wtorek, 18 czerwca 2013

2.195

Ta historia – z życia wzięta – się powinna zaczynać od rytmicznej frazy stylowo powtarzanej w refrenie, od zdania typu ależ byłam naiwna.

Ależ byłam naiwna – i wyklaskujemy na trzy.

To jest w ogóle historia zgoła pensjonarskiego rozczarowania autorytetem.
Co prawda nigdy się nie modliłam do tego autorytetu ( … tej autorytetki ...), ani nie wypisywałam w sztambuchu żadnych złotych myśli, za to z przyjemnością czytałam jej felietony, bo trzymały wewnętrzną logikę i były w wielu miejscach spójne z tym, co i jak myślę.

Ależ byłam naiwna.

Magdalena Środa, ikona krajowego feminizmu w wywiadzie opublikowanym w „Magazynie Świątecznym” w drugim dniu Kongresu Kobiet (ten kontekst jest ważny, kurcze blade) rzecze:


Wie pani, jak trudno jest kobietom łączyć pracę w domu z karierą zawodową? 

- Przecież łączyłam i łączę. Nie jest trudno.

Nie? Pani pierze, prasuje, zmywa, gotuje... 

- Pierze pralka, prasować nie trzeba, gotować uwielbiam. A sprząta mi pewna pani.

Mówi pani jak przedstawicielka wielkomiejskiej klasy średniej... 

- Nie. Mówię jak realistka. Kiedyś ''domowa kobieta'' pracowała 24 godziny na dobę. Dziś najbardziej konserwatywna konserwatystka ma pralkę, zmywarkę i dziecko przed komputerem


[„Nauczycielka”, wywiad Agnieszki Kublikz Magdaleną Środą, Magazyn Świąteczny 15-16 czerwca 2013 r.]



Ależ byłam naiwna.
Miałam ikonę za miarodajny głos, za głos wręcz międzypokoleniowy, za matuzalema feminizmu. Ikona tymczasem popada otóż w utopijny bełkot. Ikona, jak się okazuje, przemawia z obcej planety, nadaje z odległych gwiazdozbiorów, dość poważnie odległych od Ziemia-Polska-dzisiaj.

[Dla potrzeb czczej polemiki z tym kawałkiem wypowiedzi, który zacytowałam wyżej zastanawiam się, czy w mieszkaniu pani, która sprząta u Magdaleny Środy w czasie kiedy rzeczona sprząta – ergo: jest w pracy, sprząta mianowicie inna pani, żeby się PKB kręcił i żeby teoria się trzymała kupy i zyskała na uniwersalizmie?]

Wracając natomiast do Ziemia-Polska-dzisiaj.
Któregoś ciepłego wieczoru kilka dni temu wróciłam ze służbowej wycieczki.
Eskapada była forsowna, miałam za sobą kilka intensywnych godzin trudnych rozmów i kilka godzin podróży w upale w tę i we w tę.
Dochodziła dwudziesta pierwsza, Ojciec Dzieciom odcedzał ostatniego z nielatów z kąpieli. Zdążyłam (fuks!) na wieczorne czytanie, przeczytałam, odsłuchałam raportów dziennych (wszystkich trzech naraz, ekonomicznie), pomiziałam, posmyrałam, utuliłam.
Nielaty słodko posapywały w swoich łóżeczkach, kiedy nastawiałam pranie (żeby szkolnej odzieży starczyło do piątku, teraz wszystko się brudzi ekspresem), a później zawisłam nad żelazkiem i deską. W tym czasie – nie mam tu co prawda ikon feminizmu, mam za to wielodzietne rodzicielstwo w praktyce – w tym czasie dorosły płci męskiej zmywał, zamiatał i bezpardonowo poskramiał chaos parteru.

I tak się kiwałam nad deską do prasowania z miniaturową spódnicą Erny w ręku i się zastanawiałam bystrze co na obiad kolejnego dnia, co jutro w robocie od rana, kiedy wreszcie wymienić pościele (oj, przydałoby się!), kiedy ostatnio byłam tak zmęczona jak teraz, zdaje się, że wczoraj wieczór.

I pomyślałam wtedy – przez przypadek, słowo daję - że łatwo forsować światłe teorie feminizmu, te wszystkie tezy o wyzwoleniu kobiet z okowów realiów, uroczy bełkot o równouprawnieniu, więc – że jest łatwo działać w teorii feminizmu, kiedy się nie ma na bieżąco żadnych alergicznych nosów do obtarcia o dwudziestej trzeciej, żadnych wymiotujących o piątej nad ranem czterolatków, żadnych firanek do uprania, bo są od kurzu lepkie, żadnych obiadków do ugotowania każdego dnia, dzień w dzień (a nie tylko wtedy, kiedy ma być przyjemnie), w ogóle, żadnych codziennych powinności od których nie ma odwrotu, chyba, że się praktykuje życiowy eskapizm (albo nadaje z obcej planety).

Bo równościowo – który z facetów wracając z podróży służbowej nastawia pranie/myje podłogę/gotuje obiad na kolejny dzień?

Ależ byłam naiwna.


[Źródło: Facebook, profil I love Virginia Woolf]


Cóż, lubię słowo „feminizm”.
I lubiłam się definiować jako „feministka”, było to w sielankowych czasach, kiedy rzeczownik „feministka” miał co prawda nieco obciachowe konotacje, ale był jednak daleki od groteski.

Nadal i niezmiennie z zawodową ostrożnością podchodzę do tych, które swoje wypowiedzi o kondycji kobiety zaczynają od „co prawda nie jestem feministką, ale …”.
Dlaczego, pytam, dlaczego nie jesteś feministką?
Zarabiasz tyle, ile twoi koledzy na równorzędnych stanowiskach? Żadnych szklanych sufitów? Żadnych społecznych oczekiwań, że mimo wszystko powinno się wyjść za mąż i rodzić dzieci? Twoja domowa robota jest dobrze doceniona?

