A poza tym - co u mnie słychać.
Poza performance na kolei, poza regularną kontrolą
zębów, poza piciem wina (tego wychylanego duszkiem, chyłkiem, żeby przypadkiem nie
wyć pod prysznicem, że po co mi to wszystko było)?
Otóż bdb.
Dość mętnie pamiętam, jak się zabierałam
do notki na bloga o udrękach lata w mieście. To miał być jakiś okołorocznicowy
wpis, jedenaście lat zimno.bloga dwudziestego trzeciego lipca. Albo coś koło tego.
Udręki lata, mój Boże. Rozgrzany bruk w
centrum, powietrze dygocące od stopni Celsjusza, płyty chodnikowe upstrzone
plwociną. Idę, z bram kamienic wieje uryną, obok luksusowego salonu odzieżowego
ohydne graffiti wandala imieniem pive.
Jak dzisiaj się widzę, zmierzającą Paderewskiego
w dół ze śpiewną myślą ech-och, cóż to za
szczęście, że dziś po południu wszystkie nielaty są otoczone troskliwą opieką …
… a ja w tym czasie biegiem do Powszechnej, zanurkować w
dziale przewodników.
Pomyślałam wtedy, że koniecznie napiszę o
tym na blogu, że mam ekstatyczną przyjemność w grzebaniu w przewodnikach.
Lubię też, nie ukrywam, kiedy książkowe opisy
i cudze foty stają się życiem.
Mieliśmy niezłe wakacje.
Niezłe, bo już mnie przecież nie dziwi,
ani nie złości, ani nie wyprowadza z zen, kiedy w miejscu w rodzaju Placu
Świętego Marka w Wenecji (tandetnie szafirowe niebo, gołębie pikujące wokół jak
pershingi, kwartet smyczkowy pod podcieniami pili-pili), więc mnie zupełnie
nie zaskakuje, że w takim miejscu, w
czasie, kiedy osiągam ekstremalną satysfakcję z tu-i-teraz Erna mnie ciągnie za
nogawicę i udręczonym głosem pyta:
- Mama, a kiedy wreszcie wrócimy do
hotelu???
MAMA-A-KIEDY-WRESZCIE???
Cóż, jak wrócimy, to będziemy.
Więc nie napiszę niestety przewodnika po modelowych
wakacjach z dziećmi, bo po dość krótkim czasie, w granicach błędu
statystycznego, kiedy to kryterium naszych wakacyjnych wyborów były interesy nieletnich
(trzy razy wakacje na plaży i ani razu więcej), więc po epizodzie z plażą
doszliśmy do mądrości o zadowolonych rodzicach. Zadowoleni rodzice, którzy
jeżdżą wakacyjnie tak jak lubią mają wyższą motywację, żeby ciągnąć za sobą wiecznie
(nie)zadowolone dzieci.
Dzieci lubią basen, lody, pizzę. I to
dostają. A później swoje od życia pobierają rodzice (z takim oczywiście
zastrzeżeniem, że się nie włóczą z nieletnimi po pinakotekach).
Cóż, nieźle jest skonstatować po jakimś
czasie rodzicielstwa, że otóż istnieje pewna granica wyrzeczeń. I że rodzinne bycie
ze sobą jest najlepszym, co się nam przytrafia, ale to nie oznacza, że wszyscy
jesteśmy zawsze ze wszystkiego zadowoleni.
Czasami wyją nieletni, czasami rodzice
mają ochotę się sturlać do studzienki kanalizacyjnej.
Więc to były świetne wakacje i sama sobie
nie wierzę, że od dzisiaj jest jesień.
Chociaż wrzesień przywitałam z otwartymi
ramionami.
Lubię porzundek. Ornung w harmonogramie
dnia. Nielaty rozprowadzone w godzinach biurowych po punktach edukacyjnych.
Chaos miesięcy letnich mnie poniekąd hm … cóż, irytuje, nie będę ukrywać, codzienne
dzierganie opieki, Babcia, Dziadek, Pani Opiekunka, ty tu, ty tu, ty tam,
improwizacja mi działa na nerwy. I nieprzewidywalność kto, jak dzisiaj, z kim,
do której, gdzie kogo odebrać.
Więc witaj, o, zgniły wrześniu, znowu
jestem w szkole, repetuję w czwartej klasie po trzydziestoletniej przerwie.
Ołowiane niebo, ołowiany nastrój, dziecko,
siadaj i bierz się w końcu za lekcje!
.
.
.
.
.
Ech.
Żółto-niebiescy rosną na potęgę! A jesień, głowę bym dała, że dopiero od jutra ... i od jutra znów lekcje ... jak jakaś zaraza ...
OdpowiedzUsuń=> Poranna: niestety, jak donoszą media "w niedzielę, o godz. 22.44 naszego czasu, Słońce znajdzie się w punkcie równonocy jesiennej i wejdzie w znak Wagi, rozpoczynając tym samym astronomiczną jesień".
Usuń... ale rosną, si ;))))
no patrz, więc u mnie deszcz dzwoni właściwie ... błehhhh
Usuń=> Poranna: już za pół roku wyjdzie słońce! głowa do góry!
Usuńzimno, wakacje w cudnym miejscu, plaza, piaseczek, lazurowy ocean, skaly, wulkany, cieplo, ale bez przesady. jednym slowem RAJ. w tym raju moje dzieci wola siedziec w wynajetym domu i ogladac Spongeboba, bo w domu nie mamy TV...
OdpowiedzUsuńco tam lazury, oceany, wulkany i inne cuda na kiju. bob gabka jest najlepszy i jedyny.
zastanawiam sie nad zakupem telewizora. taniej bedzie, na miejscu i bez stresu (nie cierpie latac samolotem).
=> ingrid: no otóż!
Usuńnajciekawszy jest program telewizyjny (choćby w języku, o którym nie mają pojęcia), ewentualnie free WI-FI.
kurde.
My dziś do przedszkola ubieramy się w barwy jesieni i zanosimy kolorowe liście i inne takie jako dary dla Pani Jesieni. Cóż. Ja w sumie te się cieszę, że przyszła. Nie cierpię upałów, to po pierwsze. Po drugie też lubię swoje uporządkowane życie codzienne, szczególnie, że ostatnio sporo w nim zmieniłam, dzięki czemu mam czas na realizowanie autorskiego projektu, który strasznie mnie kręci. A dzieci... w przedszkolu!!!!!
OdpowiedzUsuńCo do wakacji, to póki co (dzieci małe 2, 5, 13 lat) realizujemy program "baseny, morze, nurkowanie, kolorowe rybki". Sprawdza się. W tym roku udało mi się przeczytać w ciągu dwóch tygodni takich wakacji aż 3 książki, znaczy nie jest źle. Opcję zwiedzanie włączymy za czas jakiś :)
=> to mama: im głębiej w odrabianie zadań domowych, tym bardziej odszczekuję, że nie lubię wakacyjnego chaosu ...
UsuńTylko jedno dziecko w kolekcji, więc czym zająć słuchacza? Tylko jeden proces zdawczo-odbiorczy małolata. Jaki problem? Otóż pierwszy raz dziecię poszło zobaczyć szkołę, do której za rok, Bozia jeśli da, pójdzie. Jedziemy, korków mało, kilometrów jednak naście, centrum miasta. Auto postawiasz i rżysz, żeś miejsce znalazł. A to przecież sobota! A dzień powszedni? W oczach strach i gasnący uśmiech. Na koniec tylko ta radość nieopisana, gdy córka z umuzykalnienia wybiega z krzykiem: "Mamo, tato, ale było faaajnie!"
OdpowiedzUsuń:)
należy życzyć wszystkim uczestnikom scenki utrzymania aktualnego entuzjazmu :)))))
UsuńZ moich wakacyjnych obserwacji wynika, że chyba jednak większość rodziców spędza wakacje wedle swoich upodobań, w ogóle nie biorąc pod uwagę oczekiwań i potrzeb dzieci… Pierwsze z brzegu przykłady: niemowlę zwiedzające fascynujące skądinąd sztolnie Dolnego Śląsku, półtoraroczniak-narciarz (w nosidełku u mamy-narciarki, przy 15-stopniowym mrozie), dwulatek na komnatach wawelskich (biegający i głośny – bo zmęczony). Być może jest to jakiś sposób wdrażania dzieci do aktywnego sposobu spędzania czasu, nie wiem. Ale
OdpowiedzUsuńmoi kilka pierwszych wakacji spędzali na zapyziałej wsi, a teraz ochoczo biegają po muzeach, zamkach i górach – i jest to przyjemność i dla mnie, i dla nich. Pewnie problem jest tym większy, im większa rozpiętość wieku między potomstwem, bo ciężko zaproponować coś sensownego maluchowi i nastolatce.
