Dzień Kobiet tuż za rogiem [manifa w Poznaniu w czwartek, o 18.30 przy Półwiejskiej, koło pomnika Starego Marycha, osobiście not attending, bo w tym czasie zabawiam nielaty], więc wobec bliskiej perspektywy goździka i rajstop, internet i prasa drukowana wyręczają mnie w krucjacie, że to fe, że MĄŻMINIEPOZWALA (za to kocha) i ogólnie, że być może dyskryminacja nie jest bajką dla niegrzecznych feministek na dobranoc.
Niezły jest ostatni „Przekrój”, artykuł o Wikipedystkach, o ulicznicach w miejskich nazwach, o rehabilitacji czarownic i świetna enuncjacja Wandy Nowickiej (szacun!), że „wielu posłankom się wydaje, że lepiej być posłem. Że karierę w polityce łatwiej im będzie zrobić, jeżeli odetną się od feminizmu. Bo dzięki temu bardziej się będą podobały kolegom, więcej zyskają jako «grzeczne dziewczynki».”
Nie wyłącznie w polityce, obawiam się.
Makabrycznym epilogiem do MĄŻMINIEPOZWALA jest natomiast świeży felieton Anny Dryjańskiej, linkowałam go na fejsie, o ofiarach przemocy domowej. Jakże malowniczo oni im nie pozwalają. Z miłości, jak wnoszę, i to z miłości aż po grób, bo ze śmiertelnymi skutkami.
Agnieszka Jucewicz też pisze dziś o tym, co i ja uważam.
Więc czuję wręcz przemożną synchronizację z częstotliwością świata.
Tymczasem, tymczasem. Po południu z obłędem w oku, z suszarką do włosów, z klapkami, z butelką wody i skarpetami (dwie pary) na zmianę wpadam na basen. Nielaty jeszcze się nie zmarszczyły od nadmiernego spławiania, ale już prawie-prawie. Popycham wahadłowe drzwi i trafiam w róż, ląduję w falbanie, w tiulu, w tutu, w gromadzie pięciolatek, a każda z nich jak różowy łabędź, każda trochę nadal nieporadnie, ale już wyciągnięta, napięta w quasi-pas.
Są śliczne, są ucieleśnieniem wszystkich słodko-tandetnych marzeń pięciolatek o zjawiskowej balerinie na scenie i o oklaskach.
Wymijam szykujące się do zajęć pięciolatki z myślą, że dla Erny to już jest zamknięty rozdział, że nie sądzę, żeby się dała namówić na różowy trykot z falbanami, teraz woli karate. A jeszcze tak niedawno truchtałyśmy razem po staromiejskim bruku po strój na balet ze sklepu pod podcieniami.
Tempus fugit i gwałtowne dorastanie.
Silny za to nadal jest na etapie - toutes proportions gardées – ocukrzonego pierożka. Jest marcepanem pociągniętym skórką o mlecznym zapachu (i uzbrojonym w miecz i w tarczę).
- Mama, - mówi. – mama, choć tu!
I macha do mnie z kanapy.
Podchodzę.
- Jesteś kochana mama. – szepce Ocukrzony Pierożek.
A lukier kapu-kap.
- A ty jesteś kochanym synkiem. – odpowiadam.
- A ty kochanom … - zastanawia się Silny. – synkom!
- A ty kochanym malcem!
- A ty … - Silny szuka czegoś, co byłoby adekwatne. – kochanom kjowom!
Jak bowiem wiadomo, krowa jest aktualnie wiodącym zwierzęciem domowym w rankingu Marcepanka.
Wieczorem czytamy jedną z Baś.
- Nie mów z pełną buzią. – rzuca mama Basi w stronę Basi. Basia w fabule rozrabia. – I przestań się kiwać na krześle.
- Widzisz, - rzuca oskarżycielsko Erna. – jest taka sama, jak ty.
Pauza dla pełniejszego efektu.
- NIEMIŁA! – Erna wydyma wargi.
Kontynuuję lekturę.
Niemiła.
No tak.
lol. niemiła!
OdpowiedzUsuńi zimna nachłodno ;)
pozdro!
Hihihi. Niby bajka mocno edukacyjna, tylko dla kogo! :-))
OdpowiedzUsuńźle znoszę jakakolwiek podległość, zależność i podporządkowanie. ale generalizując kobiety to znoszą. znoszą też upokorzenia i bicie. bo taka ich rola i dola. psia mać.od dziecka sie wmawia i nie chodzi o różowe baleriny, przecież. płeć mózgu.
OdpowiedzUsuń:D:D:D Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńNiemiła mnie rozwaliła:D
OdpowiedzUsuńco ciekawe, ja też miałam okazję słyszeć ten zarzut, ale w momentach, w których się nie spodziewałam, a to mnie zmusiło do zastanowienia się nad swoim postępowaniem;)
OdpowiedzUsuńzimno, w starym interfejsie jest możliwość wyłączenia weryfikacji obrazkowej
OdpowiedzUsuń=> viki: DZIĘKI!
UsuńUDAŁO SIĘ! :))))
:) ja się męczyłam 3h:)
UsuńBasie też u nas były na topie baardzo długo i często :)))
OdpowiedzUsuńbo Basie są świetne
UsuńOj, Zimno,
OdpowiedzUsuńgdzieżbym śmiał twierdzić, że nie ma dyskryminacji? Przecie by mnie moja ślubna ukatrupiła.
Uważam jednak że w związku dwójki bliskich osób mogą one zgodzić się na WZAJEMNĄ współzależność, uwzględniającą w pewnych sprawach prawo weta - i zakres tych spraw jest wewnętrzną sprawą związku. To, czy dochodzi w nim do ubezwłasnowolnienia czy dyskryminacji jednej ze stron wymaga staranniejszego zbadania i nie wystarczy oprzeć się na jednej tylko poszlace.
Nie znaczy to, że mojej żonie na coś nie pozwalam (no, może ten nóż ceramiczny...) - spróbowałbym tylko! Byłoby to zresztą kontrskuteczne. Dla mnie sprawa (mojej) osobistej, szeroko zakreślonej niezależności jest chyba jednak mniej wrażliwym tematem - i zakładam, że mimo dyskryminacji kobiet od zamierzchłych czasów, niektóre z nich podzielają moje podejście.
Z nieustającymi, serdecznymi pozdrowieniami
Goldie,
Usuńja nie zimno, ale nie mogę milczeć, gdy ktoś mówi mymi słowy i werbalizuje moje myśli. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że mimo istotności sedna, któremu zaprzeczyć nie można, same wywody zimno oparte na przykładach rodem z magla, jedna pani drugiej pani, leje, ale kocha, błagam, spłycają temat. Ton moralizatorski też nie ułatwia. Tak, jak ktoś napisał wcześniej, mnie to nie dotyczy ale społeczeństwo takie ciemne, kobiety durne, ech...
I, tak, jestem kobietą.
Również pozdrawiam.
I cenię opinie autorki.
Zazwyczaj.
Dziś mnie bardziej irytują niż frapują.
A może to ton wypowiedzi? Nie wiem.
socjolożka
Erna ma kontakt myślowy z Zosią, ta synchronizacja: kiełbasa, karate jest podejrzana. balet/ tańce są passe. liczy się białe ubranko i "co powie pan sensei"
OdpowiedzUsuńradosnego Dnia Kobiet
cóż, metafizyka :)
UsuńErna ma jakiś kontakt paranormalny z Zosią, ta synchronizacja jest zaskakująca: kiełbasa, karate. taniec jest passe, liczy się białe ubranko i co powie pan sensei.
OdpowiedzUsuńmiłego Dnia Kobiet.
hmm, mój niedoszły mąż też mi nie pozwalał... zapisać się na lekcje salsy, no bo jak to bez niego? On, rzecz jasna, nie reflektował. Miał również sporo pomysłów na to jak mam się ubierać, ćwiczyć i spędzać czas wolny. Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że rozmijamy się... w wyobrażeniach na temat mojej osoby :P
OdpowiedzUsuńI znowu mam podobne odczucia, jak poprzednio, (takie jak socjolożka, 10:47).
OdpowiedzUsuńOsobiście mam wrażenie, że zasłyszana gdzieś tam, powierzchowna historia, przefiltrowana przez kilka par uszu staje się tematem do dyskusji ważnej.
Mam również wrażenie, że najważniejsza w tej dyskusji nie jest raptem ta "uciemiężona kobieta" z historyjki, czy jej problem, jeśli taki posiada, a jedynie możliwość jej umoralnienia. (Hm, czy narzucanie morale też nie bywało już kiedyś nadużyciem władzy?).
Mam odczucie, że na pierwszy plan nie wysuwa się tu faktyczny problem, a fakt absolutnego odcięcia się z obrzydzeniem od tego poziomu intelektualnego, jaki ta kobieta reprezentuje.
Wydaje mi się, że zwieńczeniem całej dyskusji nie jest jakakolwiek konkluzja, a jednoznaczne samozadowolenie z faktu, iż poruszony temat okazał się być aktualnym. ("Więc czuję wręcz przemożną synchronizację z częstotliwością świata.").
Ostatecznie mam naprawdę nieskrywane odczucie, że całość kręci się nie wokół problemu, a wokół piszącego.
Vau Ki
I znowu mam podobne odczucia, jak poprzednio, (takie jak socjolożka, 10:47).
OdpowiedzUsuńOsobiście mam wrażenie, że zasłyszana gdzieś tam, powierzchowna historia, przefiltrowana przez kilka par uszu staje się tematem do dyskusji ważnej.
Mam również wrażenie, że najważniejsza w tej dyskusji nie jest raptem ta "uciemiężona kobieta" z historyjki, czy jej problem, jeśli taki posiada, a jedynie możliwość jej umoralnienia. (Hm, czy narzucanie morale też nie bywało już kiedyś nadużyciem władzy?).
Mam odczucie, że na pierwszy plan nie wysuwa się tu faktyczny problem, a fakt absolutnego odcięcia się z obrzydzeniem od tego poziomu intelektualnego, jaki ta kobieta reprezentuje.
Wydaje mi się, że zwieńczeniem całej dyskusji nie jest jakakolwiek konkluzja, a jednoznaczne samozadowolenie z faktu, iż poruszony temat okazał się być aktualnym. ("Więc czuję wręcz przemożną synchronizację z częstotliwością świata.").
Ostatecznie mam naprawdę nieskrywane odczucie, że całość kręci się nie wokół problemu, a wokół piszącego.
Vau Ki