Twoja domowa robota …

Ależ byłam naiwna.

Agnieszka Graff i Elżbieta Korolczuk w tekście „Umatczyńmy Polskę” [znowu: Magazyn Świąteczny, 16 listopada 2012 r.] pisały o nadaniu społecznej wartości tym wszystkim koniecznym, a nietrwałym domowym pracom, które w statystycznej większości wykonują kobiety.

Pralka sama nie pierze. Chętnych antagonistów zapraszam do testowania pralki w rodzinie z trójką dzieci. Segregowanie, ładowanie, rozwieszanie, wreszcie rozprowadzanie wysuszonych kilogramów odzieży po szufladach i szafach. Tego nie załatwi skrót klawiaturowy ani żadna czarodziejska komenda.
Nie znam też wielu entuzjastek regularnego napełniania lodówki (stałego ogarniania, czego brakuje, co dokupić), szorowania zlewów, prania firan.

Bez entuzjazmu, ale robimy to.
Po pierwsze dlatego, że „pewna pani” u wszystkich nie posprząta.
Po drugie dlatego – co nieco wstydliwe dla „prawdziwej feministki”, ale niech tam –  więc po drugie dlatego, że zapanowanie nad przestrzenią domową daje swoistą przyjemność. Radość z robienia domu, przyjemność zabawy w dom, bywa, że masochistyczną.

W istocie, problemem nie jest sama konieczność wyprania, ugotowania i przetarcia blatów ścierą. Kwestią jest niska społeczna wartość tej roboty, traktowanie tych wszystkich niezbędnych do jako-takiego życia działań jako nie-pracy, zrzucanie ich na wyłączne barki kobiet.

I ikona feminizmu też tu dokłada do pieca.

Magdalena Środa mówi co prawda, że:

- Feminizm niczego nie zapomniał. Kwestionując ''naturalność'' ról żeńskich i męskich, feminizm od stu lat apeluje o sprawiedliwość: panowie, weźcie odpowiedzialność za swoje dzieci, za gospodarstwa domowe, za pranie i prasowanie! Sprzątanie nie jest czymś gorszym niż praca w banku, tylko mniej pasjonującym i pozbawionym wynagrodzenia. Feminizm chce jednak czegoś więcej

Czego? 

- Polityki. By cokolwiek zmienić, by równość stała się faktem, potrzeba udziału kobiet we władzy. 



Byłoby doprawdy cudownie i rozpłynęłabym się w tej wizji, gdyby nie to wszystko, co zostało powiedziane wcześniej i później w wywiadzie – gdyby nie padły te wszystkie zdania o „prawdziwej” wartości pracy zawodowej kontra uciążliwościom życia domowego i niezbędności ich outsourcingu.


Ten pani feminizm liberalny zapomniał, że macierzyństwo jest dla kobiet ważne. 

- Pewnie, że jest, ja tego nie kwestionuję, ale praca jest równie ważna.



Ja myślę, że praca jest inaczej ważna.
Zdecydowanie inaczej ważna, niż macierzyństwo.
To są inne kategorie, tfu, ontologiczne.
Praca jest na zewnątrz. Dla pieniędzy, satysfakcji, dla niezależności, realizowania planów i zamierzeń. Dla dyskontowania wiedzy i umiejętności. Istnienia w społeczeństwie.
Macierzyństwo jest ze sfery intymnej. Jest, albo - może być mocnym, kobiecym doświadczeniem. Rozwijającym. Et caetera. Nie chodzi o pieniądze ani o czcze sukcesy, chodzi o robienie człowieka.

Więc jedno i drugie jest ważne.
Moje doświadczenie jest też takie, że chcę mieć obydwa.


Ale niech mi nikt, do cholery, nie wpiera, że łączenie macierzyństwa z pracą jest łatwe.
Jest do stu diabłów trudne i jest trudne od nowa każdego dnia. Jest codziennym balansowaniem na krawędzi i codziennym ocieraniem się o szaleństwo. Jest pośpiechem, zawalonymi terminami to tu, to tam, jest własnymi potrzebami upchniętymi w zapajęczały kąt na strychu.

Feministko, wróć do domu, pisze Aleksandra Klich.
Jeszcze jakiś czas temu nie sądziłam, że przyznam jej rację.

Ależ byłam naiwna.








50 komentarzy:

  1. Pełna zgoda.
    Ale przecież to nie pierwsze wystąpienie Pani Profesor w tym duchu.
    W rozmowie z Ireną Wójcicką (dla Wysokich Obcasów) na temat rocznych urlopów macierzyńskim powiedziała, że bycie z dzieckiem w domu "zubaża" kobietę a dzieci uczą sie w rodzinie egoizmu. I że instytucja uczłowiecza a nie dom.
    Ale nie upadajmy na duchu, bo nie jedyna Magdalena Środa feministką jest.
    Agnieszka Graff napisała duży tekst (też do GW) o sile matek i jej niedocenianiu.
    O tym jak zmieniło się jej widzenie sprawy od kiedy sama ma dziecko.
    Pani Profesor zostawiła swoją córkę męzowi pod opieką i po kilku dniach po porodzie wróciła do pracy. Obawiam się, że rzutuje swoje doświadczenie na inne kobiety. Nie widząc ich potrzeb.
    Co mało empatyczne jest.
    Mało feministyczne.

