- Mama, - Erna mówi w uniesieniu. – a ja bende mogła mieć tojt z konikiem filly?Patrzę podejrzliwie.
- … z jednojożcem tym … - ciągnie Erna. – najważniejszym …?
- Eee tam, - krzywię się. - z konikiem?
Erna ma lepszy pomysł, natychmiast.
- … ajbo z Majiją. – rzuca. Gestykuluje obficie. – tak, bende miała z Majiją!
To dopiero byłby tort!
- Erno, a może po prostu tort z kremem? Ze śmietaną? Albo z galaretką?I świeczką ;)
Erna kręci nosem, marzy o torcie maryjnym. Wykonuje nawet – błyskawicznie – poglądowy szkic. Jest długo, faliście, niebiesko.
- Mama, a jak kogoś są urodziny kto umajł, – rzecze. – to trzeba mu jobić i dawać pjezenty w niebie i modlić sie.
- Mhm, - mówię. Bujna religijność Erny onieśmiela. – mhm. A jak się daje prezenty w niebie?
- No po pjostu się idzie tam, gdzie jest gjób – spokojnie tłumaczy mi Erna. – i kładzie się tam pjezent.
A później się szuka elementów kultu pogańskiego w kodzie genetycznym? Bo z jakiego innego źródła ta wiedza?
Tak, macierzyństwo bywa wszechstronnie kształcącą inwestycją.
***
Wszyscy chcemy światła, słońca, powietrza i ruchu - tak nielaty, jak rodzice.
I owszem - jest jaśniej!, jest cieplej! (acz to, co na zewnątrz wiosną nadal jeszcze nie jest).
I owszem - jest jaśniej!, jest cieplej! (acz to, co na zewnątrz wiosną nadal jeszcze nie jest).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz