Być może to skutek przedłużającej się epoki lodowcowej, powodem może być piąty miesiąc ujemnych temperatur i powoli – szczęśliwie – już ustępującej ciemności. Tak czy inaczej - rozjuszają mnie najbanalniejsze okoliczności, w czwartek – tłusty - rozsierdza mnie hegemonia lukrowanych pączków na regałach cukierni (ciastko z jabłkiem, wróć!) a od poniedziałku do piątku irytuje mnie reforma szkolna.
Owszem, Erna idzie we wrześniu do szkoły, tak, Erna ma pięć lat.
I pecha, że się urodziła w 2006, w roku eksperymentalnym, za rok jej rówieśnicy, wszyscy, bez względu na poziom rozwoju pomaszerują do pierwszej klasy. Mówię temu – fuj.
Co prawda bazuję wyłącznie na pojedynczym doświadczeniu Nowego Człowieka (wzmocnionym cudzym doświadczeniem, o którym wiem z rozmów), ale z całą mocą twierdzę, że zerówka nie jest do niczego, zerówka może być jak rytuał przejścia, jak miękkie wśliźnięcie się w erę szkoły.
Słabo widzę pierwszą klasę, tornistry, ławki, dzwonek co 45 minut i zadania domowe w wykonaniu ludzi, którzy dopiero co przyczłapali z przedszkola. Chcę dla Erny taryfy ulgowej, dywanika na końcu sali, szafy z zabawkami, nie mam zamiaru symulować, że Erna marzy o lekcjach kaligrafii i o systemowej nauce czytania teraz/zaraz i już.
Dlatego Erna idzie do zerówki.
Bo mnie irytuje reforma szkolna.
Minął tłusty czwartek, ciastka z jabłkami na powrót pojawiły się w obrocie. Nie widać niestety kresu reformom.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
- Mama, - pyta Erna. – a jaką pjacę ty mi pjoponujesz?Lubię jej niezłomną świadomość i wiarę, że jest stworzona do wszystkiego, a nie na przykład wyłącznie do miłego dla oka wyglądu.
- Sama wybierzesz, - mówię. – kiedy dorośniesz.
Później pytam, kim by chciała być.
- Kombojką, - bez zastanowienia odpowiada Erna. – któja podjóżuje po całym świecie, ajbo podjóżnikiem.
- Fajnie. – mówię.
- Bo bym chciała napisać, - wzdycha Erna, z pasją gestykuluje. – książkę o zwierzętach, jak już wszystko wypodjóżuje …
… lubię też jej poczucie, że można wszystko i że gdzieś jest kres i pełnia, że można wszystko zwiedzić, wszystko przeczytać/napisać i wszystko zrozumieć.
Skrupulatnie notuję na karteluszku jej słowa. Słowa są istotne a nie trwają długo. Łapię efemeryczne sytuacje na dostępnych kawałku papieru.
- Mama! – Erna wbija we mnie oskarżycielski paluszek. – Ja widziałam, jak ty piszesz na moich pjacach z pszedszkoja!Hm. Tak. Owszem.
- Widziałam, jak pisałaś! – ciągnie Erna. Mars pomiął jej rysy, zmarszczył czoło.
Nowy Człowiek podnosi głowę.
- No i co z tego? – pyta.
Erna opuszcza i unosi ręce, desperacko uderza się w uda, przewraca parą zdesperowanych oczu. Jęczy:
- Aje to są moje pamiątki!
Gdybyśmy przechowywali wszystkie, za pół roku musiałabym wynająć halę wielkopowierzchniową i tam zorganizować magazyn.
- Zrobisz sobie nowe. – rzeczowo radzi Nowy Człowiek.
- Ale ja później już nie bende tak umieć!!! – wyje Erna.
Więc może jednak ma świadomość, że omnipotencja właściwa dzieciństwu jest przejściowa?
;)
- Mama! – na swojej długości fali nadaje Silny. – MAAA-MAAA!
Prawdopodobnie utknął na trójkołowcu, umie tylko do przodu.
- Mama, - Erna mnie ciągnie za poły. – Piki woła cię! Podobno ma jakieś spjawy …
Cóż, gnam je rozwiązać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz