środa, 19 czerwca 2013

2.196

Pastwienie się tu niżej nad chybionym użyciem przez M.Ś. przykładu pani, która co prawda nie posprząta u wszystkich, za to u wielkomiejskich feministek – owszem (czym im umożliwia karierę zawodową) było, przyznaję, proste. Anegdota jest drastyczna, a krytyka drastycznych anegdot nie wymaga przenikliwości. Ani erudycji. Na swoje usprawiedliwienie wskazuję, że nie rozwinęłam (i nie rozwinę!), miłosiernie, wątku wynagrodzenia pani sprzątającej (faktura VAT czy raczej zlecenie z odprowadzaniem składek na ubezpieczenie społeczne?, bo chyba nie pogłębia się niedoli i braku emerytalnych perspektyw, wspierając szarą strefę?, zresztą – cóż mnie to obchodzi).
Powinno obchodzić, ale nie obchodzi, bo nie mam złudzeń, że nawrócę pół świata klawiaturą laptopa.

W pani sprzątającej jest jednak moc, czułam to, wskoczyła wczoraj z fasonem na Wysokie Obcasy i rozpętała burzę w misce mydlin. Manewrując, sądzę, kijem od mopa.



klik




Zarobiłam przy okazji filiżankę pomyj.
Dostało się mojej firance – jednej z dwóch, które mam w gospodarstwie domowym, oberwała plisowana spódnica Erny, podziwiam społeczeństwo za werwę w udzielaniu jedynie słusznych porad. Każde życie, jak wnioskuję, da się upgrade’ować przy pomocy kilku prostych trików. Nie prasuj, nie gotuj, nie zmywaj podłogi.
(i tutaj budzi się we mnie bestia – na miarę gospodyni domowej – i syczę jadowicie, przelatując wzrokiem po poradach komentatorów, że mnie nie dziwi kariera zawodowa perfekcyjnej pani domu; Małgorzata Rozenek nieustająco będzie miała w tym kraju co robić).
He he.

Ale dobra, dość o mnie, pomówmy o polityce, bo w końcu o politykę tu chodzi.

O politykę, a nie o to, czy blogerka o ksywie zimno prasuje prześcieradła czy ich nie prasuje.
Prasuje.
Bo lubi spać na wyprasowanym. I o.
Lubi siadać z wielodzietną rodziną do stołu, więc raz lepiej, a raz gorzej, za to codziennie skleca obiad.
Lubi świeżą odzież, więc pierze. Raczej częściej, niż rzadziej, ale skoro już się urodziło tylu ludzi ...
I mam wrażenie, że nie jestem w tym odosobniona, że się tym, co robię po godzinach w pracy zawodowej wpisuję w pewną kobiecą narrację. Nazwałam ją „zabawą w dom”, ale to zabawa na poważnie, istotna część fabuły. Pielęgnowanie ogniska, oj, oj, oj, ze świadomością, że to w sumie kluczowe i że ma znaczenie, żeby nie odpuścić i nie wciągać chłodnej pizzy na kanapie, wśród gazetek z Tesco, przed telewizorem.
I o dziwo, nie chodzi wyłącznie o formę. Forma – czysta podłoga, wyprasowana odzież, obiad po pracy/szkole – jest zaledwie oprawą. Chcę, żeby moim dzieciom dom kojarzył się z obiadem, z siedzeniem razem wokół stołu, z tym, że się porządnie odziewa, że miłość – będzie patetycznie – objawia się także w dbałości.
To nie jest jedyna możliwa narracja, jak mówię, jest jedną z wielu. Ale jest. Pomijanie jej nie trzyma się kupy.

Nazwałam ją kobiecą, a to takie dyskryminujące.

Próbuję rzecz rozebrać na części i wychodzi mi, że teraz powinno być o systemie wartości.
Rozumiem, że można kłaść akcent na pracę zawodową i w niej spędzać po 16 godzin.
Rozumiem, że priorytetem może być własny komfort, czas na pasje czy na coś tam.
Priorytetem może być także prywatność, rodzina i pielęgnowanie domu.

A można chcieć wszystkiego naraz. I to nie grzech, jak sądzę.

Innymi słowy, można chcieć, żeby praca zawodowa była tak samo ważna, jak osobisty rozwój i jak życie domowe. I to nie na zasadzie, że poświęcam całą energię pracy (ewentualnie sobie), a obowiązki gospodarskie outsourcinguję, ale na zasadzie równowagi, bo się szuka tak zwanego spełnienia po wszystkich stronach.

I to też mnie ukłuło w wywiadzie z M. Ś.
A właściwie, po rachunku sumienia, ucisnęło mnie generalnie w tym, jaką linię feminizmu M.Ś. prezentuje. MĘSKĄ linię. Że liczy się tylko działalność poza domem, bo gospodarskie działania są nierozwijające i nudne (niepłatne, niewymagające naukowych kompetencji, nie nie nie i nie).

Celowo abstrahuję tu od aspektów ekonomicznych i od praktycznej niemożności zlecenia „niżej” obowiązków domowych przez bardzo liczną grupę kobiet. Celowo, bo rzecz się mi rozpełza na miliony wątków. Ale pomijanie tego jest metodologicznie błędne. M. Ś. w praktyce wyłącza ze swojego feminizmu ogromną część kobiet. Te, które sprzątają u siebie i te, które sprzątają u tych, które same nie muszą sprzątać są, widać, z niedotykalnych. Ich feminizm nie obejmuje.
Wyżej powiedziałam, że niedowartościowanie kobiecej narracji jest nielogiczne. Tutaj mówię, że oderwanie się od kobiecej narracji jest wykluczające.