    OdpowiedzUsuń
  2. moja wspólniczka ma do pomocy przy 2 dzieci swoją babcie. babcia co prawda wiekowa i daleko jej do zwinności sarenki, ale posegreguje pranie, wstawi pralkę, powiesi pranie, oglądając serial poprasuje, nastawi zupę, nakarmi dziecko, poczyta z prawnuczką książkę, porysuje. rzeczywiście, nie dźwiga, nie biega, robi wszystko pomalutku, ale robi, moim zdaniem ogromnie dużo.
    wspólniczka opowiada jak cudownie opiekować się dziećmi, jak potrafi się świetnie zorganizować, jaką jest mistrzynią planowania, bo ma na wszystko czas. w tle tego jej gadania widzę tę babunię, która po cichu idzie po mieszkaniu i ściera kurze.

    nie mam na miejscu ani mamy ani babci, nie mam też pani do sprzątania. piorę, sprzątam, wieszam i gotuję sama.
    nie ma moim zdaniem znaczenia, czy to pani czy to babcia. jeśli ktoś za plecami robi za nas, to wtedy łatwo jest wygłaszać teorie. i nie trzeba prać dżinsów na tarze, żeby udowodnić, że pierze za nas pralka. może i pierze, ale codziennie ja to pranie do niej wkładam i wyjmuje, a segregować po szafkach wprost nienawidzę.

    pracuję zawodowo ale także wychowuję 3 dzieci i szlag mnie trafia, kiedy miedzy wierszami dowiaduję się, że wartość ma tylko to, co daje kasę.
    czuję się feministką zmieniając pieluchy - uważam, że feminizm to też sposób myślenia o wartości kobiety, bez dyskredytowania jej działań na lepsze i gorsze, na płatne i bezpłatne. czuję się feministką, bo miałam prawo sama podjąć decyzję, czy chce być z dziećmi, czy chce karmić piersią, czy chce rodzić czy mieć cesarkę. czuję się po prostu kobietą i dlatego jestem feministką :)

    ps. mam 3 córki

    OdpowiedzUsuń
  3. Panią Magdalenę Środę bardzo lubiłam w takim programie prowadzonym przez redaktora Andrzeja Kwiatkowskiego. Występowały tam same kobiety i komentowały wydarzenia - już sobie przypomniałam "Co Pani na to?"
    Ale kilka lat temu, nie tak dawno wcale, "odlubiłam" Ją po którejś z wypowiedzi. Nie pamiętam już o co chodziło, ale uraz pozostał i na Jej postać patrzę teraz z większym dystansem. Może po jakimś wywiadzie dla WO gdy mówiła o swoim macierzyństwie?
    Cóż, Bogiem nie jest.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie moge zdecydowac, co mna bardziej wstrzasnelo: dziecko przed komputerem, czy fakt, ze nie trzeba prasowac?
    I skad pomysl, ze kazdy ma zmywarke?
    Inna galaktyka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nie trzeba prasować. I można nie mieć firanek ;-)

      Usuń
    2. Prasowac trzeba - nauka stoi po stronie zelazka, choc to nie jest wygodna, ani przyjemna strona. Ale firanki - to prawda. Tylu Skandynawow nie moze sie mylic :-)

      Usuń
    3. Niszczysz mój latami nieprasujący światopogląd!

      Usuń
    4. Ale z drugiej strony, podpieram (czyzby resztka sprochnialego karnisza? i spojrz z jakim przekonaniem!) 'stanowcze nie dla firanek', wiec az taka wredna nie jestem :-)))

      Usuń
    5. Ja ogólnie tak sobie wyliczam rzeczy, z których można zrezygnować. Bo zobacz, ile już nie jest ważne/da się zautomatyzować: nie musi być dwudaniowego obiadu co dzień, można do restauracji/na wynos albo minimalnymi środkami skorzystać z gotowców; nie ma obciachu, że okna nie wymyte przed świętami; pralka, zmywarka, suszarka (ileż mi przyjemność z prania wzrosła z suszarką bębnową na pokładzie!). Ale i tak cały czas się obracamy w kręgu: powtarzalne i niewdzięczne, a przy tym niepłatne, nawet jeśli Anthea Turner pokazuje, że bycie Perfekcyjną Panią Domu jest celem w życiu.

      Usuń
    6. Oczywiscie. Gotuje eintopfy, firanki estetycznie przyprawiaja mnie o mdlosci, okna myje mi PAN (wylacznie na zewnatrz :-),w piatek ide z Dynia na curry, by nie tracic ni chwili z dnia, kiedy jestesmy razem. Ale sie nie da wszystkiego powtarzalnego, niewdziecznego, nieplatnego kompletnie wyeliminowac z zycia. I dlatego, nie sadze, ze tedy droga, by nawolywac do posadzenia dziateczek przed komputerem w imie wlasnej wygody, albo stygmatyzowac zelazko w imie wyzwolenia sie spod jarzma powtarzalnosci i nieplatnosci.

      Usuń
    7. Łączę się z Zuzanką w niewyprasowaniu ;) Żelazka użyłam w ostatnich dwóch latach tylko dwa razy: 1. prasując ścianę z grzyba; 2. gładząc jedną jedyną koszulę na rozmowę o pracę.

