poniedziałek, 24 czerwca 2013

2.198

W regulaminie funduszu świadczeń socjalnych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu przewidziano możliwość dofinansowania ze zgromadzonych tam środków „opieki nad dziećmi w żłobkach oraz w przedszkolach”. Warunek przyznania dofinansowania jest właściwie jeden. Pracownik-rodzic musi być matką.

Wymądrzyłam się już na ten szokujący temat dla lokalnej prasy.
Ale to jest tak nośne i tak związane z „kobiecą narracją”, o której pisałam, że muszę – bo się przyduszę – rozwinąć wątek dyskryminacji.





Założenie regulaminu funduszu jest godne pochwały. Chodzi wszak o wspomożenie aktywizacji zawodowej kobiet, a wspomagania aktywizacji zawodowej kobiet nigdy nie za wiele.

[Pomimo wyprasowanych prześcieradeł i upranej firanki jestem zadeklarowaną zwolenniczką kobiecej samodzielności finansowej. Nie – zarabiania na waciki i na krem do twarzy i nie – wychodzenia do pracy, żeby mieć okazję założyć lepsze ciuchy, pobyć wśród ludzi i pogadać. Uważam, bo tak mnie wychowano, że kobieta powinna umieć na siebie zarobić. I to robić. Amen.]

Dlaczego więc nie popiskuję radośnie, że moja Alma Mater tak wielkodusznie wspomaga swoje pracownice-matki?
Bo mi opadła szczęka, bo odebrało mi mowę oraz władzę w palcach?

Tak.

Że nasze prawodawstwo nie nadąża za zmianami obyczajowymi, to wiadomo od dawna. Związki partnerskie są tu najlepszym przykładem. Ale doskonałym przykładem jest też zmiana kodeksu pracy wydłużająca urlop macierzyński do roku, bez faktycznej (czytaj: obowiązkowej) opcji dla ojców. Trzydziestoletni, bezdzietny minister pracy i polityki społecznej słodko trujący o tradycyjnych wyborach polskich rodziców spadł, zdaje się, z jakiejś archiwalnej gwiazdy (owszem, kręcą mnie astronomiczne porównania). Znani mi rówieśnicy ministra mają zgoła inne zdanie na temat rozmnażania i zamiast zająć się wyłącznie tradycyjnym zarabianiem kasy, zajmują się potomstwem, biorą urlopy ojcowskie i nie wyglądają na zawstydzonych umiejętnością obsługi niemowlaka.
Słowem – jest taka grupa ojców, rosnąca jak się wydaje, którzy czują się współodpowiedzialnymi rodzicami i całkiem na swoim miejscu w domu, z dziećmi, z zakupami i sprzątaniem.
A nasze prawo nie, polskie prawo utwierdza obywatela w przekonaniu, że od zajmowania się nielatem i domem jest matka.

Nieuwzględnienie faktycznych zmian w zwyczajach, więcej – dystansowanie się prawodawcy od wyznaczania kierunków rozwoju społecznego jednak mnie zaskakuje.
I martwi.

Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie utknęła swego czasu w sejmie (bo TRADYCYJNIE rodzic ma prawo KARCIĆ swoje dziecko, prawdaż; swoją drogą, jestem entuzjastką czasownika „karcić” jako synonimu dla kontaktu ręka-ciało), więc utknęła, ale ostatecznie poród był, powiedzmy, udany.
Teraz niemal jednogłośnie przeszła przez parlament nowelizacja kodeksu karnego i ściganie z urzędu przestępstw seksualnych aka gwałtów.
A rozwiązania rodzicielskie jakoś tak z oporem.

Dziwi mnie, że ojcowie nie grzmią, że dyskryminacja.