Wyczuwam wszakże jeden haczyk.
Otóż doskonale rozumiem pragnienie robienia rzeczy trwałych, wielkich i znaczących.
To pewnie poniekąd pragnienie nieśmiertelności. Żeby zostało po mnie dzieło. Żeby non omnis moriar.
Po kobiecych działaniach nie zostaje żaden ślad, pisałam o tym zylion razy, że mnie jednak wkurza, że moja energia idzie w naładowanie pralki, zamiast w dzieła wielkie, trwałe i znaczące, czymkolwiek by one nie były. Tego sposobu myślenia nie umiem się pozbyć.

Myślę jednak, że jest pewną pokorą przyznać, że życie otóż może się składać również z działań nietrwałych, niewielkich i nieznaczących i – mieć wartość.
Jest wartość w kobiecej narracji. I warto, żeby to akcentować.


(A kiedy „kobieca” narracja zyska wreszcie na społecznej wartości – nie wiem, w jaki sposób, ale zyska, jestem pewna, choćby i za 100 lat, wtedy straci – o tym też jestem przekonana – przymiotnik. Będzie alternatywą nie wyłącznie dla kobiet.
No. Pojechałam utopią.)







65 komentarzy:

  1. "...jaką linię feminizmu M.Ś. prezentuje. MĘSKĄ linię" - do tego samego wniosku doszłam 15 minut temu pod prysznicem (bo gdzie zmęczona matka ma uruchamiać komórki myślowe?).

    Zastanawia mnie to pragnienie władzy. Załóżmy, że ogrom kobiet do tej władzy się dopcha. Co z nią zrobią? Jak wykorzystają? O czyje dobro będą zabiegać? Czy nie pominą w swoich staraniach o wielką kobieco-męska sprawiedliwość tych kobiet, które upatrują piękno w tzw. siedzeniu w domu z dziećmi? Czy to, że świadomie wybrałam urlop wychowawczy, zrzucając trudy materialne na męża, czyni mnie kobietą zacofaną?

    Gdy czytam wypowiedzi naszych wojowniczek, mam wrażenie, że one walczą przede wszystkim za siebie i dla siebie. Że to ich potrzeby. Ich aspiracje i ambicje. Że moje dobro, zdanie i wybory nic dla nich nie znaczą, bo ja to ta szeregowa obywatelka ciemnogrodu, całkowicie omamiona patriarchatem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Moe: władza jest ważna.
      ale byłoby miło, gdyby liderki brały pod rozwagę różne punkty kobiecego widzenia, a nie równały do jednej sztancy.

      Usuń
  2. Ten wielki przewrót "kobiet pracujących" wkradł się w życie tak mocno że chyba wszyscy zapomnieli dlaczego. Same baby się już w tym chyba pogubiły. Jesteśmy wkręceni w machinę gdzie miarą sukcesu są pieniądze i wysoki status materialny. Coraz więcej ludzi żyje żeby mieć a nie żeby być. Smutne. Ale trudno. Tylko dlaczego do jasnej cholery to jest że wyśmiewa się tych którzy wolą być niż mieć???? W morde jeża, niech każdy robi w życiu co chce byle był szczęśliwy i niech zamilkną te paszcze które wszystkim chcą mówić jak należy żyć a jak nie. I o. Tyle powiem w tym temacie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => gocha: tak, też mnie rusza ta jedyna prawdziwa właściwa miara sukcesu.
      jakby nic innego nie miało wartości, tylko "kto więcej"

      Usuń
  3. Ależ zostaje po Nas dzieło. Nasze Dzieci są dziełem trwałym, wielkim i niezmiernie znaczącym :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostaje po Nas dzieło. Dzieci są dziełem trwałym, wielkim i niezmiernie znaczącym :)

    OdpowiedzUsuń
  5. I właśnie ta Dbałość wejdzie w krew Twoim dzieciakom, a oni poniosą ją dalej w świat. Nie waż się tego nazywać czymś ulotnym i pozbawionym sensu. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => broszki: mam nadzieję, że wejdzie. i mam nadzieję, że to kapitał.

      Usuń
  6. Zero "outsourcingu" i wszystko działa? I dzieci dopieszczone i praca i rozwój intelektualny i obiad codziennie i pościel własnoręcznie... Dla mnie równie utopijna wizja, jak pani do sprzątania, która ma panią do sprzątania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Basia: ale kto "zero outsourcingu"? ja? czy gdziekolwiek o tym wspomniałam?

      Usuń
    2. Takie wrażenie odniosłam, że nie chcesz zlecać nikomu prac, które "należą do Ciebie", które świadczą o dbałości o dom i rodzinę... 'miłość wyraża się w dbałości" coś mi się tłucze po głowie, nie wiem czy to Twoje..:) Być może zbyt daleko idące wnioski wysnułam. Przepraszam, jeśli błędne.

      Usuń
  7. Bo mam wrażenie, że taki sposób funkcjonowania nie jest jednak dostępny dla wszystkich kobiet (tak samo jak nie wszystkie kobiety mogą sobie pozwolić na panią do sprzątania) i wiele z nich nie jest w stanie wszstkich swoich priorytetów ustawić szeregowo. Ja na przykład nie jestem w stanie;) Coś jednak musi się odbywać kosztem czegoś innego. I może MŚ chodziło o taki "realizm" właśnie (O borze, bronię magadaleny środy). A wyszło jak wyszło.

    OdpowiedzUsuń
  8. "Głupota jest naturą ludzką, a nie cechą płci"

    tak odpowiedział mi MNK, gdy rani zdążyłam przeczytać Twój poprzedni post, który podniósł mi ciśnienie, a kolega pierwsze słowa w pracy do mnie zaczął od "Bo Wy..."
    ścięłam się z nim mocno, ale sam się zreflektował powyższymi słowami.

    Zimno, zdążyłam się zorientować, że M.Ś. jest strasznie zafiksowana na punkcie kościoła katolickiego, a główna myśl przez nią forsowana (celowo nie stosuję tu dużej litery, proszę podpowiedz, jest na to łacińskie określenie), jest taka, że to ta instytucja jest winna roli, pozycji kobiet i jej utrwalania w polskim społeczeństwie. Nie przejmuj się więc.
    Brudna podłoga, nieumyte okna, firanki czyste czy już przykurzone, dziecko przed komputerem czy przed telewizorem, obiad z kompotem lub z ekspressowej pizzeri, czytanie dzieciom na dobranoc lub nie, prasowanie o 24 lub o 5 rano (jak kto woli) - za wszystko odpowiada episkopat, prymas, proboszcz i gospodyni u niego.
    Amen.
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rzeczą wielką trwałą i znaczącą jest robienie nowego człowieka.
    Nie da się go zrobić zdalnie, nie znając i nie dbając.

    Mnie boli, że Pani Profesor nie ceni pracy Matek. Nie ceni tego zawodu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Na początek o nietrwałości. Słuchałam kiedyś wykładu bardzo znanego profesora (mężczyzny!), absolutnego autorytetu i numeru jeden w dziedzinie badań, jaką reprezentuje. Teraz jest już dość wiekowy (80 lat!), napisał kilkadziesiąt książek i na tym wykładzie pokazując swoje wtedy kilkuletnie dziecko powiedział: To jest moja nieśmiertelność. Naprawdę wielki, światowy autorytet, którego badania i refleksja (w przeciwieństwie od prac naukowych Środy) mają wpływ na naukę w wielu krajach. Więc może warto dbać o tę naszą "nietrwałość", pracę włożoną w wychowanie dzieci (nie tylko pracę mam, ale i ojców, którzy chyba coraz częściej też doceniają możliwość wpływania na kształt świata poprzez wychowywanie dzieci - mówię to z perspektywy wielkomiejskiej klasy średniej ;)). I też tak jak Zimno wykonuję całą masę prac domowych, bo po prostu to lubię. Lubię mieć możliwość kształtowania mojego otoczenia - czegoś na co chcę i mogę mieć wpływ. Mnie to odpowiada i łączę to z pracą zawodową, która - choć rozwijająca - nie jest dla mnie wcale bardziej wartościowa, niż praca domowa.
    I tak jeszcze anegdotycznie na koniec. Tak jak Środa pracuję na uczelni i prowadzę badania. Na pewnej konferencji wywiązała się jakaś absurdalna, poboczna dyskusja czy pisarz jest pisarzem tylko wtedy gdy siedzi przy biurku i pisze. Pewien profesor bardzo bronił tego poglądu. Razem z siedzącą obok koleżanką (matką dwójki małych dzieci) stwierdziłyśmy, że nam rewelacyjnie "pisze się" np. przy wieszaniu prania, kiedy cało jest zajęte pewną prostą czynnością a mózg na święty spokój i może spokojnie popracować ;).
    Próbuję, z różnym skutkiem, łączyć pracę zawodową z pracą domową (w której wspiera mnie kolega małżonek). Radzę sobie. Ale szlag mnie trafia jak jakaś wielkomiejska paniusia mówi, że to takie łatwe a wszystkie te, którym to sprawia trudność po prostu nie potrafią się zorganizować. Łączenie pracy naukowej z pracą domową dla Środy było łatwe. Ciekawe dlaczego w takim razie zrobienie doktoratu zajęło jej 9 lat? W tym czasie ustawowy obowiązek nakazywał zrobić to w lat 8. Obecnie dziewczyny mają na doktorat 4 lata. Czy im pogodzić macierzyństwo z pracą naukową nie jest zdecydowanie trudniej niż Środzie? Skoro tak świetnie łączyła pracę zawodową z prowadzeniem domu to dlaczego habilitację zrobiła po 14! latach. Przecież to takie łatwe! To dlaczego nie wyrobiła się w terminie (8 lat)? Te głoszone przez nią hasła chyba w przypadku jej samej nie bardzo się sprawdziły - przynajmniej w pracy zawodowej.
    joa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :):) doktorat "robię" już szósty rok, naprawdę można tak, zgodnie z prawem;) wszystko jest kwestią priorytetów. czasami trzeba pogłębić badania, czasami po prostu fajniej jest porobić coś innego. podróżować, poleniuchować. a doktorat nie zając ;)
      nie obrażam się za "wielkomiejską paniusię" (emigrowałam z Łodzi do mniejszego Poznania;))), ale nic mi nie dano, nic do mnie samo nie przyszło droga Joa.. wszystko własną pracą, na tą "panią sprzatajacą" też od taty nie dostaję.
      a co do organizacji.. do głowy by mi nie przyszło krytykować kogoś kto sobie "nie radzi". lub radzi gorzej niz ja;) ale mierzi mnie to powszechnie jęczenie, w sytuacji, kiedy naprawdę nie mamy złego życia..

      Usuń
    2. A skąd pomysł, że mój post był akurat do Ciebie? To nie ciebie nazwałam "wielkomiejską paniusią" (dlaczego miałabym ciebie, skoro się wcześniej nie odzywałaś?).Czyżby hukniesz w stół...? ;)
      Mówisz, że zgodnie z prawem piszesz doktorat 6 lat. A pracujesz na uczelni (tak jak Środa pisząc doktorat)? I ze stypendium doktoranckiego opłacasz ogrodnika i panią do sprzątania? Skoro to nie tatuś daje, to może jednak przylatujący co dwa tygodnie mąż zarabia i na panią do sprzątania i na ogrodnika? I stać Cię dzięki temu na miłe i przyjemne życie? I nie masz powodu do narzekań. Ale nie wszyscy tak mają.
      Poza tym drobną hipokryzją wydaje mi się postawa: "nie sprzątam, bo prace domowe są be, a ja jestem stworzona do wyższych celów (pogłębianie badań, podróżowanie, leniuchowanie). Od tego mam panią do sprzątania, dla której ta sama praca, której ja nie chcę wykonać, jest w porządku, bo to jej zawód.
      Ciekawe, że poczułaś się adresatką mojego posta, w którym zwróciłam jedynie uwagę, że hasło "łączyłam i łączę" przynajmniej jeśli chodzi o pracę zawodową, nie do końca w przypadku Środy, wydaje się być takie proste skoro wypełnienie pewnych regulacji dotyczących pracy zajęło jej aż tak dużo czasu. Wyobrażam sobie współczesnego pracodawcę (także w postaci przełożonych na uczelni), który mówi: a niech sobie pani robi 14 lat habilitację, (projekt, umowę itp) rozumiem, że są inne priorytety i czasem po prostu fajniej jest porobić coś innego. Podróżować, poleniuchować. A doktorat (habilitacja, umowa, projekt) nie zając. Już to widzę. I na tym polega na przykład różnica między mną a dr hab. Magdaleną Środą.
      Ciekawe, że piszesz w swoich postach o pracach związanych z prowadzeniem domu (że łatwe i mało czasochłonne) a nie piszesz nic o pracy zawodowej. Dyskusja dotyczyła łączenia jednego z drugim, a nie dobrych rad jak bezproblemowo, dysponując odpowiednią gotówką, prowadzić dom. Najwyraźniej problem ŁĄCZENIA obu tych obszarów działalności ciebie nie dotyczy.
      joa

      Usuń
    3. dokładnie, uderzyłaś w stół:) bo oto jestem. z miasta, pracująca, z domem i dziećmi i nie widząca problemu.
      więc wzięłam to do siebie, oczywiście, że nie personalnie, ale "paniusia" wydała mi się cokolwiek pejoratywna i odnosząca się do grupy, z którą jakoś tam się utożsamiam (mając do wyboru łączące pracę i dom "paniusie" i nie łączące matki i pracownice, stawiam się w szeregu paniuś;)), więc napisałam co myślę.. dziwnie to odebrałaś przyznaję.. a co takiego miałam napisać o pracy? że zaczynam ją rano, kończę po południu (mam zadaniowy czas pracy więc nie obowiązują mnie sztywne godziny), że mam świetnego szefa,lubię to co robię.. że nie zawsze jest różowo, że trzeba kombinować, ściągać z Łodzi babcię, jak mąż daleko, a ja muszę wyjechać? że zdarza mi się ślęczeć nad raportem do rana? różnie bywa, ale suma sumarum, dajemy radę.
      i nie wiem, gdzie napisałam, że "nie sprzątam, bo prace domowe są be, a ja jestem stworzona do wyższych celów"? nie są "be" właśnie, to na co starcza mi czasu i chęci robię sama.. może właśnie to, że nie widzę problemu w wieszaniu prania sprawia, że, podkreślam żebys zauważyła, łatwiej GODZĘ i ŁĄCZĘ pracę i dom..? :)
      i jakoś nie uważam mojej "pani sprzatajacej" za osobę od brudnej roboty, której ja nie chcę. podział pracy w społeczeństwie od starozytności jest czymś normalnym:))) moja sprzataczka to obrotna kobieta, którą szanuję. dzięki której mogę weekendy spedzać z córkami a nie z odkurzaczem. moja ginekolog jest niesympatyczna i wiecznie naburmuszona, ale jestem na nią skazana, bo na wsi jedyna. moja sąsiadka, prawniczka od podatków, sprzata sama i nie wyobraża sobie, żeby ktos obcy kręcił jej się po kuchni, za to kiedy tylko może wywozi dzieciaki do babci. ile nas, tyle historii i sposobów na życie. ale powtarzam, podnoszenie lamentu, że zmywarkę trzeba wstawić,a pranie powiesić jest.. niestosowne:) naprawdę, nie harujemy jak woły i ilość materialnych zasobów jakie posiadamy, może, owszem pewne sprawy ułatwić, ale znacznie ważniejsze jest nastawienie (pozytywne, jak lubi sie swoje życie, to i prasowanie nie boli), zrozumienie i ta okropna "dobra organizacja" ;)
      i nie, nie pracuję już na uczelni, doktorat to luksusowy dodatek do mojego łatwego i bajkowego, paniusiowatego życia..
      :)

      Usuń
    4. => joe: BARDZO, BARDZO te Twoje wpisy.
      BARDZO :))))

      Usuń
    5. ciekawe, że nawet już z doktoratem nie stać mnie na panią sprzątającą i jak zwykle wszystko muszę sama :) Alpenlove powiedz proszę, gdzie jest tak dobra uczelnia, że przed doktoratem dają tyle, że można zaprosić do pomocy panią sprzątającą. Bez żadnego sarkazmu pytam, tylko tak zwyczajnie. Bo widzisz, spełniać się zawodowo mogłabym gdzie indziej, gdzieś gdzie lepiej za tą samą robotę płacą.

      Usuń
  11. A co by panie komentujące z linka powiedziały, na to że mi jest trudno mimo bałaganu, lepkich firanek i szybkich dań? Zjadłby mnie pewnie bardziej niż Ciebie Zimno :) I ja mam tylko jedno dziecko, planuje wszystko z wyprzedzeniem, odpuszczam jak się tylko da. Moja rodzina dostaje minimum: nie chodzi głodna i raz na pewien czas ma wyprane rzeczy i z grubsza ogarnięte mieszkanie. To jest po prostu trudne! Nie ma obiadów robionych w 15 minut razem z zakupami, ładowaniem zmywarki po i ścieraniem blatu. Pizzy nie zamawia się codziennie. Można wiele rzeczy odpuszczać, ale dziecko nie pójdzie do żłobka w brudnej koszulce z poprzedniego dnia, albo mokrych skarpetkach. Nawet minimum przy choćby jednym dziecku to rzecz trudna. Choćby tylko dla mnie jednej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jest dość ciekawy wątek w "odpuszczaniu" - moje dzieci też nie wypuszczę z domu w brudnych ciuchach i bez drugiego śniadania, więc "odpuszczanie" ma jednak gdzieś granice.
      trzeba prać i robić zakupy, nawet, jeżeliby się bardzo nie chciało.

