Internet buzuje na temat, czy Ministra Mucha jest zuchwałą językową rewolucjonistką, czy – figlarna! - chce dyskusją nad błahostką odwrócić uwagę od swojej niekompetencji i dyletanctwa.
Ja tymczasem, cóż, ja w tym czasie się układam na fotelu u dentysty.
Dentystki.
[Uwaga, będzie anegdota wzięta z życia w skali 1:1].
Podoba mi się ministra. Jest urzędowa, poważna, ministrze nie można protekcjonalnie zarzucić językowego błazeństwa.
Przy okazji - nie podoba mi się związek frazeologiczny „piękna minister Mucha”. Jeżeli „piękna minister” tak gładko wchodzi w klawiatury, jeżeli żadna drukarka, żadna drukarnia się nie zatnie na „pięknej minister” to – idąc najkrótszą drogą – parytety mają sens. Tylko w patriarchalnych układach można bez żenady i z nonszalancją szafować lekceważącą klasyfikacją jednej płci. Zrozumiałe, że chyba tej słabszej. Ładna/brzydka/gruba/stara urzędniczka państwowa.
Słyszeliście, skoro już mowa o ładnych, że nowa prezeska UKE się prezentuje znacznie słabiej, niż jej poprzedniczka? Czytałam o tym na jakiejś poważnej stronie gospodarczej. Że nowa nie ma tego charme. I jest o kilka kilogramów bardziej.
Siara.
Tymczasem, wracając do Muchy. Oto i anegdota. Prosto z prawdziwego świata.
Nie ukrywam, bo się nie da, że noszę na zębach aparat. Taka fanaberia i moja osobista fundacja spełniania marzeń. Leżę otóż wczoraj z aparatem, z dentystycznym sączkiem, ssawką, w papierowym śliniaku, z lampą pięćset-osiemset watów skierowaną w twarz, a dentystka, zwyczajem dentystów, prowadzi ze mną kulturalną dyskusję na aktualne tematy.
- Plubgheke-gheke. – odpowiadam na każde zadane pytanie.
Aż tu nagle.
Aż tu nagle dentystka w toku monologu mimochodem wspomina o pacjentkach, które przychodzą kontrolować stan uzębienia albo uzupełniać braki, kładą się z lampą pięćset-osiemset watów skierowaną w twarz i zeznają, że marzą o aparacie, ale MĄŻ NIE POZWALA.
- MĄŻ NIE POZWALA??? – pytam, nie zważając na sączek, ssawkę, śliniak i wielowatową lampę.
I ucinamy sobie pogawędkę o MĘŻA NIEPOZWALANIU.
I jestem zdruzgotana.
Jest 2012.
Ministra Mucha z uśmiechem (pewnie po aparacie) preferuje ministrę.
Mieszkankom dużego polskiego miasta natomiast MĄŻ NIE POZWALA.
I uściślijmy – nie chodzi o kwestie finansów. Dodajmy – te panie pracują zawodowo i zarabiają na waciki i pomadki.
Wyjaśnijmy też, że do chwili mojego spektakularnego plubgheke-gheke dentystka nie była zdziwiona faktem, że otóż MĄŻ NIE POZWALA.
A Wam?
Na co Wam MĄŻ NIE POZWALA?
Dobijcie mnie.
na wydawanie miesiąc w miesiąc 500zł na książki.
OdpowiedzUsuńco z tego, że to są Twoje pieniądze???
nie bądź rozrzutna!!
=> tabakowska: sam absolutnie nierozrzutnie wydaje?
Usuńjest bardzo oszczędny.
Usuńmimo wszystko i tak kupuję ich sporo.
OdpowiedzUsuńchociaż robiąc zakupy mam z tyłu głowy jego potencjalne niezadowolenie.
szcześliwie na wszystko pozwala (w granicach rozsądku, wiadomo, nie pozwoli zastawić w kasynie mieszkania, na ten przykłąd ;) )
OdpowiedzUsuńpodejrzewam ze owo niepozwalanienaaparat spowodowane jest strachem o swoje ekhm wyposażenie.
czyż nie?
oraz o ogólne zbrzydnienie panu mężu. wizualne.
w życiu by mi nie przyszło do głowy pytać o pozwolenie na tatuaż, dredy, aparat czy kolor szminki/włosów. pffff.
=> tabakowska, => rzuf: Żony bądźcie poddane mężom, jak przystało w Panu.
OdpowiedzUsuńList do Kolosan.
ja oczywiście rozumiem, że to kulturowo utrwalona postawa ;)
a i tak mnie fascynuje fenomen wydawania pozwoleń w jedną stronę w obecnych czasach.
bo jeżeli razem decydujemy, że nas teraz nie stać na to, albo na owo, to raczej inna para butów, niż MĄŻMINIEPOZWALA.
prawda?
"nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym"
UsuńList do Galatów
Mnie mąż nie pozwala gotować zupy ogórkowej, bo nie lubi. Ale i tak gotuję, bo na pewno to kulturowa postawa dominacji przez niego przemawia i jako kobieta jestem [ANTY] kalkom kulturowym i kulinarnym. Nie pozwala mi też mieć kochanka, chociaż ja wtedy lepiej wyglądam i mam lepsze samopoczucie.
Jedno ROTFL i ciekawe, kiedy nawiedzone feministki zaczną patrzeć na problemy w ludzkim aspekcie a nie feministycznym. Takie pary gejowskie to muszą mieć boskie życie, o nic się nie kłócą, bo są równi kulturowo, prawda?
Lisa
> a i tak mnie fascynuje fenomen wydawania pozwoleń w jedną stronę w obecnych czasach.
UsuńAle one są jak najbardziej w dwie strony, a może bardziej w tę drugą. Ja widzę (na forach internetowych kobiecych zwłaszcza - mam takie zboczenie, że czasem czytuję) mnóstwo tekstów "JA bym mojemu mężowi w życiu na to nie pozwoliła".
@ Lisa- ja zyje w zwiazku lesbijskim wiec moja perspektywa jest sila rzeczy zupelnie inna, zyje w pewnym sensie poza schematami kulturowymi- nasz zwiazek nie powiela zadnych stereotypow bo takowych dla naszej sytuacji nie ma; kiedy moja dziewczyna mi na cos niepozwala- to nie moge uruchomic w glowie automatyzmu pod tytulem- bo ty jestes wstretnym samcem, bo meska dominacja, bo niewolnictwo, bo prawa wyborcze kobiet i tym podobne historyczne analogie;)
Usuńto, ze zimno dopisala sobie od razu cala ideologie do zaslyszanych na fotelu slow jest projekcja- no tak, samiec powiedzial- niepozwalamci, moj boze w 21 wieku, jak on smial;) a ze on mogl miec na mysli wlasnie to ze uwielbia krzywe zeby swojej zony nie ma najmniejszego znaczenia, jak wiekszosc feministek dosiadla juz swojego ulubionego konika i jedynie sluszna interpretacje jego slow;)
dokładnie tak. w końcu to związek partnerski chyba? prawa są równe?
OdpowiedzUsuńnie ogarniam w ogóle 'pozwalania' w takim kontekscie. skad się to bierze? (wiadomo, z dzieciństwa i domu rodzinnego, jak wszystko ;) )
nie ma takiej rzeczy
OdpowiedzUsuńprobowal, ale wielokrotnie, bardzo glosno i dobitnie wyjasnialam, ze:
NIE JESTEM JEGO STUDENTKA ANI CORKA - JESTEM ZONA
nie moze mnie traktowac protekcjonalnie ani z wyzszoscia
(co nie znaczy, ze corke lub studentke nalezy tak traktowac)
bo sie nie dogadamy i bedzie pieklo
a moj Krol Slonce ceni sobie spokoj
oraz jest dosc bystry
wiec przyswoil i stosuje
podejmujac decyzje dot. rodziny/dzieci rozmawiamy przy pomocy argumentow
kazde z nas ma tez swoj margines wolnosci, gdzie decyduje sam o sobie:
w naszym zwiazku decyzja o aparacie na zebach lub jego braku nalezy do decyzji osobistych, mnie nic do jego aparatu, jemu do mojego lub tez do sztucznej szczeki, co jest nam blizsze ze wzgledu na wiek :D
=> mój komentarz brzmi: lubięto!
Usuńna niebranie leków nie pozwala. taki wredny jest ;-)
OdpowiedzUsuńAle podał-ten mąż co nie pozwala - jakiś argument? CZy nie bo nie?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam. czekam
No ludzie, mąż człowiek - ma prawo wyrazić swoje zdanie, a my możemy je wziąć/nie wziąć pod uwagę. Jak często z tego zdania robimy NIEPOZWALANIE? I czy to nie jest czasem na niego ZWALANIE? A swoją drogą ciekawe czy na sztuczną szczękę też by nie "pozwolił"...
OdpowiedzUsuńBa, co tam mąż. On musi walczyć z ta co mi nie pozwala. Czasami niezłe musi sie napocic żeby ze mną wygrać, żebym sobie pozwoliła, np na motocykl.
OdpowiedzUsuńJasne ze jak mamy duże wydatki to sie konsultujemy ze sobą.
A z autopsji moja wersja z kolei:
Bardzo podobne zdarzenie co zimno, tyle ze u fryzjera, i byłam w stanie aryykulowac zdziwienie kiedy fryzjerka zapytała czy mąż mi pozwala... Ściąć włosy. Przytoczyła zdarzenie kiedy to przyszła do niej klientka Z MĘŻEM na podcięcie koncówek. Mąż po to przyszedł żeby kontrolować żonę coby nie ściela włosów za bardzo. Stal za fryzjerką i kontrolował jak sobie fryzjerka radzi, z komentarzami "tu za krótko", "tu zostawić" włącznie. Żona, rzecz jasna, nie miała nic do powiedzenia.
Sama fryzjerka zdziwila sie kiedy ja sie zdziwilam co ma mąż do moich włosów,, twierdzi ze takie przypadki jak ten powyżej to u niej bardziej reguła niż wyjątek.
Mój Osobisty jak usłyszał o takiej kontroli to długo nie mógł wyjść Z podziwu dla kompleksów tamtego Pana.
Hmm, a nikt nie wpadł na to, że pani chciała się po prostu panu bardzo, ale to bardzo podobać - i to temu konkretnemu? Myślałam, że erotyka to ważny element małżeństwa...
Usuńna pogrążanie się w depresji i tylko na to;
OdpowiedzUsuńSłowa "mążminiepozwala" nieraz wychodziły z mych ust, w różnych spacerowo - sklepowych pogawędkach jako żart, tyle, że nikt się jakoś nie śmiał oprócz mnie. Teraz już chyba wiem dlaczego.
OdpowiedzUsuńA to można tak na serio? W dzisiejszych czasach? Pozwala/niepozwala bez patologii i nie jako żart?
Pzdr
Ja :)
=> Żona: chyba można niestety serio.
UsuńMi nie pozwala na nic. Bo nie przyszłoby mu do głowy, że może mi na coś pozwalać lub nie :D:D:D
OdpowiedzUsuńMisie wydaje, że nie ma co zabraniać, lepsza jest łagodna perswazja - i tu cytacik z klasyka sorry, klasyczki:
OdpowiedzUsuń" - Czy ty pamiętasz, matko-matko-matko, kiedy ja ostatni raz byłem z kumplami na piwie?
- Nie pijesz piwa … - dukam bez przekonania."
Na prasowanie swoich koszul - nie pozwala!:)
OdpowiedzUsuń=> Zapiski: PRZYPALASZ KOŁNIERZYKI???????????????
Usuńmi nie pozwala siedzieć po turecku, z nogami na krześle, przy komputerze
OdpowiedzUsuń=> agata: czy chodzi o krzesło? ;)))))))))))))))))))))))))
UsuńPrzylacze sie do zdania moniki mimo-zy: czesto tak jest, ze maz wyraza swoje zdanie (np. w kwestii dlugosci wlosow). Przez wiele lat sie wnerwialam slyszac takie wypowiedzi. W koncu odkrylam, ze to u mnie w srodku jest jakas wewnetrzna blokada, ktora, gdy slysze takie zdanie, natychmiast wlacza program *nie mozesz obciac wlosow* i powoduje bunt.
OdpowiedzUsuńUwalniajace bylo dla mnie uswiadomienie sobie, ze mam walczyc nie z mezem, ale ze swoimi blokadami. Maz ma prawo wypowiadac swoje zdanie, ja tez mam takie prawo - moge powiedziec np. bardziej mi sie podoba, gdy masz krotka brode. Byc moze warto zwrocic uwage na jezyk: *wole Cie w dlugich wlosach* to nie do konca to samo co *ladnie wyglasz w dlugich wlosach*, albo *niebieski kolor pasuje do Ciebie*.
A poza tym wolnosc. Wolnosc wyrazania opinii i wolnosc podejmowania decyzji.
Maz nie pozwala mi tepic noza ceramicznego o talerze i wyrywa mi noz zreki, gdy kroje nim na talerzu.
Ciekawe dlaczego taki mąż nie pozwala (skoro nie z powodów finansowych)? Boi się, że żona z prostymi zębami będzie bardziej atrakcyjna dla innych samców? A może ów mąż, przy ładniejszej żonie (bo z prostymi zębami) będzie wyglądał na bardziej zaniedbanego? A może, skoro on nic ze sobą nie robi to po co kobieta ma dbać o siebie i swoje zdrowie, przecież to fanaberia...
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie takiej sytuacji w swoim życiu (tak samo jak zakazu samotnego wyjazdu, czy sobotnich wyjść z kumpelami).
Inna sprawa, że mam koleżanki którym aparat by się przydał, ale jedna nie założy bo jak potem pozna jakiegoś faceta? I co wtedy? No jak tak z aparatem? Teraz facet już jest ale i tak nie założy bo pewnie w jej mniemaniu straciłaby na atrakcyjności (bo, to że zyska na atrakcyjności z czasem, jej nie przekonuje). Inna twierdziła, że to tylko dla nastolatków i w pewnym wieku zębów wyprostować się nie da (wszystkie jesteśmy przed trzydziestką). Inni znajomi i rodzina pytają: a jak się w tym całować? Cóż nie wiem, jako singielka nie miałam jeszcze okazji spróbować.
Ludzie mają jakiś dziwny stosunek do aparatu.
linnet
=> linnet: w sumie nie tyle chodzi o stosunek do aparatu, ile o stosunek do drugiej strony stosunku małżeńskiego ;)
Usuńtak, wiem że o to Ci zimno chodziło ;) ale jako żem singielka to to mnie jakoś nie dotyczy. Ale choćby na przykładzie tej mojej kumpeli, która nie założy aparatu bo co na to facet (nawet ten hipotetyczny książę którego śladów nawet nie widać), że część kobiet robi coś lub nie zawsze z myślą o tym, żeby faceta zadowolić. Jego. Nie siebie. Jego nawet kosztem własnych potrzeb. Co więcej, nie widzą w tym problemu. I to jest smutne.
Usuńlinnet
Nie pozwala mi właśnie ściąć włosów. Tzn. jeżeli chcę mu się podobać, to muszę mieć określonej długości. I z tego samego powodu nie noszę workowatych ciuchów. Uprzyjemniam mu życie wyglądając tak, jak lubi. Tak chcę. Fryzjerce powiem, że mąż nie pozwala mi ściąć włosów. A na co Wy nie pozwalacie Swoim Mężom? Ja mojemu nie pozwalam hodować przesadnie dużej oponki na brzuchu.
OdpowiedzUsuńMój Niemąż pozwala na wszystko. Takie wszystko, że ostatnio się zastanawiam czy aby nie ma planu niecnego jakiegoś. Wczoraj spytał czy nie pojechałabym z przyjacielem do Egiptu.
OdpowiedzUsuńProponuję koleżance wyjście do kina. Dziewczyna zgadza się, ale chce najpierw zapytać męża. Naiwnie myślę, że chodzi o ustalenie, czy nie będzie miał tego dnia dyżuru. Nie ma. Ale nie zgadza się, nie pozwala na wyjście, bo nie ma ochoty na samotnie spędzony wieczór, a przede wszytkim wieczorny kołowrotek, kiedy trzeba ułożyć dzieci do snu... Ona nie protestuje. Zgadza się. Ja stoję obok i otwieram SZEROKO oczy ze zdumienia. Dodam, że to ona spędza 80% czasu sama z dziećmi, bo mąż zajęty robieniem kariery, douczaniem się itd. I to on zna na bieżąco aktualny repertuar filmowy... Berlin. XXI wiek.
OdpowiedzUsuńA na moim podwórku - latami pleniłam ze słownika mojego M czasownik - pomagać. Pomogę Ci przy dzieciach, pomogę zrobić to czy tamto. Mam na to alergię.
Renata
PS. Ja też jestem po leczenio orto. Uśmiecham się teraz szeroko :))
a ponoć pani ministra miała dwoje dzieci (ale już nie ma, bo jej prawa rodzicielskie odebrali i mężowi dali na wyłączność). taka plotka, pewnie wyssana z palca.
Usuńo, to, to! pleńmy "pomagać"! jak słyszę od męża "popatrz, jak ci ładnie naczynia umyłem", bardzo bardzo skacze mi ciśnienie - i pytam nisko, przeciągle i ze zdumieniem "mnieee?!!! chyba nam?!!!"
Usuńmnie akurat na to maz namawia i na porządne wybielenie, ale mi sie nie chce meczyć :P
OdpowiedzUsuńwybielanie to akurat męczy minimalnie, że tak powiem z doświadczenia ;)
UsuńA tak z doświadczenia, Zimno powiedz jak wybielać? To moje marzenie od wielu wielu lat, ale nie wiem czy wszystkie się równo wybielą, czy nie wypadną potem z osłabienia. I mąż mi chyba pozwoli :)
Usuńmnie raczej chodziło o męczenie się z aparatem :) co do wybielania, tak podejrzewałam, ze możę nie być zbyt męczące :)
Usuń=> Żona: od wybielania z całą pewnością nic nie wypada ;)
Usuńi wolałabym nie doradzać, acz pozwolę sobie zasugerować wybielanie przez doświadczonego dentystę, a nie środkiem zakupionym w necie.
Mi pozwala na WSZYSTKO. Mogę prasować, gotować, sprzątać, cerować... Jedynie puszczać mi sie nie pozwala :)
OdpowiedzUsuńA tak poważnie...
Niczego nie zabrania - choć mówi, że wolałby żebym czegoś nie robiła, ale zabronić nie może. Ja mu nie pozwalam mi zabraniać
To wszystko jest bardziej skomplikowane niz myslimy, my wygodne feministki, my dowartosciowane anty-matki, my nowoczesne wielofunkcyjne, umiedzynarodowione i nazbyt wyksztalcone menedzerki zycia.
OdpowiedzUsuńW realu jest inaczej, w realu pozwalanie i niepozwalanie to wlasnie norma, nie dalej jak w zeszlym tygodniu kolezanka-matka dwukrotna zawiadomila meza, ze idzie na lyzwy wieczorem, po czym ten sie obrazil ze ona go NIE ZAPYTALA O POZWOLENIE. Ona na to go zapytala, on oczywiscie nie pozwolil, "bo nie". A skoro ona i tak poszla, to po powrocie zastala dwojke dzieci (lat 8 i 1) szalejaca w pelnych ubraniach o godzinie 23.30. Przez nastepne 3 dni znosila ich ryki z niewyspania, komedie przy wstawaniu do szkoly, itp.
I co?
I jajco.
Nastepnym razem jak bedzie chciala isc na lyzwy, to sie go zapyta o pozwolenie, zatroszczywszy sie jeszcze o szybki seks przed wyjsciem, zeby Pan byl zadowolony. No i dzieci uspi przed wyjsciem.
I bedzie mowic jakiego ma zajebistego meza, ktory zostal z JEJ dziecmi.
Moj maz byl ta historia zdruzgotany, bo tym bardziej pokazuje, ze on w tym realu do ktorego sie przeprowadzilismy nigdy kolegi nie znajdzie.
Czemu?
"Bo kazdy NORMALNY facet stwierdzi, ze jestem pantoflarz, frajer i ogolnie loser."
=> dosk: helou. ja piszę z reala. nie jestem w innym realu, niż te, KTÓRYMMĄŻNIEPOZWALA.