A jak ci idzie matma w czwartej klasie? Ja ledwo zipię. ;)
OdpowiedzUsuń=> zorka: matma pikuś, na szczęście.
Usuńale historia!
przyroda!
kartkówki z angielskiego!
i to wszystko naraz, w jedno popołudnie, każdego popołudnia.
przyznaję, zipię z trudem.
zdarza mi się zastanawiać czasami po co ludzie dzieci sobie (oj sobie!) rodzą... w czasie ostatnich wakacji bez ustanku zastanawiałam się po co je (te dzieci okropne) na urlop biorą... bez sensu... zafascynował mnie tatuś wrzeszczący do córeczki (takiej trzyletnie na oko) "co??!!!! siku Ci się chce??!!! chyba mi na złość???!!! siku, k... siku... i co ja mam zrobić k...? a nie mogłaś powiedzieć jak Zuzia sikała, co? k... nie mogłaś, ......" na moją dość wyraźną sugestię, że może wcześniej jej się nie chciało, a teraz bardzo...i że może ja z nią pójdę skoro pan ma problem... usłyszałam słowa niewarte nawet przytoczenia... I tylko buzia tej dziewczynki co jej się siusiu chciało co chwila wraca przed oczy... I smutno i straszno mi się robi... Po co ludziom dzieci?
OdpowiedzUsuńPorzundek i turlanie się do studzienki kanalizacyjnej bardzo mi bliskie. Należą się wakacje od wakacji.
OdpowiedzUsuńtrochę odszczekuję turlanie się w kontekście wakacji, w tym tygodniu turlam się w kierunku kanalizacji z powodu zadań domowych ;)
UsuńWakacje z dziećmi już takie są. Nie wiadomo czyj interes uwzględnić na pierwszym miejscu; nasz ( rodziców) czy dzieci?
OdpowiedzUsuńMy postawiliśmy z mężem na KOMPROMIS, jeden dzień wspinaczki, drugi odpuszczamy sobie a dzieciom fundujemy rozrywkę typu plac zabaw lub odwiedziny w lokalnym parku rozrywki. Inaczej się nie da. Wakacje nasze (rodziców) są takie krótkie w porównaniu z wakacjami dzieci....
Z nadejścia września też się cieszę. Fajnie się biega jak jest chłodniej. Co do odrabiania lekcji....też gonię , przypominam....a czasu na to wszystko jest tak mało...Wyrzuty sumienia też są, że w pośpiechu, że za ostro powiedziałam...Pozd.,
O mamunciuuuuuuuu...... SAMA PRAWDA! Aż wyje z tego wpisu ta prawda. Zadowoleni rodzice plus wiecznie niezadowolone dzieci, które się przekupuje, aby COKOLWIEK z wakacji mieć, z tym, że one natychmiast po ustaniu efektu przekupienia są znów niezadowolone. I oto jest pytanie: przekupywać czy nie przekupywać?
OdpowiedzUsuńA nam się właśnie urodził Józio...
OdpowiedzUsuńGRATULACJE!!!
Usuńwitajcie w krainie patologii!!!
:))))))))))))))
uściski dla Goldiny i bardzo delikatne dla Józia i dla Ciebie również!
Gratuluje
OdpowiedzUsuńmamie, dzidziusiowi i tacie... jestem z Wami jako poczytajka, piszę rzadko ale czuję się z Wami jak w rodzinie...
Zimno dzięki, że jesteś !
Gratuluje
OdpowiedzUsuńmamie, dzidziusiowi i tacie... jestem z Wami jako poczytajka, piszę rzadko ale czuję się z Wami jak w rodzinie...
Zimno dzięki, że jesteś !
A my mamy wakacje w kratke: we trojke - nad morzem, we dwojke - pod namiotem, pojedynczo - u Babci i gdzie kto chce :).
OdpowiedzUsuńDlaczego by nie uwzglednic interesow wszystkich? Czasem sie da. Kompromisy sa zazwyczaj trudnem a czasem zgnile ;)
Zazwyczaj probujemy znalezc dla kazdego cos dobrego, nic na sile...