      Usuń
  12. skomentowałam poprzedni wpis nie czytając tego.. więc jeszcze raz: moja "pani sprzątająca" zarabia za wizytę raz w tygodniu i ogarnięcie domu ca 200m plus prasowanie 70zł. jest już emerytką, ale jej córka ma firemkę, sprzątają, opiekują się dziećmi- nie mamy umowy, wystawiam jej zwykły rachunek, na ok. 280-350 zł miesięcznie. na mojej podwielkomiejskiej wiosce jast praktycznie monopolistką, myślę, że powodzi jej się nienajgorzej. pracuje u większości sąsiadów. ogrodnik od wiosny do jesieni przychodzi 2 razy w miesiącu- wizyta to 100 zł. z ogrodem robi wszystko.
    wrzucenie rzeczy do pralki zajmuje mi maksymalnie 3 minuty, z dzieleniem na kolory. rozwieszanie 10. więc 13 minut 2 razy w tygodniu. gotuję co drugi dzień, ale to akurat lubię, więc czasu nie liczę, bo to bardziej relaks niż obowiązek.. co nie zmienia faktu, że przy prostych rzeczach to jakaś godzina. pracuję blisko szkoły starszej córki, ale od naszego nowego domu to 20km, więc dojazdy i powroty zajmują mi dziennie ok. godziny, muszę przebic się bukowską na piątkowo.. zmywarkę puszczam wieczorem, wyjęcie i poukładanie naczyń to nie wiem..? 5 minut? chyba nie aż tyle. popołudnia spędzamy w domku razem, chociaż teraz dzieciaki głównie biegają po dworze, ja mam czas dla siebie. dużo czasu. od 16 do kolacji ok 20-21. męża mam raz na dwa tygodnie, bo wyjeżdza na projekty i przylatuje do domu 2 razy w miesiącu, ale wtedy tez mamy czas tylko dla siebie.. naprawdę czytam i trochę nie rozumiem, o co tyle krzyku.. :/ porównywanie naszej sytuacji do sytuacji kobiet jeszcze 10-15 lat temu nie ma sensu, bo rzeczywistość zmieniła się diametralnie na nasza korzyść. może zamiast ciągle narzekać bardziej powinnyśmy doceniac to, co mamy.. ogarniecie prostych domowych czynności plus fajna satysfakcjonująca praca to nie męka, jak kiedyś.. i jest coraz prościej, coraz lepiej. (ps. też mam 2 firanki. piorę je góra 2 razy do roku. i żyję :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10-15 lat temu też już łączyłam prace domowe z pracą zawodową. I nie mogą powiedzieć żeby MI było łatwiej (co nie znaczy, że innym nie jest). Na na tym między innymi polega bycie naukowcem (filozofem-etykiem; to o Środzie a nie znów o tobie) by umieć wyjść poza własne jednostkowe doświadczenie i nie twierdzić, że jest ono udziałem całego świata.
      PS znam panią (sąsiadka), która sprząta po domach i poza tym jest na dwóch etatach (sprzątaczki). Jej nie stać na panią do sprzątania, ogródek też sama obrabia. Bo jej nie stać. I też łączy (z mniejszymi lub większymi trudnościami) pracę domową i pracą zawodową. Niedostrzeganie takich kobiet jest wielkim grzechem współczesnego feminizmu (w wykonaniu Środy).

      Usuń
    2. Pojadę dalej. Nie chcąc odbierać kobietom wyjątkowości ich doświadczenia łączenia spraw związanych z domem i rodziną z pracą zawodową, zauważę, że może to być trudne dla każdego angażującego się z codzienne życie rodzica. Mam przykład mojego małżonka który, kiedy urodziło się nasze dziecko, kończył pisać habilitację. Ale tak samo jak ja włączył się w opiekę nad dzieckiem i ogarnianie domu. Chodził do pracy a pisał po nocach, kiedy dziecko spało. I wiem, że to też było trudne, zarówno dla mnie (wróciłam do pracy zaraz po urlopie macierzyńskim) i dla niego. Kiedy ja byłam w pracy dziecko i dom było w całości na jego głowie. I radził sobie. Ale wiem, że nie wszyscy mężczyźni są tacy. Więc może rzeczywiście feministki do domów i wychowujcie swoich synów?
      joa

      Usuń
    3. O 16 w domu? Mam dojazd do pracy 45 min, opuszzcam rano dom z dziemi o 8, wracam przed 18 i padam na kolana. Wyjęcie naczyń ze zmywarki mnie niemal przerasta... segregowanie prania iw rzucenie do pralki 3 minuty? O matko, żyję na innej planecie.