Usuńpytanie, dlaczego rzeczona koleżanka NASTĘPNYM RAZEM JEDNAK ZAPYTA O POZWOLENIE.
w kim w tych okolicznościach jest problem? w tzw. złym mężu czy może niekoniecznie?
zimno widzisz, okazuje sie, ze jednak i ty, i wiele czytelniczek tutaj, i ja, jestesmy w innym realu.
UsuńTwoje pytanie idealnie oddaje istote problemu.
Staje przed tym problemem i rece mi opadaja, bo moje dotychczasowe teorie rownosciowe o kant dupy pobic.
Nie chce mi to przejsc przez gardlo, ale przez uczciwosc trzeba to przyznac.
Problem nie lezy w zlym mezu, do cholery.
Albo: NIE TYLKO w zlym mezu.
Problem lezy w niej, w jej stosunku do meza, w jej braku czujnosci i wygodnictwie, w jej niecheci do awanturowania sie i wyklocania o swoje, w jej lenistwie (tak, wlasnie) aby przypadkiem nie musiec konsekwentnie chlopa wychowywac.
(Nie oszukujmy sie, kazdego chlopa trzeba wychowac, tacy juz wychowani sie nie zdarzaja, chyba ze po innej babie).
Problem lezy w ojcu pijaku, w matce zawsze uleglej, w dominujacym szefie, w slabym wyksztalceniu, w kompleksach ze smutnego dziecinstwa.
To jest jakas taka szara mgla, jakis stos naroslych glazow, ktorego ja moim pieprzeniem o jej prawie do wlasnego zycia nawet o milimetr nie moge ruszyc.
I mi jakos smutno.
I mam poczucie ze gowno o zyciu wiem, i nie mam prawa sie wymadrzac. Moge tylko wziac ja na kawe, pogadac, posmiac sie, pojsc do kina. Jak maz jej pozwoli.
=> dosk: oczywiście, że problem jest w NIEJ. w tej, która nawet nie wpadła na pomysł, żeby przestać być uległą.
Usuńmoże nikt jej nie powiedział, że może.
a może decydowanie o sobie jest trudniejsze, niż bycie córką własnego męża.
nie wiem tylko, dlaczego nie masz prawa się wymądrzać.
owszem, nie wymądrzajmy się, tak. hodujmy kolejne pokolenia bezwolnych żon swoich mężów.
dżizas krajst. o czymś takim to nie słyszałam.... mój mąż nie tylko się zgodził, ale i do kiesy w tym zaszczytnym celu sięgnął;) tylko się upewnię - pan mąż nie pozwala ze względu na względy estetyczne?
OdpowiedzUsuńmommy
nie chodzi o zęby i w sumie jest bez znaczenia, dlaczego NIEPOZWALAZĘBÓW.
Usuńidzie o to, że ONE o tym ŻENIEPOZWALA, jak o naturalnym elemencie pożycia.
ależ ja znam takich, co to nie pozwalają żonom. ciekawą rzeczą jest jednak to, że jednocześnie są oni gorącymi zwolennikami poprawiania urody przez swoje panie, dlatego się dziwię.
Usuńmommy
No to super, że dentystka jest dla autorki naukowym sondażem socjologicznym, taką guru od gender studies.
OdpowiedzUsuńW sensie dentystka prawdę ci powie i towar na miałką notkę z duża ilością komciów podrzuci.
Fu.
k.k.
Mi, kurka blada, nie pozwala pomalować pokoju na czarno farbą tablicową!
OdpowiedzUsuńwow.
Usuńnie kręcą go czarne msze?
Jak już się otrząsnęłam, przypomniałam sobie, że ja też mam taką koleżankę, przyjaciółkę nawet!
OdpowiedzUsuńNajpierw wprowadzenie: sama po prawie 4 latach niebawem kończę przygodę z aparatem. Koleżanka, z racji bliskiej relacji, nieraz była świadkiem/słuchaczem moich doli (głównie) i niedoli (zwłaszcza na początku, kiedy przez tydzień tylko soczek, ew. serek; i wszystkich tych upierdliwości z koperkiem, truskawką, ananasem itp. między drutami). Widziała też efekty. Ale jakoś, zdaje się, zakodował jej się w głowie bardziej ból niż skuteczność. Koleżanka ma zęby, które aż się proszą o aparat. Na których bardzo szybko byłoby widać efekty. Krótko mówiąc, założenie aparatu u niej jest bezdyskusyjne, a może nawet wskazane z medycznego (traktując organizm holistycznie i stosując takąż medycynę, do czego skłania się koleżanka) punktu widzenia (nie chcę wchodzić w kompetencje ortodontów, stąd "może").
Razu pewnego odbyłyśmy na ten temat rozmowę. Padło moje nieśmiertelne "polecam", moje sugestie właśnie na temat jak zęby wpływają na cały organizm, że z prostymi zębami byłaby idealna (tak, mam tendencję do oceniania ludzi po wyglądzie; tak, staram się z tym walczyć; nie, wspomnianej koleżanki to nie dotyczy - jest moją przyjaciółką niezależnie od stanu uzębienia, cery czy fryzury ;)), że ta zmiana nie wymaga wiele wysiłku (pomijając wkład finansowy), bo jakimż wysiłkiem jest kilku(nasto)krotne mycie zębów w ciągu dnia (nawet wyciągi da się przeżyć i to bez painkillerów). A z jej strony oprócz argumentu finansowego (jest finansowym "Żydem"), pojawił się m.in. wątek: jak cię lubię, i jak mój narzeczony cię lubi, tak nie wspominaj przy nim o moich zębach - nawet z jak najlepszymi intencjami - bo to się może źle skończyć. (imię narzeczonego) kocha mnie taką, jaką mnie poznał, nawet z krzywymi zębami. Co było robić, polecając się na potencjalną przyszłość jako źródło empirycznej wiedzy, zamilkłam.
Aha, kolesi, którzy mają hopla na punkcie długich włosów u kobiet, sama znam przynajmniej ze czterech (statystyka geograficzna: 2 z Poznania, 1 z Warszawy, 1 z Sosnowca). Tym trzem podziękowałam za opinię i obcięłam się, jak ja chciałam (krótko), ten ostatni ma długowłosą żonę :).
OdpowiedzUsuńnie wiem. nigdy nie pytałam...