      Zmywarka....inna galaktyka, rzeczywiście :)

      Usuń
    8. Czuje sie wezwana pod tablice :-) Pierzemy w trzydziestu-czterdziestu stopniach w proszkach non-bio i eko. Rzadko wywieszamy na sloncu (UV), bo albo nie ma slonca, albo wymyslilismy suszarki bebnowe. Idealna temperatura dla rozwoju wiekszosci bakterii to 30-37C. W pralce jest ciemno, wilgotno i cieplo. Bahamy dla bakterii. Wrzucamy do pralki skarpety, gacie i scierki kuchenne razem. No, chyba, ze ktos pierze, kazda podgrupe osobno. Wedlug statystyk na jednych gaciach jest srednio jedna dziesiata grama kupy. (O womitach i innych plynach ustrojowych nawet nie wspominam, bo przypominaja mi sie wydarzenia ubieglego tygodnia.)Badania wykazuja, ze rownie dobrze w trosce o czystosc mozna sobie zaniesc i wyprac w Gangesie. Skutek bedzie podobny. Jasne, mozna chlupnac wybielacza, ale po co ryzykowac wypryski, uczulenia, egzemy, skoro stare, dobre zelazko naprawde rozprasuje mikroby. Poza tym blakajac sie po szpitalach, widzialam na wlasne oczy, jak pacjenci/pacjentki pozbywali sie grzybicy pochwy, stop, liszajow, parchow, czy innych chronicznych pryszczy, bo zamiast recepty na anty i grzybiotyki tudziez masci ze sterydami - dostawali recepte na uzywanie zelazka. I dlatego, mimo, ze mi sie nie chce, nie lubie i w tym czasie moglabym wymyslac dynamit - prasuje.
      I uprzedzajac komentarze typu 'troche bakterii jeszcze nikomu nie zaszkodzilo', 'odbilo, ci kaczka, nie mozna zyc w sterylnym swiecie', 'nie prasuje od czterdziestu lat i zaden pryszcz, ani grzyb mnie nie porosl', etc. - jesli masz sprawny uklad immuno to faktycznie kwestia tego, czy lubisz ubrania z kupa, czy nie. Pewnego dnia jednak, uklad immuno nawet najlepszy moze sie zaciac, wiec osobiscie wole dmuchac na zimne.
      Koniec wykladu :-) jesli ktos jest zainteresowany tekstami zrodlowymi, wie gdzie mnie szukac.
      PS Poza tym nie ma nic przyjemniejszego niz wyprasowana posciel przelozona lawenda :-) Idealem byloby wykrochmalic. och!

      Usuń
  5. Ach, proszę, nie stawiajmy Środy w roli ikony feminizmu. Feminizm jest zróżnicowany, tyle się w nim mieści: od środopodobnych liberałek, przez uspołecznione Graff i podobne, przez akademiczki, po działaczki związków zawodowych, to wszystko okraszone feminizmem pro-life. Przestańmy więc nadawać taką twarz "polskiemu feminizmowi", bo to szkodliwe upraszczanie i pożywka dla stereotypów, dobry grunt dla "nie jestem feministką, ale..."

    Ja jestem feministką, bo wierzę, że wyrównywanie szans jest ważne, bo uważam, że trzeba pomóc ludziom zwyczajowo niesłyszanym przebić się do publicznych dyskusji. I daleko jestem z tym feminizmem od Środy, która mówi tylko o kobietach w polityce, zapominając zupełnie o tym, że jest tyle do zrobienia w kwestii codzienności. Ona jest tak silnie zanurzona w neoliberalnej idei samosterownej jednostki, kowalu własnego losu, że nie zauważa szeregu społecznych, kulturowych i ekonomicznych ograniczeń. A dla mnie to właśnie one są tu kluczowe i o nich trzeba mówić. I naprawdę, da się to zrobić bez deprecjonowania macierzyństwa, religii czy innych osobistych doświadczeń i emocji.

    Adrianna

    OdpowiedzUsuń
  6. "Feminizm chce czegoś więcej" otóż właśnie - mniej ikon.
    I bardzo mnie rozbawiłaś Zimno "odcedzaniem z kąpieli" :-))))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, do zmywarki też trzeba załadować naczynia, ale ale...
    najpierw trzeba wyciagnąć wczesniej umyte, poukładać.
    Z pralką podobnie.
    To są fajne czynności, można wtedy, albo o niczym nie myśleć ("nie myśleć" w znaczeniu "wyłączyć się", odpocząć od myśli... co to ja jeszcze miałam...)
    lub jak kto woli, właśnie chwilę POMYŚLEĆ.. co to ja jeszcze miałam..... :-)

    Życzę mniej stresów na tych, którzy układaja słowa, po to by nakręcić innych do
    rozstrząsania, manipulowania.
    Zgadzam się z Zimnem, że dom i praca, choc to dwie rózne strony życia, są równie ważne.

    Pozdrawiam! Lafemka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzieki wierze w równość i przez to, że mówiłam, że w nocy chcę chcę spać nie prasować zostaliśmy z dziećmi sami. Tamta ma 12 lat mniej, czas na zainteresowania i chyba nie ma pralki bo ciuchy mąż jeszcze pierze w domu. I gdyby nie dzieci feministycznie uniosła się honorem i wyjechała. Teraz tkwię pomiędzy nim a dziećmi, ze świadomością zmarnowanych 17 lat. Chcę mi się wyć, ryczeć i umrzeć ale muszę dzieci na trening zawieźć.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja nawet mam jej książkę. Ale ona, hm, jak to ująć, "jest oderwana od bazy w terenie". Albo nigdy nią nie była. Tekst o zmywarce mnie powalił. Oczywiście, pralka sprawia, że pranie i prasowanie zajmuje nam łącznie 2 godziny tygodniowo zamiast całego dnia. Ale ktoś te dwie godziny spędzić musi. Itd.
    W sumie najbardziej mnie denerwuje, że nazywa się feministką. Bo ja się czuję feministką. A ona wydaje mi się w tej chwili sztandarowym przykładem upupiania kobiet przez kobietę, rozumienia feminizmu jako gry według reguł zastanego świata. I braku tolerancji.

    @Orgranicza nas tylko wyobraźnia... - przykro mi z powodu twojej sytuacji. Myślisz, że jakbyś nie wierzyla w równość, twój mąż by nie odszedł? I chciałabyś zapłacić taką cenę (wierzyć, że jesteś kimś gorszym i że on ma prawo uważać cię za kogoś gorszego) za bycie z nim? Trzymaj się bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  10. po lekturze w sobotę wywiadu ze środą, wywieszająv na balkonie trzecią pralkę prania między odcedzaniem ziemniaków a opalaniem schabowych na patelni, poczułam to, co ty. że autorytet zrobił pod siebie. i nie zamierza posprzątać, bo przecież od tego jest umyślna pani. kto wie? może w każdą środę?
    pozdrawiam, yana

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzień dobry
    walnę mocno - nie cierpię Środy. Pomijąc to, jak jest niestetyczna, jest przede wszystkim cholernie egoistyczna, totalnie nieobiektywna i nie może reprezentować żadnej większości, bo gardzi ludźmi, zwłaszcza normalnymi kobietami, które jednak lubią swoje dzieci i chciałyby poświęcić im trochę czasu. Pamiętam jej peany nad żłobkami, wynikało, że to szczęście największe w najczystszej postaci. Pewnie czuć, jak jad z słów moich się sączy, ale staram się pocieszyć, aby nie było Ci Zimno żal wcale tego upadłego autorytetu. Szczerze mówiąc, nigdy nie powinna nim być dla Ciebie. Ty dal niej - tak:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja. Też jej nie cierpię, mimo że w zasadzie identyfikuję się ze stroną, którą ona reprezentuje. Nie potrafię znieść sposobu, w jaki prowadzi dyskusje, jak zacietrzewiona baba z Bazaru Różyckiego. Nie trawię jej absolutnej niechęci/ niemożliwości wyjścia poza własne "ja" i swoją sytuację. Nie lubię jej nieumiejętności słuchania. Mam taką spiskową teorię, że w mediach lansują ją ci, którzy chcą feminizm i problematykę kobiecą ośmieszyć. Bo chyba tylko kosmitka potrafiłaby się identyfikować z tą babą.
      joa

      Usuń
  12. podzielam wiele poglądów Magdaleny Środy. Jednak jej poglądy wyrazone w wywiadzie, z którym polemizujesz są dla mnie trudne do zrozumienia.
    Mam trójke dzieci w wieku przedszkolnym i pracuję na dwóch etatach. Ba, mam nawet zmywarkę i pralkę. W dodatku nie prasuję (dziecięcych z założenia a koszule prasuje sobie mąż). Mam takie samo podejście do potrzeby pracy jak wyraziłaś i do macierzyństwa również. I mimo równego podziału obowiązków, który mamy z mężem (dostosowanego do naszych zajęć i umiejętności), mimo jego ogromnej empatii i otwartości na moje potrzeby, uważam, że godzenie przeze mnie pracy i wychowania dzieci jest najtrudniejszym moim doświadczeniem życiowym.

    Pozdrawiam serdecznie i przystępuje do grona stałych czytelniczek.

    ps. w domu jest ciągle brudno, mało gotuję i nie mam czasu dla męża ale za to ciągle segreguję pranie, nastawiam pralkę, rozwieszam pranie, zdejmuję ze sznura, składam i wkładam w odpowiednie szuflady, ładuję zmywarkę, rozładowuję zmywarkę. Padam o 23. Jestem feministką.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zawsze uważałam, że każdy powinien mieć osobistą "żonę" ewentualnie oddaną babcię, która robiła by wszystko, co konieczne w domu (najlepiej niezauważanie, w tzw. "tle"). Nie mam żony ani babci za to posiadam trójkę dzieci i pełnoetatową pracę poza domem. Jedno słowo do autorki - rozumiem...

    OdpowiedzUsuń
  14. Fascynuje mnie to, że tak inteligentna kobieta jest przekonana, że każdego stać na pralkę, zmywarkę i panią do sprzątania. Otóż: nie każdego. Nie każdy żyje w Warszawie i nie każdy zarabia parę tysięcy. Znakomita większość polskich kobiet nadal sama sprząta, sama zmywa i sama ogarnia (albo raczej stara się ogarnąć) rodzinę. Wkurza mnie ten oderwany od rzeczywistości feminizm w wydaniu warszawsko- salonowym...

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja piorę, rozwieszam, gotuję odcedzam sprzątam i wstaję w nocy do wymiotujących dzieci. To nie kwestia jakichś wydumanych słów tylko szacunku i poczucia wspólnego obowiązku. I nie rozumiem jak może być inaczej. A dlaczego przy tym nie można płaszcza podać bez bycia spalonym wzrokiem i w drzwiach przepuścić z uśmiechem bez oskarżenia o seksizm - tego nie rozumiem :)
    Pozdrawiam
    W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! No właśnie!

      Przy okazji - czy po ugotowaniu obiadu na 2 dni, uśpieniu dzieci (no dobra, wspólnie z lepszą połową) i rozwieszeniu prania też mogę się tytułować feministką? Przedziwne określenie - raz stosowane jako obelga i kij do bicia, raz - jako dyplom zasługi :-)

      Dobranoc

      Usuń
  16. Fascynuje mnie to, że tak inteligentna kobieta jest przekonana, że każdego stać na pralkę, zmywarkę i panią do sprzątania. Otóż: nie każdego. Nie każdy żyje w Warszawie i nie każdy zarabia parę tysięcy złotych. Znakomita większość polskich kobiet nadal sama sprząta, sama zmywa (a nie wkłada do zmywarki) i sama ogarnia (albo raczej stara się ogarnąć) rodzinny chaos. Dodatkowo marzeniem większości kobiet wcale nie jest (i Bogu dzięki!) dziecko przed komputerem. Wkurza mnie ten prezentowany przez Panią Środę feminizm w wydaniu warszawsko- salonowym...

