Siedziałam na tej pod oknem i nerwowo
mięłam papierową chusteczkę.
Moja wizyta, umówiona na kwadrans
wcześniej nadal była, najwyraźniej, daleka od rozpoczęcia się.
Na prawo od wejścia, trzy kroki od wnęki
dla oczekujących ustawiono wysoki kontuar recepcji. Korytarz w głąb wiedzie do
gabinetów.
Do poczekalni weszła młoda kobieta. Bardzo
ładna. Wysoka blondynka w powiewnej sukience z dwójką dzieci, dwuletnią - na oko – córeczką i z niemowlęciem w
samochodowym foteliku. To była pierwsza wizyta kobiety w tej przychodni, więc na
początek, na zadane półgłosem pytanie recepcjonistki głośno podyktowała
obecnym swój rok urodzenia. Tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty trzeci. Imię,
nazwisko, adres zamieszkania, osiemdziesiąty trzeci.
Trzeci trzeci, dwoje dzieci.
- Mama! – Zagaiła córeczka. - Mama! Mama!
Mama! – powtarzała rytmicznie ciągnąc matkę za obręb sukienki.
Monotonnie. Mama!
- Ciii! – Blondynka przyłożyła palec do
ust, przetarła czoło wierzchem dłoni i lekko pchnęła dziewczynkę w stronę
kanap.
- Idź! – Szepnęła.
Dziewczynka ruszyła z ociąganiem. Jej
matka usiadła obok mnie. Fotelik z dzieckiem postawiła przy nodze i
mechanicznie gładziła kocyk na śpiącym niemowlęciu.
- Mama! Mama! Mama! – powtarzała
dziewczynka.
A to a owo a śmo, a mama nudzi mi się.
MAMA!
- Ciii! – powtórzyła kobieta. – Zobacz jak
pani na ciebie patrzy! Pani sobie myśli o tobie, ale niegrzeczna dziewczynka!
Dziewczynka wkręciła się drobnymi paluszkami
w stos kolorowej prasy leżący na niskim stoliku.
- Zostaw to! – Szepnęła matka. – Zobacz jak
pani na ciebie patrzy!
To dziwne, ale nie poczułam się wyrwana do
odpowiedzi, ja i moja zmięta chusteczka i mój wzrok niedyskretnie wbity w tę scenkę
rodzinną. Nie poczułam żadnego imperatywu pouczenia, żadnej edukacyjnej misji. Niczego
w stylu „matko, daj spokój swojemu dziecku”, zero moralizatorstwa, nic.
Dziewczynka łypnęła na mnie spod
pszenicznej grzywki.
- Mama! Mama! Mama! – Powtórzyła.
Jeść, pić, mama!, a kiedy stąd wreszcie pójdziemy.
Kobieta powiodła po lokatorach kanap spanikowanym wzrokiem. Widywałam taki na własnych zdjęciach. Oraz swego
czasu w lusterkach. Wzrok bo-zaraz-nie-wytrzymam.
Och, w sumie się nie dziwię.
Jesteś o włos od katastrofy, siostro w
macierzyństwie. Wrócisz do domu i nalejesz sobie drżącą ręką kieliszek wina.
Takie tam.
Bez słów zadasz sobie pytanie w mokrym kącie prysznica o to, po co ci to było. Takie tam, takie tam.
Bez słów zadasz sobie pytanie w mokrym kącie prysznica o to, po co ci to było. Takie tam, takie tam.
A wystarczyłoby spuścić powietrze. Nikt cię nie ocenia, oprócz ciebie.
Dlatego patrzę. Gapię się. Na matkę, nie
na dziecko. Z ciekawością, bez sensu.
-----------------------------------------------
... ja tymczasem się przyzwyczaiłam, zabawna konstatacja jak na dziesięć lat stażu w branży rodzicielskiej. Przyzwyczaiłam się tak dalece, że moja skłonność do spontanicznych zdumień spadła mi z dnia na dzień do zera. Nie mam zdumień, więc nie piszę, logiczne.
Dwa tysiące dwieście notek na blogu i ani
jednej dalej?
Jest jedna, ale nie wiem, co dalej.
Póki co odcinam kupony od kilogramów
napisanych wcześniej tekstów.
W dobrym towarzystwie wzięłam udział w akcji
„Czytasz, słuchasz, Czwórka”.
… i w bezbrzeżnym zdumieniu słuchałam, jak
brzmi „Projekt: Matka” z podkładem „pooo-ciąg osobowy z Łowicza Głównego
wjedzie na tor przy peronie pierwszym” ;)
klik ↓
Ale wiesz - brakuje mi Ciebie, kiedy nie piszesz:)
OdpowiedzUsuń=> Ania M.: ja oczywiście także TĘSKNIŁAM :)))))
UsuńPierwszy?!