OdpowiedzUsuńo, miałam aparat dwa lata, to szczęściara ze mnie, że mimążpozwolił :)))
OdpowiedzUsuńdo głowy mu by nie przyszło pozwalać mi, albo nie pozwalać czegokolwiek
ciekawe, czy one też nie pozwalają mężom na aparat? ;)
Żeby emocje mnie nie poniosły posłużę się przykładem przyjaciółki (naprawdę, a nie, że niby to ja;). Otóż miała jakiś czas temu starcie z mężem w trakcie kupowania butów. Tak, wiem, wtf, ja też nie chadzam z mężem na tego typu zakupy. Ale im się zdarzyło. I rozgadana pani ekspedientka tak zakręciła moją kumpelę, że ta kupiła buty, które NIE PODOBAŁY SIĘ jej (tej przyjaciółki) mężowi. Kupiła je, on wyszedł obrażony ze sklepu, pokłócili się itp itd. W tym momencie opowieści (relacjonowanej przez oboje) walnęłam kazanie o nieuzasadnionym wtrącaniu się facetów w decyzje zakupowe kobiet (które kupują za swoje pieniądze i to ich sprawa i w ogóle). Ale gdy posłuchałam dalej, okazało się, że to mąż mojej kumpeli miał większą wiedzę na temat fasonów, kolorów, mody niż ta paniusia ze sklepu (próbowała ich wkręcić w hit typu czerwone podeszwy, kolega odbił piłeczkę louboutinem; mówiła coś o sprzączkach, to ją zagiął pytaniem o niszczenie spodni takimi wynalazkami etc).
OdpowiedzUsuńReasumując. Wtrącanie się kogokolwiek do mojego życia mnie wkurza, chyba że ta osoba ma naprawdę wiedzę o moich upodobaniach i po prostu chce pomóc (bo np. nie umiem odmawiać nachalnym ekspedientkom lub mam potężną ochotę na nowe buty i nie myślę racjonalnie:).
W tej sytuacji takiego MĄŻ MI NIE POZWALA to ja poproszę!
Oczywiście punkt wyjścia posta jest dla mnie jasny i jak najbardziej zgadzam się ze stwierdzeniem, że nikt nikomu nie powinien niczego zabraniać/pozwalać. Jednak w kontekście i obecności tylu uświadomionych poukładanych osób chciałam przedstawić punkt widzenia, w którym pewne rzeczy przyjmowane są za pewnik (to Twoje życie, ty decydujesz) z domieszką "ja Ci doradzę, bo mi na Tobie zależy". I to nie musi być ograniczanie, tylko życzliwa pomoc.
Kurczę, mam nadzieję, że zostanę dobrze zrozumiana.
Ale, ale. Mam temat na nowy post!
Widziałyście polską wersję "Perfekcyjnej Pani Domu" (czy jakoś tak)?
Hilfe, hilfe! Zimno, napisz coś! Prychnęłam nie raz brudząc podłogę przy tekstach typu "XY zmienia swój dom, bo dotychczas sobie nie radziła", "XY robi to dla dzieci i męża", i ta tiara i szarfa na koniec! Padłam i nie mogę powstać, a mój mąż do dziś się dziwi, czy innych facetów nie wk... widok bałaganu i niczego z tym (wraz z resztą rodziny) nie robią.
Howk,
Ola
Ola, widziałam tę ŻENADĘ !!!!:)
UsuńMASAKRA:) A dziś w śniadaniowej TVN występowała ta perfekcyjna pani,prawniczka z zawodu, i oj jaka ona ma chatę. A jak "pięknie" dorabiała motywację do udziału w tej żenadzie. Za kasę widać można z siebie robić debila publicznie, chociaż nie wygląda na taką co by jej potrzebowała, więc chyba parcie na szkło, bo innych motywacji nie widzę:(
=> Ola: notki na temat programu w TV nie będzie niestety, z uwagi na uporczywy brak niezbędnego medium :)
UsuńZnalam jedna, ktorej malzonek nie pozwolil wyjechac na zagraniczny staz oraz druga, ktorej nie pozwolil napisac doktoratu.
OdpowiedzUsuńAle byla tez i trzecia, ktora fraza 'mazminiepozwala' urzadzila sie calkiem wygodnie. Wszyscy szczerze jej wspolczuli, a ona nigdy nie musiala zostawac w pracy po godzinach, bo przeciez 'mazminiepozwala'. Sporo czasu nam zajelo, aby przejrzec te taktyke... Zbyt sporo.
Kaczko mamy chyba tych samych znajomych!
Usuń=> Kaczka: wyczuwam w tej trzeciej pokrewną duszę ;)
UsuńMój pozwala na wszystko...za wyjątkiem marychy,o to sie pokłóciliśmy....
OdpowiedzUsuńNatomiast ja mu na zbyt wiele nie pozwalam...ot, okazyjne cygarko może, i to koniecznie przed 22:00 ;-)Jest w końcu w szalonym średnim wieku ;-)
A serio, przez wiele lat zabierałam go ze sobą na zakupy i ile razy mierzyłam sukienkę albo spódnicę ZAWSZE słyszałam " a może spodnie sobie kupisz???" A musicie wiedzieć, że co jak co, ale pęciny mam w sam raz!
A co do aparatu nazębnego to nie znoszę jak go dorosłe osobniki noszą. Trochę więcej wiary we własne ego! Przecież nie wszyscy jesteśmy z USA...
Zimno - kiedy zlikwidujesz tą weryfikację słowną?
OdpowiedzUsuńSłowa nie mają sensu i są TRUDNO widoczne...(i znowu idę je wstukiwać)
=> Ania: weryfikację wymyślił blogspot.
Usuńja wymyśliłam konieczność moderacji komci, wiadomo dlaczego.
jeżeli wiesz, jak wyłączyć weryfikację utrzymując moderację, proszę o maila :))))
zimno_blog@interia.pl
a jak wyłączyć weryfikację, gdy nie ma moderacji???:)
Usuńniniejszym nieśmiało zapraszam do siebie :)
zimno matko chrzestno ;P
nie wiem jak, ale ptrzeciez Chustka moderuje bez weryfikacji...
Usuńtez nie lubie jak mi prawie oczy wypadaja celem dopatrzenia sie co tez tam jest napisane :D
ja już sobie poradziłam,
Usuńzimno, nie wiem jaką Ty masz wersję, ale jeśli nową, to musisz wejść w "projekt' lub "pulpit nawigacyjny" a następnie kliknąć w takie zębate kółko, tam jest link do starego interfejsu i tam już -> ustawienia-.komentarze-. weryfikacje.
ogladac tv, pojechac na kolejny staz...
OdpowiedzUsuńi co Ty na to?
Usuńwyłączasz tv?
Tak długo jak jest to akceptowane przez obie strony to nam od tego wara. A o tym czy mążminatoniepozwala a janatomupozwalam jest patologią czy nie nie nam decydować. Recepty na udany związek nadal brak, i to co nam wydaje się normą dla innych jest nie do przyjęcia. Oburzanie się i próby otwierania oczu uciemiężonym zwykle kończą się żałośnie.
OdpowiedzUsuńMarych Stary.
=> Marychu Stary, a jak się kończą próby otwierania oczu uciemiężonym?
Usuńzniesieniem niewolnictwa?
przyznaniem kobietom praw wyborczych?
konwencją o prawach dziecka?
czym innym równie żałosnym, że tak powiem górnolotnie?
uwielbiam zamiatanie opresyjnych stosunków społecznych pod dywan, że "przecież to akceptowane przez obie strony"
Ja o skali mikro a zimno z "grubej rury" o makro. Wiele zim temu w kraju nad Wisłą podobnie interpretowano bójki chłopów pańszczyźnianych w karczmie. Nigdy to nie było zwykłe mordobicie tylko walka o wyzwolenie narodowe i społeczne.
UsuńAle zwrot "walka z opresyjnymi stosunkami społecznymi" też ładnie brzmi.
Marych S.
PS.
W moim konkretnym przypadku próba otwarcia oczu jednej ze stron ( w moim przekonaniu pokrzywdzonej, oszukiwanej i zdradzanej na co miałem niezliczone dowody) skończyła się żałośnie bo zostałem uznany za największego wroga obojga, który z sobie tylko znanych powodów dybie na ich szczęście.
ja też myślę, że mążminiepozwala/zonaminiepozwala jest w wielu przypadkach frazą, zastępującą rozmowę, w finale której następuje porozumienie stron na skutek argumentów męża/żony. Więcej, sama, choć samodzielna, zarabiająca, zaradna i wykształcona myślę, że go użyłam, choć mój mąż ma się do tyrana jak wół do kwiata, czy odwrotnie. Bo czasem łatwiej powiedzieć mążniepozwala/zonaniepozwala, niż: zarabiamy oboje, ale aparat to kilka miesięcy wydatków na, jakby nie patrzeć, urodę, a dziecku trzeba kupić kurtkę na wiosnę, drugiemu okulary, samochód żony wymaga wymiany łożysk a w kuchni trzeba niebawem wymienić kuchenkę. A zęby odrobinę krzywe nie są w tym momencie priorytetem. Nie lubię uogólnień typu: mążminiepozwala/żonaminiepozwala oznacza patologię i poddanie feudalne rzeczonych kobiet/mężczyzn. Te zeznania nie powinny Cię dobijać, nie mają siły i refleksji rzetelnych badań socjologicznych (tak jak zeznania ortodonty znad fotela).
Usuńsocjolożka
a w kwestii pozwalania to przytoczę autentyczną hiostorię
OdpowiedzUsuńPani X chciała powiększyć biust, kasę miał Pan Mąż. Pozwolił chetnie, a nawet uczynił był z tego prezent urodzinowy, podziwiany później na imprezie urodzinowej przez mężów zazdrośnie spoglądających zaproszonych koleżanek :) Nie minął rok, a Pani X odeszła w siną dal razem ze swoim biustem, do innego pana. Hmmm.. morał- nie pozwalać babom na fanaberie ? ;)
:)))))
=> viki: z małymi piersiami nie odeszłaby?
Usuńhm.
zimno, to tak pół żartem, pół serio;) w tej konkretnej sytuacji, to Pan X był naprawdę w porządku facet, a ona , no cóż znajomi żartowali, że jej te piersi się na mózg rzuciły ;)pewnie by odeszła, duży temperament miała:)
Usuńa ja mysle, ze wszystko zalezy od kontekstu- jesli maz np. uwielbia dlugie wlosy swojej zony no to nie chce by je scinala na krotko- oczywiscie to " nie pozwalam Ci" nie jest zadnym zakazem, trzeba te slowa wziac w cudzyslow, potraktowac z przymruzeniem oka; tak samo z aparatem- jesli podoba mu sie zona z troche krzywymi zebami a od zadrutowanych zebow robi mu sie niedobrze( mi np. sie robi) to rozumiem jego " brak pozwolenia" jako sygnal- podobasz mi sie taka jaka jestes, nie musisz nic zmieniac
OdpowiedzUsuńczy gdyby kobieta chciala sobie powiekszyc cycki, nadmuchac usta i zrobic makijaz permentny to dobry bylby maz, ktory powiedzialby- zrob kochanie jak uwazasz( w domysle- powinnas to zrobic by mi sie podobac) czy tez, ktory sie przerazi i " zabroni jej" tego
a ja myślę, że nie chodzi ani o botox, ani makijaż permanentny, ale o poczucie autonomii u żon mężów NIEPOZWALAMCI.
Usuńjesli niepozwalamci potraktujemy z przymrozeniem oka a nie jako faktyczne wydawanie zakazow czy nakazow to w zaden sposob to autonomii nie ogranicza
Usuńi tak w 99% przypadkow nalezy to traktowac
ja co prawda nie mam meza tylko dziewczyne i ona np. nie pozwala mi palic- a mnie to jakos wzrusza i nie czuje sie stlamszona a moja autonomia ma sie swietnie
gdyby ktos mi obojetny emocjonalnie na cos mi nie pozwalal- populalabym sie tylko w glowe i dalej robila swoje
Nie pozwala usiedzieć ze śmiechu, kiedy się zaweźmie. Zapomnieć o moich pasjach. Przesadnie się czymś przejmować. A ze złych rzeczy - zapomnieć, że jest mecz. Albo był. Albo będzie. Mama Mia
OdpowiedzUsuńMój Niemąż nie pozwala mi się pytać o pozwolenie.
OdpowiedzUsuńNie pozwala kategorycznie odpisywać na maile ''kolegi"" ze studiów ...))))
OdpowiedzUsuńa dlaczego prawo moralne nie jest w Tobie, tylko w Twoim mężu?
Usuńdobre pytanie !!!
UsuńJest we mnie oczywiście ale czasami go tłamszę a mąż masz rację wyciąga na wierzch i nazywa rzeczy po imieniu
Usuń"a dlaczego prawo moralne nie jest w tobie, tylko w twoim mężu...."
Usuńhahaha! dobre! i to pytanie pada z ust zimno?
zimno, dlaczego twoje prawo moralne nie każe ustalić ci z mężem grafiku sprzątania i gotowania? dlaczego twoje prawo moralne, co notę każe ci się użalać, że jesteś kuchtą i sprzątaczką?
dlaczego twoje prawo moralne ocenia prawo moralne pani anonimowej powyżej?
Vau Ki
Hahahaha nie napinajmy się --tak naprawdę za duże słowa -napisałam to dla śmiechu-to przecież najzwyklejsza i stara jak świat zazdrość !!
Usuńmoze ona lubi jak maz w ten sposob okazuje zazdrosc o kolege ze studiow; moze slowa- "nie pozwalam Ci" sa dla wielu kobiet afrodyzjakiem- po prostu maja swoje drugie drugie dno; wiec prawo moralne nie ma tu nic do rzeczy, to po prostu nieswiadome aspekty komunikacji kobieta- mezczyzna
UsuńMój mąż mi kilkakrotnie "NIE POZWOLIŁ":
OdpowiedzUsuń- np. jechać samej w sześciogodzinną trasę po nieprzespanej poprzedniej nocy,
- jechać samej w delegację (120km) podczas mega śnieżycy - byłam wtedy w połowie ciąży. Spóźniłam się na spotkanie ok. 3 godz., bo zmusił mnie do pojechania pociągiem. Spotakanie przesunięto, nie było obciachu, a ja żyję i mam się dobrze.