      Usuń
    4. To tak jak ja. Wychodzę z domu o 9, wracam o 20, piorę głównie w weekendy, żeby sąsiadom nie łomotac pralką. Zakupy przywozi pan z Tesco, albo robię w nocnym na dole, jedzenie dla psa pan z zooplusa. I nie ogarniam. Sprzątać nie cierpię, nie prasuję i nie zamierzam, obiady gotuję raz w tygodniu na ogół. Dziecka mam półtora, no jedno i psa. I jestem sama. Nie mam ani męża, który pomoże ani babci, która ogarnie. Mam za to starego chorego Ojca, którego trzeba wspierać, mam niechodzacą Ciotkę, która po śmierci syna została sama i której trzeba pomóc. Mam tez angażującą pracę, która często wymaga bycia na nogach nocą i działania w dzien. Muszę też być dla corki wtedy, kiedy ona potrzebuje, nie wtedy, kiedy akurat mam okienko i muszę też dbać o siebie, żeby nie paść na ryj w tym sympatycznym kolowrocie. Dom odpuscilam, świadomie lub nie. Postawiłam na zarobienie

      Usuń
    5. Małgorzato, ale przecież właśnie z tego co piszesz wynika, że domu wcale nie odpuściłaś - bo córka, bo ojciec, bo ciotka, bo pies. To jest właśnie dom, a nie tylko techniczna obsługa budynku i zamieszkałych w nim osób. Całe moje "ja" wyje w proteście przeciwko utożsamieniu "domu" i związanych z nim spraw (w opozycji do "zawodu" i spraw z nim związanych), jako kilku prostych i niewymagających czasu czynności (szybkie pranie, wyładowanie zmywarki, poprasowanie). Łączenie pracy zawodowej z domem to poruszanie się w obu tych wymiarach nie tylko na poziomie czynności niezbędnych do fizycznego funkcjonowania (jedzenie, czyste ubrania czy podłoga, do której się nie przylepimy na amen ;)). To także czas, myśli, troska i uwaga, jaką poświęcamy tym, co są dookoła nas. Moim zdaniem, to właśnie może czasem być trudne: myśleć o pracy zawodowej do wykonania czy o tym, jak czuje się chory ojciec. Tego nie da się łatwo rozwiązać "panią do sprzątania".
      joa

      Usuń
    6. => alpenlove: wiesz, to jednak nie tak, że jeżeli Ty nie jesteś przemęczona, to znaczy, że inne nie pracują jak woły i w ogóle się nie męczą niczym. co prawda może nie mielą na żarnach, ale ja nie bywam w domu o 16 w dni powszednie.
      "poleniuchowania" też raczej nie mam w bieżącym słowniku.

      a jeżeli chodzi o stan cywilizacji 10-15 lat temu, to - wyjąwszy fejsbuk i google maps - nie ma chyba żadnych różnic między "10 lat temu" a "teraz".
      to znaczy jest. 10 lat temu (... no, 11) prowadząc gospodarstwo dwóch singli byłam zdecydowanie mniej zmęczona, niż teraz.


      (i jeszcze na koniec, bo doprawdy nie mogę wytrzymać, Twoja sielankowa wizja harmonijnego życia mnie rozbiła - z tym rachunkiem Pani sprzątającej to zdaje się powinno być tak, że ona go wystawia, a Ty płacisz, czyż nie?
      poza tym - nie wydaje Ci się, że 56 zł netto za posprzątanie 200 metrowego domu z prasowaniem na 4 osoby to raczej wygląda na wyzysk?)

      Usuń
  13. Czytam konwersację i wzdycham: "O matko..."
    Mniej niż 5 minut na rozładowanie zmywarki? Wysypując talerze i sztućce chyba...
    Kto nie liczy czasu, nie wie jaką on ma naprawdę wartość. Alpenlove, proponuję Ci wziąć zegarek do ręki i spojrzeć, ile czasu naprawdę zajmuje Ci rozładowanie i poukładanie.
    I jeszcze podaj proszę, jaką ta zmywarka ma pojemność i czy załadowujesz ją do pełna.
    Dzięki.
    :)
    Aha, ile od zmywarki masz do szafki ze sztućcami i talerzami/szklankami/filiżankami?
    Zrobimy test;)
    Jak odpalę swoją, to podam rezultat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Izabelka: ja też nie mam pojęcia, skąd te osiągi czasowe.
      jest jeden taki szybki w popkulturze.
      nazywa się chyba supermen.

      Usuń
    2. Uwaga: podaję rezultat zmywarka "90" - czas 8 minut.

      Ale w tym czasie "spędzlowałam" starszego, który pokazywał mi na rysunku gdzie siedzi na trybunie żona Lewandowskiego :) oraz zignorowałam drugie zawołanie "mamo".
      W czas wliczone jest też przemycie filtra, który czyszczę po każdej pracy zmywarki.
      Do szafy z dodatkowym kompletem naczyń mam 8 kroków w te i 8 z powrotem.

      Czekam na Twój rezultat, Alpenlove!

      Pozdrawiam serdecznie :D

      Usuń
  14. "Małgorzata Rozenek nieustająco będzie miała w tym kraju co robić" - rozumiem, że to sarkazm, ale skąd w ogóle pomysł, że należałoby się opiniami M.R. - nawet traktowanej jako figura retoryczna (podobnie chyba jak lepka z kurzu firanka u Zimno) - przejmować? Dlaczego, dość sfrustrowana, wydaje się, kobieta z TVN-u, razem ze swym sprzątaniem i programem, miałaby stanowić jakiś ogólniejszy punkt odniesienia?
    Teraz swoisty coming out: jestem rocznik Zimno - i przez całe moje dotychczasowe życie do głowy mi nie przyszło, że można prześcieradła prasować. O moja matko inżynierze elektryku, jak niedbale mnie wychowałaś, i jaki zły przykład daję teraz mojej córce, która poniesie to w świat. Targetu dla PPD widać nie stanowimy.
    A powyższa wypowiedź nie dotyczy (bezpośrednio przynajmniej) rozpaczliwych niekiedy prób łączenia pracy zawodowej z domową (rozpaczliwych nawet pomimo wygniecionych prześcieradeł), lecz dobrowolnego ustawiania sobie, także przez bardzo inteligentne kobiety, jakichś idiotycznych (jak dla mnie) punktów odniesienia. To chyba sprawie nie pomaga. Pozdrawiam. Nat.

