosy, to idę do fryzjera, chociaż nożyczek jest w sklepach cała masa.
      kiedy mam kaszel i nie mogę gadać, idę do lekarza.

      Usuń
    2. ==>Kizia: a zwolnienie to aptekarz wypisze? Czy może należy latać z infekcją do pracy i zarażać?

      Usuń
  3. Bez wątpienia jest źle i wszyscy o tym wiemy.
    Wchodzi w obieg młode pokolenie lekarzy nie kształcone niestety przez uczelniane autorytetów i pozbawione poczucia misji.
    USŁUGI MEDYCZNE - ot, co.
    A problem i w edukacji, i w lekceważeniu praktyk studenckich (przeważnie przez tychże praktyk nadzorców), i w finansowaniu...
    I w upadku etosu zawodu lekarza.
    Kasa, kasa, kasa... nie wszędzie, ale coraz częściej.

    Ja póki co trzymam się niemłodego już lekarza pierwszego kontaktu, znanego od wielu lat, uczciwego.
    Ufam.
    Ale ja na razie zdrowa w miarę jestem.
    A jak przestanę być...?
    Cóż - trza będzie umierać.
    Na szczęście dzieci dorosłe, samodzielne. Dadzą radę.
    Męża tylko i rodziców byłoby szkoda...

    Na razie wszakże mam się.
    I tego się trzymam:)
    A Ty Zimno zdrowiej.
    Umiesz samodzielnie myśleć i sprawdzać - to ważne.
    Ściskam ciepło, dawno nie pisałam:*
    Ale czytam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Dorothea: tak! wieki się nie odzywałaś!

      i trzymajmy się w zdrowiu! :)

      Usuń
  4. cóż... takich przypadków są na pewno setki. nie znaczy to, że porządnych lekarzy nie ma, jednak ci młodzi mnie "lekko" przerażają.
    na moją opuchniętą rękę, początek potężnego uczulenia dostałam leki tylko dlatego, że sama się zdiagnozowałam i miałam jeszcze tyle siły by się nie dać wyrzucić z gabinetu. na szczęście była tam kompetentna pielęgniarka, która podpowiadała Pani Doktor co ma mi podać. w tym też sobie nie radziła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Jana: jeżeli to rzeczywiście zasada, że pomoc doraźna jest farsą, a z tego co piszecie i tu, i na fejsie - jest nią niestety, to dlaczego NFZ ją finansuje z naszych składek zdrowotnych, kurczeblade?

      Usuń
  5. Mam regularną fobię lekarską (no nie mam potwierdzenia na papierze, ale od wczesnego dzieciństwa boję się lekarzy i służby zdrowia ogólnie), chcąc posiadać 2 dziecko przemogłam się (bo niby cóż innego mogłam) i poszłam do szpitala, gdzie... najpierw o mało mnie nie ubili ( przeszłam operację ratującą życie, po jakże udanej cesarce), a potem prawie ubili mi dziecko (podali lek na padaczkę, po którym przestało oddychać - padaczki nie znaleziono, ale infekcje szpitalne ciągnęły się przez miesiąc). Wszystko to na wieki podkarmiło moją fobię;/

    OdpowiedzUsuń
  6. mam taką lekarkę pierwszego kontaktu dla siebie. za każdym razem jak do niej idę (średnio raz na rok), obiecuję sobie, że ją zmienię i nic oczywiście z braku czasu z tym nie robię. z czym bym do niej nie przyszła, ZAWSZE dostaję taki sam antybiotyk. może ona nie zna innych, albo nie wie, że na wirusy ich nie trzeba? na szczęście dzieci mają cudowną panią pediatrę (w zwykłej przychodni), do której jeździmy do Krakowa, mimo że od 12 lat już tam nie mieszkamy. mam do niej absolutne zaufanie i bardzo się cieszę, że prawie 15 lat temu na nią trafiłam. i mam nadzieję, że nie pójdzie na emeryturę jeszcze przez kilka lat.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie poznał się na braku migdałków - okey. Ale o co chodzi z zamiennikami? To napisanie identycznego tańszego zamiast droższego jest złe? Albo nie czytam ze zrozumieniem, albo nie wiem co...
    Bulba