    OdpowiedzUsuń
  17. "By cokolwiek zmienić, by równość stała się faktem, potrzeba udziału kobiet we władzy. "
    Jakoś wcale nie jestem przekonana, biorąc pod uwagę kontekst "pewnej pani sprzątającej"...

    OdpowiedzUsuń
  18. Moją pierwszą myślą było właśnie - a kto sprząta Pani Sprzątającej?
    Mam wrażenie, że pani Środa, mimo całej swojej inteligencji, nie zauważyła, że jednak większość kobiet to właśnie te Panie Sprzątające, Panie Sprzedające i Panie Produkujące, które nie mają zmywarki, ani pomocy domowej (i nie jest to decyzja wynikająca z konserwatywnych poglądów ;)). Ona tych kobiet poprostu nie zauważa. Jest ponad.
    Ale może to dobrze, że nikt nie jest idealny? ;)
    Dobra, idę prać, prasować, zmywać i gotować. To takie łatwe! :)
    K.

    OdpowiedzUsuń
  19. Mnie Środa już swego czasu rozwaliła stwierdzeniem, że urlopy wychowawcze czy macierzyńskie nie sa potrzebne, bo dzieci się lepiej hoduje, ehm, wychowuje w placówkach. Te słowa to już poza jakąkolwiek krytyką. Ja tę panią sprzątająca mam a i tak gonie w piętkę i ledwo nadążam z życiem:(

    OdpowiedzUsuń
  20. A mnie się wydaje, że p. Środa po prostu myli pojęcia. Sądząc po tu i ówdzie pojawiających się poglądach nt. wychowania (rezygnacja z urlopu macierzyńskiego - prawnie, zdaje się, niemożliwa; dziecko w żłobku, starsze dziecko przed komputerem) nie ma tu w rzeczywistości mowy o ŁĄCZENIU pracy z wychowaniem dzieci, która dla wszystkich tu wypowiadających się oznacza próbę zachowania jakiejś równowagi (i poczytam na dobranoc, i referat przygotuję), lecz absolutne uprzywilejowanie pracy zawodowej kosztem życia rodzinnego. I wtedy się zgadza, zmywarka, pralka i komputer załatwią wszystko.Niech to jednak zostanie powiedziane wprost.
    P.Środa nigdy nie była moim autorytetem, ale uważałam ją za osobę o odważnych i bliskich mi poglądach. Rzeczywiście, naiwność - teraz wydaje mi się z lekka kosmitką (te zmywarki i panie sprzątające w każdym domu!).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @MW, mam wrażenie, że trafiłaś w sedno. To nie o to chodzi, żeby zrezygnować ze wszystkiego, co upierdliwe, mozolne i niewdzięczne (pranie, zmywanie, sprzątanie, prasowanie, gotowanie i wcale nie takie ostatnie - wychowywanie dzieci) bądź scedować to za wynagrodzeniem na kogoś. To nie jest łączenie. I jakkolwiek uważam, że placówki edukacyjne mają niebagatelny sens w wychowaniu, tak większą mam satysfakcję z rozwoju mojego dziecka niż z referatu.

      Usuń
  21. Nie umiałam ująć w słowa niesmaku jaki pozostał mi po przeczytaniu tego wywiadu. Ależ byłam naiwna wyklaskuję na trzy. Dzika i Yana piszą moim głosem. Cieszę się, Zimno, że nie pozostawiłaś sprawy bez echa.

    OdpowiedzUsuń
  22. Cieszę się że nie tylko ja tak pomyślałam czytając ten wywiad. i towarzyszyło mi podobne rozczarowanie- czytałam zarówno wiele felietonów jak i książek pani Środy i dotychczas jakoś...ale byłam naiwna.

    OdpowiedzUsuń
  23. Też czytałam ten wywiad i zadałam sobie pytanie o realia, w których żyje pani profesor.

    OdpowiedzUsuń
  24. Zimno - trafiasz w punkt!
    mnie ten wywiad też zniechęcił do pani profesor - poprzednia rozmowa z obcasow.
    Można mieć pogląd że dziecko przez instytucje się dobrze wychowa ale nie należy tego poglądu jako wzoru stawiać wszystkim matkom!
    Jako matka dwojga - już dużych podstawówka i koniec przedszkola - pewne rzeczy mam już z górki - ale wciąż otwierają się inne nowe wyzwania rodzicielskie.
    pracuję zawodowo - intensywnie, wracam dość późno
    Mąż dzieci odbiera, wozi
    widzimy się czasem dopiero przy kolacji albo i po.
    mam dla siebie 2 wyjścia w tygodniu na fitness, a mąż w inne dni na swoje sporty.
    ciągle piorę,gotuję, sprzątamy wszyscy - dzieci już pewne rzeczy robią - hurra wyjmują naczynia ze zmywarki i zdejmują prawnie --- ale i tak ciągle nie mamy czasu dla siebie. Dla dzieci też go nie jest zbyt wiele - bo szkoła trening lekcje itp
    Nie mam pani sprzątającej -kiedyś miałam ale kredyt duży ciśnie,

    ale za to mam męża pracującego na uczelni - to nie jest praca od 8 do 16. czasem jest jej więcej czasem mniej, można swobodniej gospodarować czasem niż pracując na etacie od-do.

    Poza tym mam wrażenie, że macierzystwo w wykonaniu pani Środy nie jest dla niej tak bardzo ważne jak jej praca, bądćź nie przewartościowało jej zycia tak jak wielu kobietom - w tym też tym wykształconym, pracującym intensywnie zawodowo.
    Szkoda tylko że przez tę jednowymiarowość własnego doświadczenia pani Środa wskazuje podobną ścieżkę jako tę jedyną właściwą dla kobiet deprecjonując, takie odnoszę wrażenie, wybór kobiet które chcą zająć się wychowaniem swoich małych dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  25. Amen - generalnie się zgadzam.
    Łączenie jest trudne, pralka sama nie pierze, pani nie zawsze posprząta i instytucje nie wychowają.

