poniedziałek, 5 marca 2012

2.049

W świetle zasad obowiązujących w rzymskim prawie cywilnym, kobieta – bez względu na wiek – nie wyrastała z niedojrzałości.

Cezurą rzymskiej pełnoletniości było ukończenie 12 lat – dwunastoletni rzymianin nabywał zdolność do czynności prawnych i mógł rozporządzać tak sobą, jak i swoim majątkiem. Rzymska kobieta jednak (a raczej w tym wieku nadal jednak dziewczynka), tak czy inaczej - istota ze swej natury płocha, rozrzutna i bezmyślna z ukończeniem 12 roku życia trafiała z mocy prawa w obowiązkowy i dożywotni mechanizm tutela mulierum.

Opieka nad kobietami, jak pisze Wacław Osuchowski w „Rzymskim prawie prywatnym” (zakurzone, ubiegłowieczne tomiszcze wydłubałam właśnie z biblioteczki), a więc tutela mulierum miała na celu „utrzymanie majątku dla krewnych agnacyjnych” (czyli w linii męskiej) i „zabezpieczenie ich przed rozrzutnością kobiet”.

Budujące, myślę.

Prawo rzymskie gugla się średnio, to w końcu nie ACTA, ale da się przez wyszukiwarkę wygrzebać, że „w republice zmniejsza się rola tutela mulierum, za pryncypatu zaczyna zanikać (lex Iulia et Papia Pappae). Kobiety wolno urodzone mające troje, a wyzwolenice - czworo dzieci nie podlegały opiece.”

W istocie zatem, dla rzymianki z czasów republiki analogicznej do poniżej podpisanej nie było kwestii w kwestii tutela mulierum. Trzy porody i władza męża ekspirowała – pyk. Gorzej z bezdzietnymi albo z niezamężnymi, albo z matkami jednego dziecka. Nieszczęśnice do śmierci dla ważności swoich rozporządzeń potrzebowały aprobaty sprawującego opiekę.





Załóżmy, że się zgadzam - dla potrzeb dyskusji - że MĄŻMINIEPOZWALA to w ogóle nie temat. Mnie to nie dotyczy, Ciebie i Ciebie i Ciebie, jak rozumiem, również nie.
Załóżmy, że przyjmuję, że ewentualne MĄŻMINIEPOZWALA jest przejawem czułości, przywiązania, ba – malowniczego zsupłania się w jedno. Werwa, z jaką walczycie o prawo do miłości, która ci wszystko wybaczy jest ujmująca. Nawet się wzruszam poniekąd.

Niepozwalająca miłość w wersji z komentarzy pod poprzednią notką jest tak silna, że nie dość, że ci wszystko wybaczy, to jeszcze żąda „bądź mi niezmienną”, bądź mi ciągle w tej samej, błękitnej sukience, biegnąca w tęczę.
Ach.


Nie robię w teorii miłości, pisanie o konceptach związków damsko-męskich byłoby tutaj groteską, ale tytułem kamyczka, to nie podzielam poglądu, iż jakoby narzucanie własnej wersji wyglądu/poglądów/czegokolwiek stanowiło przejaw skrajnego przywiązania do osoby, której się narzuca. To raczej przywiązanie do własnej wersji tej osoby, więc skoro mowa o miłości, jest to miłość do siebie, potocznie zwana egoizmem.

Ale, ale.
Wracając do przykładu z zębem.

Co prawda wychodzę z założenia, że nie każdą anegdotę trzeba żyłować do kości, bo im mniej szczegółów, tym bardziej to wielofunkcyjne, ale biorąc pod uwagę okoliczności pociągnę temat MĄŻMINIEPOZWALA zadrutować szczęki.

Autentyczny mąż autentycznej pacjentki z notki 2.048 POZWOLIŁ rzeczonej powiększyć piersi. POZWOLIŁ na botox. Dał zezwolenie na podciągnięcie i tego i owego. I to dzięki licznym interwencjom chirurgicznym, ze szczegółami opowiedzianym w trakcie wizyt, dentystka dyskutując z moim ślinotokiem zreflektowała się, że jest w sumie dziwne, że na prostowanie zębów NIE POZWOLIŁ. Po chwili zastanowienia przypomniała sobie, że NIE POZWOLIŁ, gdyż albowiem powziął wątpliwość, czy konstrukcja na szczęce nie uniemożliwi aby całowania się (ewentualnie czegoś innego, nie wnikam).

Przyznacie - argumentacja miłości. Słabnę ze wzruszenia.



