W wywiadzie z Tomaszem Kwaśniewskim Zygmunt Bauman robi - jak zawsze - zajmującą wykładnię internetu i trafnie opowiada o tym, że ludzie lgną do portali społecznościowych, żeby zaspokoić swoje potrzeby emocjonalne, „potrzebę uspołecznienia, bycia w towarzystwie, dzielenia się uczuciami, nawet najintymniejszymi”. „Ludzie garną się do internetu dlatego, że im nie wychodzi takie życie, w którym mogliby być pewni, że ich nie odtrącą, nie wykopią, nie skażą na banicję, a w internecie obiecuje się im gwarantowane towarzystwo.” A później jest jeszcze o własności intelektualnej („Jeśli ja panu dam dolara i pan mi da dolara, to każdy z nas ma po jednym dolarze. Ale jak ja panu dam myśl i pan mi da myśl, to każdy z nas ma dwie myśli. Na tym właśnie polega różnica między kradzieżą dolara i przyswojeniem sobie myśli czy melodii.") i o gadżetach kompensujących poczucie wyobcowania.
A to mi przypomina pewną parę, której się niedawno przyglądałam, ukradkiem. Lubię patrzeć na obcych ludzi przy śniadaniu, śniadanie obnaża głębiej, niż kolacja. Do kolacji w hotelowej restauracji goście nadciągają w makijażach, krawatach, wyreżyserowani na pseudo- albo i na nie-pseudo eleganta. Teatrzyk, eau de parfum i wysokie obcasy. Na śniadaniach noszą jeszcze ślady snu, naturalność nie roztartą goleniem albo podkładem. Ospale napominają rozbrykane dzieci, wymieniają niedokończone czułości, socjologicznie - nic ponad śniadania.
Para zza sąsiedniego stolika przyciągała uwagę. Kobieta, w płynnych granicach czterdziestki, tuż przed, albo tuż po, wysoka i postawna, nie piękna, ale intrygująca i bardzo zadbana. Szczupłymi palcami odrywała kawałki bułki [ten silny, władczy gest!], obierała jajko. Jej towarzysz, bodaj w tym samym wieku, co bogdanka, ciacho w typie Clooneya, dzięki siwiźnie wytrawniejszy, niż kiedy miał z dwadzieścia lat, metroseksualnie odziany w górę pasującą do dołu i to w kilku warstwach, a na dobitkę jeszcze fantazyjnie zamotany w szalik. Sprawiali wrażenie pary z rynku wtórnego [cóż, mam skazę wymyślania fikcyjnych życiorysów nieznanym, ale oni nie byli małżeństwem od siedemnastu lat, choć bez wątpienia w relacji].
A więc kobieta odrywała strzępy bułki, kawałek po kawałku i miażdżyła je białymi zębami, pełna ekspozycja zgryzu za każdym razem, zanurzała łyżeczkę w jajku na miękko, esencja celebracji.
Mężczyzna raz po raz pogryzał piętrową kanapkę. Popijał kawę kącikiem ust. Absorbowało go nie śniadanie, ale iPhone. Charakterystycznym gestem rozgarniał nieistniejące po płaskim wyświetlaczu i się uśmiechał albo gniewnie marszczył do wskazań i odzewów zabawki. Napomniany przez towarzyszkę, odwrócił ekranik w jej stronę [a przy okazji tak, że mi ułatwił łypanie]. Przeglądał zdjęcia. Niedobre, szerokie plany, banalne ujęcia okolicznych pejzaży, katalog, jak myślę, „dzień wczorajszy i co w ciągu niego porabialiśmy”. Nic specjalnego, w istocie, ale dla niego to było i tak lepsze od towarzystwa tu i teraz atrakcyjnej kochanki.
Smutna story przy śniadaniu.
Nie jestem bez grzechu i też przecież skalana cyfryzacją. Rejestruję i oglądam post factum zarejestrowane, tracąc - niewątpliwie - własne tu i teraz. Mam konto, a nawet dwa, na fejsie, mam bloga, kupuję w necie, płacąc z konta w wirtualnym banku. Ale nadal wolę smak świeżego chleba od „pokaż obrazy dla chleb” (tak, banalna parabola, ale co ja poradzę).
Khkeh, pokrzepiłam się.