    Poczucie, że pani Środa mieszka na innej planecie nie jest mi obce.

    Coś chciałabym dodać w temacie feminizmu. Feminizm zaczyna się w głowie.

    "Kwestią jest niska społeczna wartość tej roboty, traktowanie tych wszystkich niezbędnych do jako-takiego życia działań jako nie-pracy, zrzucanie ich na wyłączne barki kobiet."

    Gdyby faceci brali większy udział w pracach domowych, to zyskałyby one na wartości. Ale kto zwala te prace na barki kobiet? W konkretnym małżeństwie konkretnych dwojga ludzi?
    W konkretnym małżeństwie konkretnych dwojga ludzi to jest sprawa, o którą można, warto - i trzeba, moim zdaniem - zawalczyć.
    Dlaczegóż to w związku, w którym obie strony pracują zawodowo na pełny etat, facet nie mógłby przejąć na swoje barki tego przysłowiowego wstawiania prania? Gotowania? Planowania obiadu na następny dzień? Nawet po powrocie z podróży służbowej?
    To się (doświadczenie własne) przynajmniej w niektórych przypadkach daje ustalić. Warto próbować. Warto rozmawiać.

    Po to, by móc nadal wzdychać, ale już wspólnie z mężem - tak, łączenie jest cholernie trudne:-)

    Być może jednak wiąże się to z innym wątkiem, który się na blogu przewija - wątkiem prymuski. Być może mamy wbite do głowy (przez kulturę i wychowanie), że pewne czynności kobieta wykona lepiej niż mężczyzna i - jako prymuskom - jest nam się trudno zgodzić na potencjalne obniżenie standardów.
    Z drugiej strony standardy przy trzecim dziecku i tak ulegają obniżeniu.

    A z trzeciej strony - może to jednak nam podświadomie przeszkadza? Może boimy się, że nasi faceci "zniewieścieja"? Czy wypada się przyznawać do tego, że mąż wstawia pranie? I gotuje (tak codziennie, nie od święta)?


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Goldina, amen :)

      Opinia Środy wynika pewnie tez z ...wieku. Jak sie ma dorosłe dziecko, mieszka sie samej lub z mężem, to liczba koniecznych czynności domowych bardzo spada. Taki przywilej starszej, zamoznej osoby ;) nijak sie nie przekladajacy na realia przeciętnej polskiej 30, 40-latki. Szkoda, ze Środa tego nie widzi.
      Poza tym ona przedstawia pewien jeden konkretny model feminizmu.
      Mój jest zgoła inny i pewnie nieźle byśmy sie pogryzly w dyskusji, choć obie wyznajemy niby te sama "wiarę" ;)

      Ale oczywiscie dom należy dzielić z facetem, nie brać wszystkiego na siebie, odpusczac firanki, prasowanie, pucowanie, "prymuske" wystawic za drzwi a dbać o siebie - swoje szczęście, czas, sen, rozwój, harmonie. Czasem pobyć w ciszy.
      Nie zaslaniac sie zadna rola - praowniczki, polityczki, matki, gospodyni domowej.
      To tylko role, ktore pelnimy przez jakis czas. Nie ma co sie za nie zabijac i tracic siebie. Bo tylko to jest w życiu ważne - mieć poczucie sensu i prawdy swojego zycia.
      "Ja" to nie tylko rola, która pełnię, wiec moge sobie odpuścić perfekcjonizm, a znaleźć przyjemność z pełnienia jej. Ze świadomością, ze za kilka lat bedzie co innego.
      Bardzo polecam Wam książkę Joan Borysenko "ksiega zycia kobiety" - daje cudowny dystans do wielu spraw i pokazuje, jak nasze zycie sie zmienia i ze nie warto "zarżynac" sie na żadnym z etapów.

      Usuń
  26. O, czyli jestem bardziej konserwatywna od najbardziej konserwatywnej konserwatystki. Na szczęście wystarczy, że kupię zmywarkę do naczyń, a otworzy się przede mną Nowy, Wspaniały Świat.

    OdpowiedzUsuń
  27. Praca jest dla istnienia w społeczeństwie? To jest wytarty frazes feministyczny. Mężczyzna i kobieta nie istnieją jeśli nie pracują? Ksiądz nie istnieje? Kobieta opiekująca się dzieckiem nie istnieje? Dlaczego powielasz myśl, że żeby istnieć trzeba mieć płatną robotę?

    OdpowiedzUsuń
  28. no dobra.ale czy po powrocie z delegacji TRZEBA oprzniac zmywarke i prasowac ciuchy? nie trzeba. bo to mesjanizm. nie mzoan robic wszystkiego. ja odbieram argumenty Środy , moze troche rzucone za szybko inaczej. wiecie co. oburzacie sie wszystkie.ale moja babcia ktora miala dzieci w czasie i po wojnie, pracowala zawodowo do 18. jej dzieci chodzily z kluczem na szyi do wieczora. musialy same sobie podgrzewac obiad, rano biegaly o swicie po mleko , wieczorem po chleb do piekarni . prala frania. moja babcia nie miala zmywarki, sklepu 24h, mleka w kartonie , pralki z 1000 obrotow. a jednak pracowala i miala dzieci. probowalyscie tak? nie miec tych udogodnien i pracowac? moze by tak jak w latach 50. jedna para butow, dwie pary spodni i 2 koszule. posciel do gotowania. i praca od 7 do 18. plus dzieci na stanie. dzieci tez obiektywnie mowiac nei mialy zajec pozalekcyjnych na ktore nie trzeba bylo je wozic.bawily sie same. ja jednak wybieram te , obecny czasy. wole miec w domu meza ktore razem ze mna ogarnia chaos.