I nie, to nie tak, że twierdzę, że mężczyźni w związkach są źli, brutalni, zaborczy i generalnie zapoceni.
Ech, ci fe, fe, fe, mężczyźni.
Nie, to, o czym chcę powiedzieć, to niezrozumiała dla mnie postawa kobiet. Istota rzeczy nie leży w niepozwalającym mężu, ale w jego podporządkowanej żonie.
Próbuję się tu przebić z tezą, że mnie zdumiewa założenie, że jeżeli on nie pozwala, to kocha.
Nie pozwala? A jakie ma umocowanie? W czym?
MĄŻMINIEPOZWALA się nazywa, pamiętacie, tutela mulierum.
Opieka nad niedojrzałymi i kobietami, bo to synonimy.



Mogę zrozumieć, że nadal się rodzą wyznawczynie teorii, że kobieta jest szyją. W sobotnich Wysokich Obcasach opublikowano list pani, bardzo zadowolonej z siebie, która pisze, że „nawet jeżeli splendor spadał na szefa, to i tak wierzyłam, że wszyscy wiedzieli, kto za tymi nowatorskimi pomysłami stoi”.
Hm.
Co kto lubi, oczywiście.
Ja wolę, żeby mój ewentualny splendor spływał na mnie, ale wiem też, że nie ma jednej prawidłowej teorii spływania splendoru tudzież nie pozwalania przez męża.

Tyle, że nie jestem przekonana, że MĄŻMINIEPOZWALA to zawsze świadomy wybór kobiet.
Nie jestem przekonana, czy MĄŻMINIEPOZWALA nie płynie przypadkiem z przyjęcia, że otóż ja, pełnoletnia kobieta jestem tak krucha, płocha, rozrzutna i niepewna siebie, że bez stosownej opieki zrobiłabym pewnie coś głupiego.
Tymczasem MĄŻ PRZECIEŻ WIE LEPIEJ, więc daję mu umocowanie do NIEPOZWALAMCI.




Pamiętacie TO?
Smacznego.


27 komentarzy:

  1. Mysle, ze postawa mazminiepozwala czesciowo wynika z wygodnictwa: kto inny podejmuje decyzje, kto inny ponosi konsekwencje. Kto inny, nie ja slaba kobietka.
    Chyba tez w miejscach gdzie silna pozycje ma religia. Jakakolwiek, bo wiekszosc religii wspiera patriarchat. W USA np. w stanie Utah rzadzonym przez mormonow sytuacja kobiety jest duzo trudniejsza niz w mojej Arizonie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Ingrid: wiem, że to łatwe, zdać się kogoś, kto pozwala/zabrania.
      nie rozumiem natomiast, że nie ma w tym obciachu, żeby się przyznać, że ONMINIEPOZWALA, za to jest duma, o której pisało kilka osób, że skoro MINIEPOZWALA, to kocha.

      zdumiewa mnie ta poddańcza postawa, wręcz respekt, że khekh, khekh, ukochany chce pokazać władzę

      Usuń
    2. wyemancypowana pracująca matka dwojga i żonamuniepozwala quasiprzedsiębiorca wolnyregulowany prawniczy zawód ścięłam się w weekend z osobisty małżonkiem albowiem "śmiał mieć inne zdanie" - niespodobało mu się słowo ministra! bo jest śmieszne jak np dyplomatka. no jak można na poważnie użyć argumentu, że to śmieszne! żona feministka dała popalić;)
      na szczęście spór zażegnany, strony opuściły okopy co nieco ustępując pola
      jak się nie podoba ministra to może być mninsterka
      małżonek zapomniał że żonamuczasempozwala prawniczka się intensywnie udziela w zaspokajaniu nietylkopodstawowych potrzeb rodziny by małżonek mógł pasję naukową celebrować

      Usuń
  2. Zamiast czytać tę długaśną blotkę o TYM-[SAMYM], poczekam aż Dawca wróci z piwa i opowie nam, na co żony nie pozwalają jego kolegom.
    Najśmieszniejsze jest to, że nic nie wiesz o tej małżeńskiej sytuacji z zębem a wymądrzasz się i snujesz teorie stąd do prawa rzymskiego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie bywa różnie, ale ja często widzę inny mechanizm. Wiele osób - i często są to kobiety, (bo wychowanie) - jest bardzo niepewnych swojego zdania i potrzebują potwierdzenia. Niekoniecznie od męża czy mężczyzny, wystarczy, że koleżanka, z którą pójdę na zakupy, powie "Eee.." na widok kiecki - i wtedy odkładam kieckę na wieszak, mimo że przed chwilą mi się podobała. Ja tak miewam - to nie jest 100%, pewnie zależy od humoru, pogody i innych okoliczności przyrody. A potem jestem zła na siebie i wyobrażam sobie, chociaż tak już nie robię, że ze złości na siebie można przejść do szukania winnych wokoło i wygłaszać MĄŻMINIEPOZWOLIŁ.
    Pzdr, pracująca nad asertywnością i szczerze oddana - cicho