OdpowiedzUsuńJak brak zdziwień, to może czas na kolejne dziecko :-)? A jednak "Projekt" z podkładem zaskoczył - jak najwięcej takich przyjemności!
=> Goldie, proszę Cię!
Usuńteraz czas na KOLEJ, nie na KOLEJNE ;)
poza tym gębę mam defaultowo rozdziawioną w zdziwieniu :)))))
a czy Wasze już jest?
Lada moment, damy znać.
UsuńPS. To byłem ja, Goldie, a nie Goldina.
OdpowiedzUsuńmyślę sobie, że na nic się zdają podszturchiwania, ni łaskotki - dojrzy to dojrzy, nie dojrzy trudno, kolory ludzkich oblicz są pewnym urokiem społeczeństwa :)
OdpowiedzUsuńDobrego odcinania kuponów! Ja tymczasem w "projekt" zaczytana (w pewnym sensie okruch onego kuponu) :)
=> Maryś: jesteś z kuponu, śladem książki? witaj!
Usuń:) witaj! Miło czytać Cię po przerwie.
OdpowiedzUsuńZ każdej notki się cieszę, ich brak - rozumiem.
Dobranoc!
Ola
Nie lubię takiej argumentacji "bo pani na ciebie patrzy". Czy dziecko nie ma prawa się odzywać? Potrzeba luzu. Dobrze, że do tego doszłam dość szybko.
OdpowiedzUsuńHa! :)))
OdpowiedzUsuńJak to miło znowu Cie czytać
OdpowiedzUsuńZimno, jak dobrze ze wrocilas. I to jeszcze z taka notka... Dziekuje i pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńZbyt czesto oceniajaca siebie matka Karolina :-)
Jak tak na to spojrzeć z perspektywy tych 10 lat... to zleciało nam to jak z bicza strzelił
OdpowiedzUsuńpamiętam kto mi pokazał Twojego bloga i wówczas by do głowy nie przyszło, że będę go czytać przez kolejne 9 lat
Pamiętam, że najbardziej zaskoczyła mnie informacja, że spodziewasz się kolejnego dziecka- Silnego- trzy razy czytałam notkę, bo w tym ferworze Twoich codziennych zmagań było to nie lada wyzwaniem i wiem co mówię, bo sama mam trójkę dzieci, tylko, że mi było łatwiej, ponieważ miałam wielkie wsparcie, bo starsze są starsze o naście lat.
Trzymaj się kochane zimno, odcinaj kupony i pisz w rytmie jaki jest dla Ciebie dobry.
buziaki :***
Bałam się że już nigdy notki nie będzie! nie porzucaj nas!
OdpowiedzUsuńCieszę się że napisałaś!- bałam się że już nie będzie kolejnej notki.
OdpowiedzUsuńto i ja się przyznam
OdpowiedzUsuńbrakowało mi
czytam z perspektywy mamy od 20 lat
każda z nas musi przejść tę samą drogę
ale wino zaczęłam pić dopiero przy póznym trzecim dziecku ;)
A ja już myślałam, że mi może like w facebooku wyskoczył, bo nie Cię i nie ma... Pisz choć czasem, jakoś tak lepiej z Tobą.
OdpowiedzUsuńPani sobie mysli o tobie...
OdpowiedzUsuńSame to robimy wlasnym corkom.
Przykre.
No i nic nie wpiszę, bo mi trzecie wrzeszczeć zaczęło:)
OdpowiedzUsuńo matko! to dobrze że nie wpadłysmy na siebie ... bo byś oniemiała... (:
OdpowiedzUsuńja na ostatnie stwierdzenie 4 latki ze chce miec dzieci już !- stwierdziłam " nie masz nic lepszego do roboty ?"
ech... zmęczenie
....a wystarczyło by spuścić powietrze... i to cała kwintesencja. szkoda ze nie wie sie tego od razu :) ja też jestem rocznik 82.. i dwoje dzieci jedno już w trzeciej klasie.. to źle?
OdpowiedzUsuńsuper Małgosiu że napisałaś super że w ogóle pisałaś mentorko wielumatek:)
=> koliber: WIELUmatek?
UsuńWIELOmatek :)))
:) wielu-wielo-matek ok?
UsuńA kto to może wiedzieć co dalej... Nikt.
OdpowiedzUsuńCzekałam czekałam, aż się doczekałam. Taka pustka była :)
PS trzeba było matce w poczekalni rzucić hasło: "A zna Pani zimnoblog?" ;)
83. To ja. Dwoje dzieci, 7 i 5. Jutro, 19 września koncze 30 lat.
OdpowiedzUsuńBoże, co za abstrakcja!...