Za to mąż mnie zdziwił tym, że się zdziwił, że nie skonsultowałam z nim kwestii aparatu na zęby. Bo on, faktycznie, dość długo i szczegółowo konsultował ze mną sprawę swojego implantu...
(Po czym już w trakcie montażu tegoż w jamie ustnej w sposób spektakularny osunął się na podłogę tak, że cała ekipa musiała go cucić ;)
owlestou forgedur
OdpowiedzUsuńitenture vicedit
OdpowiedzUsuńSorry za spam, ale zafascynował mnie ten język. Ni to Euskara, ni również Łacina.
buchachacha sie uśmiałam, jak to może MĄŻNIEPOZWALAĆ na cokolwiek, a co to pan feudalny???
OdpowiedzUsuńno nie wierzę, nie wierzę w to, co czytam. Chyba, że to dowcip)) albo wymówka-bo i tak bywa.
Nigdy nie usłyszałam z ust męża takiego słowa. On z moich też nie. Obydwoje nie jesteśmy już przedszkolakami.
OdpowiedzUsuńZimno, czytam Cię od lat, i tym razem, wybacz, aż trudno uwierzyć, że dokonałaś tak banalnego uproszczenia i spłaszczenia tematu. Bo owszem, rzeczony ważny, postawy istotne, ale opisany przykład wzbudza uśmiech politowania.
OdpowiedzUsuńMój bliski "zrobił" zęby za kupę kasy i wysiłku. Nie pytał mnie o zdanie, ot, wiedziałam, normalne. Efekt jest okrutny - zęby są białe i równe, katastrofa. Wolałam jego lekko krzywe zębiska, dodające mu, w moich oczach, uroku i szelmostwa. Nowe zęby ma od 3 lat, nadal oboje nie przyzwyczailiśmy się do nich całkowicie, nie wiem czy kiedykolwiek to nastąpi. Czy stał się dla mnie mniej męski? Nie. Czy stał się mniej pociągający? Nie. Ale.
Z drugiej strony - z włosami "mogę" robić co mi się żywnie podoba - nosiłam na głowie już chyba wszystko co można wymyślić w palecie barw i kształtach. I ok. Ale wiem, że gdybym chciała sobie wsadzić silikon w cycki - byłaby awantura (pomijając fakt, że nie chcę).
To, o czym napisałaś, dotyczy wzajemnej atrakcyjności - rzeczy śliskiej, niejednoznacznej i najczęściej dotyczącej relacji między dwojgiem sobie bliskich ludzi, których WZAJEMNE motywacje i oceny bywają niezrozumiałe dla innych. Rzecz zresztą dotyczy nie tylko wyglądu, ale i zachowań wobec różnych życiowych wyborów (vide komentarze).
Szanowanie jego opinii dotyczących MOJEGO wyglądu/ciała też jest elementem budowania więzi. I, niepoprawnie feministycznie, ośmielę się stwierdzić - dobrym elementem. Zdanie mojego bliskiego jest dla mnie ważne, bo chcę i lubię mu się podobać. W odwrotną stronę układ działa podobnie, i do historii anegdot rodzinnych weszła historia histerii, gdy powiedziałam, że nie wyjdę z nim z domu, jeśli ma zamiar wystąpić u znajomych w TEJ bluzie do TYCH spodni. NIEPOZWOLIŁAM. Jego to nic nie kosztowało, mnie nie wpieniał estetyczny dysonans, a TA bluza do TYCH spodni widocznie nie była aż tak ważna. Bo gdyby była, to bym nie protestowała.
Mogę, ale nie muszę spełniać jego oczekiwań. Uważam to za wolność nieograniczoną niczym prócz własnej gradacji priorytetów w związku oraz indywidualnego samopoczucia; albo rybki albo akwarium mała - wsadzę sobie 20 kolczyków w brew, ale jeśli wiem, że mojemu bliskiemu to się nie podoba, to czy będę się z tym świetnie czuła...? Czy taka wewnętrzna postawa czyni mnie nieautonomiczną? Poczucie niezależności mam spore. Samoocenę również. Nie czuję się ograniczona, stłamszona, powolna.
A wszystko to, co napisałam powyżej bywa określane mianem NIEPOZWALAM. Bo co? Bo taki jest język, w którym mamy tendencję do skrótów. Nie chce mi się tłumaczyć moich motywacji fryzjerce, manikurzystce, ekspedientce w obuwniczym. Mówię NIEPOZWALA i mam temat z bani. A przecież teraz należy być wolnym od opinii innych, a już partnera?! o ho ho! to ci dopiero jazda, bo wiadomo - albo pantoflarz, albo niewolnica. Jakże niepopularne jest przyznanie się, że chcemy i LUBIMY spełniać cudze oczekiwania.
Zatem jeśli dentystka powiedziała, że jej klientce NIEPOZWALA, to może ON tej samej klientce rzekł "stara, zajebiście uwielbiam Twoją diastemę, a jak rżysz przy kompie, to wyglądasz jak wtedy gdy Cię poznałem, na moście, gdzie pobiłaś wszystkich w pluciu na odległość. Jak to naprawisz to Ci nogi z dupy powyrywam".
Pozdrawiam, Cela
Celu,
OdpowiedzUsuńdziękuję - czekałem, aż jakaś czytelniczka napisze coś takiego, bo mi - przedstawicielowi "klasy zakazującej" - nie wypadało.
Zimno drogie, ponad to, co napisała Cela, trudno mi coś dodać poza tym, że albo pełna autonomia, albo "jedno ciało i jedna dusza". I chyba najnaturalniejszą jest rzeczą, że autonomia jest pierwszą rzeczą ofiarowywaną do puszki z napisem "wspólnota małżeńska". I oczywiście jest bardzo niedobrze, gdy tylko jedna z osób ofiarowuje swoją autonomię - i nie najlepiej to chyba wróży związkowi (choć de gustibus...), ale współzależność jest wpisana w bliskość.
Z nieustającymi pozdrowieniami
Goldie
Cela, - rozsadnie, mądrze, poprostu normalnie.
OdpowiedzUsuńA.
Jak widać większość samoświadomych czytelniczek / -ów (Cela, Marych Stary & reszta Co.) nie wzięłaby popełnionej u dentystki na fotelu odpowiedzi "mąż mi nie pozwala" na serio.
OdpowiedzUsuńJest jednak kobieta, autorka, która uważa, że:
a) jest to odp. całkiem na serio wyrażająca sytuację uciemiężonych kobiet w polsce
b) tą notką otwiera oczy kobietom uciemiężonym, (patrz: komentarz do Marych Stary) uświadamiając społeczeństwo i tym samym quasi ratując je.
Nieźle. Konrad Wallenrod naszych czasów.