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => cicho: jesteś tu? FAJNIE!!!

      a w kwestii meritum - tak, też uważam, że się wychowuje dziewczynki do braku pewności siebie, do zerowej asertywności.

      Usuń
  4. i na co byly te wszystkie komentarze, ze zjawisko ZONAMINIEPOZWALA jest w naszych czasach tak samo czeste( o ile nie bardziej) ?
    przeciez to wlasnie kobiety traktuja mezczyzn jak duze dzieci( " facet dojrzewa do osmego roku zycia a potem juz tylko rosnie" albo " mam troje dzieci- dwoje malych i meza")???
    na nic, jak ktos ma ochote trzymac sie swojej tezy to zadne fakty go nie przekonaja, ze jest inaczej;)

    OdpowiedzUsuń
  5. mój stary(starej daty) szef, wykorzystując moje zaangażowanie, talent i idealizm- kołował mnie na kasę, był zwykłym oszustem i dupkiem. Mój nowy szef jest zazdrosny o media))))i zarzuca mi
    zbytnie ambicje, buchachacha. A wiesz, że zauważyłam pewną prawidłowość, otóż on jest pantoflem w domu i wyżywa się w pracy-odreagowuje.Żona to straszne babsko-traktujace go jak niepełnosprawnego. No i tak to leci dość skomplikowanie.
    Jedno jest pewne, trza zaznaczać SWOJA ODRĘBNOŚĆ, kulturalnie, spokojnie, czasami agresywnie- skutecznie!!!pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  6. mówiłam, że chodzi o całowanie (tudzież coś innego) :D

    A tak serio: wkłada się nam do głowy, że kobieta to istota która nie wie czego chce i nie potrafi podejmować decyzji, dlatego potrzebuje przewodnika stada, w postaci mężczyzny, który ją przeprowadzi przez życie. Jakiś czas temu gościem w tok.fm był facet który prowadzi szkolenia z flirtu. Stwierdził, że kobiety oczekują tego, że facet będzie podejmował decyzje, powie: mała założ sukienkę i bądź gotowa na 19, zabieram cię na kolację. I że to jest klucz do sukcesu. Skoro takie jest przekonanie u obu płci, to nie dziwota. I faktem jest też to, o czym pisała Ingrid, niektórym jest tak wygodnie.
    Inna sprawa, że to działa w dwie strony. Lepiej żeby facet nie spędzał zbyt wiele czasu poza domem bo jest wtedy narażony na pokusy, a on biedy nie potrafi świadomie wybierać, tylko ulega swoim popędom, i daje się uwieść tej złej i niedobrej babie, która śmiała rozbić rodzinę.

    linnet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => linnet: TUDZIEŻ O COŚ INNEGO :)

      a perspektywa związku (bo rozumiem, że flirt według zasad TEGO PANA ma prowadzić dalej(, więc związek na zasadzie "obiad ma być na piętnastą, ale pamiętaj, że z dwóch dań" jest rzeczywiście seksi ;)))))

      Usuń
  7. a moze kobiety daja mezom umocowanie do niepozwalamci bo chca widziec w swym mezu autorytet i wyrocznie, to je krecio i podnieca;) moja matka np czesto mowila, ze podobaja sie jej tylko mezczyzni od niej inteligentniejsi, tacy, ktorzy intelektualnie jej imponuja, wiedza wiecej, sa erudytami- z tego wynika, ze nie miala zadnych ambicji by byc rownie inteligentna co ukochany- wrecz odwrotnie, jego przewaga w tej kwestii byla warunkiem koniecznym zeby ona mogla sie zakochac;)))facet od ktorego czula sie madrzejasz, taki, ktory nie mowil- niepozwalamci tylko zgadzal sie na jej niepozwalamci- stawal sie aseksualny i zalosny

    OdpowiedzUsuń
  8. Zimno, i co mi zrobiłaś???? :-)))
    Do końca dnia będzie mnie prześladować wizja miłości francuskiej z zadrutowaną szczęką! AŁAA! Swoją drogą mężczyźni też czasami mają ciężkie życie ;-))