Na UAM zagrzmieli.
Odezwał się otóż pewien Francuz, to jednak symptomatyczne, że w żadnym polskim ojcu z UAM się nie obudziła rodzicielska świadomość i niezgoda na dyskryminację ze względu na płeć.
A przecież to jest poza wszystkim nielegalne. Ktoś nie doczytał kodeksu pracy, albo ma taką jego wykładnię, że uniwersytecki regulamin ZFŚS nie kreuje nierównego traktowania. Ciekawe.
Kolebka oświeceniowych trendów okazała się porażająco zachowawcza.
Na dofinansowanie opieki nad dzieckiem zasługuje, według kryteriów UAM, wyłącznie matka.
Myślę nad tym od kilku dni i nie znajduję po temu żadnych racjonalnych uzasadnień.
Dzieci zwykle miewają dwoje rodziców. Decyzje dotyczące źródeł utrzymania rodziny i sposobów opieki nad dzieckiem są przeważnie, mam wrażenie, decyzjami obojga. Dzieckiem może się zająć każde z rodziców, wyjąwszy pewnie czas intensywnego karmienia piersią.

Trudno dociec, jaka idea przyświecała autorowi (autorce?) regulaminu ZFŚS na UAM i dlaczego w jej tle stanęło założenie, że ewentualny problem z zapewnieniem opieki małemu dziecku jest kłopotem matki.

A wracając do szerszego kontekstu i braku systemowych rozwiązań zrównujących status ojców i matek.
Cóż, przyznaję w tym miejscu rację głosicielkom teorii „zrzuć to na swojego faceta”. Tak jest, zrzućmy to na naszych facetów i zafundujmy sobie aprecjację kobiecej narracji męskimi rękami. Facet, który spędzi trzy miesiące z dzieckiem (urlop ojcowski musi być obowiązkowy), więc facet, który spędzi kwartał zajmując się dzieckiem, ale także piorąc, gotując i sprzątając nigdy więcej nie zasugeruje, że pranie się robi samo, a obiad wystarczy podgrzać w mikrofali. Obowiązkowy urlop ojcowski wytrąci też dyskryminacyjny oręż pracodawcom – zatrudnienie faceta będzie niemal tak samo „ryzykowne”, jak zatrudnienie kobiety w wieku rozrodczym (a nawet bardziej, bo męski wiek rozrodczy trwa do emerytury, cóż za pożytki z menopauzy).

I nie przyjmuję argumentu, że pana Zdzicha, ślusarza z Rajczy w ogóle nie będzie kręcić takie rozwiązanie. Skoro jarmarczne telewizyjne widowiska są w stanie sprawić, że cały naród tańczy z nami, to przekonanie pana Zdzicha, ślusarza z Rajczy, że teraz się pląsa w wymianę pieluch i gotowanie obiadu nie powinno zająć więcej, niż 25-30 lat.


Z punktu widzenia mojej siedmioletniej Erny – powiedzmy, że w sam raz.






13 komentarzy:

  1. suponujesz, że Erna za pana Zdzicha?
    Oj.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wynika z tego, że szkolnictwo wyższe, delegata którego mamy tu w postaci UAM, które powinno nieść w świat kaganek oświaty i postępu jest ostoją tegoż to postępu w postaci propagowania feminizmu w czystej postaci. Czym to jawi się "zaplutym karłem reakcjonizmu" - tak mnie świerzbi język, żeby to napisać ;)
    W moim otoczeniu - mąż koleżanki z pracy i Mój Osobisty Brat - pracują w firmach, które dofinansowują przedszkole dla pracowników-mężczyzn.
    UAM, ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zimno, po kropce tupnij jeszcze nóżką.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie kumam. To znaczy kumam i popieram poglądy Zimna aż do postulatu o obowiązkowych urlopach tacieżyńskich i ich zbawiennym wpływie na facetów. Ślusarz z Rajczy też nie kuma i mówi, że każda kobitka powinna przejść obowiązkowy trzytygodniowy staż u szewca, krawca, zduna lub górnika brunatnego albo kamiennego.I nie przyjmuje argumentu, że Pani Zdzichy, prawniczki z Gondek w ogóle nie będzie kręcić takie rozwiązanie.
    Sorry, ale dalej nie mogę uwierzyć, że dwa ostatnie akapity to tekst z tego blogu.