PS. Za pełną netową wersję wywiadu z prof. Baumanem oczywiście trzeba, rzecz jasna, zapłacić ;)
A to mi przypomina pewną parę, której się niedawno przyglądałam, ukradkiem. Lubię patrzeć na obcych ludzi przy śniadaniu, śniadanie obnaża głębiej, niż kolacja. Do kolacji w hotelowej restauracji goście nadciągają w makijażach, krawatach, wyreżyserowani na pseudo- albo i na nie-pseudo eleganta. Teatrzyk, eau de parfum i wysokie obcasy. Na śniadaniach noszą jeszcze ślady snu, naturalność nie roztartą goleniem albo podkładem. Ospale napominają rozbrykane dzieci, wymieniają niedokończone czułości, socjologicznie - nic ponad śniadania.
Para zza sąsiedniego stolika przyciągała uwagę. Kobieta, w płynnych granicach czterdziestki, tuż przed, albo tuż po, wysoka i postawna, nie piękna, ale intrygująca i bardzo zadbana. Szczupłymi palcami odrywała kawałki bułki [ten silny, władczy gest!], obierała jajko. Jej towarzysz, bodaj w tym samym wieku, co bogdanka, ciacho w typie Clooneya, dzięki siwiźnie wytrawniejszy, niż kiedy miał z dwadzieścia lat, metroseksualnie odziany w górę pasującą do dołu i to w kilku warstwach, a na dobitkę jeszcze fantazyjnie zamotany w szalik. Sprawiali wrażenie pary z rynku wtórnego [cóż, mam skazę wymyślania fikcyjnych życiorysów nieznanym, ale oni nie byli małżeństwem od siedemnastu lat, choć bez wątpienia w relacji].
A więc kobieta odrywała strzępy bułki, kawałek po kawałku i miażdżyła je białymi zębami, pełna ekspozycja zgryzu za każdym razem, zanurzała łyżeczkę w jajku na miękko, esencja celebracji.
Mężczyzna raz po raz pogryzał piętrową kanapkę. Popijał kawę kącikiem ust. Absorbowało go nie śniadanie, ale iPhone. Charakterystycznym gestem rozgarniał nieistniejące po płaskim wyświetlaczu i się uśmiechał albo gniewnie marszczył do wskazań i odzewów zabawki. Napomniany przez towarzyszkę, odwrócił ekranik w jej stronę [a przy okazji tak, że mi ułatwił łypanie]. Przeglądał zdjęcia. Niedobre, szerokie plany, banalne ujęcia okolicznych pejzaży, katalog, jak myślę, „dzień wczorajszy i co w ciągu niego porabialiśmy”. Nic specjalnego, w istocie, ale dla niego to było i tak lepsze od towarzystwa tu i teraz atrakcyjnej kochanki.
Smutna story przy śniadaniu.
Nie jestem bez grzechu i też przecież skalana cyfryzacją. Rejestruję i oglądam post factum zarejestrowane, tracąc - niewątpliwie - własne tu i teraz. Mam konto, a nawet dwa, na fejsie, mam bloga, kupuję w necie, płacąc z konta w wirtualnym banku. Ale nadal wolę smak świeżego chleba od „pokaż obrazy dla chleb” (tak, banalna parabola, ale co ja poradzę).
Khkeh, pokrzepiłam się.
PS. Za pełną netową wersję wywiadu z prof. Baumanem oczywiście trzeba, rzecz jasna, zapłacić ;)
"Popijał kawę kącikiem ust."
OdpowiedzUsuńPo prostu bez podkładu do zeszytu humoru szkolnego. Zimno, jesteś wielka jak się dajesz wrobić w PISA-NIE"
PS. I nie ulało mu się na szalik? Doprawdy, ciacho.
Wiesz, od pewnego czasu prowadzę bloga, w którym rejestruję kolejne fazy rozwoju pąka. Oczywiście na zdjęciach. Fotografuję codziennie, ostatnio nawet dwa razy dziennie. I powiem Ci, że robienie zdjęć pozwoliło mi na odkrycie wielu rzeczy w moim otoczeniu, o których nie miałam pojęcia, że są albo jak dokładnie wyglądają. Teraz przypatruję się uważnie, chłonę, na wyprawach fotograficznych pozwalam chwilom trwać, tak po prostu. Zdjęcia nie oddzielają mnie od realu. mam wrażenie, że real wchłaniam cała swoją skórą nawet...
OdpowiedzUsuńTak jakoś to czuję. Wiem, że nie do końca to zgodne z tematem notki, ale trochę tak.
I też wiem, znam, rozumiem mechanizm "odraczania" przeżywania zdarzeń do momentu oglądania fotografii, trochę analiz na ten temat czytałam też.
a propos ps'a-Ciebie też to uderzyło?wczoraj zwabiona Baumanem zaczęłam czytać wersję w internecie i zastanowiło mnie co na to Bauman że po paru akapitach pojawia się informacja że dalej to w papierowym wydaniu, za kasę. jak to ma się do jego myśli (z którymi odnośnie praw autorskich nie do końca się zgadzam. widzę pewien błąd logiczny.ale to na marginesie).