    A co do tamtej sytuacji, to myślę, że ta kobieta po prostu nie chciała mieć zadrutowanej szczęki/ nie czuła takiej potrzeby, więc aby uciąć temat - zasłoniła się mężem i tyle. Może łatwiej było np. zażartować, że "mążminiepozwala", niż przyznać, że nie mam skąd wziąć tych 5000zł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => broszki: cieszę się, że Ci zrobiłam dzień :)

      TYM NIEMNIEJ, pisałam już o tym kilka linii wyżej, dziwi mnie, że nie wydaje Ci się dziwne wysługiwanie się MĘŻEMKTÓRYNIEPOZWALA, zamiast jasnego przedstawienia własnego zdania.

      Usuń
  9. MĄŻMINIEPOZWALA to dowód jego miłości? Buachacha. Przecież pozwalanie tudzież niepozwalanie to przede wszystkim informacja o WŁADZY. To ciekawe, że w XXI wieku tyle kobiet w Polsce ma potrzebę/przymus posiadania Pana i Władcy. Choć prawdą jest, że w związku partnerskim życie jest w pewnym sensie trudniejsze - trzeba mieć swoje zdanie, umieć negocjować, być samodzielnym... Wielu osobom wygodniej się podporządkować niż być równoprawnym partnerem, ponieważ podporządkowując się jest się zwolnionym z odpowiedzialności za cokolwiek... Dla nas, wstrętnych feministek, to niepojęte i smutne, ale "normalne" kobiety być może czują się w takim układzie całkiem dobrze. Szkoda tylko, że bronią go z taką agresją (co sugeruje jednak problemy z byciem szczęśliwą).

    Pozdrawiam Cię, Zimno, bardzo ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => fuks_ja: ESENCJA, Pani!
      tak, zgadzam się. chodzi o władzę.

      chodzi też o to, że zakochane w panu i władcy zdają się tego nie dostrzegać.
      acz może pisanie o tym, że to nie miłość, a żądza władzy jest uszczęśliwianiem na siłę?
      cha.

      Usuń
    2. ale moze wlasnie zauwazaja i pozadaja tej "wladzy" nad soba- bo to je podnieca? - czyli na dobra sprawe czysty egoizm a nie zniewolenie; moze wrecz domagaja sie tego? to tak jakbys z racji politycznej poprawnosci cenzurowala swoje niepoprawne politycznie fantazje seksualne

      Usuń
  10. Skoro mowa o starożytnym Rzymie to proponuję cofnąć się jeszcze dalej do Prababki Ewy. Jak kobitka postanowiła pokosztować żywności genetycznie modyfikowanej to żaden zakaz nawet PANMINATONIEPOZWALA nie pomógł. Zrobiła co chciała i nawet mężowi dała popróbować, (kurdę teraz do mnie dotarło, że oni tam w tym raju bez ślubu kościelnego urzędowali, ale to temat na inną notkę). Ale wróćmy do naszych czasów. Anegdotka za anegdotkę. Moja siedmioletnia siostrzenica odwiedza mnie niemal codziennie bo mieszkam bardzo blisko jej szkoły. Teoretycznie ma wpaść, odsapnąć nieco, coś zjeść, odrobić lekcje i czekać na powrót rodziców. Praktycznie bawią się z moim psem. Kiedyś powiedziała, że też chciałaby mieć takiego psa. Znając stosunek jej mamy do zwierząt domowych strzeliłem gadkę. A to że pies to nie zabawka, że potrzebuje dużo miejsca a oni mają małe mieszkanie i do tego wysoko w bloku i takie tam. Popatrzyła na mnie jak na niezbyt rozgarniętego i odpaliła:
    - Jak będę płakała to tato mi wszystko kupi.
    I tu dotarliśmy do sedna. Jeśli taka sisiumajtka wie jak się takie problemy załatwia i jest świadoma swoich przewag w kontaktach z facetami to co to będzie jak już będzie po dyplomie czy innym doktoracie. Podsumowując - chyba opisywanej przez Ciebie Pani aż tak bardzo na drutowaniu aparatu gębowego nie zależało.
    Pozdrawiam ciepło - Marych Stary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Stary Marychu, doceniam Twoje seksistowskie i męskocentryczne wysiłki, naprawdę się starasz, jak rozumiem, chodzi o to, żeby było zabawnie, powinnam pewnie wrzasnąć, że apage satanas, uciekaj z Twoim skrzywieniem mizogyna z mojego blogaska, ale jesteś, niestety!, naprawdę ludycznie zabawny.

      nie krępuj się.

      teoria seksapilu siusiumajtki mnie zniewala.
      tylko czy aby nie ona jest sprzeczna z prawem?