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sa kraje, Maryjanie, gdzie dwa ostatnie akapity tego blogu obowiazuja i na wlasne oczy widzialam uradowanych slusarzy, tramwajarzy i dekarzy, ktory ow urlop ojcowski podejmowali z radoscia. I gdzie urlop ojcowski jest powodem do dumy.
      Na Wyspie urlop ojcowski to nowosc, ale sie przyjmuje. Dwoch ojcow, ktorych znam, wybralo ostatnio taka opcje i oto, prosze... przyznaja, ze to ciezki kawalek orki, ale ile satysfakcji. Poza tym Wyspiarze wspieraja, promuja, pokazuja, ze fajnie jest byc z dzieckiem... w ciagu ostatnich trzech lat jak grzyby po deszczu, grupy dla poczatkujacych ojcow, spotkania, gdzie moga przyjsc z nieletnimi, swoiste grupy wsparcia. Jakie to jest fajne! I ja uwielbiam zostawic corke z ojcem i zniknac na chwile, bo widze, jak rewelacyjnie dzieki temu sie poznaja i dogaduja i nawiazuja solidne relacje.

      Swiat sie zmienia, czterdziesci lat temu moj erefenowski tesc ni razu nie wypchnal z domu wozka ze swym synem, bo kumple zabiliby go smiechem. Dzis rozejrzawszy sie dookola wyszarpywal mi wozek z wnuczka i gnal na plac zabaw, gdzie ci sami kumple, z rozrusznikami serca, lysina i wysokim cholesterolem biegali wokol hustawek licytujac sie, czyje madrzejsze i piekniejsze oraz udzielajac sobie porad, jak zmieniac pieluchy. Zimno, jest nadzieja.

      Usuń
  5. Ale jak można nie kumać? Urlopy tacierzyńskie ( tak jak i urlopy macierzyńskie) powinny być naturalną konsekwencją rozpoczęcia życia rodzinnego. W "projekcie dziecko" uczestniczą przecież i matka i ojciec. Dlaczego pozbawiać którąkolwiek z płci jakichkolwiek praw albo obowiązków wynikających z faktu stania się rodzicem?
    Razem jedziemy na wakacje- razem wypoczywamy. Wspólnie urządzilismy imprezę- razem po niej sprzątamy. Razem zrobiliśmy człowieka ( nikt nas do tego nie zmuszał!)- razem się nim opiekujemy. To chyba logiczne?

    A ślusarzowi coś się popitoliło. Nie chciałam być zdunem, szewcem ani krawcem i nie zamierzam w związku z tym budowac pieców, kleic butów ani fastrygować spodni. Chciałam natomiast być matką ( tak jak mój mąż chciał być ojcem) i dlatego będę karmić, przewijać, pielęgnować, prowadzać do szkoły, brać urlopy i zwolnienia lekarskie ( tak samo jak i mój mający połowę udziałów w naszych dzieciach mąż!) Howgh!
    Czy ślusarz teraz załapał?


    To mówiła niejaka sikooorka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Drogie Kaczko i Sikooorko.
    Chyba się nie zrozumieliśmy. Nie kumam zwłaszcza tego fragmentu który pewnie Wam umknął: „Facet, który spędzi trzy miesiące z dzieckiem (urlop ojcowski musi być obowiązkowy), więc facet, który spędzi kwartał zajmując się dzieckiem, ale także piorąc, gotując i sprzątając nigdy więcej nie zasugeruje, że pranie się robi samo, a obiad wystarczy podgrzać w mikrofali.” Dotąd sądziłem, że taki urlop ma służyć pogłębieniu więzi między Ojcem i jego potomstwem i odciążyć nieco ( wszak to tylko trzy miesiące) Matkę, która i tak czuwa w pobliżu. A tu nagle okazuje się, że chodzi o wychowanie faceta który dopiero po trzech miesiącach jest w stanie pojąć o co kaman i docenić codzienną pracę swojej żony. To nawet cesarskie władze wojskowe były łaskawsze dla mężczyzn, bo uznawały, że 6 tygodni zupełnie wystarczy aby z bezużytecznego cywila zrobić żołnierza umiejącego maszerować, czyścić buty, zasłać łóżko i oddać ducha za Cesarza. Zresztą pogląd ten mimo upadku monarchii i dwóch światowych pokutuje w wielu dzisiejszych armiach.
    Dziwi mnie jeszcze jedno, że Zimno potrafiące wykryć pojedynczą cząstkę testosteronu w objętości Stadionu Narodowego i seksistę po sposobie poruszania, nie zauważa jak bardzo seksistowski jest tekst o ślusarzu z Rajczy. A klucze tak lubią się gubić a zamki w drzwiach zacinać……
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Maryjanie, jest rewolucyjny czas, więc się nie bawimy tu, nad klawiaturą, w bułkę przez bibułkę, tylko walimy Zdzichem z Rajczy.
      i o.
      Maryjan z Kądś Tam byłby równie dobry, przyznaję, ale akurat przyszedł mi na myśl nie-Maryjan, przepraszam. sorry.