    OdpowiedzUsuń
  8. Najwyraźniej chodzi o to, że lekarz nie wiedział, że zapisywane przez niego dwa leki (o innej nazwie każdy) są tym samym -mogą być swoimi zamiennikami - a to już objaw strasznej niekompetencji.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie zapisał identycznego tańszego, tylko dwa takie same różniące sie nazwą - jak mniemam. Przyznasz, że to dość porażająca niewiedza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ale zrozumiałam, że są trzy leki, z czego dwa to zamienniki jakichś droższych. Dwuznacznie napisane było...
      Bulba

      Usuń
  10. na moje historie chorobotwórcze składają się opasłe akta spraw archiwalnych, których kolejne zwały zalegają kolejne archiwum kolejnej przychodni. tak bowiem miałam, że będąc dzieckiem, panienką czy nawet względnie dorosłą osobą chorowałam namiętnie tak samo w peerelu jak i w IIIRP. z bogatego doświadczenia pierwszego i wielokrotnego kontaktu udało mi się wyłowić dwie świetne lekarki. tą sprzed 25 lat i obecną. ta pierwsza zjechała kiedyś panie w rejestracji, że widząc moją obsypaną wysypką gębę nie prowadziły mnie bez kolejki do gabinetu a zostawiły na pastwę dogorywania na krześle w cieniu gorączki 39+, a potem troskliwie leczyła mnie przez cały miesiąc bo już trochę starawa byłam w siedemnastej wiośnie by zignorować jakąś szkarlatynę od paciorkowców. z ta druga dopiero się zaznajomiłam po kolejnej zmianie przychodni i oniemiałam z zachwytu po pierwszej wizycie kiedy z powodu długo ciągnącego się zapalenia tchawicy i krtani został ze mną przeprowadzony dokładny wywiad od spraw kobiecych począwszy do przebytych chorób/uczuleń/bóli głowy (jak słowo daję, to drugi lekarz, który sam mnie o ból głowy pytał!) itd. pani doktor starsza cokolwiek ode mnie, więc póki co postanowiłam, ze albo umrę razem z nią albo zaraz po niej. tymczasem nie boje się chorowania od którego powstrzymywałam się "siłom wielkom" przez te ostatnie 15 lat! o mylnych diagnozach, które poparte były podręcznikowymi objawami aż boję się pisać. wole pochwalić się szczęściem do ginekologa, który kiedyś w sytuacji podbramkowej i bardzo bolesnej, przez telefon trafnie zdiagnozował przesuwający się piasek w moich moczowodach - są tacy to nie żart, tylko co z tego jak nie wiadomo jak na nich trafić nie trafiając w bagno albo do trumny...

    OdpowiedzUsuń
  11. Widzę, że historii aż nadto się wysypuje, gdy zaczyna się temat około absurdów Służby Pogardy, jak ją po niedawnym pobycie w szpitalu nazwałam. I w ogóle czas mego leczenia tak jakoś mnie do tej nazwy przekonał.

    Przepraszam, to taki nietakt linkować tekst własny. Ale byłam świadkiem, jak ucieka człowiek z człowieka, gdy pan chirurg Jestę Hausę, praktykuje medycynę na żywej tkance :( :

    http://dziennikzestanubiedy.blogspot.com/2014/04/nie-chustka.html

    OdpowiedzUsuń
  12. a ja od lat toczę walkę ze sobą (konsekwencja i upór oraz poziom) i moimi uczniami w kwestii wymagań, uczciwości, ściągania, kompetencji, odpowiedzialności...KOPIOWANIA PRAC !!!.i mam wrażenie, że jestem sama, pozostali machnęli ręką zrezygnowani i zmęczeni szarpaniem - oto efekt !!! jedynie wnioski o dofinansowanie będą wypełniane bezbłędnie oraz kopiowanie prac ...