      Usuń
    2. Stary Marych zrozumiał, że autentyczny przykład siedmiolatki pociągającej sznurki w podstawowej komórce społecznej jest sprzeczny z ideologią wyznawaną przez Zimno.
      Jest zatem seksistowski, męsko centryczny i mizoginiczny. Obiecuję poprawę i już więcej takich kwiatków nie opisywać a o opisywanym zapomnieć. Brawa rzęsiste i nieustające za celne wnioski.

      Nie wspominałem,że siusiumajtki szybko dorastają ? Jeśli nie, to oświadczam uroczyście ze to tylko demencja starcza a nie skrywana pedofilia.

      Pozdrawia Marych bardzo Stary z wora pokutnego (tak na wszelki wypadek)

      Usuń
  11. nie wszystkie siusiumajtki maja tatusiow, ktorych moga sobie owinac wokol palca wiec tez nie wszystkie w zyciu doroslym maja swiadomosc swojej przewagi- i to bez wzgledu na ilosc doktoratow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wierzę. Taka siusiumajtka bardzo szybko dorasta i odkrywa, że oprócz płaczu i oczu Kota ze Szreka istnieje coś takiego jak sex appeal ( czyli po polsku: apelowanie poprzez sex). Przy tym orężu jacinatoniepozwalam to porywanie się z szablą na czołgi.
      Marych S.

      Usuń
    2. sugerujesz, ze ta Pani za malo sie starala w alkowie bo gdyby zadzialal jej sex appeal to maz nie tylko by sie zgodzil ale i sfinansowal leczenie?

      Usuń
    3. Nie. Niczego takiego nie sugeruję. Uważam tylko, że facet który wyartykułował bez zastanowienia jacinatoniepozwalam jest już na starcie na straconej pozycji. Jak rzeczywiście będzie tego chciała to prędzej czy później to dostanie i to bez poświęcania się w alkowie. Wystarczy, że od tych krzywych zębolców stale ją będzie bolała głowa ;) I co znasz takiego herosa, który to wytrzyma ?? Amen.
      Pozdrawiam - Marych S.

      Usuń
  12. Co mi tak naprawdę przeszkadza w poruszaniu tego tematu to sposób, w jaki to się dzieje.

    Wyczuwam w opublikowanej notce trochę wyniosłości pt. cytat: "mnie to nie dotyczy", ale: otworzę oczy uciemiężonym kobietom. "Opowiedzcie, na co wam mąż nie pozwala. Dobijcie mnie."

    Osobiście i całkiem prywatnie mam wrażenie, że nie chodzi tu o poruszenie prawdziwego problemu w sposób konstruktywny, a szukanie okazji do popełnienia butnej krytyki, pogardy(?) tych mniej świadomych, by na jej tle ukazać własną samoświadomość.

    Vau Ki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie odebralam notki jako "butnej krytyki". Raczej jako zdumienie przemieszane z przerazeniem. Ale wrazenie jest rzecza bardzo subiektywna.

      Usuń
  13. cz.I
    no to jednak z mojej strony słów kilka. tym bardziej, że odnoszę podobne wrażenie co Vau Ki (1.51).

    napisałaś zimno:
    1. "Nie robię w teorii miłości, pisanie o konceptach związków damsko-męskich byłoby tutaj groteską"
    a czymże jest cały ten temat jak nie poruszeniem kwestii damsko-męskich? lub, jeśli kto woli dowolnych innych konfiguracji, dopóki rzecz się tyczy ludzi pozostających w związku. mam wrażenie, że za wszelką cenę chcesz uniknąć aspektu emocjonalno-erotyczno-uczuciowego, skupiając się na poczuciu władzy, dominacji, rywalizacji, oraz na uwarunkowaniach społecznych związanych z płcią. trochę to jednowymiarowe. próby wykpienia emocji i uczuć, i sprowadzenie ich do etykietki "kobiety bluszcza" nieświadomej swej poddańczej pozycji i niesamodzielności (albowiem zaślepionej atawistycznym uczuciem nakazującym każdy przejaw dominacji męża sprowadzać do pląsania wśród motyli na trawie), cóż, nie przemawiają do mnie. zgadzam się natomiast z Tobą w jednej kwestii - ważniejsza jest postawa i świadomość 'zabranianego' niż 'zabraniającego'.

