Nic.
A zaraz potem cały kadr wypełnia rumiana buzia, dwa rzędy bielusieńkich zębów.
- Mama! – radośnie oznajmia buzia.
Szybko zamykam oczy.
Nic.
Znów miła ciemność. Gonię za snem.
Łups!
Rumiana buzia i dwie pulchne ręce w mięciusiej piżamce wprost spod puchowej kołderki przytargały i wertują książeczkę.
- Bum! Bum! – mówi buzia. Książka jest o waleniu w bęben. - Bum! Bum! Mama! – cieszy się Silny.
Prask!
Silny ciska we mnie woluminem.
To znaczy - zdecydowanym gestem mi podsuwa lekturę pod zaspany nos. Sztywna kartonowa oprawa parkuje między moim łukiem brwiowym a policzkiem. Jest szósta pięćdziesiąt siedem.
Sobota.
Czytać!
.
.
.
- Mama, złe wieści – po lewej i nieco na południowy wschód łóżka śpi, jak się okazuje, Erna. Teraz się nerwowo mości pod strzępem nakrycia. – Mama, złe wieści, - jęczy. – Piki się tutaj zmieścił!Silny odważnie trawersuje posłanie to w prawo, to w lewo, nie zważając na czeluście i parowy licznych kończyn i korpusów pod nakryciem.
- Piki mi tutaj wszedł i mnie budzi! Mama! – skarży się Erna. – Mama, weź go!
- Maaa-maaa! – radośnie nawołuje Silny.
Komuna. Tumult od świtu. Anarchia poduszek, jaśków i kocyków. Dziecinnych skarpetek. Szklanek i butelek z piciem. Nogi, ręce, żądania, eskalacja jęków. Natychmiast się zerwać! W tej chwili pobiec do życia!
Miłego, spokojnego weekendu!
------------------------------------------------------------------------------
- Mama, - zainteresowała się Erna. Od góry jest już kompletnie ubrana, za to od dołu niezbyt. – a jak stjasz poziajna popsika wodą policjanta, to będzie miała kaje?Ciekawe, że Ernę interesują niemal te same absurdalnie niemożliwe tematy, które zajmowały jej starszego brata w analogicznym wieku.
Chrząkam i pomrukuję, wsuwam Silnego w spodenki. Proszę Ernę o doprecyzowanie stanu faktycznego.
- No jak na przykład by sie paliło i zapomniałoby sie wyłączyć i policjant by przyszedł …
Na szczęście zjawisko „mama, a ja mam masę ciekawych pytań do ciebie” jest u nas mocno dynamiczne. Nie da się wyczerpać tematu bo ---
- MAAA-MAAA! – wrzeszczy Erna. – a Din rzuca moim kotečkiem!!!
Problem wygląda poważnie, a Silny chce już pójść jeść. Pluszaki śmigają w powietrzu a nielaty przypuszczają - raz jedno, raz drugie - ofensywę.
- A ty rzucałaś jego? – pytam.
- Tak, - bez namysłu odparowuje Erna. – aje to Din zaczął!
Nowy Człowiek się czai gdzieś między drzwiami łazienki a balustradą pierwszego piętra, dynamicznie obstawia Święty Szaniec Dina.
A później Erna odmawia rajstop.
- Aje dja mnie józiowy jest OHYDNY! – się krzywi.
- Ale dlaczego? – pytam.
Dotąd różowy był w miarę ok, bez szaleństwa, ale i bez sprzeciwów.
- Bo jest dja małych dzidzi, - prycha Erna. – a ja nie jestem już małą dzidzią!
- A jaki kolor jest dobry? – pytam.
- Niebieski! – odpowiada Erna. – Aje jasno.
- Dlaczego?
- Bo mam niebieskie oczy … - rozmarza, rozczula się Erna.
Nowy Człowiek ma swoje pięć minut przy obiedzie - pięć minut czy wręcz całe trzydzieści. Najpierw nie daje się przekonać do moich placków ziemniaczanych. Później dźga je niechętnie, jakby się ze strony dania spodziewał aktów agresji. Wreszcie z ociąganiem degustuje. Zjada jednego, drugiego …
- Dobre? – pytam.
- Nie są najgorsze. – odpowiada Nowy Człowiek, żując wystygłe naleśniki. Patrzy we mnie jasnym, szczerym wzrokiem Bardzo Uprzejmego Dziecka. - Ale ja już jadłem lepsze w moim życiu.
Miłego, rozkosznego weekendu!
I dużo odpoczynku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz