wtorek, 24 września 2013

2.203

Chudy, wbity w chodnik chłopak rozdaje ulotki. Gnam do pracy i się nie rozglądam na boki, ale nie sposób go nie zauważyć, wysokiej, przygarbionej postaci o pustym wzroku, desperata wciskającego raz za razem kolorowe świstki do rąk przechodzących. Zleceniodawca go oblókł w reklamowy t-shirt, zbyt obszerna koszulka zwisa z chudych łopatek, łopoce na zapadniętej klacie, na pomarańczowej bawełnie nadrukowano pokaźny napis „Paszport do SUKCESU” i jakieś numery telefonów, strony wuwuwu, paszport zapewne stąd do Doliny Krzemowej albo do Hollywood.
Czy to nie jest naruszenie dóbr?
Paszport republiki upokorzeń, rzekłabym, z perspektywy tego gościa, desperackiego Charona do pomyślności przypadkowych przechodniów.
Biorę ulotkę.

A później zawieszam wzrok na twarzy jakiejś dziewczyny. Nie jest ładna. Nie ma regularnych rysów, błyszczących oczu, bujnych włosów, ani w sumie niczego pociągającego w sobie wyjąwszy cerę. Buzia dziewczyny, która mnie mija na ulicy w zwolnionym tempie, dwadzieścia – powiedzmy - pięć klatek na minutę, więc jej buzia jest porcelanowa, perłowa jak twarz lalki, dziewczyna ma idealnie wypukłe policzki i doskonale gładkie czoło. Biskwit. Model. Odlew.
Trudno mi nie pomyśleć przez kontrast o twarzy, którą co rano mocno pudruję w lustrze.


Idę i podnoszę z chodnika trzy błyszczące kasztany, świeżo wyklute.
A później jeszcze czwarty, dla siebie. I chowam wszystkie w kieszeniach prochowca.
Raczej po wierzchu percypuję wtorek, między spieszę się a nie zdążę.


Poza tym - zajmujące, bo otóż kibluję w czwartej klasie, chociaż wydawało mi się, że już miałam promocję do piątej, szóstej, ba, nawet do ósmej. Oraz maturę. A tu znienacka obrabiam na nowo i ze zdwojoną mocą szok przejścia z nauczania wczesnoszkolnego do systemu ocen, kartkówek tudzież zapowiedzianych sprawdzianów (wskaż różnice między mniejszością etniczną a narodową; ja nie umiem).
Siłą woli powstrzymuję ścisk żołądka, to jednak nie są MOJE zapomniane domowe, ani MOJE ortografy, ani w ogóle.
- Dziecko, to naprawdę nie jest moja wina, że zapomniałeś książki!
Mina delikwenta jednoznacznie wskazuje, że nie jest przekonany do sugestii podzielania mojego osądu.
Wentyluj, mówię sobie, wentyluj i luz, a i tak mamy tu armagedon każdego popołudnia (czy raczej, powinnam rzec, wieczoru).
Po jednej stronie stołu leci fabuła elementarnych rachunków, a po drugiej …


Paszport do sukcesu z potartą korektorem datą ważności.







18 komentarzy:

  1. To prawdziwa przyjemność czytać Twoje spostrzeżenia zapisywane tutaj.
    Szkoda byłaby, gdybyś przestała pisać...

    OdpowiedzUsuń
  2. ja znów jestem drugakiem, więc pytam Cię, starsza koleżanko (hehehe :p) czy w drugiej jest jeszcze luz? i gdzie, do jasnej anielki, kupić masę solną, jeśli w żadnym papierniczym jej nie ma? na jutro ma być ... mam zagnieść?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Poranna: kurcze, nie jestem miarodajna ;) (z Erną różne okołonaukowe balety miałyśmy już w pierwszej)
      acz w IV jest wyraźna różnica


      a co do masy solnej - czy jeżeli zagnieciesz teraz, to ona Ci do jutra nie stwardnieje na kamień?
      jestem słaba z zpt ...