    2."tytułem kamyczka, to nie podzielam poglądu, iż jakoby narzucanie własnej wersji wyglądu/poglądów/czegokolwiek stanowiło przejaw skrajnego przywiązania do osoby, której się narzuca."
    dlaczego narzucanie? i jak? siłowo? przez szantaż/dręczenie/kary cielesne? odnoszę wrażenie, że obecnie coraz mniej jest kobiet, które dawałyby sobie cokolwiek narzucić w sposób bezwzględny. wiele z nas może wszystko lub prawie wszystko. coraz mniej przejawów MĄŻNIEPOZWALA sensu srticto. nie mylmy narzucania z wyrażaniem opinii i braniem przez drugą stronę tej opinii pod uwagę. to dwie zupełnie odmienne sprawy.
    przykład: chcę zadrutować zęby. mąż twierdzi, że jak tam sobie chcesz, ale mnie się podobasz teraz. ja oglądam zęby, w sumie nie zależy mi szczególnie, pas. siedzę u dentystki, ona pyta o aparat, a ja na to:
    a/ "nie zdecydowałam się" (ona dlaczego, wyjaśniam, że wolę się podobać niż męczyć, nie będąc pewną, że naprawdę tego chcę? nie sądzę, gdyż nie mam ochoty na takie dysputy)
    b/ "wie Pani, omówiliśmy z mężem wspólnie sprawę i podjęliśmy decyzję, że jednak nie" (co jest nieprawdą, bo to ja podjęłam decyzję, i w zasadzie wcale z mężem tego nie omawialiśmy, ponieważ on powiedział rób sobie co chcesz. oraz nie sądzę, bo... itd.)
    c/ "mąż mi nie pozwala" (co jest dalece nieprecyzyjne. ale spytałam go o zdanie i rozważając kwestię rzuciłam jego osąd na szalę wraz z innymi argumentami. mam temat z głowy i nie muszę nic dodawać).
    Oczywiście umacniam społeczne przyzwolenie na c/, co jest karygodne, wiadomo. tylko dlaczego nie odczuwam dyskomfortu z powodu użycia takiego stwierdzenia? tego nie wiem. ale, o ile jestem bluszczem, mogą to wiedzieć za mnie inni, zapewne ciągnie się to za mną od czasów rzymskich. a może po prostu frazeologię mam w niepoważaniu, i zamierzam ten zwrot traktować jak kawał o teściowej?

    nic, naprawdę nic by się nie stało gdybym założyła aparat na zęby.
    ważne pytanie: czy gdyby rzeczona klientka z botoksem i cyckami uparła się i zadrutowała - to czy coś by się stało? a jeśli tak to co? rozwód? a gdyby tak mogła się po wszystkim ekhmm... całować, to może także nic?
    ja i kobiety wokół mnie robimy mnóstwo rzeczy, na które mamy ochotę. pomimo. o ile nam na tym zależy i uważamy je za ważne. i co? i nico.

    OdpowiedzUsuń
  14. cz. II

    3."To raczej przywiązanie do własnej wersji tej osoby, więc skoro mowa o miłości, jest to miłość do siebie, potocznie zwana egoizmem."
    dlaczego mamy nie być przywiązani do "własnej wersji osoby" z którą się związujemy, skoro taka właśnie wersja nam się spodobała i ją wybraliśmy? z nią zakładamy rodzinę, żyjemy co dzień etc.? i cóż dziwnego w tym, że egoistycznie dążymy do utrwalania tej wersji, werbalizując oceny wobec jej zachowania/wyglądu/wyborów? robimy to na okrągło, proces zmiany zachodzi bez przerwy. i czyż większość rodzin nie rozpada się bo z miłej żonki zrobiła się jędza, a z rycerza dłubiący w nosie kierownik pilota?
    najważniejsza, dla mnie, jest granica akceptacji wzajemnego wpływu na siebie i osiągania kompromisu. dwubiegunowo. stąd, myślę, POZWOLEŃSTWA. masz rację zimno - bez żadnego umocowania. i cóż, tak, wierzę, że wspólne życie w wolności od wszelkich ocen, oczekiwań i wzajemnych chciejstw jest niemożliwe, lub co najmniej dyskusyjne.

    no cóż, z mojej strony chyba tyle. rozmówki głównie o nazewnictwie :). dziękuję za uwagę :)))

    z pozdrowieniami. Cela

    OdpowiedzUsuń