      a wracając do Twojej pierwszej wypowiedzi i passusu z krawcem, zdunem i górnikiem przodkowym. zauważ, że ani ja, ani moje koleżanki w biedzie się nie przyuczałam w profilu "pranie prania, ścieranie ścierą i gotowanie na kuchni".
      i jeszcze jedna, drobna różnica między gospodarzeniem w domu a fedrowaniem na przodku - za pranie nie ma ani kasy, ani emerytury.
      czas się tym podzielić.
      nie sądzisz?


      zresztą, o tym pisze cała Polska ;))))

      http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/opinie/20130619/pacewicz-donos-na-meskiego-lenia

      http://wyborcza.pl/1,75478,14155054,Agnieszka_Graff__Trzeba_uwolnic_ojca_w_Polaku.html?as=2#ixzz2XGDfr0WG

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Długo się zbierałam, do napisania, bo trudno mi się przyłączyć do głosów oburzenia na UAM. Moje stanowisko dotyczące wychowania dzieci jest takie, że powinni opieką nad dzieckiem dzielić się oboje rodzice, bo dziecko zafundowali sobie wspólnie. Ale nie odbieram decyzji UAM jako podtrzymywania patriarchatu i wyrazu spychania na kobiety obowiązku zajmowania się dziećmi.
    Uzasadnienie :): Ustawodawca, czyli nasze państwo postanowiło nie pomagać tym kobietom, których partnerzy migają się od równej z matkami opieki nad potomstwem w jego (potomstwa) bardzo młodym wieku - nie wprowadzili obowiązkowych urlopów tacierzyńskich w wymiarze równym urlopom macierzyńskim. Panowie więc nie MUSZĄ (nie skłonieni do tego odpowiednim prawem), podobnie jak kobiety, poświęcić części swojego czasu (pracy zawodowej)na opiekę nad bardzo nielatami. Ktoś się nimi jednakowoż musi zajmować i ustawodawca wyznaczył do tego kobietę (i zrobił strasznie głupio i wrednie). Tak wygląda aktualna sytuacja, a nie stan idealny, który przypuszczam większości z nas bardziej by odpowiadał. Tak więc to kobiety siedzą na urlopach macierzyńskich (bo często zarabiają mniej niż mężczyzna; bo mogą je wziąć na dłuższy czas niż ojciec dziecka; bo wielu ojcom nie mieści się w głowie, że mogło by być inaczej). Państwo polskie postanowiło nie pomagać kobietom przez odpowiednio skonstruowaną ustawę. Ale swoim pracownicom (wysyłanym na długie urlopy macierzyńskie i przez to wytypowanym przez państwo do opieki nad dziećmi) postanowił pomóc UAM i wyrównać choćby częściowo ową nierówność, jaką regulacjami wprowadziło państwo.
    UAM wybrał taką opcję: Kobieto-pracowniku wysłana przez ustawę do domu, pomagamy Ci wrócić do nas - dostaniesz dodatkowe pieniądze na przedszkole dla dziecka, więc możesz wrócić (jeśli chcesz) do pracy. Dzięki temu dodatkowi Twój dochód będzie porównywalny z dochodem męża, więc argument ekonomiczny, że musisz siedzieć w domu, bo to, co zarabiasz i tak pochłonie przedszkole przestanie być racjonalny.
    I teraz za to UAM zbiera cięgi, bo promuje tradycyjne role w rodzinie. Można by było tak twierdzić, gdyby sytuacja prawna kobiet w kwestii urlopów rodzicielskich była taka sama jak mężczyzn. Ale nie jest.
    Nie działamy w sytuacji idealnej (oboje rodzice równo zajmują się dzieckiem), ale w takiej (prawnej, mentalnościowej) jaką mamy - spora część społeczeństwa widzi w kobietach "właściwe" opiekunki do małych dzieci. Czy mi się to podoba? NIE! Dlatego trzeba "budzić ojca w Polaku". Oraz w ustawodawcy. Póki to się nie dokona należy moim zdaniem tolerować/popierać takie "dyskryminujące" półśrodki.
    A teraz mnie zjedzcie :)
    joa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. joa:

      dokładnie tak jak Ty odebrałam tę ofertę UAM-u, dlatego również nie bardzo rozumiałam tego oburzenia. (Mam wrażenie, że na tym blogu istnieje jakby nieco bezrefleksyjny przymus fukania na wszystko, co pojawia się w przestrzeni konotacyjnej matka-dziecko).

      Też mam wrażenie, że UAM działając w rzeczywistości zastanej, nie chce zmieniać czegoś, czego nie może (prawa), a chce jedynie otworzyć kobietom jakieś drzwi w tej głupiej, dyskryminującej je, ale zastanej prawnej sytuacji.

      monika

      Usuń
  9. Oto dziennik rodzicielski Zimna niepostrzeżenie ześlizguje się w konwencję społecznego dialogu. Bardzo potrzebnego - prawda (niektóre posty czytam jak mantrę), ale nie ukrywam, że wciąż liczę na ciąg dalszy "Projektu matka".
    Tak, jestem rozczarowana, ale też rozumiem. Urocza paplanina kilkulatka dość szybko ustępuje miejsca pomrukom nastolatka, który - co tu kryć - wypowiada się w tonie oskarżeń, złości, zwykle na granicy rodzicielskiej wytrzymałości. Ani to zabawne, ani łatwe do spuentowania (o szybkiej, mądrej reakcj rodzicielskiej nie wspominając). Do tego dochodzi dylemat jak opisać zwykły dzień, żeby uchwycić sedno i jednocześnie nie przekroczyć wrażliwej, nastoletniej intymności, do której z dnia na dzień tracimy przecież ścieżkę dostępu.

    Wszystkiego dobrego, Pani Małgorzato. Może przyszedł czas na pełną fikcję literacką? Wierzę, że - jak zwykle - uchwyci Pani sedno:) Mam też głęboką nadzieję, że za jakiś czas, gdy nasze dzieci się już usamodzielnią, nie przyjdzie nam do głowy twierdzić, że godzenie kariery zawodowej z pracą w domu jest łatwe - pierze pralka, prasować nie trzeba, gotować uielbiam, a sprząta mi pewna pani...

    OdpowiedzUsuń
  10. hej przeczytałam gdzieś wywiad z Tobą i tak trafiłam na Twój blog..bo zgadzam się ze wszystkim tym, co powiedziałas w tym wywiadzie. Z tym jak anachroniczne rozwiązania proponuje rodzicom nasze państwo, jak utrwala stereotypy i nierówność na rynku pracy, jak jest kompletnei oderwane od rzeczywistości ludzi takich jak my. Jak niewolnicze stosunki panują na rynku pracy - o tym, ze w Polsce zagraniczne korporacje nagle "tracą pamięc" i zachowują się tak, jakby ich pracownicy nie mieli prawa do zadnego życia prywatnego, a już na pewno posiadania rodziny - choć u siebie "w domu" pozwalają pracownikom na pracę z domu, niepełne etaty, elastyczny czas pracy - bo taka jest ogólna kultura w stosunkach pracownik-pracodawca. Ale nie wiem, czy bedę czytać Twojego bloga, bo te tematy mnie doprowadzają do białej gorączki i fakt, ze ktos myśli tak samo nie poprawia mi nastroju. Nasi rządzący, czy z prawa czy z lewa kompletnie głusi pozostają na nasze potrzeby, choć nalezymy do kurczącej sie w tym kraju grupy płacącej podatki. Czuję sie kompletnie bezradna, bo głosowanie w tym kraju nic nie zmienia.
    A to, ze minister pracy i POLITYKI SPOŁECZNEJ jest bezdzietny to jest taki absurd jak to, że w tym kraju wychowania seksualnego mają uczyć katechetki.

    OdpowiedzUsuń