=> Kaja: jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
Usuńjakaś Ty młoda (i jaka doświadczona ;))))) )
78. Dwoje dzieci. 9 i 5. I nieustające wariatkowo :) Ale ja nauczyłam się spuszczać powietrze niemal od samego początku :) Pozdrowienia Małgosiu! Cieszę się, że wróciłaś :) Domi vel Mimo wszystko
OdpowiedzUsuń=> Domi: niespuszczone powietrze niech będzie przeklęte!
UsuńTeż cieszę sie, że napisałaś. I to mojej uwadze, że milczysz ale to nie dziwne. Siły na codzienne zmagania życzę
OdpowiedzUsuń"Nikt Cię nie ocenia, oprócz ciebie"
OdpowiedzUsuńO ironio! Najsurowszy sędzia zawsze na podorędziu...
I powiem Ci, że ten przyrost kilogramów bardzo Ci służy:)
Pozdrawiam serdecznie!
=> Alcydło Kr.: uch, obym tyła wyłącznie od napisanych tekstów ;)))))))))
Usuń- Hej! – zawołała zimna kobieta. – Zobacz jak Erna na ciebie patrzy! Erna sobie myśli o tobie, ale gruby rowerzysta z cycami na wierzchu!
OdpowiedzUsuńNikt cię nie ocenia - buahahaha.
Oczywiście, że idzie ulicą i ocenia rowerzystę bez koszuli oraz bachora bez wychowania. Jedno to kwestia przyzwoitości, drugie leży w gestii matki.
Zastanawia mnie, jak przebiegła wizyta tej kobiety u dentysty - w ruchliwą dwulatką i nieobliczalnym niemowlęciem. Bardzo jestem ciekawa.
OdpowiedzUsuńGdy byłam w 32. tygodniu ciąży z Elunią, wybrałam się na rutynowe USG w towarzystwie niespełna rocznej wówczas Wiktorii. Wikul był wówczas dzieckiem aniołkiem, więc nie spodziewałam się żadnych sensacji podczas badania. Tymczasem już po wjechaniu wózkiem do gabinetu, dziecię zaczęło się krzywić, marudzić i wyraźnie dawać do zrozumienia, że albo natychmiast wiejemy, albo będzie draka. Gdy położyłam się na kozetce (1,5 metra od niej! Widziała mnie cały czas! Mówiłam do niej cały czas!) uderzyła w płacz. Lekarz wykonujący USG nawet nie próbował ukrywać, że uważa mój pomysł zabierania dziecka na takie badania za wysoce niestosowny i że jedyne dzieci, jakie toleruje w swoim gabinecie, to te po wewnętrznej stronie brzucha. A wizyta była prywatna, więc niby uprzejmość też została wliczona w cenę... Na wydruk wyniku badania i zdjęć czekałyśmy już za drzwiami gabinetu pana doktora.
=> Moe: też się zastanawiałam.
Usuńu dentysty nigdy nie byłam z nielatami. ale u fryzjera, kosmetyczki, ba, ginekolożki nawet - tak. czasami po prostu nie ma wyjścia i amen.
A ja '85 i dwójka "rozpuszczonych bachorów", które ciągam wszędzie, do ginekologa też , inaczej by się nie dało :) Na temat reakcji ludzi można by książki pisać:D Gram im na nosie!
OdpowiedzUsuńNie znikaj bo zimno bez Ciebie;) / NATA
=> NATA: naprawdę ludzie reagują negatywnie?
Usuń83' to ja. rety, jak to możliwe, że już 30-stka w tym roku?
OdpowiedzUsuńdwójka, synek lat dwa i pół, córka cztery miesiące.
nie znikaj! dobrze jak jesteś :)
a ja 83' właśnie. jak to możliwe, że w tym roku już 30-stka..?
OdpowiedzUsuńdzieci sztuk dwie - synek lat dwa i pół, córeczka cztery miesiące.
nie znikaj! dobrze jest jak jesteś i piszesz :)
=> Anais: trzydziestka w tym roku? dobry wiek!
UsuńZimno, ale wlasciwie dlaczego ta skolnnosc spadala z dnia na dzien do zera??? Wielu z nas bedzie ciezko bez twoich zdumien... :-(
OdpowiedzUsuńzasmucona - Rosemonde
=> Rosemonde: nie wiem niestety DLACZEGO.
Usuńwiem jedynie, ŻE.
Ech, przegapiłam czytanie „Projektu: Matka”. Zawsze dowiaduję się ostatnia o takich rzeczach.
OdpowiedzUsuń:)
antyhipotermia.blogspot.com
=> tajmles: cóż, przyznaję, nie informowałam z wyprzedzeniem :)
Usuń