    OdpowiedzUsuń
  15. Cytat: "Po kobiecych działaniach nie zostaje żaden ślad, pisałam o tym zylion razy, że mnie jednak wkurza, że moja energia idzie w naładowanie pralki, zamiast w dzieła wielkie, trwałe i znaczące, czymkolwiek by one nie były."
    Nieprawda. Małymi kroczkami dzień po dniu budujesz DOM. A to że rożnym M.Ś wystarcza izba mieszkalna - nie ma znaczenia. Przecież nie rezygnujesz z porcelanowej zastawy tylko dlatego że są tacy który twierdza, że z gazety smakuje lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo porcelana, albo gazeta. Albo stary, albo młody. Albo głupi, albo mądry. Tertium non datur. To jasne. Tyle że z porcelaną w zmywarce krucho. Nat.

      Usuń
    2. zdecydowanie uważam, że albo głupi, albo mądry.

      Usuń
  16. Trochę to trwało ale okazało się, że z gazetą w zmywarce też jest problem. Chyba wrócę do sreber ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gazety, Panie Marianie, to jednorazówki. Nie zaznaczyłam tego, przepraszam, mój błąd. Nat.

      Usuń
    2. Oj nie zawsze, nie zawsze. W zamierzchłych czasach śp.komuny kilka razy spotkałem zagorzałych czytelników którym gazeta służyła do kilku posiłków. Takie czasy -
      posiłki skromne i krótkie, prasa trudna do zdobycia, a przekazywane treści intrygujące;)
      A dziś jednorazówki kojarzą misie z "laptopami", takimi styropianowymi opakowaniami z jedzeniem na wynos.

      Usuń
    3. Dobrze, poddaję się, misie skojarzone przez jednorazówki ze styropianowymi "laptopami" są dla mnie semantycznie nie do przeskoczenia. Nawet z użyciem zmywarki:) (no chyba że chodzi o misia tkwiącego w torebce foliowej obok opakowania z kotletem i pekińską w majonezie - co stanowić ma substytut rodzicielskiej troski). Tak czy siak pozdrawiam serdecznie Nat.

      Usuń
    4. Oj tam, oj tam. Trener Górski całe życie mawiał: " Misie wydajii, że ..." i wszyscy łącznie z piłkarzami nożnymi go rozumieli ;)
      Pozdrawiam równie serdecznie.

      Usuń
  17. To też z dala od zmywarki :)
    joa

    OdpowiedzUsuń
  18. Pomieszkawszy parę lat w kilku krajach poza Polską uważam, że największym problemem polskich kobiet są..... inne polskie kobiety. Że jak jedna nie prasuje, to naskoczą na nią, że fleja. A jak prasuje, to ograniczona kura domowa. Ma firanki - nie ma firanek, robi trzydaniowy obiad – zamawia pizzę, prowadzi duże dzieci za rączkę do szkoły – wysyła dzieci SAME na podwórko. Zawsze kurna się coś znajdzie.
    Polska kobieta niestety się wydaje realizować w przypieprzaniu innym kobietom i to jest strasznie smutne.

    Zimno - nie powinnaś się tłumaczyć z mycia podłogi!!! Jednak pośrednie wskazanie, że każda co nie myje powinna wpaść w szpony Magi Rozenek to już trochę za daleko. Tak samo jak stwierdzenie, że te co myją to debilki, bo zamiast myć NALEŻY czytać dzieła filozofów. Niech każda robi to co uważa, a Środzie chodzi o to, żeby zamiast dyskutować sto lat o prasowaniu i myciu podłogi zająć się instytucjonalnym wsparciem i pozycją kobiet, nierównością dochodów itp, bo tam jest problem.
    Feminizm chyba nie polega też na stwierdzeniu, że „ja mam prawo mieć wszystko naraz, i karierę, i kilkoro zadbanych dzieci, i czysty dom, i trzydaniowe obiady, i pomalowane paznokcie, i czas na własne pasje, i być wyspana“. Halo, tu ziemia!!!! Budzimy się!!!!
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani/Pan rozumiem poza kategorią "polskich kobiet" i bezstronny/a sędzia?
      nam, polskim kobietom nie wypada wyrażać opinii, anonimowi komentatorzy mają za to wszelkie prerogatywy, żeby dokonywać jedynie słusznych wykładni czym jest co i co dokładnie ten i ów miał na myśli.

      Usuń
  19. Ile podłóg można umyć zamiast idiotycznie dyskutować, czy mycie podłóg ma sens i ile zajmuje czasu.
    No, zimno, pojechałaś po mopach, aż mi się przypomniał Kapuściński, który z oburzeniem nie pozwolił na wyzysk człowieka przez człowieka i sam sobie zatachał walizę do hotelu. Że pozbawił Hindusa zarobku, wykoncypował po jakimś czasie. Może i ciebie kiedyś oświeci.

    OdpowiedzUsuń
  20. Zimno, ktoś mi wreszcie nazwał rzeczy po imieniu. Też uważam, że świat potrzebuje kobiecych wartości, zwłaszcza ten, w którym wszyscy zdają się chodzić w "męskich butach". Rozwijaj więc tą narrację po milion pięćset 100900 razy (tak się za mojego młodu nazywało nieskończoność). Może wreszcie feministki nie utopią tej "utopii".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => monika mimo-za: oui. zamierzam rozwijać wątek kobiecej narracji, a co :))))))))))))))))

      Usuń
  21. Zimno, może warto od czasu do czasu przypomniec czytajacym, że Twój blog, zdobywał nagrody w kategorii blogów literackich...Nie mozna dosłownie brac tego co piszesz: nawet jak sa to wzmianki o wyprasowanych przescieradłach [ w dobie bawełnianych przescieradeł z gumką ] czy smacznych, zdrowych obiadach, jadanych w porze kolacji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Elżbieto, zapewniam, że "wyprasowane prześcieradło" nie jest hiperbolą, echolalią ani żadną antytezą, a zwykłym kawałkiem bawełny po kontakcie z rozgrzaną metalową powierzchnią.

