piątek, 28 października 2011

2.023

Z rozkoszną satysfakcją czytałam wczorajszy felieton Krzysztofa Vargi [i to nie tylko dlatego, że punkt wyjścia tekstu w Zygmuncie Baumanie z definicji zmiękcza mi percepcję].
Wyborna rzecz!


Tydzień temu doświadczyłam niejakiej żenady, z trudem trawiąc
peany zachwytu Pauliny Reiter nad rzekomo artystowskim wymiarem „rozliczania się z rodziną” - ewentualnie z samym sobą - przez artystów zamienicie debiutujących w stołecznych galeriach. Co prawda nie stawiłam osobiście czoła dziełu sprowadzającemu się do filmowej relacji z biegu artysty z rodzicami przez obrotowe drzwi supermarketu [co jest rzekomo alegorią ucieczki tychże przed sobą a jednocześnie ich nierozłączności, sam opis wydarzenia zachęca jak-nie-wiem-co], więc punkt wyjścia do ewentualnej krytyki mam mierny, ale w istocie nie chodzi ani o ten konkretny film, którego nie widziałam, ani nie o tamten z operacji ekstrakcji jąder [och, naturalismo!]. Fascynujący jest sam temat kulturalnego supermarketu w internecie/we współczesnym świecie, co z grubsza jest tożsame. Chyba.

Bo czy „rozliczanie się z sobą” [albo z własną rodziną] w sztukach wizualnych nie jest czymś na kształt blogowej wersji sztuki, czymkolwiek by ona nie była? A przecież bloga każdy może, lepiej lub gorzej. Każdy nosi w sobie własną historię, bolesną, banalną, miałką albo dramatyczną, niektórzy zresztą w tym samym etui, w którym mają rozliczenie się ze sobą, z matką albo z ojcem, z nieaktualnym partnerem, z przeszłością, z kolegą/z koleżanką, ze zmarłymi, których źle pożegnał.

Nie jestem natomiast pewna, czy opowiedzenie własnej historii jest już sztuką, olaboga [rzecz jasna wbijam sobie tym samym coś na kształt samobója, ale po dziewięciu latach czas się wzbić na poważną refleksję]. Są oczywiście wyjątki i dzienniki
Virginii Woolf albo pamiętniki Iwaszkiewicza, ale artystyczny kaliber „własnych historii” po większej części jest, jak na moje oko, wątpliwy.

Sztuka jest fikcją, magią, jest umiejętnością opowieści. I z pewnością w dużej części wypadków bazuje na indywidualnym doświadczeniu, ale opowieściom z życia w funkcji 1:1 bliżej pewnie do bełkotu, niż do arcydzieła.


Więc z pokorą obrabiam mój ogródek, ten na odświeżająco
białym tle też i nie mam pretensji do ponadczasowego wymiaru historii z udziałem własnych zstępnych. Co prawda gorliwie się zgadzam z tezą, że dzieci i rodziców łączy amalgamat niezbędności i pragnienia rejterady, ale nie zamierzam się z tym udawać w obrotowe drzwi supermarketu.

Powiedziałam.
Natchniona porywającą prozą felietonową Krzysztofa V. ;)




… a teraz pomiziać złote, śpiące główki autorskiej produkcji nieletnich - czyż nie optymalnie szmirowate zwieńczenie monologu o tandecie?




13 komentarzy:

  1. Z pewnością przed Facebookiem historia była tak samo blisko życia, tyle, że nie każdy mógł (i chciał) ją upublicznić.
    A z rodziną i za sobą najlepiej rozliczać się... w sobie, we własnym wnętrzu, a nie przy pomocy wyrafinowanych technik ekshibicjonistycznych, doprawdy.

    A wiesz kochana, że ja podobno nie istnieję?
    Bo nie ma mnie na Facebooku (ale podejrzałam portal, uczciwie się przyznaję)!
    Koniec - idę się pociąć, przegrałam życie - nie ma mnie!:D

    Mizianie złotych śpiących główek jest optymalnym życiowym zwieńczeniem monologu o tandecie.
    Mizianie jest kropką nad codziennym "i".
    A jak pachną te złotowłose i ciemnowłose - jak pachną, kiedy śpią...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znów czwarty, czy to opóźnienie moderacyjne? K. Varga jak zwykle - powiew świeżego powietrza. Mogę wyobrazić sobie, że oglądam wspomniany film z operacji z zaciekawieniem, ale wolałbym wtedy, by go kręcił chirurg - instruktor, a nie artysta zainteresowany odpowiednią proporcją czerwieni w kadrze... Brrr

    A o starych mistrzach trzeba by kiedyś dłużej - teraz muszę z dziećmi na basen...