    OdpowiedzUsuń
  13. Zastanawiałam się, czy komentować... Jestem młodą lekarką, pracuję w szpitalu od roku. I często ręce mi opadają jak słyszę co opowiadają pacjentom lekarze, jak kłamią, jakie głupoty wygadują, które to bzdury większość społeczeństwa z braku elementarnej wiedzy medycznej łyka bez mrugnięcia okiem. Jak zamiast skierować młodą dziewczynę z krwiopluciem na jakiekolwiek badania diagnozują zapalenie płuc i piszą antybiotyk - to już całkowity brak instynktu samozachowawczego - a potem dzięki kilku szczęśliwym zbiegom okoliczności udaje się zdiagnozować zatorowość płucną na czas. Jak stawiają bzdurne rozpoznania, lęczą tak jak się leczyło 15 lat temu, bladego pojęcia o EBM nie mają i jakoś leci...
    Z drugiej strony - może byłaś Zimno 30. pacjentem pana Tomasza tego dnia, z czego większość przyszła z bólem głowy/brzucha od 5 dni i musiała właśnie dziś i właśnie na doraźną, bo tylko mięczaki stoją w kolejce do poradni w powszednich godzinach, zawsze lepiej po pracy iść się przebadać, albo przy okazji jak jesteśmy na spacerze to wejdziemy niech lekarz zobaczy czy wszystko ok mimo, że nie ma żadnych objawów (tak, tak). Albo z gorączka u dziecka od 2h i "ach nawet nie zdążyłam podać żadnego leku przeciwgorączkowego a już nie marz doktorze, bym podała w dobrej dawce i jakimś cudem gorączka nie spada". Albo o 22 z kaszlem u zaspanego 3-latka, bo kaszle od tygodnia ale właśnie teraz rodzice stracili cierpliwość, a on drze się i płacze, bo mu się sen przerwało. Itp. itd.

    Robię swoje, najlepiej jak umiem, wiele jeszcze nie umiem, też liczę na pomoc pielęgniarek na pierwszych dyżurach, nie boję się pytać i prosić o pomoc. Tak to jest. Doświadczenia nie da się nauczyć na studiach medycznych, choć zgadzam się, że kształcenie na uczelniach medycznych w naszym kraju jest zupełnie pozbawione sensu.

    radykalne tezy są niebezpieczne.
    A z innej beczki zastanawiające jest, że w teorii duża część społeczeństwa denerwuje się na nadmierne przepisywanie antybiotyków, podczas gdy w praktyce - głównie jeśli chodzi o dzieci - większość rodziców jest totalnie niezadowolona jeśli na byle infekcje tego antybiotyku nie dostanie. Jak to tak? Zapalenie płuc leczycie Państwo w szpitalu bez antybiotyku? Herezja.
    Pozdrawiam Zimno i zdrowia życzę! Paula.

    OdpowiedzUsuń
  14. A z drugiej strony, jak już się trafi lekarz taki rodem z Leśnej Góry, to przeważnie jest tak zajechany przez tłumy pacjentów, że aż żal patrzeć... Znam takich paru... do jednego na szczęście nie muszę uczęszczać (onkolog), ale z dwóch kolejnych świadomie zrezygnowałam, bo nie ma siły, żeby pomimo ogromnej wiedzy, dobrej woli i odporności fizycznej nie popełnić błędu przy 50. czy 60. pacjencie w danym dniu, nie przegapić czegoś. A wolałabym, żeby to się nie zdarzyło akurat wtedy, kiedy to ja będę w gabinecie. Ponoć jeszcze się to im nie zdarza, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz... Tylko co będzie z tym tłumem pacjentów, kiedy akurat ci najlepsi (i najbardziej eksploatowani) padną z przemęczenia?

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam

    proszę o informację, czy zasadnym jest wpłacenie pieniędzy na fundację Chustka?
    Chciałam to zrobić bez wnikania w szczegóły, póki nie kliknęłam w wyszukiwarkę Piotr S.

    OdpowiedzUsuń