      Usuń
    2. tak, zagnieść. porcja mąki, porcja soli, wody tyle, żeby związało. internet pęka od przepisów. nie uschnie jak w woreczku. poranna orientuj się, bo do czwartej nie awansujesz :P
      na kamień? na kamień to ona kilka (naście) dni wysycha.
      solniczka

      Usuń
  3. O Matko.... to ja tak będę miała z ta "czwartą" klasą powtórkową w przyszłym roku...
    Normalnie prawie czterdziestka na moim karku siedzi i się śmieje, a ja tu jakieś strachy łapię... a może nie.... może nie strachy, a świadomość, że tak właśnie jest... Dzięki... złapałam pion... i jak Ty to pięknie piszesz: "Wentyluj, mówię sobie, wentyluj i luz"

    OdpowiedzUsuń
  4. Posłałam dziecko do szkoły Montessori i chwilowo nie muszę repetować klas, nie wiem, co będzie jak dojdzie do czwartej?

    OdpowiedzUsuń
  5. "między spieszę się a nie zdążę".
    Świetne. Będę cytować. Aż wejdzie do języka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Droga zimno, nie czytałam bloga od początku, bo byłam na innym etapie. Teraz jako jednomatka przeczytałam Twoją książkę i jesteś mi bardzo bliska. Bloga już czytam! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. To taka impresja ze skutkiem wstecznym, i to wszystko z domieszką plastyki urban city :)

    OdpowiedzUsuń
  8. zawsze to mówię, że szkoła moich dzieci jest dla mnie większą traumą niż była moja własna :) choć ja należę do tych matek, które nie pilnują i nie pomagają, a jedynie ograniczają się do pytania czy odrobili zadanie.
    na szczęście dzieci same dają radę i ogarniają. a jak nie ogarniają to mogą mieć pretensje tylko do siebie :). oczywiście jak potrzebują pomocy i przychodzą z problemem to pomagam, ale sama z siebie nie mam takiego nawyku.
    potem czuję się nieswojo na zebraniu u Małego (piąta klasa), jak mamy mówią, że coś jest trudne, albo że dzieci mają problem z tym czy tamtym, a ja o niczym takim nie wiem. jak przychodzę z zebrania to próbuję uzupełniać luki w informacjach, ale na szczęście zwykle okazuje się, że jego ten problem nie dotyczy. Duży (druga klasa gimnazjum) wypracował sobie styl osiągania niezbędnego minimum małym kosztem i zajmuje się tymi przedmiotami, które go interesują. oczywiście ma to odbicie w ocenach, ale mam to w nosie - jego sprawa.
    ale pamiętam ten szok czwartej klasy, zwłaszcza u Dużego, u którego w klasach 1-3 nic nie zadawali na zadanie. to był koszmar - ciągle zapominał, że miał coś zadane. u Małego nie było już tak źle, bo był przyzwyczajony.