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasem by się chciało do Ciebie wysłać mejla na prajwa a tu lipa, nie ma adresu.

    OdpowiedzUsuń
  4. A za mizianie blond główek oddam całe Centrum Sztuki Współczesnej (tylko niech Zamek Ujazdowki zostawią)

    OdpowiedzUsuń
  5. a bełkotem/samobójem/urazem wzroku jeszcze mocniejszym jest zawieranie w "opowieściach z życia w funkcji 1:1 " myśli o tym, co bełkotem jest, a co arcydziełem.

    litości!

    k.

    OdpowiedzUsuń
  6. ja się ze wszystkim, co napisał KV, zgadzam.
    też jestem po stronie staroci. (albo raczej po stronie nie stania po żadnej stronie.)

    nie zgadzam się z formą, w jaką to ubrał (najbardziej z puentą). nie podoba mi się argumentacja ad personam - Reiter to, Reiter tamto. można bez tego. Bauman na początku zobowiązuje. i wydźwięk byłby mniej partykularny, bardziej uniwersalny.

    no ale nie wszyscy możemy "lubić to" i fajnie, że mamy - tu - taką opcję.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  7. tak, tak i tak. dobrze że jeszcze ktoś nawołuje do jakiegoś opamiętania w tym obłędzie.
    (ale mnie też się nie podobało wytykanie ad personam)

    OdpowiedzUsuń
  8. => ds i => Justynka: dlaczego uważacie, że Varga pisze ad personam? po prostu odnosi się do tez felietonu (a nie do wyglądu pani P.R.)
    w odniesieniu się do cudzych poglądów nie ma nic niewłaściwego ani obraźliwego

    co Was zniesmaczyło?



    polemika felietonistów wyborczej na temat sztuki nowoczesnej, zainicjowana zresztą przez Vargę, ma szersze tło.
    początek był tu: http://wyborcza.pl/1,99494,10157966,Naiwnosc_Nieznalskiej__czyli_felieton_umoralniajacy.html?bo=1
    tu gromy:
    http://wyborcza.pl/1,99069,10189378,Przerazajacy_eksces_wolnosci.html
    i komentarz socjologa:
    http://wyborcza.pl/1,112588,10287125,Dlaczego_nie_rozumiemy_sztuki_wspolczesnej_.html


    => Marta: zimno_blog@interia.pl


    => Goldie: och, główki ;))))


    => Karolina: przekleństwo moderacji, niestety


    => Dorothea: Mark Elliot Zuckerberg twierdzi, że nie istniejesz?
    a co on tam wie?


    => dora: si!





    z.

    OdpowiedzUsuń
  9. konkretnie zniesmaczyło mnie natężenie "Reiter, Reiter" występujące w puencie felietonu KV. odnoszenie się do cudzych poglądów zawsze mile widziane (a wśród felietonistów nawet wskazane i zalecane), a jednak mam wrażenie, że można czynić to z większą klasą, niż posługując się zdaniami typu: "Tamtego życia, ponieważ - Reiter pewnie o tym nie wie - przed Facebookiem też istniało życie". no to jest jednak trochę ad personami, bo implikuje a) głupotę b) młodość rozumianą - jakżeby inaczej - jako wada. (przypomina mi zresztą trochę dyskusję nad książką Tochmana w TP, w której główne zarzuty Szczygła co do pewnej pani psycholog dotyczyły głównie tego, że jest młoda i ładnie wygląda na zdjęciu, więc w żadnym razie wypowiadać się sensownie nie może.)

    tylko tyle. wymagam więcej od kogoś, kto się ogłasza, że gra w lidze "staroci" (z Baumanem w roli trenera).

    (ta wizja mnie teraz rozmiękczyła i nici z meritum.)

    aczkolwiek rozumiem prawa nie do końca merytorycznego felietonowania. retorycznie wyszło na piątkę z plusem.

    ps. czy już wyrażałam swój entuzjazm z powodu możliwości komentowania/widzenia komentarzy? o radości, o swobodo! zimno, nie damy Ci spokoju. uściski :)

    OdpowiedzUsuń
  10. sztuka lustrem naszym. coraz więcej obnażania, chęci zaistnienia i przekonania o własnej wyjątkowości oraz talencie. Mamy sztukę wysoką to możemy mieć i niską)) jak tym razem.

    OdpowiedzUsuń
  11. A gdzie Bauman ma punkt wyjścia tekstu?
    Bez przesady znowu, nie każde (nomen omen) pierdnięcie jest sztuką, nawet jeżeli jest opowieścią o grochówce. Ale w dzisiejszej dobie Pudelka, no cóż. I blogi się ma za literaturę.

    OdpowiedzUsuń