    /ag




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimie jasne, że było trudniej, tylko te dzieci wtedy wychowywały się jakoś i wszystko jakoś się układało i to życie jakoś się toczyło. A ja nie chcę, żeby u mnie było jakoś, tylko żeby było maksymalnie dobrze. Chcę mieć wpływ na wychowanie moich dzieci, nie chcę, żeby starsze wychowywały młodsze, żeby samopas z kluczem biegały itd., itp.

      Usuń
    2. zawsze jest cos za cos. chodzi mi o to ze zawsze bylo trudno pracowac i wychowywac jednoczesnie. teraz mogloby byc latwiej bo mamy rozne pomoce ktorych nasi przodkowie nie mieli a jednak sami sobie to utrudniamy. ja nie chce zeby u mnie bylo MAKSYMALNIE dobrze , bo nie chce zostac zgorzkniala kobieta , ktora ma ciagle poczucie ze z czyms nie wyrabia. nie ma obiadu? to zjedzmy pizze. nie wypralam? to ubierz cos innego.


      /ag

      Usuń
    3. Jeśli chodzi o obiad i ubranie mam takie samo podejści. Maksymalnie dobrze u mnie dotyczy tylko dzieci:) Pewnie, że zawsze było trudno, tylko że wcześniej (nie mówię, że wszyscy) ale jednak sporo ludzi żyło w większych wspólnach - matka (i ojciec) nie była zdana tylko na siebie. Nie przypominam sobie z mojego dzieciństwa dzieci, gdzie nie było rodziców przez 10 godzin dziennie w domu, w przedszkolu o 16 to już jedno-dwoje dzieci zostawało itd.

      Usuń
  29. Ja sie troche wylamie.
    Jestem beznadziejna matka, zona, tworczynia domu.
    Jak wracam z podrozy sluzbowej nie rzucam sie do obiadu na nastepny dzien. Jak zasypiam nie planuje zakupow spozywczych, tylko planuje wyjscie z dziewczynami na winko. ;-)
    W ogole nie prasuje. Nie mam firanek.
    Co gorsza, potrafie w sobote sie uwalic w pizamie w samym srodku syfu i pijac kawe, czytac gazete. Wraz z mezem. Moje dzieci na pewno na tym cierpia, wiem. Ucze ich, ze moj odpoczynek jest wazniejszy od sciery.
    Nie jestem w tym ani lepsza, ani gorsza od tych, ktore maja pieknie w domu i trzydaniowe obiady. Jestem zadowolona, to dla mnie i mojej rodziny najwazniejsze.

    Uwazam, ze Srodzie o co innego chodzilo. Ze trzeba dac sobie luz, ze dosyc juz robienia z zycia domowego takiego Ciezaru Nie do Uniesienia.
    Ale to nie licuje z wizerunkiem Matki Polki Meczennicy, ktora czolga sie, ale te sto pierogow ulepi. I paznokcie umaluje na koniec.
    A Pani Sprzatajacej nie zatrudni, bo jest pelna wspolczucia i uwaza, ze bezrobotna Pani Sprzatajaca niech sobie prasuje/sprzata u siebie w domu, za darmo.

    Moze Sroda sie niezrecznie wyrazila, moze jestesmy wszystkie przemeczone, moze juz czas na urlop. Ale nie linczujmy tutaj sensownej kobiety, ktora jednak duzo robi dla ruchu feministycznego w polsce. Nie ma tysiecy kobiet, ktore moga ja zastapic. Czy musi byc zawsze tak, ze to kobiety kopia kobiete? Blagam Was!!!!

    Czy nie mozemy raczej podyskutowac o Fibaku???!!!!!
    Pozdrawiam!!!! :-)
    dosk

    OdpowiedzUsuń
  30. dosk .o to mi chodzi wlasnie. dokladnie z ust mi wyjelas. ja tez nie mam firan. i mam balagan w szafach ktory o zgrozo widza moje dzieci.


    /ag

    OdpowiedzUsuń
  31. ja też godzę. co prawda nie rozmnożyłam się aż tak obficie jak Ty drogie Zimno, ale pracuję, nie mam na miejscu babci ani mamy, mityczna "pani do sprzątania" jawiąca się tu jako symbol bóg wie jakiego luksusu superwielkomiejskiej klasy upper średniej, odwiedza mój dom raz w tygodniu i kosztuje to 70 złotych, a ogarnia 200 metrów z prasowaniem. wyjmuję ze zmywarki, wieszam pranie, gotuję co drugi dzień.. dowożę córkę do szkoły 20 km, bo taką odległą sobie wybrała, mąż na projekcie to tu to tam, więc generalnie większość czasu jestem sama z dziećmi.. i naprawdę nie rozumiem tego jęczenia. czytam. chodzę do teatru. pijemy z koleżankami w Dylemacie, na ciepłe weekendy wypadamy do Mielna, brnę przez doktorat.
    i pamiętam moją babcię. od rana na nogach. krojącą makaron, przerabiającą sukienki na starej maszynie, taszczacą siaty z zakupami po odstaniu godzin w kolejce w "delikatesach".. tłumaczącą mi matematykę, która w ósmej klasie była na mocno wyższym poziomie niż dzisiaj w gimnazjum. mamy lepiej Zimno. wyluzujmy. od spinania się co najwyżej chwycą nas skurcze.. Środę uwielbiam. a zmywarki tanieją ;)

    OdpowiedzUsuń