      Usuń
  22. Pewnie sprzątanie jako aspekt budowania ogniska będzie miało cień szansy na dowartościowanie, jeżeli tylko zamiast "pani sprzątającej", która biedna nie dba o swoje domostwo, podasz przykład "pani prawniczki", która jest ciągana przez niecnych antyfeministów na spotkania intensywne po nocach i nie może w tym czasie zamiatać swojej podłogi. Bo dlaczego wynajęcie pani do sprzątania jest zlecaniem "niżej" a wynajmowanie się pani do intensywnego rozmawiania jest "karierą zawodową" z wyróżnieniem kursywą *zawodu*? No właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Myślę że wszystkim nam kobietom przydałoby by się odrobinę więcej wzajemnego zrozumienia. czytając komentarze i tu, i na GW widzę że dominuje wątek "naprawdę nie wiem o co tyle zamieszania". prężymy muskuły mistrzyn godzenia wszystkiego ze wszystkim, plasujemy resztę kobiet na innej planecie, dla każdego mamy dobrą radę- nie pierz, nie prasuj, nie myj podłóg. spójrzmy na inne kobiety z odrobiną zrozumienia. może nasze recepty na życie u kogoś się nie sprawdzą? może ktoś chce dokonać innych wyborów, a z takich czy innych powodów nie do końca mu to wychodzi? może lepiej byłoby zrozumieć naszą różnorodność, odłożyć dobre rady na bok i wesprzeć się nawzajem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. => Natalijka: a ja poza wszystkim, o czym napisałaś, mam wrażenie, że naprawdę zapracowane kobiety nie mają czasu, żeby się realizować w zjadliwym komentowaniu cudzych tekstów w internecie.

      Usuń
  24. A ja tak się zastanawiam, czytając komentarze, czy u żadnej z was naprawdę mężowie/partnerzy/partnerki, dzieci i inni współdomownicy nie robią nic? Zupełnie nic? Wszystko same cierpiętniczo ogarniacie? Nie rozumiem tego, naprawdę. Sprzątanie staje się bardzo proste kiedy bierze w nim udział więcej niż jedna osoba (oraz gdy domownicy nie mają nawyku bycia flejami, bo się bałagan "sam" przecież sprząta). Zmywać może za każdym razem kto inny, ba, zmywać można mając 9-10 lat; wstawiania prania można nauczyć zarówno 12- jak i 32-latka (chociaż w tym drugim przypadku to dość smutne, że nie nauczył się dzieckiem będąc).
    A kiedy gotujecie, to stoicie te 2 godziny przy kuchence? Bez przerw, bez oglądania filmu, słuchania audiobooka czy czytania gazety? I tez nikomu nigdy nie przekazujecie pałeczki/łyżki/patelni? Mogę zrozumieć, że ktoś bardzo chce wszystko robić sama, bo tak, ale błagam, to nie czyni jej automatycznie męczenniczką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To proszę uważniej przeczytać. Przecież pisałam o pracy, jaką mój mąż wykonuje w domu. Pisałam, że trudności z pogodzeniem pracy zawodowej i domowej dotyczą wszystkich (nie różnicując płci), którzy chcą się angażować w tworzenie domu. Przez przypadek wpadł mi w ręce styczniowy numer Twojego Stylu, w którym jest tekst o ojcach prowadzących dom. Mają dokładnie te same trudności i kłopoty, o jakich tu kobiety piszą. I jeszcze raz powtórzę, bo widzę, że ta myśl się jakoś nie przebija: Praca w domu to coś więcej niż obsługa wszystkich domowników (gotowanie, pranie, sprzątanie). To budowanie - wielkie słowo - świata, w którym się chce przebywać, w którym tworzy się relacje a to coś więcej niż pranie, prasowanie, sprzątanie, gotowanie.
      Btw dziś wczesnym ranem lunął u nas deszcz. Wieczorem było gorąco, więc wszystkie okna były pootwierane. Obudziły mnie delikatne kroki. Patrzę, syn (10 lat!) wchodzi do sypialni i usiłuje po cichu zamknąć okno. Widzi, że się podnoszę, więc mówi: śpij przyszedłem wam tylko zamknąć okno i wracam do siebie. Rano kiedy się obudził mówię mu że było nam bardzo miło, że tak o nas zadbał. Odpowiada: no coś ty, przecież to normalne.
      Ale takiej postawy nie uzyskuje się ograniczając "pracę w domu" do podania dziecku jedzenia, zapewnienia posprzątanego pokoju i odesłania przed komputer (przed którym moje dziecko też spędza czas).
      joa

      Usuń
  25. Zgadzam się ze wszystkim, oprócz jednego, że po zwykłych czynnościach dnia codziennego nie pozostaje żadej ślad.
    To zostoaje:
    "Chcę, żeby moim dzieciom dom kojarzył się z obiadem, z siedzeniem razem wokół stołu, z tym, że się porządnie odziewa, że miłość – będzie patetycznie – objawia się także w dbałości."

    Skojarzenia, wspomnienia, dobra atmosfera - to bardzo ważna część ekwipunku i jeśli te monotonne czynności nie stają się priorytetem, a właśnie środkiem do celu (a wygląda na to, że u Ciebie tak właśnie się dzieje) to chyba jest dobrze, nie? :)

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  26. i mimo tej utopii, w którą ja jednak osobiście nie wierzę, nawet za 200 lat, ale niech by się zdarzyło...
    zimno: LOVE!

    OdpowiedzUsuń