    OdpowiedzUsuń
  9. Też mnie zastanawia prawna dopuszczalność umieszczania różnych "W czym mogę pomóc?" albo "Chętnie pomogę" itp. na koszulkach pracowników lub choćby plakietkach noszonych na służbowych ubraniach. Ja jako klientka czuję się okropnie zażenowana wobec takiego pracownika i po prostu czuję, że właśnie nie mogę go o pomoc poprosić, bo to by było wobec niego nie fair. Tego samego rodzaju sprzeciw budzi we mnie umieszczanie na samochodach dostawczych regularnych próśb o donos do szefa, jeśli jego pracownik-kierowca jedzie wg mnie niekulturalnie. Zastanawiam się wtedy, czy ten "genialny" szef jest regularnym mobberem, czy też zwyczajnie wymusza na swoich kierowcach maksymalną "wydajność" (czyli np. jazdę piracką i chamską), a sam przez umieszczenie takiej "zachęty" umywa ręce i niech mu ktoś coś spróbuje zarzucić. Przepraszam, że się tak rozpisałam o jednym Twoim spostrzeżeniu, ale to jest problem, który, choć mnie bezpośrednio nie dotyczy, to jednak strasznie dotyka. Może Ty, jako prawniczka "medialna" obecnie, mogłabyś skrobnąć coś więcej na ten temat? Masz teraz sporą siłę przebicia w opiniotwórczych mediach. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. W ciekawy sposób przedstawiasz rzeczywistość. Będę tu zaglądał.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobijające. Współczuję. Współczuję Tobie teraz i sobie za rok-dwa-trzy, kiedy niechybnie mnie to wszystko czeka. Mam tylko cichutką nadzieję, że może jednak mój codzienny kołowrót mnie choć odrobinę mniej przytłoczy. Wybacz, to są oczywiście tylko moje wrażenia. Ale coraz mniej chce mi się tu zaglądać, bo notki o trudnej, pełnej pośpiechu i presji czasu codzienności autentycznie mnie dołują. Pa.

    OdpowiedzUsuń
  12. Albo moje dziecko jest w wyjatkowej szkole albo szkoly w Irlandii sa duzo inne od tych w Polsce. Moje dziecko chodzi do 6-j klasy i lubi chodzic do szkoly :). Lekcji ma duzo, ale przewaznie sam je odrabia, ja z matma jakos nie nadzam ;), zupelnie inaczej tu wszystko licza :). Fajne jest to, ze cala kadra szkolna wlacznie z dyrektorka, jest skoncentrowana na dzieciach i ich wysilkach i bardzo pozytywnie sie o dzieciach wyraza. Jest tylko JEDNO spotkanie - indywidualne - z kazdym rodzicem na CALY rok. Jak ktos chce pogadac czesciej, umawia sie z nauczycielka. Jest tez jedno spotkanie kolektywne - gdy zmienia sie nauczyciel klasowy. A kazda klasa do klasy szostej wlacznie ma jednego nauczyciela do wszystkich przedmiotow. Ocen jako takich nie ma, tylko na koniec roku sa opisowe. Ocenia sie nie tylko przedmioty, ale i postawe spoleczna ucznia, jego zaangazowanie na lekcji, kolezenskosc i rozwoj osobowosci.
    Wazne: dzieci ucza sie pracy w zespolach, robia projekty, eksprymenty itd. Ucza sie rowniez o religiach, kulturach, jezykach, o pozytywnych zachowaniach, o przyjazni, o swiecie i o ochronie rpzyrody. Maja kury w szkole i ogrodek, ktory sami uprawiaja. Jest to koncept Educate Together, szkol wielowyznaniowych, w ktorych rodzice maja duzo do powiedzenia i do zaproponownaia, moga rowniez udzielac sie w szkole :). Szkoly te sa bezplatne.
    Chyba dlatego ta szkola mnie nie stresuje, a wrecz lubie ja :)

    OdpowiedzUsuń
  13. "Idę i podnoszę z chodnika trzy błyszczące kasztany, świeżo wyklute.
    A później jeszcze czwarty, dla siebie" - piękne. Jak haiku...

    Dobrego dnia
    - Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te kasztany mają jakąś czarodziejską moc. Gdy kiedyś, dawno temu, zostałam bez pracy i bez służbowego samochodu, szłam aleją piechotą po dziecko i idąc zbierałam kasztany:) Dusza mi się do nich śmiała - zapomniałam że są:) Pozdrawiam:) Będzie dobrze i uśmiechniesz się jeszcze do tych wspomnień i zatęsknisz do nich:) Wiem to. korall.

      Usuń
  14. Ciekawe czym go wbili w ten chodnik, a może na widok mocnego pudru sam się wbił ze zdumienia.

    OdpowiedzUsuń