OdpowiedzUsuńpara przy śniadaniu- smutne, naprawdę. jakiś czas temu, w pięknych okolicznościach przyrody słyszałam pełną dzikich wrzasków awanturę o to kto zapomniał komórki (z aparatem)- wynikało z niej że samo patrzenie na w/w okoliczności wprost się nie liczy.też przykre.
Przyznaję, że dzisiejsza notka wzbudziła we mnie duże, negatywne zdziwienie.
OdpowiedzUsuńW moim odczuciu została tu nakreślona nie pewna sytuacja, ale zupełnie subiektywna interpretacja pewnej widzianej sytuacji. Celem tejże wydaje mi się być ocena jej bohatera i porównanie go z sobą.
Przyznaję, że to porównanie wzbudziło we mnie spory niesmak. Sugeruje wg mnie ono myśl, iż jesteśmy podobni w tym niedobrym, ale w jednej kwestii na pewno "ja jestem lepsza". Sugeruje więc pewną wyższość mnie nad drugim człowiekiem. I z tej wyższości ma wynikać pokrzepienie...
Vau Ki
Poproszę o więcej takich obserwacji, bo z racji wykluczenia wzrokowego nie mam możliwości takiego patrzenia na ludzi, a Ty w swoich notkach ujawniasz sfery przeze mnie nieodkryte, przez co fascynujące.
OdpowiedzUsuńTak, zdecydowanie smaczny wywiad. W przeciwieństwie do" obrazów dla chleb".
OdpowiedzUsuńSwoją drogą "chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj" brzmi odrobinę jak komenda. Enter.
Ps. Lubię Twój zmysł obserwacji.
=> zorka: a ja lubię Twój :)
Usuńmamy klub wzajemnej.
ale co tam :)
chciałam tylko dodać, że na "Prowincjonaliach 2012" na otwarcie festiwalnu jako pierwszy został pokazany dokument pt. "Miłość, Europa, świat Zygmunta Baumana", jako pokaz specjalny. w porównaniu do wszystkiego, co widzieliśmy później, był to jeden z najlpeszych filmów, jaki tam obejrzeliśmy. sam profesor to niezwykły człowiek i Jego "tłumaczenie" świata - przynajmniej dla mnie - jest niezykle interesujące:-)
OdpowiedzUsuńScenka smutna dla obserwatorki nie musi taką być dla jej bohaterki. Wydaje mi się, że "rynek wtórny" nie mówiąc o "podziemiu gospodarczym" rządzi się zupełnie innymi prawami. Oczekiwanie na błyskotliwą wymianę poglądów o Baumanie na pierwsze śniadanie jest nieco na wyrost. I mam nieodparte wrażenie, że Pani od władczych gestów w pełni kontroluje sytuację a Zimno miało rzadką okazję obserwacji "szalikowca" z nieco popuszczonymi cuglami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Maryjan S.
podziwiam ludzi będących pewnymi swych myśli i ukonstytuowanymi w swych poglądach.ja mam wątpliwości i się trochę już pogubiłam.powinnam brać pieniądze bezwzględnie za spektakle, gdyż się w ten sposób cenię i szanuję, czy nie powinnam, a wystarczać mi powinno podziwianie mojej sztuki i przekazywanie w świat...
OdpowiedzUsuńja tez lubię Twoje podglądactwo ;-))
Ja w ogóle nie na temat, ale od jakiegoś czasu myślę sobie, że jest pewna regularność w życiu Twym (2003-2006-2009, chyba dobrze pamiętam?), mocna z matmy nie jestem, ale wychodzi mi, że i "2012" też powinno się coś wydarzyć, hę? ;) Bądź konsekwentna, co nie?
OdpowiedzUsuńGorcula
muszę przyznać, że nie do końca rozumiem Wasze komentarze pod tą notką.
OdpowiedzUsuńz pewnością coś źle napisałam i w tym tkwi błąd.
Owszem, trzeba. I jakoś się nie porwałam, gdy przyszło do pytania o ewentualną zapłatę za książki starego hipisa, który posuwa się za daleko.
OdpowiedzUsuńA teraz idę czytać komentarze, bo mnie to, co stąd widzę, zaintrygowało. Ach, to życie innych nieznajomych ludzi ;).
Mania Rawicz