Vau Ki
Tej tresci wpis zamiescilam wczoraj na twarzoksiazce:
OdpowiedzUsuń"jestem szalenie ciekawa i osobiscie zaiteresowana, kiedy moj szanowny Pan Maz nauczy sie, ze rzodkiewki przed wlozeniem do lodowki nalezy obrac z zielonego i obsuszone przelozyc do suchego woreczka?!
wlozone mokre z zielonym gnija!!! i smierdza nieziemsko!!!"
Komentarz, ktory wpisala jedna z moich znajomych. Wyksztalcona (konserwator zabytkow) mieszkanka jednego z duzych polskich miast:
"Nie przeginaj, jak chłop zarabia, utrzymuje i jeszcze wyrzuca po sobie śmieci a nie zpstawia w formie niespodzianek, to mogłąbys się postarać i jako dobra żóna z racji wolnego czasu sama te rzodkiewki obraz i włożyć do lodówki. To małostkowe...."
Poczatkowo myslalam, ze zartuje, ze sie ze mna przkomarza. Niestety sie mylilam.
Jej poglady mnie przygnebily. Przygnebily nie tyle ze wzgledu na nia sama, co uswiadomily mi, ze tak mysli bardzo wiele kobiet w Polsce. Jesli tak mysli pani konserwator, mieszkanka duzego miasta, to jakie sa poglady kobiety ze wsi na Podlasiu?
Sytuacja kobiet w Polsce nigdy sie nie zmieni, jesli kobiety beda samo o sobie i o swojej pozycji myslaly w ten sposob, co Agnieszka.
Tu gdzie mieszkam sytuacja "kobiety domowej" jest dobra. Tak jak juz kiedys napisalam: moj Maz pracuje tez na moja emeryture, w przypadku rozwodu musi mnie wsperac finansowo do czasu mojej niezaleznosci finansowej (po 50tce dozywotnio) wszystko czego sie dorobilismy w trakcie trwania malzenstwa dzielone jest po polowie.
Ale tak nie bylo zawsze! Kobiety same sobie to wywalczyly. To nie bylo tak, ze jakis facet w rzadzie stanowym obudzil sie pewnego pieknego poranka i stwierdzil, ze sytuacje kobiet trzeba zmienic! To one same lobbowaly na rzecz tych zmian, to one wybieraly swoje przedstawicielki do rzadu stanowego. I to one same wymogly te korzystne dla siebie zmiany.
Ale poczatek wzial sie ze zmiany myslenia kobiety o samej sobie, o swojej pozycji.
Jesli myslenie kobiet sie nie zmieni, to ich sytuacja pozostanie bez zmian.
Nie rozumiem, za groma nie rozumiem...przeczytałam dwa razy i dalej nie łapię.
OdpowiedzUsuńTakże albo żyję po uszy w tym NIE POZWALAM, że już nawet nie zauważam, albo się nigdy z tym nie spotkałam i jest to dla mnie równie niezrozumiałe jak dialekt marsjan...
Kurczę, się temat rozbujał:)
OdpowiedzUsuńSpróbuję podsumować po swojemu. Naprawdę uważam, że dla osób, które wiedzą O CO CHODZI dalsza dyskusja jest li i jedynie dialektyką/retoryką/psychologią/socjologią/psychoterapią...
Zgadzam się z Celą, ale rozumiem też Zimno w kwestii kamyczka.
No to jak to zebrać do kupy?
Ten poziom dyskusji i tak nie trafi do osób "potrzebujących uświadomienia" a interlokutorów tylko rozjątrzy.
Co dalej?
Po raz drugi chciałabym zwrócić uwagę na szkodliwe programy TV (ta "Perfekcyjna Pani Domu!!!") i chociaż sama mam ograniczony dostęp do medium (jedynka, dwójka, reszta śnieży:) to skoro do mnie to dotarło, to co mówić o milionach (Konrad, tym razem z Dziadów, się odzywa:)?
Jeśli chcemy/ chcesz/ chcecie zdziałać coś w kwestii KTOKOMUIDLACZEGONIEPOZWALA to zacznijmy od podstaw.
Ola (od przyjaciółki, której mąż butów nie zalajkował:)
pozdr
=> Ola: dobra. jestem gotowa zmierzyć się z perfekcyjną panią domu.
Usuńobiecuję, że obczaję.
A ja bym chciała dorzucić dwa słowa w kwestii końcówek. Otóż dzięki bardzo ciekawej dyskusji na fejsbuku dowiedziałam się, że "dyrektorka" to może być ewentualnie w szkole, w której uczą "profesorki". Ale poważny instytut będzie już miał "panią dyrektor" i "panią profesor". No i róznica między "sekretarzem" i "sekretarką" też powinna być zaznaczona... http://obcyjezykpolski.strefa.pl/?md=archive&id=63
OdpowiedzUsuńTo wszystko w odpowiedzi na moje, całkiem poważne pytanie, czy są jakieś reguły w języku polskim, które decydują o tym, które zawody zasługują na żeńskie końcówki, a które nie. Okazuje się, że nie ma, rządzi "zasada śmieszności", bo chemiczką można być, ale biolożką już nie.
No i że najpierw muszą nastąpić zmiany społeczne, a potem język się dostosuje. A nie na odwrót, wymuszać zmiany społeczne kalecząc język, narażając się na śmieszność i "ujmując sobie godności"...
I tu też nie rozumiem, bo mój zawód wyuczony i wykonywany zdominowany jest absolutnie przez kobiety, a pomimo tego nazwa ma końcówkę męską. Nie wiem na jakie jeszcze zmiany mam czekać.
Pozdrawiam
szaroniebieska, biotechnolożka
A nie wiem, naprawdę, nie wiem na co mógłby mi mąż nie pozwolić. Znaczy... znając go, to gdybym była typem zahukanej kurki, pewnie dałby sobie prawo do decydowania o części mojego życia odnośnie tego, czego mi nie wolno. Bo , jak chyba większość, próbował delikatnie wybadać teren ale kilkakrotnie zakopał się w mule po szyje więc i stanowczo wycofał się z własnych prób. A może to kwestia dobrania się w pewien sposób ["w pewien sposób", ponieważ jesteśmy prawie zupełnie różni] i mamy podobnie wyznaczone granice pewnych zachowań? Nie wiem.. wiem natomiast, że co je moje to je moje i basta. Jak moje zęby są, takoż i aparat byłby moją decyzją, finalnie, bez względu na poradę małża przy moim ewentualnym spytaniu go co sądzi o mym pomyśle.
OdpowiedzUsuńW sumie naprawdę nie rozumiem jak można wymagać posłuszeństwa i jak można dorosłej osobie, z którą się żyje - zakazać czegokolwiek. Insynuować, poprosić, ba - nawet focha można czasem strzelić; ale żeby zakazywać i egzekwować? No nie pojmuję swoim małym rozumkiem.
Wybacz elaborat, bardzo cenię sobie wolność osobistą i jestem zdziebko przewrażliwiona na punkcie próby zrobienia z drugiej osoby kaleki życiowej uzależnionej od decyzji pana władcy, tudzież pani.